Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
17 wrzesnia 2019
ZŁODZIEJ
Kulturalna rozrywka z darwinowskim akcentem

Gościnne przedstawienia sztuki Złodziej w czasie jej australijskiego tournée są szczególnym przeżyciem dla publiczności polonijnej z dwóch powodów. Pierwszy to znakomite wykonanie dramatu przez cenionych i popularnych aktorów z Polski. Drugi to niezupełnie nieprzyjemna konfrontacja z fragmentami chłodnej prawdy o nas samych.

Czwórka przyjaciół wraca z kolacji, którą uczcili trzydziestą rocznicę małżeństwa dwojga z nich, by zastać dom ogołocony w wyniku włamania. Jest to mieszkanie pary, której się finansowo powiodło, a więc szkoda jest znaczna. Obu mężczyznom, bliskim przyjaciołom od czasów szkolnych, udaje się pojmać złodzieja, który nie zdołał na czas opuścić miejsca przestępstwa. Pilnowany z bronią w ręku zanim zostanie zawiadomiona policja, zostaje aresztantem czworga przyjaciół, którym to niecodzienne wydarzenie przysparza okazji do remanentu życiowego.

W tej konfrontacji z prawdą na wierzch wychodzą sprawy zepchnięte z powierzchni świadomości i związane z nimi sekrety. Katalizatorem tego jest włamywacz, którego spryt i doświadczenie życiowe pozwalają na manipulowanie swoimi strażnikami. Przebiegłości złodzieja nie należy jednak przeceniać, czego potwierdzeniem jest to, że dał się pojmać i nie jest w stanie skorzystać z kilku okazji ucieczki. Niemniej kombinacja jego sprawności umysłu i pewnego zacięcia do teoretycznych rozważań pomagają wydobyć na jaw zatajone sprawy i przysparzają komediowych sytuacji.

Pośród ujawnionych sekretów są niejasne przyczyny kontynuującej się przyjaźni między dwoma męskimi bohaterami sztuki, których relacje statusu społecznego w szkole były odwrotne do obecnych. Nie bezinteresowna wieź przyjaźni okazuje się być jej główną spoiną, ale potrzeba wyeksponowania własnego sukcesu przez ofiarę włamania, Johna, w kontraście z nieudacznictwem Trevora. Jest w tym też i odwet Johna za dawne szkolne niesprawiedliwości doznane pod pozorami pomocy koleżeńskiej i opieki nad słabszym.

Trevor, obecnie urzędnik państwowy niższej rangi, za czasów szkolnych miał dobrze usytuowanych rodziców, był prymusem i przewodniczącym samorządu uczniowskiego i rzekomo troszczył się o Johna, obecnie dyrektora międzynarodowej korporacji, a wtedy życiowe nic. Jedyne, co można zapisać na plus po stronie Trevora w zestawieniu z osiągnięciami Johna to małżeństwo z Jenny, w której John kochał się w szkole. Trevor odbił mu ją z premedytacją, kiedy John miał złamaną rękę, co niewątpliwie ma udział w skomplikowanej i niejednoznacznej relacji między mężczyznami.

Sukces finansowy Johna, ku pociesze uboższej pary bohaterów, jak też zapewne i niejednego z widzów, ma również swoje cienie. Po trzydziestu latach jego małżeństwo, zamiast pogłębiającej się więzi między partnerami, osiadło na mieliźnie wypełniania obowiązków, pośród których brak już tych związanych z okazywaniem intymności. Nie brak za to w tym związku ironii i pogardy wobec swoich przywar, jak rozrzutność i pociąg do butelki żony Barbary, wzrastające sknerstwo Johna i jego dziwaczne przywiązanie do Trevora i Jenny.

Nie pomaga w poprawie relacji małżeńskich objawienie, w którym złodziej okazał się pomocny, że Barbara, zataiwszy przed małżeństwem swój prawdziwy wiek, okazuje się pięć lat starsza od partnera, zamiast o rok młodsza. Na koniec, w formie odwetu i uniezależnienia się od coraz bardziej obojętnego i zobojętniałego męża, Barbara korzysta ze sposobności włamania i przywłaszcza sobie sto tysięcy funtów z domowego sejfu.

W porównaniu z tym małżeństwo Trevora i Jenny okazuje się większym osiągnięciem. Ale prawdziwym wygranym w tym względzie okazuje się złodziej, który w ostatniej scenie dzwoni do hotelu Ritz, by poprosić swoją małżonkę, aby odebrała go autem z miejsca przestępstwa (to jest pracy). Chętnie by to zrobiła, tylko że włamano się do ich samochodu, co staje się finałową przyczyną wybuchu śmiechu na widowni. Złodziej jest wolny, bo tragedie czwórki głównych bohaterów, łącznie z dezintegracją małżeństwa i długoletniej przyjaźni, zmuszają ich do przejścia do porządku dziennego nad błahostką włamania.

