Wirydyanna Kwilecka-Fiszerowa. Mal. Stanisław Karwowski |
| Powóz – po dłuższej drodze - zatrzymał się w końcu przed okazałą rezydencją Zeltnerów, konie parskały rytmicznie jakby podrażnione padającą mżawką. Słońce ukryło się za szarymi chmurami, pędzonymi wiatrem. Wirydianna narzuciła płaszcz i wysiadła, otwierając parasolkę. - A poranek zapowiadał ładny dzień! No cóż, paryskie kaprysy pogody...- pomyślała, rzuciła kilka monet woźnicy i przyśpieszyła kroku. Bramy uchylił portier w liberii. - Madame życzy widzieć się z Generałem ? - Exactement, j’ai une lettre... - Veuillez d’entrer, je lui dirai… Szli przez puste pokoje, w których nie było prawie mebli, wreszcie stanęli u zamkniętych drzwi. Służący zapukał ostrożnie. - Monsieur le Général, une dame ... - Attendez, je me lève… Za drzwiami usłyszała hałas, potem skrzypienie podłogi, a za chwilę na progu stanął Kościuszko. - Madame, pani pozwoli...Z kim mam przyjemność ? - Wirydianna Kwilecka...Radolińska z rodu...a oto liścik od księżnej Sapieżyny... - O, jakże miło od drogich mi osób dostać wieści...- i Kościuszko skwapliwie rozciął kopertę srebrnym nożykiem – Może pani spocznie ?
Wirydianna usiadła w jednym z foteli chłonąc łapczywym wzrokiem postać Kościuszki. Od tylu lat spotkać go było jej wielkim marzeniem. I nagle spostrzegła, że znane jej portrety niezbyt wiernie oddawały podobieństwo jego rysów. W rzeczywistości były one bardziej delikatne, być może z upływem czasu i nadmiaru cierpień jego fizjonomia ulegała pewnej erozji tak jak skała drążone wiatrem, słońcem i deszczem. Kościuszko przebiegł oczyma pismo i złożył je na stoliku. - Naczelniku, o tej chwili marzyłam... - Pani hrabino, w Paryżu zowią mnie generałem...tak się jakoś utarło, bo nie wiedzą jaką chwilę noszę w moim sercu...tamtą, gdym przysięgał na rynku krakowskim... - Generale czy naczelniku, jest nam waćpan bohaterem i aniołem wolności...
- Zawstydzasz mnie pani...choć tak niewiele brakło! Gdyby pod Maciejowicami odsiecz Ponińskiego doszła kilka godzin wcześniej...ale nie godzi się przy damie rozprawiać o armatnim prochu...A co sprowadza do Paryża ? - Zjechałam tu dla spraw wielu, aliści wszystkie one pretekstem dla tej jednej, by duszę moją uradować waćpana konterfektem żywym! - Piękniejszych słów nad Sekwaną jeszczem nie usłyszał...Czym zasłużyłem na łaskawość waćpani ? - O to pytaj waść samej Polski – jak długa i szeroka... - Była kiedyś szeroka i długa...lecz mniemanie, iż wolnością tylko stoi było może szlachetne, atoli bez fundamentu... dziś wiemy już, że pospolitym ruszeniem niełatwo bić regularne armie! Pomimo męstwa kosynierów...i innych regimentów! - Naczelniku czy jenerale – wtrąciła Wirydianna – byłabym zapomniała przeprosić za zbyt wczesne odwiedziny, zerwałam może ze snu ? - O nie, bynajmniej...już prawie południe, jeno wzorem Kartezjusza czasem pracuję w łóżku! – zaśmiał się lekko Kościuszko i dorzucil polano do kominka – dni mamy już chłodne to i trzeba ogrzać moje dormitorium...Bóg panią sprowadził, bo za kilka dni zamierzałem wyjechać do posiadłości Zeltnerów pod Paryżem...Nie wiem czy pani wie, że pan Zeltner był ministrem Helwetów w stolicy Francji i tak sobie to upodobał, że poślubił paryżankę, mademoiselle Angelikę Drouyn de Vaudeuil de Lhuys! Ja z kolei upodobałem sobie ich dom i dach tu wynajmuję. Gospodarze też przyjaźń mi okazują, a najmłodszą córeczkę nazwali po mnie...Thadea! Urocze, prawda ? - Istotnie, charmant...to wielkie szczęście, z dala od ojczyzny, czuć się jak w rodzinie... – dorzuciła Kwilecka i nagle dostrzegła jakby cień przemknął po twarzy Kościuszki. Pożałowała więc tych słów, które może poruszyły dawne jakieś wspomnienia.
