Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
23 czerwca 2019
Nina: nie ma to jak zbiorowa pamięć
Ernestyna Skurjat-Kozek


Wspaniałym i nowatorskim wydarzeniem był Dzień Pamięci o legendarnej działaczce polonijnej i wielokulturowej Ninie Skoroszewskiej w Klubie Polskim w Ashfield. Dzięki grupie entuzjastów udało się zgromadzić dużo ciekawych, archiwalnych materiałów o wielkiej wartości historycznej; mieliśmy okazję oglądać je i podziwiać w niedzielne popołudnie 16 czerwca br. na specjalnej wystawie, której ukoronowaniem była seria przemów i wspomnień wygłoszonych podczas okolicznościowego koncertu. I tak w jeden dzień ocalono od zapomnienia wiele ważnych i mniej ważnych, ale kolorowych faktów z przeszłości. Wypada przypomnieć, kto wpadł na pomysł takiego upamiętnienia działalności wybitnych postaci naszej Polonii. To oczywiście Koło Akademików.

Prezeska Koła, Barbara Konkolowicz to znana postać w świecie sztuki australijskiej, kustosz i kurator wielu galerii oraz wystaw. Pamiętam, przed laty była kuratorem Studia niezwykle popularnego malarza australijskiego Bretta Whiteleya; ma za sobą wiele lat pracy w NSW Historic Houses Trust, któremu podlega też instytucja zwana Sydney Living Museums, w której również działa. W swoim zabieganym życiu (i pracy związanej z podróżowaniem po całym stanie) znalazła też czas i ochotę, aby przetłumaczyć na angielski mój scenariusz, wg którego powstała angielska wersja filmu Kosciuszko: Poland Will Dance Again

Pomysł, jak przyznaje Basia, był jej, ale szczegóły rodziły się w czasie rozmów zgranego zespołu: Basi, Heleny Motyl, Ewy Habijaniec, Ewy McNaughton, Wojtka Eymonta, Barbary Satały, Małgorzaty Kwiatkowskiej (wiceprezeski Koła Akademików, a zarazem szefowej RNPA) i Andrzeja Chodkiewicza, który też wywalczył grant od Inner West Council. Projekt zatwierdzony przez Zarząd Koła Akademików został pięknie zrealizowany. Organizatorka podkreśla, że laury za całą pracę i przygotowanie wystawy należą się jej kusztoszowi: Andrzejowi Chodkiewiczowi. Chodkiewicz to wieloletni wykładowca na University of Technology, specjalista od oświaty wielokulturowej, edukacji aborygeńskiej, także producent filmów oświatowych.

SPONSORZY NIEDZIELNEJ IMPREZY:INNER WEST COUNCIL, PAWA COMMUNITY CARE, POLISH CLUB IN ASHFIELD & RADA NACZELNA POLONII AUSTRALIJSKIEJ

Obszerny materiał został zebrany na kilkunastu planszach, których same tytuły mówią wiele: „Early Years. Displacement. Refuge in Australia”, „Social work. Surviving WWII”, „A Community Multicultural Activist”, “Multicultural Education Rally”, “Major Multicultural Figure”, Advocating and Lobbying”, “Working for Multicultural Services”, “Working, Sharing, Mentoring”, “Working for the Polish Community”, “Addressing Polish Community Needs”, “Celebrating and Relaxing”, “Serving on Boards and Government Reviews” oraz “Recognition and Awards”.


Dwór w Sosnowicy ok. 1914-1915 r. czyli na krótko przed tym, jak spalili go Rosjanie. Ten sam dwór, jako własność Teodora Libiszowskiego widnieje na planszy dokumentującej życie Niny Skoroszewskiej. Nina urodziła się i wychowała prawdopodobnie we dworze, który jej ojciec zbudował nieopodal, na folwarku Sosnowica-Lasek

Zacznijmy więc od “early years”. Nina de domo Libiszowska urodziła się 23 listopada 1919 roku na Polesiu, w Sosnowicy, w tej samej scenerii, gdzie wielka miłość złączyła serca absolwenta Szkoły Rycerskiej Tadeusza Kosciuszki i bogatej panny hetmanówny, Ludwiki Sosnowskiej, niestety, wydanej potem na siłę przez ojca za magnata, księcia Józefa Lubomirskiego.