Gdzie tu miejsce dla Darwina? – ktoś zapyta. Przecież to jest zwyczajnie zabawna opowieść z morałem, że sukces materialny to nie wszystko i prawdziwe osiągnięcia w życiu mierzy się na innych skalach. Jest to fakt niezaprzeczalny, ale głębsze dno przesłania Złodzieja to sugestia, że jako stworzenia biologiczne podlegamy prawom ewolucji darwinowskiej, zgodnie z którymi nie lubimy zostawać z tyłu za grupą i nie cieszy nas, a raczej drażni, kiedy ktoś wydaje się nas wyprzedzać.

Chcąc zaprezentować się z najlepszej, kulturalnej, humanitarnej strony, kamuflujemy nasze prawdziwe uczucia pod maską społecznie akceptowanych pozorów. Prawdę dostrzegą tylko baczni obserwatorzy, jak Jenny, kiedy przyłapuje Trevora na tym, że uśmiecha się deklarując swoje współczucie Johnowi tuż po włamaniu. Ten uśmieszek wydał się jej podobny do tego, z jakim powiadomił ją o śmierci jej matki. Przyznanie się do prawdziwych uczuć sprytnie wydobywa z Trevora włamywacz, zmuszając go swoimi argumentami do wyznania, że tak na prawdę swojego przyjaciela nienawidzi. Będzie miał po temu dodatkowe powody, kiedy dowie się w trakcie akcji sztuki, również przy pomocy włamywacza, o romansie Johna z Jenny.

Mało kto przyzna się, że zazdrości przyjacielowi wyższych dochodów, szwagrowi lepszego samochodu, bardziej okazałego domu sąsiadowi, egzotycznego urlopu znajomym albo urody czy kochającego męża koleżance. Stosunkowo niewielu byłoby gotowych zajrzeć głębiej do swojego duchowego wnętrza i przyznać się do braku autentycznego współczucia wobec tych, którym wiedzie się gorzej. Słowa mówią jedno, ale uczuć nie da się oszukać i tak naprawdę cieszy nas, że porównywalnie jesteśmy w lepszej sytuacji, że nam powodzi się lepiej. Nie znaczy to koniecznie, że aktywnie życzymy nieborakom źle, choć i takich wypadków nie brakuje.

Alegorycznie jesteśmy jak grupka uciekających od niedźwiedzia wędrowców w lesie. Troskamy się o ostatniego z grupy, ale cieszy nas, że nie jesteśmy na jego miejscu. Głos darwinowskiego procesu doboru naturalnego i związanej z nim zasady przetrwania najlepiej dostosowanych do środowiska można zakamuflować miłymi słówkami i dobrymi intencjami. Nie można im jednak zaprzeczyć, jak nie można zaprzeczyć uczucia głodu, choć w pewnych sytuacjach taktownie wypada skłamać. Dla okazania hartu i zdrowia można powiedzieć, że nie jest nam zimno, ale do prawdziwego odczucia musimy się przyznać przed sobą, chyba że analiza przeżyć wewnętrznych nie leży w naszym charakterze.

Jako cywilizowani ludzie, dumnie traktujący nakazy etyczno-moralne jak naturalne prawa, nierzadko nie jesteśmy w stanie uznać podlegania rzeczywistym prawom natury. Często z braku czasu na chwilę refleksji nie zdajemy sobie sprawy z ich działania. No i może to nie jest całkiem złe, bo poza innymi korzyściami przysparza to okazji utalentowanym dramatopisarzem jak Eric Chappell, autor angielskiego oryginału sztuki zatytułowanego Theft, by te niekonsekwencje wskazać w formie kulturalnej rozrywki, jaką udostępniła Polonii w Australii piątka znakomitych polskich aktorów – Cezary i Katarzyna Żak, Renata Dancewicz, Rafał Królikowski i Leszek Lichota.

Sceniczną adaptację sztuki wyprodukowała i prezentuje widowniom agencja Certus, a jej reżyserem jest Cezary Żak. Więcej informacji o sztuce i jej przedstawieniach w Australii można znaleźć w artykule na witrynie internetowej Bumerang, z którego pochodzi ilustracja fotograficzna powyższego tekstu, i z materiału dźwiękowego radia SBS.

Robert Panasiewicz



Afisz promocyjny towarzyszący australijskiemu tournée Złodzieja.

Komentarze czytelników: 1 Dodaj Nowy
Puls Polonii nie odpowiada za treść komentarzy nadesłanych przez czytelników!
18/09/2019
(Anna Habryn)
Odpowiedz