W piątek 13 kwietnia odbyła się Ekstremalna Droga Krzyżowa w Melbourne. W Polsce odbywają się takie wydarzenia od ponad dziesięciu już lat i zataczają coraz to większe kręgi pod względem ilości miejscowości, parafii jak również liczby uczestników. Idea ta wyszła już poza granice Polski i w tym roku odbywały się one w ponad dwudziestu innych krajach, w tym po raz pierwszy w Australii w Melbourne. Miałem dużo wątpliwości odnośnie moich aktualnych możliwości – sprawności fizycznych do odbycia całonocnego marszu 42 km. Rok temu doznałem poważnej kontuzji prawego kolana i byłem skierowany na operacje, dzięki podjęciu fizjoterapii i ćwiczeń pod kontrolą specjalisty obyło się bez operacji, niemniej jednak kontuzja ta ciągle się przypomina w mniejszym lub większym stopniu.
Następny argument przemawiający za „nie”, to mój wiek ,z młodzieżą już dawno nie mógłbym się zamieszać i właściwie określam mój wiek jako wczesna jesień, gdzieś początek października, a apel skierowany był do młodzieży. Zdecydowałem, że spróbuje, najwyżej się wycofam. O godzinie 20.00 rozpoczęła się Msza Św. W Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Oakleigh przez kś. Tadeusza Rostworowskiego w języku angielskim ze względu na to, że udział w drodze zgłosiła osoba anglojęzyczna. Po Mszy nastąpiły sprawy organizacyjne, rozdanie krzyży zalogowanie się na stronę EDK na telefonach, zasadą uczestnictwa było – każdy idzie na własny rachunek i idziemy w totalnym milczeniu, nawet na poszczególnych stacjach każdy modli się w ciszy i indywidualnie.
O godzinie 21 wyruszyła grupa 7 osób w tym dwie kobiety. Pierwsza stacja była gdzieś po 40 minutach i od tej pory nakazane było bezwzględne milczenie, na początku było to trochę dziwne, ale z minuty na minutę zaczynało to mieć sens. Chociaż byliśmy w grupie, a każdy był sam ze sobą na sam i swoimi krzyżami. W sumie droga trwała bez mała 12 godzin i nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie zdawałem sobie sprawy co może mnie czekać zarówno pod względem duchowym jak również fizycznym.
|
|
Marcin dokonał rzeczy nie bywałej, trasa jaką opracował była ekstremalnie ekstremalna, a momentami nawet niebezpieczna, gdy przechodziliśmy wzdłuż urwiska skalnego 30 cm szerokości ścieżką, niemalże pionową skałą gdzie do lustra wody było około 10 m, w nocnych ciemnościach. Takich odcinków tej drogi było kilka, rzekę Yarra przekraczaliśmy wiele razy, były elementy górskiej wspinaczki i schodzenia z tych urwisk, przypomniała mi się wyprawa na Świnice w czasie jednego z naszych pobytów w Polsce, nie mogłem wierzyć, że w pobliżu centrum Melbourne można spotkać tak piękne miejsca niemalże o dziewiczej naturze, jeszcze kiedyś tam wrócę.
Gdzieś po 5 godzinach marszu zaczął dawać znać o sobie dojmujący ból mięśni, stawów i dolnego kręgosłupa, ale czym mogło być nasze umęczenie w porównaniu z cierpieniem Zbawiciela, nasze drewniane krzyże były lekkie, tylko te metaforyczne krzyże, które każdy z nas niósł w milczeniu, a z pewnością każdy z nas ma ich wiele, pierwszy wynikający z zatroskania o los naszych dzieci i wnuków, w tym jakże zateizowanym Świecie, następny to zatroskanie o losy naszej Ojczyzny, która po tylu latach tej tak zwanej transformacji ustrojowej nadal jest jakby na rozdrożach i wydaje się zagubioną w swoich wyborach.