Tu w sosnowickim dworze wychowywała się Ludwika. Dwór ten zbudował w 1723 roku dziadek Ludwiki, czyli ojciec hetmana Sosnowskiego. W 30 lat później dostawiono do dworu cztery narożne murowane alkierze. Pod dachami czterospadowymi, gontowymi znajdowało się łącznie 17 pomieszczeń: sześć w korpusie głównym, po dwa w każdym z alkierzy (w jednym z nich miał później swój pokój Kościuszko) oraz dwa pokoje na pięterku plus sień.

Los zabrał Ludwikę z rodzinnych stron, na Wołyń, rezydowała na zamku w Równem; to własnie tam generał Kościuszko w 1790? roku złożył księciu-generałowi Józefowi Lubomirskiemu i księżnej Ludwice pamiętną wizytę. Księżna przeżyła Kościuszkę o 19 lat, zmarła w Równem w 1836 roku. Ironicznym zrządzaniem losu nie zachowały się po niej żadne obrazy ani pamiątki, choć wiadomo, że w kilku komnatach znajdowało się ongiś „muzeum” pełne pamiątek po ukochanym Tadeuszu.

Dwór w Sosnowicy był nadal w rękach Sosnowskich. Po śmierci bezdzietnego Stanisława w 1871 r. majątek wraz z dworem odziedziczyły jego siostrzennice Tekla, Waleria i Sabina Niepokólczyckie. W 1892 sprzedały one dobra dziadkowi Niny, Alfonsowi Libiszowskiemu. Alfons, jak wyszperałam na google, był synem oficera napoleońskiego, Antoniego Prandoty Libiszowskiego.Słynna to postać: kapitan w pułku 13 jazdy huzarów, kawaler Legii Honorowej; jako dowódca pułku dostał polecenie zebrania siły zbrojnej i wymarszu do Warszawy w 1831 r. Wylegitymowany w Królestwie Polskim w 1837 r. jako Prandota de Perstein z Libiszowa, kawaler Orderu Krzyża Złotego. Dwukrotnie żonaty, mial 5 córek i 2 synów.

Po rychłej smierci Alfonsa (1894) dobra przeszły w spadku na jego syna Teodora, który w owym czasie miał dopiero 16 lat. Teodor poślubił Pelagię, z którą miał 4 dzieci: Kingę, Józefa, Marię i naszą bohaterkę Antoninę.

Początkowo rodzice Niny mieszkali w oficynie w Sosnowicy, w 1913 r Teodor przeniósł swe gospodarstwo do folwarku Sosnowica-Lasek, gdzie zbudował nowy dwór. W 1915 r. oryginalny dwór wraz z zabudowaniami gospodarczymi spalili wycofujący się bolszewicy. Ocalała jedynie jedna z bocznych oficyn – ta, w której umieszczono rannego Kościuszkę, kiedy po bitwie pod Maciejowicami (1794) wieziono go przez Sosnowicę do Petersburga. Oficyna została pięknie odnowiona w 2000 r i przystosowana na pensjonat „Dworek Kościuszki”. W dworskim parku nad stawem rosły do niedawna splecione z sobą drzewa: dąb „Tadeusz” i sosna „Ludwika”, podobno ich własną ręką zasadzone. W roku 2001 zmurszała sosna padła u stóp „Tadeusza”.


