Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
10 kwietnia 2019
Dziewiąta rocznica zbrodni
Marek Baterowicz


Przed dziewiątą już rocznicą smoleńskiej tragedii dawne i nowe refleksje cisną się pod piórem. Natychmiast po komunikacie o „katastrofie” Tupolewa wiedziałem, że był to zamach, a okoliczności sugerowały taką hipotezę. Przecież wiadomości o rozbiciu się samolotu przy próbie lądowania nie można było wziąć poważnie z racji wysokiego profesjonalizmu pilotów. A zatem musiało się tam wydarzyć coś niezwykłego, wywołując śmierć 96 osób. Opowieści o mgle z początku budziły konsternację, potem jednak rozwiały się po relacji podchorążego Remigiusza Musia, który podsłuchał jak Rosjanie naprowadzali samolot poniżej bezpiecznej wysokości, a potem słyszał dwa wybuchy. I odrzucał oficjalne ustalenia „śledztwa”, został więc zamordowany jak wielu innych świadków i ekspertów lotniczych, którzy wiedzieli za dużo.

Doniesienia o ruchu karetek pogotowia z kolei sugerowały, że kilka osób przeżyło „crash” i trafiło do szpitala. Kompletne milczenie o dalszym ich losie podsuwało różne podejrzenia. Pewnie dlatego i w australijskim „Daily Telegraph” ( 15 maja 2010) ukazał się artykulik „Did Russians kill survivors?” Ale i w polskich publikacjach czytamy: „Rosjanie mogli dobijać rannych, nie możemy tego wykluczyć” ( Ewa Stankiewicz, „Matrix”, Kraków 2015, str.176). Najszybciej tragedię Tupolewa jako zamach przedstawił polonijny „Kurier” w Chicago (11-17 czerwca 2010) – zaledwie w dwa miesiące po tragedii - w artykule „Zbrodnia i dowody, czyli o zabójstwie Prezydenta Kaczyńskiego”. Czytamy tam, że kadłub samolotu został rozerwany poprzez eksplozję bomby. Potwierdziły to potem badania niezależnych ekspertów, a w r.2012 ukazał się w dzienniku „Rzeczpospolita” artykuł „Trotyl na wraku Tupolewa”, za co stracił pracę autor Cezary Gmyz, a w ramach represji zwolniono też Pawła Lisickiego, założyciela pisma „Uważam Rze”, z którym odszedł prawie cały zespół redakcji.

Cała Polska pamięta o ofiarach jednej z największych tragedii w dziejach narodu. Kliknij i czytaj wpolityce.pl

Tak to układ „smoleński” czuwa nad tym, aby w mediach nie ujawniano prawdy niewygodnej dla spiskowców. Artykuł o trotylu dowodził, że samolot zniszczono eksplozją. A spisek był niewątpliwie, co ułatwił przecież Tusk dogadując się z premierem Rosji ponad głową prezydenta RP, w konsekwencji doprowadzając do rozdzielenia wizyty w Katyniu. 7 kwietnia byli tam Tusk z Putinem „celebrując” po swojemu pamięć pomordowanych oficerów, a w trzy dni potem z całą premedytacją wysłano 96 osób w Tupolewie z bombami, ukrytymi nocą przed odlotem. Hipoteza o spreparowaniu samolotu podczas remontu w Rosji raczej odpada, bo jednak byłby to wariant ryzykowny: zbyt wiele czasu miałby BOR na ewentualne odkrycie zainstalowanych ładunków.

Na marginesie można zauważyć, że w 21 lat po ogłoszeniu powstania III RP rzekomo polskie państwo używało nadal post-sowieckich samolotów i remontowało je w Rosji! Przeczyło to zupełnie idei suwerenności i było kpiną z podstawowych wymogów bezpieczeństwa, jeżeli polskie władze dawały przyzwolenie na naprawy tych maszyn w hangarach niedawnego okupanta! Czy nie było to kuszenie władców Kremla ? I to z pozycji republiki w stylu PRL-bis. Jak to możliwe, że przez dwadzieścia lat nie pomyślano, by uniezależnić się od Rosji, w końcu odwiecznego wroga, i zakupić samoloty na Zachodzie ?


Tak powinna była postąpić III RP, gdyby istniała. Niestety, jak to ujął prof. Lech Morawski: „III RP to twór zbudowany nie na gruzach PRL-u, ale na jego fundamencie. To nie dzieło obywateli” (!) Oczywiście, to dzieło post-komunistycznej nomenklatury, co widać i dziś po wściekliźnie tzw. totalnej opozycji, która nie może strawić rządów Prawa i Sprawiedliwości. I wysyła kodowców, wyjców, „bokserów” i nożowników.