Kościuszko szybko opanował się, stał przed nią wyprostowany niczym żołnierz idący do bitwy, z torsem wysuniętym, obliczem skupionym jakby ważył w sobie myśli ukryte przed światem. Średniego wzrostu i szczupły, stał przed nią kołysząc puklami siwiejących włosów. Jego charakterystyczny, lekko zadarty, nos dodawał figlarności obliczu, okrytemu zmarszczkami. A para przenikliwych i dobrotliwych źrenic ujmowała każdego, kto zamienił z nim parę zdań.
- Pani hrabino – przerwał milczenie – chciałoby się przywołać ducha któregoś z naszych królów, by spytać go o przyszłość Polski...aleć to grzech wielki byłby, tedy w żart obróćmy moje słowa... - A gdyby nie w żart ? To kogo z monarchów przywołałbyś, jenerale ? - Może ostatniego króla – Stanisława Augusta...A wprzódy spytałbym go, co dosypano mu do filiżanki ulubionego bulionu, po której zmarł w niedługim czasie...w Pałacu Marmurowym w Petersburgu... - Prze Bóg! Zali został otruty ? W tej samej chwili zastukano do drzwi anonsując gościa z Ameryki.
Ambasador Robert Livingstone. Mal. Gilbert Stuart |
- Ambasador Livingstone do pana generała! - Prosimy! – ożywił się Kościuszko i sam otworzył drzwi, witając serdecznie przybysza. - Przyjacielu, mam list od Jeffersona, przekazuję co rychlej...A ode mnie egzemplarz naszej konstytucji, nowa to edycja. Jakże skromny to upominek dla naszego generała za tyle serca, coś nam okazał przed laty...I ty ją też wywalczyłeś! - Ogromne dzięki! – i Kościuszko z należytą czcią oglądał podarunek – Mój Boże, dziwne są wyroki Opatrzności...Wasza konstytucja wędruje po świecie i służy obywatelom Stanów Zjednoczonych, a naszą przeklęto, zaś Rosjanie konfiskowali lub wykupywali jej kopie, by ślad wszelki po niej zaginął! - Ale nie zaginie, przyjdzie jeszcze dzień jej chwały, drogi Kościuszko! – przerwał mu Livingstone z naciskiem – dzieje narodów to upadki i wzloty! - Oh, mon ami, ale czy ja tego doczekam ? – spytał Kościuszko, patrząc ze smutkiem na swoich gości. – ale, ale...pozwól, że przedstawię nowoprzybyłą do Paryża hrabinę Wirydiannę Kwilecką. Oto ona w całej krasie swej urody...
- I ja podziwiam, z pewnością doda blasku salonom tej stolicy...A propos, zapraszam was oboje...w sobotę wydajemy bal! Ne manquez pas à venir! A teraz śpieszę dalej, życzę miłego dnia! - O, mój drogi, miałem ruszyć pod Paryż do moich zacnych gospodarzy, a tu bal się kroi... - Wykluczone, nie możesz nas zawieść! Czy wiesz ile osób pragnie pogwarzyć z tobą ? - Doskonale, nie zawiodę. Mój wyjazd nie był tam zapowiedziany, więc nic się nie stanie, gdy innym razem zrobię im niespodziankę... - Otóż to, a zatem czekamy!
Po wyjściu Livingstone’a zapadła cisza. Wirydianna nie wiedziała, czy wypada jej przedłużać pierwszą wizytę, a Kościuszko wahał się czy otworzyć list od Jeffersona. W końcu odłożył kopertę na stolik stojący przy łóżku i wyjął z kredensu dwa kieliszki. - Nasze spotkanie musimy uczcić toastem! Rewolucja na szczęście nie zniszczyła winnic, które od stuleci dostarczały przedniego wina Francuzom! I Kościuszko napełniał kielichy. - Oto wino z okolic Beaucaire, w pobliżu Tarascon...z pays du Gard, niedaleko Arles...proszę zauważyć, iż jest niemal barwy bursztynu, choć zwane rosé, a smakiem przypomina...a zresztą to już waćpani sama odgadnie...Za nasze szczęśliwe spotkanie w Paryżu!