Dworek Kościuszki zdewastowany


Wnętrze dworku Kosciuszki musiało być ongiś bardzo wytworne


Dworek Kościuszki współczesnie

Gospodarstwo Teodora Libiszowskiego stało się na początku XX w. znanym ośrodkiem rybackim i mysliwskim, m.in. brał udział w Krajowej Wystawie Rybackiej w 1905 roku. Dzięki temu do Sosnowicy przybywali znani ichtiolodzy, politycy i pisarze. Częstym gościem był Władysław Reymont, co zaowocowało dziełem „Z Ziemi Chełmskiej” oraz Roman Dmowski, który na dworze pisał dzieło życia „Rosja i Niemcy”.

Teodor postawił na hodowlę ryb, odnosząc duży sukces finansowy. Jako pierwsze powstały stawy: Kościuszko, Morskie Oko i Giewont, w sumie był to kompleks stawów o powierzchni 800 ha. Jak czytamy w internecie, Teodor Libiszowski działał też w Gminnej Kasie Pożyczkowo-Oszczędnościowej. Był również założycielem orkiestry rybackiej, w 1927 roku przekształconej w Orkiestrę Ochotniczej Straży Ogniowej, która przetrwała do naszych czasów (1982 roku)!

Dlaszych losów rodziny Libiszowskich nie udało mi się odtworzyć nawet po wielogodzinnej szperaninie w internecie. Wiemy skądinąd, że Antonina pobierała nauki w Sacre Coeur, gdzie zrobiła maturę i że ukończyła studia socjologiczne na Uniwersytecie Warszawskim; po wojnie pracowała w Ambadadzie Polskiej w Belgii i dla Red Cross. Do Australii przybyła jako displaced refugee w 1950 roku, miała wtedy 21 lat. Najpierw skierowano ją do obozu w Bonegilla (Vic), następnie do obozu w Scheyville nieopodal Winsoru (Sydney). Tam mieszkała 5 lat. Obóz opuściła w 1955 r. , kiedy wyszła za mąż za oficera Wojska Polskiego, Stanisława Skoroszewskiego.


Scheyville Migrant Camp

W Australii studiowała od nowa („pod ladą kiosku”, jak to wspominała śp. Janeczka Suchy). Nie uznano jej dyplomu, „łaskawie zgodzono się uznać, że ma maturę” - jak to określił ks. Antoni Dudek. Dopiero w 1966 roku uzyskała dyplom social worker, który pozwolił jej podjąć taką pracę, do jakiej czuła się stworzona. A więc najpierw praca w Red Cross (1966-1973). W latach 1973-1981 pracowała z Departamencie Imigracji. „Po drodze” działała społecznie, w 1974 dzięki niej powstaje Polish Welfare and Information Bureau w Ashfield, w którym przez lata działała z wielkim poświęceniem Irena Wojak, córka słynnej Albiny Kondratowicz i żona znanego działacza australijskiego George’a Wojaka. Polish Welfare przetrwalo lata i działa nadal jako PAWA Community Centre.

W 1977 roku Pani Nina daje się poznac jako multicultural activist biorąc udział w Ethnic Children’s Rally. Działa wespół z ówczesnymi znakomitościami jak: Franca Arena, Jim Samios, Paolo Totaro, Al Grasby, Bill Jegerow, Eva Byrne, Victor Boulos, profesor socjologii Jerzy Smolicz, Dr Adam Jamrozik, Dr James Jupp. Warto przypomnieć, że ECC była pierwszą wielokulturową organizacją działającą na rzecz imigrantów. Pani Nina była też współzałożycielką (1979) ogólnoaustralijskiej federacji rad etnicznych (FECCA).


Genealogów zapraszamy do współpracy. Kto nam pomoże ustalić, kim był Antoni Prandota Libiszowski - może bratem dziadka Niny?

Już za mojej pamięci podjęto wielką akcję silnej grupy The Polish Task Force w składzie Prof. Adam Jamrozik, Andrzej Chodkiewicz i Irena Wojak, czego owocem był dobrze znany w Polonii raport The New Polish Migrants: A Quest for a Normal Life. To było chyba w 1983 roku. W rok póżniej kolejny ważny raport Polish Aged.Needs and Services.

