Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
8 sierpnia 2019
Historia w poezji (34) Paryż - Koncert Chopina - Klub Polski
Andrzej Siedlecki

Polscy emigranci osiedlali się tam, gdzie los był dla nich łaskawy: w Skandynawii, Stanach Zjednoczonych, Turcji, a nawet Algierii, ale głównie we Francji. W okupowanym kraju panowały cenzura i terror, a na Zachodzie, dokąd udali się emigranci była wolność i duże możliwości dla zdolnych i przedsiębiorczych Polaków. Nie wszyscy mogli wykorzystać te możliwości i wielu z nich żyło w skrajnej nędzy, tęskniąc za ojczystym krajem, niepodległym i wolnym od obcej przemocy. Niemniej, w nieskrępowanej wolności rozkwitało piśmiennictwo, publicystyka polityczna i wielka poezja romantyczna. Tu, w Paryżu znaleźli się między innymi poeci giganci: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński i Norwid. Tak oryginalnych i wyjątkowych poetów w Europie w okresie romantyzmu nie było. W Paryżu znalazł się także nasz geniusz, kompozytor i pianista Fryderyk Chopin. Wszyscy przeżywali upadek powstania listopadowego i marzyli o tej jednej z najważniejszych wartości człowieka, jaką jest wolność!

Posłuchaj poematu Artura Oppmana "Koncert Chopina".Recytują A. Siedlecki i Marta Kieć-Gubała

„KONCERT CHOPINA" (fragment) Artur Oppman (Or-Ot)

Więc siedli emigranci, by słuchać Chopina.
Fortepian milczy jeszcze, jak senna syrena,
Jeszcze w zmarłych melodyj zatopiony echa,
Smętną bielą klawiszy jakby się uśmiecha,
Gotów oddać się znowu tej słodkiej tyranji,
Która rwie go na błękit, zabija w otchłani,
Każe mu być aniołem albo szaleć w walce,[] I czeka na widmowe, pieszczotliwe palce.

Polski klub. Na fotelach samych gwiazd elita:
Mickiewicz i Słowacki, książe Adam, świta,
Ostatnie senatory, posły, jenerały,
Dembiński i Dwernicki, Ursyn srebrnobiały,
Ksiądz Jełowiecki obok księżnej Wirtemberskiej
Nabielak w krwawych ponsach łuny belwederskiej
I chmurny, jak dźwięk jego pieśni ukraińskiej,
Brat ludu, wróg monarchów i książąt, Goszczyński.

Chopin wszedł. W lamp półcieniu dziwny jak zjawisko,
Nad rebusem klawiszów pochylił się nisko,
Jakby wprzód, nim ich dotknie, nim w nich głos obudzi,
Chciał oczyma przemówić jak do tamtych ludzi,
Jakby sprzęgł swą duszę czarem czy miłością,
Z tą czarną i z tą białą martwą, zimną kością,
I śmiertelną umowę zawierał tajemnie:
Ja wezmę twoje życie, weź moje ode mnie.
Teraz z poprzedniego wchodzą dźwięki chopinowskie

W niemą salę padł pierwszy dźwięk. Improwizuje.
On oczy ma zamknięte. Lecz nie gra. Maluje.
Przypomniał jakiś obraz: wieś w gruszkowych sadach,
Bose dzieci na progach, malwy na lewadach,
Roześmianą dziewczynę w kalinowym wianku,
Rozdrgany graniem dzwonek w różowym poranku
Barwy mu dnia i zmierzchu wiążą się pod ręką –
I widok jakby wstążką, owinął piosenką.

Dziwna piosenka, wszystkim słuchaczom przyjemna,
Ktoś myśli: to z nad Ikwy, inny ktoś: z nad Niemna,
Jeszcze komuś od Wisły gra echem znajomem,
Jakby ją dzieckiem słyszał pod rodzinnym domem:
A to tylko tak szumi liść na polskim drzewie,
A to tylko tak pluszcze polski deszcz w ulewie,
A to tylko tak tęskni serce po tem wszystkiem:
Za kamieniem przydrożnym – za niebem – za listkiem.
Zatańczył pasaż skoczny pod palcami mistrza –
I strzeliła z pasażu jakaś myśl ognistsza,
Wzbija się jak rakieta, po salonie krąży,
Jakby się z mściwym ludem zmawiał podchorąży,
Jakby, długo tajone, rozgorzało czucie
Wytrysło krzykiem: wolność! w półurwanej nucie
I znowu ścichło – na krótko! – pod chrapliwym tonem,
Co jak pędząca trójka przeleciał salonem.


Koncert Chopina

W fotelach szmer, na twarzach przedparyskie błyski,
Ściska dłoń Niemcewicza książę Czartoryski,
Dembiński i Dwernicki wstali, żar w ich oku,
Ręce drżą, jakby broni szukali u boku,
Z Goszczyńskim, z Nabielakiem kilku się zsunęło
Bliżej, ściślej: trzydziesty! to ich! to ich dzieło!
Z fortepianu powiało dumnie, butnie swojsko, -
I krzyknięto od młodych: Wiwat lud i wojsko!

Lecz wśród foteli gorycz wyciąga swe macki:
Z dłońmi na oczach siedzą Mickiewicz, Słowacki,
Nie chcą odsłonić oczu, serce się sprężyło
Krwią, źrącą jak trucizna: tam! Tam ich nie było!
I cóż, że z Jej świętego zrobili nazwiska
Wieczny pacierz, co płacze i piorun, co błyska,
Kiedy widzą płomieniem nakreśloną wstęgę:
Trudniej przeżyć dzień pięknie, niż napisać księgę.

A Chopin, z drgającemi w powietrzu rękami,
Nie śmie dotknąć klawiszów, by nie trysły łzami,
By się w krew nie rozlały źródliskiem czerwonem,
Gdzie szarżuje, jak w przepaść, szwadron za szwadronem,
Gdzie stracone kompanje i działo za działem
Runą z ostatniem: Naprzód! z ostatnim wystrzałem
I zatargną łoskotem odrętwiałe ludy,
Jak do milijona grobów walące się grudy.

A jednak pcha te ręce niezmożona siła –
I jękiem rozpaczliwym struna uderzyła:
Biją dzwony pogrzebne od krańca do krańca,
Od Wołynia- do Litwy--- od wolskiego szańca,
A z lamentu tych dzwonów, jak śmierć, się wywija
Taka straszna tęsknota... wszystkich - i niczyja!
Taki żal, który w serce, jak w trumnę, kołata,
Gdy się patrzy w najdroższe- co odeszło z świata.

Komentarze na Facebuku