A najcięższym krzyżem jest to, co dzieje się z naszą druga Ojczyzną, gdy przybyliśmy tutaj te trzydzieści parę lat temu, był to Kraj bezpieczny, gdzie można było czuć tą atmosferę „free country” and „fair go”, to nie były puste slogany, tak tutaj było. Pamiętamy z naszej najnowszej historii czas, kiedy Prymas Polski Stefan Wyszyński był uwięziony, to był otoczony narodem zjednoczonym w modlitwie. Pomimo uwięzienia miał prawo do odprawiania Mszy Św, do kontaktu ze współpracownikami, musimy pamiętać, że to było w czasach największych mroków stalinizmu.
A tu mamy jakby odwrócenie sytuacji, dzisiaj w kraju naszego wyboru mamy niewinnie uwięzionego Prymasa, w wyniku bezprecedensowej nagonki przez ostatnich 14 lat, na podstawie absurdalnych wręcz zarzutów i zmasowanego ataku wszystkich niemalże liczących się mass mediów. Został uwięziony. I co? I zapanowała niemalże totalna cisza, a Prymas nawet nie ma prawa do odprawiania Mszy św., bo w więzieniu jest zakaz posiadania wina.
Kościół, w którym była wyznaczona modlitwa za Niego został szatańskimi mocami osaczony i zablokowano skutecznie tę ceremonię. Dominujące siły lewacko – masońskie nie mogły pozwolić na to, że przedstawiciel tego kraju, w głównym nurcie ateistycznego, kardynał otarł się niemalże o Papiestwo, a w każdym razie stał się trzecią osobą w Kościele katolickim na Świecie.
Tak jak wcześniej kilka lat temu te same siły nie mogły pozwolić na to, aby katolik (pierwszy w historii Australii) mógł dostać tytuł emerytowanego Premiera Australii. Tony Abbot w zamachu pałacowym został usunięty na trzy dni przed terminem uzyskania takiego tytułu, został podmieniony na masońskiego Michaela Turnbulla, który jako przywódca tzw. konserwatywnej partii wprowadził legalizację związków tej samej płci i zrównał je z tradycyjnymi małżeństwami.
|
|
Przy stacji trzeciego upadku naszego Zbawiciela niektórzy z nas autentycznie padali na ziemię, każda stacja odbywała się w ten sposób, że zatrzymywaliśmy się, kładliśmy nasze krzyże na ziemi, lub opieraliśmy o drzewo i każdy w milczeniu odmawiał modlitwy i czytał rozważania do poszczególnych stacji w świetle telefonów komórkowych lub latarek, jakże inny miało sens wymawiane w myśli modlitwy te rutynowe które zwykle intonuje Ksiądz w czasie drogi krzyżowej - „Kłaniamy Ci się Panie Jezu i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją Świat odkupić raczył”, a później „Któryś za nas cierpiał rany......” .
Czas trwania tej trasy był określony na około osiem godzin, po dziewięciu i pół godzinach przybyliśmy do stacji 12, zaczęło się rozwidniać, zaczęliśmy spotykać spacerowiczów i rowerzystów, wymijali nas takich umęczonych, niosących krzyże z absolutną obojętnością. Stacja 13 była wyznaczona już wśród mieszkalnych bloków, do katedry Św. Patryka dotarliśmy o godz około 8.40 gdzie była wyznaczona ostatnia stacja 14.
Był potężny ból i zmęczenie, co ciekawe nie czułem senności, a za to niesamowitą radość z dokonania czegoś niezwykłego. Dla mnie była to kolejna ofiara na ołtarzu wiary i ojczyzny to już trzecia, po trzytygodniowym Motocyklowym Rajdzie Katyńskim po drogach i bezdrożach Litwy, Białorusi, Rosji i Ukrainy, odwiedzając niemalże wszystkie miejsca naszej chwały i martyrologi na wschodnich rubieżach naszej Ojczyzny w 2010 roku.
Następnym ekstremalnym wyczynem był nocny rajd motocyklowy śladami powstania Warszawskiego zorganizowany przez Stowarzyszenie Międzynarodowego Rajdu Katyńskiego,( którego jestem członkiem), w 70 rocznicę Powstania Warszawskiego to jest 1 sierpnia 2014 roku. To jest tyle ile możemy dzisiaj zrobić w czasach tzw. błogiego spokoju, pod hasłem Bóg, Honor i Ojczyzna.
Stanisław Zdziech
|