Wirydianna podniosła się z fotela przyjmując kielich. - Istotnie, wino godne takiej chwili!...Ale i zapach ma rozkoszny, jakby brzoskwiniowy...a smak ? Nie wiem – czyżby poziomek ? Niełatwo dociec...a może to moja słowiańska dusza doszukuje się w nim poziomek z naszych lasów ? A tak naprawdę jest to tylko smak przepalonych słońcem winogron ? - Subtelnie to waćpani ujęła, przyznam się, że i ja gubię się w domysłach...Za krótko jestem we Francji, by odróżniać te aromaty i smaki...Łatwiej idzie z serami, a najlepiej degustować owoce...Proszę się częstować, jabłka i gruszki do wyboru...a nawet śliwy i winogrona! - Może nieco winogron...z ciekawości dla tego urodzaju! - I co pani powiesz o miłym ambasadorze z Ameryki ? - Serdeczny i otwarty jak rozmaryn na dłoni jak mówią w moich stronach! A szarmancki do tego i głowę ma nie od parady...To pewne! - W samej rzeczy, Amerykanie to ludzie prości a niezepsuci przez wieki intryg i mezaliansów, że tak powiem trochę żartem...I trzymają się swojej konstytucji! Ten naród kiedyś wykwitnie wysoko...Skoro wygrali wojnę z Anglią, choć niezupełnie sami... - A co z Francją będzie ? Te rewolucyjne rzezie przejmują do dzisiaj lękiem i odrazą... - O, pani...Mnie to mówisz ? Ilem się starał, by uratować księżnę Rozalię Lubomirską od gilotyny...Daremnie słałem umyślnego z listem do Robespierre’a...Daremnie i sam Lubomirski do Francji pojechał... Córka jej, dziewczę jeszcze, żegnało matkę w kazamatach...cud, że się nad tym kwiatuszkiem zlitowali! - Prze Bóg! A cóż im księżna nasza przewiniła ? - Podobno knowała z rojalistami, w co nie wierzę...Politykować było jej ostatnim marzeniem!
Rozalia z Chodkiewiczów księżna Lubomirska jako Girl with a Dove, mal. Anna Rajecka |
- Słabo mi...- i Wirydianna odstawiła kielich, pochylając się nad stolikiem.
Kościuszko podtrzymał ją w jednej chwili. - Proszę spocząć w fotelu, niebacznie wspomniałem... Podać wodę ? - Jeśli łaska... - Żałuję po stokroć, iż mówiłem o tej tragedii...Już ani słowa więcej! Bóg przyjął ją do grona aniołów i stamtąd na nas spogląda... - Z pewnością...Tak jak i przyjął dusze pomordowanych przez Rosjan w Warszawie ... - O, pani ile mszy już odprawiono za nich... – tu Kościuszko zasłonił oczy dłonią – a ja sam ile razy modliłem się za ich dusze...Czy już lepiej ? Może podać kompres ? I Kościuszko zamoczył chustkę, po czym dotknął nią czoła Wirydianny. - Prawie zemdlałam...Mój Boże, jaki ambaras... - Nic to, któż by zniósł spokojnie opowieść o takim nieszczęściu... - Zimno mi...- ciałem Wirydianny wstrząsały dreszcze. - Usiądźmy bliżej kominka...- i Kościuszko dorzucił drewna do ognia. Wzleciały iskry. - Może wina ? Powinno rozgrzać ? - Najpierw wody, proszę... Kościuszko przyniósł szklankę i owoce.Wirydianna wypiła wodę i zerwała kilka winogron. - Taka konfuzja... - Ależ droga pani, znam mężów w boju zaprawionych, którym ta historia łzy wyciskała... - Biedna Rozalia... – i odkładając szklankę, strąciła ze stolika wieżę – Widzę, że waszmość grał tu z kimś w szachy ?