Na zdjęciach z lat 70 i 80-tych widzimy Panią Ninę u boku premierów, ministrów, liderów opozycji. W roku 1978 weszła w skład komitetu, który opracował dla premiera Frazera raport Galbally Report, w którym dokonano przeglądu dotychczasowych usług dla imigrantów. W roku 1986 powstał kolejny ważny raport Romampas. To były czasy, kiedy pilnie studiowano potrzeby nie tylko nowo przybyłych imigrantów (m.in. fali solidarnościowej), ale i starzejących się grup etnicznych (w tym polonijnej).

Już w roku 1987 Pani Nina była członkiem „Pierwszego Komitetu Budowy Polskiego Domu Opieki Pielegniarskiej”, jak to wtedy nazywano późniejszy Polish Nursing Home w Marayong. Tak długo stukała w drzwi (a dokładniej w pierś) premiera Neville Wran’a, aż wytargowała swoje. Uroczyste otwarcie Polish Nursing Home w Marayong nastąpiło na początku 1990 roku. Upojona sukcesem Pani Nina nawet nie przewidywała, że końcowy etap jej życia bedzie związany wlaśnie z tym miejscem. Bodaj w marcu 1992 roku, po silnym udarze krwi do mózgu, sparaliżowana Pani Nina stała się rezydentką Marayong na długie 13 lat.


Od lewej: Andrzej Chodkiewicz, Basia Konkolowicz i Ernestyna Skurjat-Kozek

Nie tylko ona zakończyła swe życie w Marayong. Również jej ukochany mąż Stanisław. W 1993 roku otwarto w Marayong Retirement Village, niestety, zmarł krótko po przeprowadzce. W powodzi działań na rzecz wielokulturowości, Pani Nina nigdy nie zaniedbywała spraw polskich. Znajdowała czas na „mentoring”, na szkolenie młodszego pokolenia, a dokładniej naszej fali solidarnościowej. Uczyła nas miłości do bliźniego, do pracy społecznej, wyzwalała w nas twórczy potencjał i tak pokierowała naszymi ścieżkami, że otrzymalismy dobre posady – wszak to dzięki niej cała grupa porobiła kariery w Departamencie Imigracji, czy w agencjach welferowych, a mnie osobiście popchnęła do Radia SBS.

Była zawsze promienna i wesoła, optymistyczna i pozytywna – wszak według niej wszystko było do załatwienia. Gdyby tak zebrać wiecej materiałów na temat jej życia prywatnego, jej życiorys mógłby stanowić znakomitą kanwę do filmu! Wszystko przed nami. Zbierajmy każdy okruszek wspomnień – nie ma to jak pamięć zbiorowa, nasza, twoja, moja i wszystkie jej „przedłużacze” w postaci fotografii, wycinków prasowych, starych biletów i biuletynów, nagrań audio i filmowych oraz nieocenionego internetu. Dzieki tym wszystkim strzępkom informacji rekonstruujemy ten niezwykły życiorys, dowiadujemy się, że Panią Ninę określano jako „pomnik troski i dobroci”, czy jako „efektywną lobbyistkę”, czy że przyjaciółki nazywały ją „Nineczką”.

W filmie, który mógłby powstać, powinno znaleźć się też miejsce dla jej najblizszych przyjaciółek: Natalii Kułakowskiej (50 lat przyjaźni), która zmarła dwa lata temu i Janeczki Suchy (ponad 60 lat przyjaźni), która opuściła ziemski padół całkiem niedawno. Te trzy legendarne postacie reprezentują niezwykle ważny okres w historii Australii. Zbierajmy zatem wspomnienia, póki są w naszej pamięci.

Ernestyna Skurjat-Kozek

Linki do poprzednich publikacji w Pulsie Polonii:

Remembering Nina

Nina: pomnik troski i dobroci