Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
17 października 2019
Postkomuniści i neokomuniści w Sejmie
50 lat PRL nie poszło na marne
Michał Wałach: Po 4 latach chwalebnej nieobecności do Sejmu wracają postkomuniści. Wraz z towarzyszami wygodne miejsca w parlamentarnych ławach zajmą ortodoksyjni neomarksiści oraz zwolennicy – teoretyczni, a często także i praktyczni – rewolucji seksualnej. O czym świadczy wynik lewicowej koalicji?SLD, Razem i Wiosna uzyskały wspólnie około 12,5 proc. głosów, co oznacza, że w Sejmie znów znajdą się formacje skrajnej lewicy, których próżno było szukać w parlamencie w latach 2015-2019. Ale czy przez ostatnie 4 lata lewica w Polsce urosła w siłę? Proste zsumowanie wyników SLD oraz partii Razem (Wiosna jeszcze nie istniała) wskazuje, że niespecjalnie. Wtedy bowiem ugrupowania uzyskały łącznie nieco ponad 11 proc. głosów (Nowoczesna czy PO nie uchodziły wówczas za skrajną lewicę). „Czerwoni” w roku 2015 popełnili jednak błąd.

Partia Razem poszła do wyborów samodzielnie, zaś Zjednoczona Lewica (SLD, Twój Ruch i mniejsze podmioty) startowała jako koalicja, co podniosło dla niej próg wyborczy do 8 proc. Próg ostatecznie okazał się za wysoki zarówno dla Zjednoczonej Lewicy (8 proc.), jak i dla partii Razem (5 proc.). Dla naszej Ojczyzny oznaczało to cztery lata wolności od komunistów i niemarksistów w parlamencie.

Praktyka pokazywała dotąd, że partie wyrzucone poza parlament już do niego nie wracają. Tym razem tak się jednak nie stało, co świadczy od cichym – ale jednak – umacnianiu się skrajnej lewicy. Nie bez znaczenia było również skonsolidowanie środowiska i porzucenie wzajemnych animozji. Partia Razem zrezygnowała z dotychczasowej narracji uznającej SLD wręcz za zdrajców lewicy, ze strony Wiosny nie było słychać zastrzeżeń do wspólnego startu z towarzyszami, z których część działała w PZPR także w trakcie wymierzonej w homoseksualistów esbeckiej operacji „Hiacynt”, z kolei Sojusz Lewicy Demokratycznej otworzył swoje ramiona przed „młodocianymi” lewakami (40-letni Zandberg czy 43-letni Biedroń to przy 59-letnim Czarzastym nastolatkowie) i puścił w zapomnienie wszelką krytykę. Wszystko po to, by powrócić do Sejmu.

Skrajna lewica nie musiała natomiast powracać do TVP, gdyż słowo „powrót” dotyczy sytuacji, w której kogoś gdzieś nie było. Tymczasem przez ostatnie cztery lata pozaparlamentarni politycy lewicy mogli w zarządzanej przez ludzi PiS-u Telewizji Publicznej prezentować swoje stanowisko bez żadnego problemu. Taki przywilej nie dotyczył pozaparlamentarnych polityków formacji umiejscowionych na scenie politycznej na prawo od PiS, ani nawet uderzających w formację Jarosława Kaczyńskiego z tej strony posłów. Dlatego też wielu komentatorów wskazuje TVP (a więc de facto PiS) jako ośrodek dbający przez ostatnie lata o lewicę w Polsce – wszystko oczywiście po to, by osłabić PO.

Ciężko się z takim oglądem sytuacji nie zgodzić – wszak czteroletnia nieobecność polityków lewicy w TVP mogłaby oznaczać dla nich niechybne popadanie w zapomnienie. Zamiast tego Polskę czeka triumfalny powrót „czerwonych” i „tęczowych” na Wiejską, co cieszy m.in. prezydenta RP Andrzeja Dudę. Polityk niegdyś uznawany za antykomunistycznego – m.in. za sprawą pokazania się w koszulce marki Red is Bad (Czerwone jest złe) – stwierdził bowiem: „to dobrze, że wszystkie strony sceny politycznej są reprezentowane. Zwłaszcza, że jednak elektoratu, który jest zainteresowany głosowaniem na lewicę, ma światopogląd lewicowy, jest w Polsce sporo i dobrze, że ma on swoją reprezentację”.

Tymczasem wyniku SLD w żaden sposób nie można uznawać za coś dobrego. Fakt, że aż 12 proc. Polaków wybrało ów komitet, to dramatyczny dowód na głębokie problemy trawiące nasz naród. Wszak olbrzymia grupa rodaków wskazała albo na formację wywodzącą się z totalitarnej PZPR i nawet niewstydzącą się tego „dziedzictwa” albo na przedstawicieli nowszej fali rewolucji. Co ósmy obywatel naszego kraju wyraził w niedzielę chęć, aby w parlamencie reprezentowali go postkomuniści lub neokomuniści, neomarksiści lub – choć w sumie na jedno wychodzi – aktywiści LGBT! Niewykluczone więc, że w Sejmie IX kadencji z mównicy sejmowej usłyszymy krytykę dekomunizacji, zaś homoseksualne parady równości otrzymają patronaty ze strony posłów RP!

W kontekście głosowania z 13 października roku 2019 sytuacja z roku 2015, a więc niewprowadzenie do Sejmu ani jednego posła, wydaje się być dla skrajnej lewicy jedynie wypadkiem przy pracy. Teraz więc towarzysze nie powtórzyli tamtych błędów. Co gorsza: cały czas mają się na kim się oprzeć, a przez ostatnie cztery lata Telewizja Publiczna nie ułatwiała narodowi uznania postkomunistów za relikt przeszłości. W efekcie SLD takim reliktem ciągle nie jest, zaś odmłodzone nową lewicą może dziś uchodzić za „powiew świeżości” (sic!). Pięćdziesiąt lat komunistycznej socjotechniki pozostawiło trwały ślad w psychice narodu zniewolonego przez Sowietów oraz zarządzanego przez ich pachołków, a cztery lata bez postkomunistów w parlamencie nie zostały wykorzystane do skutecznego wyrugowania ich z polityki. Pod tym względem cztery lata rządów PiS to czas zmarnowany!

Michał Wałach, pch24.pl