Mija już 70 lat tej służby, jaką “Tygodnik Polski” z Melbourne pełni dla Ojczyzny i australijskiej Polonii, a bywa czytany i na Nowej Zelandii. To prawie epoka, niedługo wybije stulecie i byłby to złoty jubileusz. Tymczasem rzućmy okiem na okres miniony, rozpoczęty szczęśliwą inicjatywą księdza Konrada E. Trzeciaka w r.1949, fundatora „Tygodnika Katolickiego”, wydawanego na powielaczu. Z formy biuletynu stał się pełnokrwistym tygodnikiem w r.1951, informującym o wydarzeniach z Polski i ze świata, trybuną kultury, a od r.1965 ( zresztą za radą ks. Trzeciaka) nosi nazwę „Tygodnika Polskiego”.
Dzisiaj możemy nieco żartobliwie powiedzieć, że jest chronologicznie rozpięty pomiędzy parasolkami z Cherbourga a parasolkami z Hong Kongu. To znaczy od lat, gdy kręcono prawie liryczne filmy, do naszej współczesności, która rozwija na ekranach TV obrazy zamieszek, konfliktów i często aktów terroru. A geneza tygodnika ( ziarno rzucone dłonią duszpasterza!) potwierdza tę starą prawdę, że duchowieństwo stało z narodem, a naród ufał Kościołowi.
Tę wspaniałą symbiozę zakłoca dziś agresja ateizmu i nowych ideologii, jakże odległych od ideałów człowieczeństwa i tworzących obłąkane teorie ( np. gender) i nowe „przykazania”. Ich furia poraża nawet hierarchów, jeśli Prymas powiada, że nie widzi ręki wzniesionej na Kościół (?), choć trudno nie dostrzec długich rąk Sorosa i jego bojowników. Niestety, ignorowanie zła nie jest najlepszym wyjściem, antychryst się nie nawróci – tu potrzebne są egzorcyzmy albo i ten „miecz”, o którym mówił i Jezus wybiegający boskim spojrzeniem w przyszłość.
Obie strony – Kościół i naród – mają wspólne dziedzictwo czyli tysiącletnią Polskę i tego dziedzictwa muszą bronić razem. Gdyby skruszono tylko jeden z filarów tego przymierza, upadnie wszystko. I na łamach tygodnika na szczęście nieraz o tym przypominano, choć są i czytelnicy, którzy szukali bardziej krzyżówek czy porad zdrowotnych. Inni z kolei wytykali pismu zbytnią prawicowość jakby nie rozumiejąc, że tygodnik polonijny krzewi tradycję polską wyrosłą z dziejów Rzeczypsopolitej ( a nie PRL-u!) i nie może służyć interesom lewicy z tragicznej ery sowietyzmu, ery opartej na przemocy, krwawych represjach, także na zagładzie tysięcy patriotów.
O tej zagładzie polskich istnień – zwykłych gimnazjalistów, działaczy PSL-u czy żołnierzy niezłomnych – można było mówić wyłącznie w domach, w PRL-u zresztą utrudniano archiwizację polskiej martyrologii nawet z czasów wojny. Po roku 1945 Instytut Pamięci Narodowej nie mógł się doczekać ani jednej maszyny do pisania i ani jednej szafy, podczas gdy Żydowska Komisja Historyczna ( czerpiąca zasoby ze skarbu państwa) posiadała w Łodzi lokal wielopokojowy, dwudziestu pracowników i oddziały prowincjonalne! Oto jak traktowano Polaków w ich własnym kraju, zupełnie jak obywateli drugiej kategorii.
Dopiero po 1989 IPN ruszył prawie pełną parą, lecz wkrótce został zmuszony za prezydentury Kwaśniewskiego do urządzania sesji „naukowych” dla antypolskich kalumnii Grossa. Prezydent Duda wspominał zaś Żołnierzy Niezłomnych, lecz nie potrafi uwolnić się z peerelowskich interpretacji „pogromu” kieleckiego czy exodusu Żydów w r.1968. Wróćmy jednak do tych emigrantów, którym nie pasował „prawicowy” profil i domagali się jego zmiany, by zaspokoić swoje gusty, wyniesione z PRL-u. Jeśli tym przybyszom nie odpowiadało pismo, które wyraża wartości kształtujące tysiącletnią Polskę i woleli oni peerelowskie matryce powinni byli założyć własny tygodnik, a nie domagać się psucia poziomu naszego Jubilata. Inni z kolei narzekali czasem na rzekomy „antysemityzm” Tygodnika, co wywołał kiedyś artykuł pewnego autora z Kraju, słabo udokumentowany zdaniem wielu czytelników.