- W istocie, figury stoją na szachownicy tak jak skończyliśmy grę w marszałkiem Masséna...Był tu przedwczoraj, a ciekawość mnie brała, aby znaleźć inne, może lepsze, ruchy dla obrony... - A kto wygrał tę bitwę ? - Zgodziliśmy się na rozejm, a zatem nie było zwycięzcy...- odparł Kościuszko, zadowolony, że coś pozwoli teraz zapomnieć Wirydiannie o tragedii księżnej Lubomirskiej – i podniósł białą wieżę z dywanu. - Widzę, że nie wszyscy marszałkowie francuscy w polu, nastanie kres tych wojen ? - Tego przewidzieć się nie da...Pokój w tym roku podpisano, Austriacy przegrali kilka bitew, ale nie ustapią. A gdy o marszałku mowa, to w przyszłym tygodniu zaprasza mnie na obiad. Czy zrobi mi pani zaszczyt i pójdzie ze mną do Massény ? Powinna pani poznać paryskie salony... - Ależ nie wiem...przecież ja go nie znam... - Nic to, mam przywilej być u niego z osobą zaproszoną podług mego wyboru... Wirydianna uśmiechnęła się: - Jeśli tak, to z przyjemnością...- i zerwała znowu kilka winogron. - Ale, ale...- wtrącił Kościuszko – zapomnieliśmy wypić toast za szczęśliwy pobyt pani w Paryżu! A wino w kieichach dawno rozlane czeka na spełnienie... - O, rzeczywiście...Widzę w tym, generale, antyczny obyczaj a także szczególną chwilę tego szczęśliwego dnia, w którym poznałam waćpana...Od tylu lat o tym marzyłam, a tu w dodatku mam i obietnicę nowych spotkań! Jakże się nie cieszyć i nie spełnić toastu? - I za powodzenie podczas dni paryskich! – dodał Kościuszko, trąciwszy kielichy. Potem Wirydianna, z gracją wielkiej damy odstawiła niedopity kielich, mówiąc: - Tę drogocenną dla mnie chwilę, jenerale, chciałabym rozciągnąć w czasie jak najdłużej, przeto nie wypiłam wszystkiego duszkiem... - Oczywiście, lecz to zmusza mnie, aby dolać sobie wina...- rzekł generał patrząc na swój pusty kielich. – Uczynię to z radością! A gdyby wino nie rozgrzało jak należy, proszę się okryć tą narzutą... - Z serca dziękuję za tyle troski...Pogoda w Paryżu też kapryśna, raz słońce, a potem deszcz! - Tak to bywa, zwłaszcza jesienią. A w jakich stronach Paryża waćpani się zatrzymała ? - Narazie można mnie znaleźć przy rue de Vaugirard, opodal Jardin de Luxembourg ...
- A zatem tam przyjadę po panią w sobotę i razem pojedziemy na bal do Amerykanów! A jak długo zabawi pani w Paryżu ? - Tego jeszcze przewidzieć nie potrafię, a zresztą wszystko w ręku Boga... - Prawda to, i Jemu też się polecamy...
- A propos ...czy w Paryżu mówi się jeszcze o Bogu ? Słyszałam, że nie tylko króla ścięli i królową, ale i Boga wygnali z kościołów, a w katedrze Notre Dame jakąś boginię Rozumu postawili ? - O, pani, a Robespierre nawet ustanowił święto Najwyższej Istoty,co nie wstrzymało gilotyny! Rabowano kościoły, a terror trwał dalej... Zdławili też bezlitośnie powstanie w Wandei, gdzie lud chciał żyć w spokoju i wyznawać wiarę przodków...modlić się do Jezusa i Maryji...okrutna ta wojna trwała kilka lat! Oszczędzę pani opisu... - Jenerale, to straszne...czuję znowu dreszcze...czy ten naród bez Boga nie zatraci się w występkach nikczemnych ? - Hrabino, narazie muszą bronić granic i ćwiczą się w cnocie heroizmu, ale później kto wie ? Naród ten z upływem czasu zagubi się i rozcieńczy, bo odwrócili się od Boga...To prawie pewne, dziś jednak ratują Francuzów jeszcze iskry geniuszu z przeszłości, lecz na ile to wystarczy ? - ...i ten geniusz jest z Napoleonem? - Bonaparte urodził się z tym geniuszem, zresztą na Korsyce, ale służy mu on tylko na polach bitew, a to za mało...Bowiem na ostrzu miecza nie da się oprzeć państwa dla gospodarzy, którzy potrzebują lemieszy...A co niedzielę garnka z kurą i rosołem! Rozumiał to kiedyś król Henryk IV, ale to było dawno, któż dziś o tym pamięta ? - No właśnie, minęły wieki...Ale jakieś ślady pozostały w starych kronikach, księgach... - Tak, ocaleje i nasza konstytucja 3 Maja, bo kiedyś rodacy się o nią upomną! Rację ma nasz przyjaciel Livingstone...Czas taki kiedyś nadejdzie! - Czy za naszego życia, jenerale ? - Nie wiem, pani...wszystko jest w ręku Boga! Ale choćby wszystkie kanalie świata sprzysięgły się przeciwko wyrokom boskim, nie wygrają... - Otuchy mi dodają te słowa! – i Wirydiana podniosła kielich – doprawdy wino to przednie! - W naszej piwnicy cieńkusza nie znajdziesz...Do wina sery smakują wybornie! – i to Kościuszko wyjął z kredensu talerz z serami – Proszę kroić i kosztować...Od brie po saint-nectaire albo saint-paulin! - Nie omieszkam, a godzi się poznać smakołyki tej ziemi, skąd przybyła kiedyś moja preceptorka francuszczyzny! To dzięki niej czuję się swobodnie w Paryżu, niczym u siebie! Ale, ale ...lud, co sery chrzcił imionami świętych jakże mógł poprzeć rewolucję ? - Ba, zdobywcy Bastylii nie wyrabiali serów! A mimo rewolucji język Moliera nie ma dziś granic w Europie...co nie jest to zasługą armat Napoleona, lecz potęgi teatru! Powinna pani koniecznie wybrać się na jakąś komedię, pomyślimy o tym później! A także do opery, gdzie króluje teraz mój przyjaciel Grétry...Kompozytor uznany nawet przez Napoleona!
- Słyszałam jeszcze w kraju, że jakieś nuty i sam jenerał składał... - Ah, drobiazgi to niegodne wspomnienia przy symfoniach mistrzów! Dwa polonezy i walca w maleńkim opus wydano mi w Londynie, gdy ponownie wybierałem się do Ameryki... - Widzę, że o muzyce waść trochę zapomniał, bo i klawikordu w domu nie dostrzegłam!
"Walc" Kosciuszki powstał prawdopodobnie tego dnia w Goteborgu. Plansza z filmu "Kosciuszko. Poland will dance again" |
Trzy utwory Kosciuszki zostały wydane drukiem w Loncynie w czerwcu 1797. Plansza z filmu "Kosciuszko. Poland will dance again", który można obejrzec na YouTube |
- W rzeczy samej, ale i czasu na to już nie starcza...Wiele spraw mam na głowie, proszę mi wierzyć! A dla wytchnienia to już wolę popychać to drewno, jak mówią w café de la Régence - i Kościuszko dotknął figur szachowych. - Popychać drewno ? – zaśmiała się Wirydianna. - Tak mówią Francuzi skłonni do żartów - „pousser le bois”! Preceptorka waćpani z pewnością nie znała wyrażeń kawiarnianych! Oznacza to grać w szachy... - A grywał jenerał z Napoleonem ? - Co to, to nie! A nawet mu się nie narzucam...I chyba są ku temu powody! Ostatnio widać jego zbliżenie do cara Pawła, więc legiony nasze woli kamuflować w służbie państw włoskich...A przecież to dzięki Legii Naddunajskiej Kniaziewicza Francuzi pokonali Austriaków pod Hohenliden, a nasza legia również pomogła im w Italii. I dzięki tym wiktoriom zawarto korzystny dla Francji pokój w Lunéville...Jednakże teraz Napoleon jakby starał się przemilczeć nasze zasługi... Dlatego tracimy wiarę w niego, obawiam się o los legionów...Zresztą i wcześniej miałem wątpliwości...