„Każdy racjonalnie myślący człowiek, który prześledzi dokumenty z przebiegu przygotowań do wizyty w Katyniu ( i jej perfidnego rozdzielenia) , a także postępowanie Tuska po „katastrofie”, nie uniknie postawienia tezy o zaplanowanym działaniu.” – czytamy znowu w „Matrix” ( str.73). A Stanisław Janecki pisze w artykule „Zawodowy prowokator Tusk” jak Tusk z Putinem planowali oddzielne obchody rocznicy katyńskiej zbrodni posuwając się do delegitymizowania i marginalizowania „niesłusznej” podrózy Lecha Kaczyńskiego. W marcu Arabski oznajmił też, że Tusk nie poleci na główną uroczystość z Prezydentem Kaczyńskim, lecz będzie wcześniej w Katyniu z Putinem. Rosjanie oświadczyli wówczas, że prezydencką wizytę 10 kwietnia będą traktowali jako...prywatną(!), a więc na niższym poziomie zabezpieczeń. Janecki wnioskuje, że prowokacja w wydaniu Tuska polegała na grze z premierem obcego państwa przeciw prezydentowi własnego ( wSieci,18-24.02.2019, str.36 ).

Zdjęcie uśmiechniętych protagonistów tego „zaplanowanego działania” - czyli Putina i Tuska – zrobione w Smoleńsku tuż po tragedii jest aż nadto wymowne. Obok nich, niedaleko, leżały tysiące szczątków samolotu, zniszczonego eksplozjami. Te kawałki rozbitej maszyny, rozrzucone na rozległej przestrzeni, były oczywistym dowodem, że katastrofa nie wynikła z błędu pilota. Jeszcze w powietrzu Tupolewa rozerwały eksplozje, a Rosjanie gorączkowo zacierali potem ślady i niszczyli ocalone fragmenty kadłuba. Wywozili je daleko, zanim premier Tusk oddał śledztwo w ręce Rosjan, co dowodzi ściśłego współdziałania obu stron. Premier Tusk wybierając umowę lotniczą, która traktowała Tupolewa jako lot cywilny, odebrał Polsce możliwość udziału w śledztwie, a oddanie go w ręce Anodiny oznaczało intencję ukrycia wszelkich śladów zamachu.

I właśnie takie rozwiązanie pasowało idealnie Tuskowi oraz całej ekipie PO z marszałkiem Komorowskim włącznie, który już wcześniej jakby anonsował „katastrofę” w tych znanych słowach: „A może prezydent gdzieś poleci...?” A jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem zgonu Lecha Kaczyńskiego przejął kancelarię Prezydenta. W tym samym czasie Tusk przekazał Rosjanom wszystkie osobiste i państwowe laptopy, pendrive’y i telefony komórkowe ofiar czyli Prezydenta, szefów polskiej armii i prezesa NBP. Były tam dane, od których zależało bezpieczeństwo kraju. Jednocześnie Tusk cynicznie zapewniał Polaków, że państwo zdało...egzamin!

Prędzej rosyjska kolonia – jak czytamy w „Matrix” – która nie upomina się o własność polskich obywateli i oddaje władzom Kremla sekrety najwyższych urzędów RP. Wszystko to firmował premier Tusk ( czy to naprawdę był POLSKI premier?), postąpił niczym pospolity zdrajca narodu. Potem lżył rodziny zabitych, których ciał nie wolno było badać w Polsce, ani otwierać zalutowanych trumien. Oto obraz „suwerenności” tej III RP w okresie rządów premiera Tuska. Nie otoczył opieką modlących się pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, zbiry nękały ludzi pogrążonych w żałobie.


I taki polityk – notoryczny anty-Polak - ma jeszcze czelność planować start w wyborach prezydenckich ? Udowodnił wielokrotnie, że nie dba w ogóle o polską rację stanu. A powiązania z aferzystami ( nie tylko w sprawie Amber Gold) dyskwalifikują go w życiu publicznym III RP, zresztą też zgangrenowanej. Ten „bursztynowy król” i smoleński wilkołak chciałby wrócić do kraju na białym koniu ? I dlaczego Duda zapraszał tego anty-Polaka na Marsze Niepodległości ? Przecież Tusk dawno wyraził swoją nienawiść do Polski ( vide „Znak”,1987). Jeżeli polskość jest dla niego „nienormalnością”, to niech od spraw polskich trzyma się z daleka. Zrobi lepiej starając się o tytuł emerytowanego Kierownika UE, układ unijny załatwi mu złote apanaże, przy których pensja prezydenta RP jest fraszką. A w Kraju układ post-smoleński dalej nie dopuszcza do mediów ustaleń niezależnych ekspertów z komisji Macierewicza, lecz prawdę o zamachu i tak już znamy.

Najnowszą książką o tym jest „Katastrofa smoleńska. Ostatnie sekundy lotu” ( 2019) dr Grzegorza Szuladzińskiego z Sydney, która właśnie ukazała się w Polsce. I ta prawda przebije się w końcu, tak jak kiedyś prawda o Katyniu.

Marek Baterowicz