Po tym przelotnym dysonansie nie można jednak mówić o antysemickich akcentach w naszym tygodniku. A w epoce nieustannej agresji na Polskę pownniśmy raczej mówić o epidemii antypolonizmu. Na antypodach rozpoczęły ją w r.1967 publikacje w prasie australijskiej, a zatem już ponad pół wieku temu. Tamte stare kalumnie odżyły niedawno w ustach Netanjahu i Katza, dlatego premier Morawiecki słusznie odwołał wizytę w Izraelu.Kalumnie bezsensowne, podczas wojny oba narody tym samym były karmione cierpieniem. Jubileusz „Tygodnika Polskiego” zbiega się ze wzmożoną antypolską kampanią, bo atakuje nas dziś rezydujący w Warszawie Johnny Daniels, który chciałby maksymalnie oddalić Polaków od obozu w Auschwitz! A co na to Kolbe i Pilecki, i tysiące tam zamęczonych Polaków ? Pan Daniels potwierdza więc, że teren obozu państwo Izrael już prawie zupełnie zawłaszczyło. 14 czerwca nie mógł tam pojawić się nawet premier RP!
Pan Daniels twierdzi też, że za rządów PiS-u wzrósł antysemityzm (!?), to absurdalna opinia. Antysemityzm jest skromny, Polacy pokornie kupują przecież „Gazetę Wyborczą”, a jeśli kiedyś wzrośnie będzie to wyłącznie wina samych Żydów, którzy z rzecznikiem ich interesów Danielsem ograniczają nam suwerenność, a niesprawiedliwą ustawą 447 ( bo dlaczego Polacy mają płacić za winy Niemców ?) dążą do finansowego unicestwienia Polski. Albo ingerują w ustawę o IPN i wymuszają jej nowelizację. Psucie prawa rozpoczęto u nas po wojnie, a dziś nie możemy nawet – w tej IIIRP – dokonać reformy Temidy! Czy mamy więc Polskę?
A na świecie nadchodzi nowy okres psucia prawa, kiedyś robiono to pod presją komunistów, a dzisiaj pod naciskami lobby LGBT, czego smutnym przykładem była nagonka na kardynała Pella. Sporo napisano o Nim w „Tygodniku Polskim”, który obok kilku gazet, bronił kardynała przed całkowicie niewiarygodnym oskarżeniem. Nasz Jubilat jest zatem lustrem, w którym odbijają się najważniejsze wydarzenia nie tylko z Polski, świata, ale i z antypodów. Kronikę australijską przynosi każdy numer tygodnika. Nasze polonijne pismo jest i cząstką kraju osiedlenia tysięcy Polaków. Tylko szkoda, że postkomuna dalej mąci im w głowach, a PO jest partią Powszechnej Obojętności na losy narodu i sabotuje program naprawy RP. Taką „powszechną obojętnością” kierują się i ci, którzy deklarują apolityczność i chowają głowy w piasek. Tym zaniechaniem ośmielają tylko siły zła, moc nie truchleje zatem i nieustannie wetuje reformę Kraju, podjętą przez rząd PiS-u, który chce wyzwolić tysiącletnią Polskę z gorsetu PRL-bis.
Niestety zdrowie nie pozwoli mi zjawić się na uroczystość w Melbourne, lecz przesyłam ukłony i wyrazy nadziei, że „Tygodnik Polski” będzie służył następnym pokoleniom. Sto lat, niech żyje nam! Oby też w końcu peerelczycy w Kraju zlitowali się nad Polską i przestali przeszkadzać PiS-owi w terapii schorowanej Ojczyzny, która bez skutecznego antybiotyku nie stanie na nogi i nie stworzy państwa prawa, pozostając – nie daj Boże - w kleszczach prawniczych mafii. Byłaby to karykatura III RP, a tej perspektywy chyba sobie nie życzymy. Niestety, UE i prezydenckie weta wymusiły blokadę reformy Temidy, choć Jarosław Kaczyński wyraźnie mówił, że nie będzie zgody na zmiany pozorne ( 3.X.2017). Ufajmy, że ostatecznie PiS zdoła oczyścić wymiar sprawiedliwości pomimo oporów ze strony TSUE i układu. Ten cel jest priorytetem w programie naprawy Kraju, bardziej niż powszechna komputeryzacja. Dziś Jasną Górę oblegają nie Szwedzi, lecz watahy jakichś „odmieńców” zakłócając modlitwy. A w Gdańsku profanują Boże Ciało, zaś w stolicy urządzają parodię mszy świętej. Trzeba więc też ocalić chrześcijańską większość jawnie terroryzowaną przez zwyrodniałą mniejszość. To zadanie dla Prymasa, ale i dla Temidy, oczywiście uzdrowionej z letargu.
A my będziemy śledzić – z „Tygodnikiem Polskim” w ręku – rozwój sytuacji w Ojczyźnie, wierząc, że miłość do Polski zwycięży nienawiść okazaną Jej przez współczesnych targowiczan.
Marek Baterowicz
|