- Właśnie, jenerale, przypadkiem wpadła mi w ręce broszura „Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość”, sygnowana przez sekretarza jenerała Pawlikowskiego...a wydana gdzieś nad Donem!? A tam... - Hrabino – przerwał jej Kościuszko – muszę od razu wyjaśnić, że to ja jestem jej autorem, a wydaliśmy ją w Paryżu tajnie, moim sumptem, i wysyłałem jej kopie do kraju na wszelkie sposoby...W Perekopie nad Donem miało zmylić francuską policję! - A zatem dobre miałam przeczucia, że to jenerała pióro! - Trafiła waćpani w sedno, a byli i tacy co ją przypisywali Kniaziewiczowi! - Czytałam ją z bijącym sercem...z jej słów przebijał umysł niepospolity, dlatego też nie uwierzyłam, że to sekretarz był autorem! - Non sum dignus...chciałem jedynie kilka prostych myśli w niej zawrzeć, a zwłaszcza to, by naród ufał w swoje siły, a nie w obce wsparcie lub łaskę. Oczywiście i te okoliczności są istotne w dziejach, na pewno nie do pogardzenia, lecz najpierw liczy się zryw narodu...
- Tak właśnie to odebrałam i zgadzam się w pełni! A jakże smutne, że nie dało się obronić Konstytucji Majowej...Mimo wiktorii pod Zieleńcami! - Niestety, po tej zwycięskiej bitwie Poniatowski polecił bratankowi wstrzymać kampanię...a sam przystąpił do Targowicy! Polityczne samobójstwo... - A były szanse wygrać tę wojnę ? - Trudno wyrokować, myślę że jednak były mimo liczebnej przewagi Rosjan, bo nie groziła nam wojna na dwa fronty. Jeszcze w kwietniu Francja wypowiedziała wojnę Austrii, a Prusacy wystąpili po stronie Wiednia...Nie byliby w stanie uderzyć na nas! I Stanisław August musiał o tym wiedzieć, a jednak wybrał Targowicę...Niestety, nie mogę być monarchistą! - Król znajdował się chyba pod presją...
- Zapewne, nawet Kołłątaja! Ale też w jego radzie byli zwolennicy oporu jak Małachowski, Ostrowski, Potocki i marszałek litewski Sołtan. Ci dwa ostatni byli za powszechną insurekcją, za powołaniem ludu pod broń...co sprawdzi się potem pod Racławicami, ale wtedy Rosjanie wystawili liczniejszą armię, a Prusacy nie byli już zajęci na froncie zachodnim. Być może po bitwie pod Zieleńcami utraciliśmy szansę obrony Konstytucji Majowej...? Honor domagał się, by jej bronić, lecz Stanisław August nie miał ducha rycerza! Gdyby wiedział, że kiedyś go otrują, może poderwałby się do walki ? - Wszystko to już na nic, minęły lata. Fatum...- westchnęła Wirydianna. - Tak...- westchnął i Kościuszko – teraz patrzmy, co fatum szykuje nam jutro!
- A dzisiaj wypada mi jednak wrócić do siebie...ale przedtem zjem jeszcze trochę wybornego sera! - A ja rozleję wina, bo wypada wypić strzemiennego! I każę przygotować konie...- ruszył w stronę drzwi wołając służącego - zaraz się zjawi... - Bóg zapłać za tyle troski... - A to już należy się księżnej Sapieżynie, bo w liście prosiła mnie, abym się waćpanią opiekował na prawach rodzinnych! – tu Kościuszko sięgnął po list leżący na stoliku. - Oh, nie trzeba...wierzę na słowo! – odparła Wirydianna unosząc kielich pełen złocistego trunku – tak, wino z tym serem nabiera szczególnego smaku! - I to możemy cenić w tej dalekiej ziemi, ale... – przerwał Kościuszko i dorzucił kilka gałęzi do ognia - ...polskiego chleba tu nie uświadczysz! Zapadło milczenie. Iskry w kominku wzlatywały prawie bezszelestnie. - Zanim będę miał zaszczyt odwieźć waćpanią, wznieśmy toast za ojczyznę! - A zatem strzemiennego za ojczyznę miłą! A dobry Bóg niech nas wysłucha! - Konie czekają, panie generale!
MAREK BATEROWICZ
Od Red.: Jest to opowiadanie nadesłane w roku 2017 na International Kosciuszko Bicentenary Competition. Za dwa miesiące odbędzie się w Sydney promocja pokonkursowej antologii "Kosciuszko. Friend of Humanity. Przyjaciel ludzkości".
Wikipedia o Wirydiannie
Wirydyanna pragnęła zdobyć serce Kościuszki, ale ten wydał ja za mąż za swego przyjaciela, generała Stanisława Fiszera.
|