Na samym wstępie powiem, że trudno mi uwierzyć w winę kardynała. I nie dlatego, że moja ciocia bywała u niego na obiadach, ponieważ ofiarowała sporą sumę na katedrę, a Pell poczuwał się do wdzięczności. Był tylko mały kłopot, ciocia nie lubiła baraniny i z kuchni musiano przynosić inne danie. Nie mogę jakoś uwierzyć w jego winę, bo cała ta chaotyczna kampania przeciwko kardynałowi przypomina raczej nagonkę, a nie solidnie udokumentowane postępowanie sądowe. Wytoczony mu proces, oparty na poszlakach a wątpliwych dowodach, ma jakby znamiona zemsty za słowa wypowiedziane przez niego kiedyś pod adresem gejów: „Bóg stworzył Adama i Ewę, a nie dwóch Adamów”! Eleganckie i dowcipne dictum, którego jednak mu nie darowano.
LGBT stara się też skompromitować Kościół, który jest jeszcze jakąś ostoją cywilizacji i tradycji. W Polsce przykładem antykościelnej ofensywy ( obok kabotyńskiego filmu „Ksiądz”) jest bezprawne usunięcie pomnika ks. Jankowskiego, chociaż nie otrzymano ani jednego donosu w/s rzekomej pedofilii prałata. Proces wytoczony Pellowi jest jakby szyty grubymi nićmi, a oskarżyciele gonią w piętkę. Najpierw zarzucają kardynałowi molestowanie chłopców po mszy w zakrystii, a potem – gdy absurd tej sytuacji unieważnia zarzuty - zmieniają treść oskarżenia, by uczynić je bardziej prawdopodobnym. Pokazano to w „Four Corners” ( 4 marca br.). Nagonka i medialne manipulacje przybrały rózne formy.
Tendencyjna książka Luizy Milligan tworzy tło dla sformułowania wyroku, który adwokat Richter określił jako „perverse verdict”, a wielu widzi w tym procesie nie „prosecution”, lecz „persecution”. I zamiast „open trial” trwa agresja wobec niego za zamkniętymi drzwiami. Pella broni pismo „Quadrant”, natomiast archidiecezja w Melbourne jest przeciwna nawet modlitwom za kardynała (!), zaskakuje ta niezbyt chrześcijańska postawa. Domniemanie niewinności jednak istnieje w prawie, czego też nie bierze pod uwagę nienawistna piosenka Toma Minchina sprzed chyba dwóch lat - to najbardziej wrzaskliwy dowód nagonki.
Do tematu wrócimy w miarę rozwoju sytuacji, zapowiedziano już apelację od wyroku, który prawdopodobie zapadnie jutro. O ile znowu coś się im nie zmieni. Dziś natomiast dziwi to, że Pell na ostateczny werdykt musi czekać za kratkami jak pospolity morderca. A oskarżenia i świadectwa wydają się mocno naciągane i niesmaczne, nie pasują do profilu kardynała, jego credo i osobistej kultury.
Marek Baterowicz
|