Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
10 stycznia 2020
Apokalipsa w Australii
Anna Hudyka (głos z Polski)

Australia – piekło na Ziemi, bo czy można nazwać inaczej to, czego doświadcza obecnie ten kontynent niż Apokalipsą? 25 ofiar śmiertelnych – w tym 3 strażaków, nie żyje ponad miliard zwierząt – ssaków, gadów i ptaków. Wcześniejsze dane mówiące o liczbie połowę mniejszej są nieaktualne. W opinii Josephine Harvey z Uniwersytetu w Sydney, a zarazem działaczki WWF Australia poprzednie wyliczenia nie uwzględniły: nietoperzy, żab, insektów i innych żyjątek ważnych dla całego ekosystemu.Niektóre gatunki flory i fauny zostały utracone na zawsze, gdyż właśnie tam występuje wiele tak zwanych endemicznych – nie znajdziemy ich nigdzie indziej. Wśród zwierzaków ofiary to między innymi nawet 25 tysięcy koali żywiących się łatwopalnymi eukaliptusami. W Nowej Południowej Walii żywioł zabił 30 procent populacji tych sympatycznych misiów, na Wyspie Kangura, u południowego wybrzeża kontynentu – połowę, a tysiąc w stanie Victoria.Cierpienie na niewyobrażalną skalę.

To wszystko nie licząc ludzkiego dobytku – nie ma już kilku tysięcy budynków mieszkalnych. Spłonęły miliony hektarów lasów i buszu. Obecnie mówi się o 10 mln. Dla porównania to powierzchnia więcej niż trzy razy większa niż terytorium Belgii i podobna do Korei Południowej. W samych stanach: Nowa Południowa Walia trawiące ją od ponad 3 miesięcy pożary „pożarły” 5 milionów ha, Wiktoria – 1 milion, Południowa Australia i Queensland po więcej niż 250 tysięcy, w Australii Zachodniej 1,5 miliona i powyżej 30 % Wyspy Kangura – około 160 tysięcy hektarów. Dodatkowo w wielu regionach kraju od ponad 7 lat panuje przerażająca susza. Kontynent walczy z pożarami z ziemi i nieba, jednak wozów strażackich, samolotów oraz helikopterów jest za mało. 7 stycznia zapadła decyzja o odstrzale 10 tysięcy wielbłądów, gdyż spożywają za dużo wody. Strażacy są wykończeni i oceniając sytuację mówią,  że nigdy nie mieli do czynienia z czymś takim.

Świat jednak milczy, a dokładnie do ostatnich dni siedział cicho, jakby nie wiedział i nie widział, czego doświadcza Australia. Nawet Leonardo di Caprio, który - gdy kilka miesięcy temu płonęła Amazonia - tak bardzo krytykował prezydenta Brazylii pan Jaira Bolsonaro, nie powiedział do tej pory ani słowa. Podobnie, jak do nocy z 5 na 6 stycznia sporo innych wszelkiej maści celebrytów, głoszących – zwłaszcza na portalach społecznościowych i w wypowiedziach prasowych, jak bardzo los naszej planety leży im na sercu.

Do dramatu odnieśli się dopiero podczas uroczystości wręczania Złotych Globów. No, ale przecież przy takiej „imprezie” wypadało „ujawnić” swoją: filantropię, wrażliwość i troskę o środowisko. Niestety, ja zamiast realnego niepokoju o naszą planetę, jedyny tak naprawdę prawdziwy dom jaki mamy, bardziej stawiam tu na dobry PR (public relations) i ekspertów od wizerunku, którzy powiedzieli „gwiazdom”, co mają mówić, by „zawładnąć” mediami nie tylko z powodu kreacji na wieczór. Zresztą zaryzykowałabym pytanie, ilu z tego „zacnego grona” w ogóle wie coś więcej o Australii poza tym, że taki kontynent istnieje? Wśród wylewających „krokodyle” łzy, że to autentyczne, mogę jedynie uwierzyć aktorom mieszkającym w tym kraju: panu Russelowi Crowe (Nowozelandczyk) i paniom Naomi Watts i Nicole Kidman.

Odtwórca głównej roli w wielkim hicie Ridleya Scotta pt. „Gladiator” nie przyjechał na uroczystość. Postanowił pozostać w Australii, by zadbać o bezpieczeństwo bliskich. Pełne patosu słowa Jennifer Aniston odbierającej w jego imieniu statuetkę, czy te napisane na Twitterze przez celebrytkę Kim Kardashian marzącą o zostaniu drugą Jacqueline Kennedy, do której jednak jej sporo brakuje - są dla mnie mimo wszystko mało przekonujące. Pierwsza z wymienionych – Jennifer Aniston będąc na scenie po trofeum Russela Crowe wygłosiła mowę: „Nie łudźmy się. Tragedia, która ma miejsce w Australii, ma źródło w zmianach klimatycznych. Musimy działać w oparciu o naukę, przenieść globalną siłę roboczą na energię odnawialną i szanować naszą planetę za to, jak wyjątkowym i niesamowitym miejscem jest”.

W tym momencie pozwolę sobie zadać pytanie: czyją lub czego siłę roboczą pani Aniston zamierza przenosić? Własną, wody czy wiatru? Energia każdego ciała materialnego jest proporcjonalna do jego masy (E=mc2). Nie jest odnawialna tylko energia ciał, których masa zostanie wypromieniowana w postaci światła, ale to dotyczy wyłącznie pierwiastków promieniotwórczych, czyli światła gwiazd. Niech więc pani Aniston lepiej niczego nie przenosi. Kardashian wysiliła się natomiast tak bardzo, że na Twitterze napisała: „Zmiana klimatyczna jest prawdziwa”. Wow!

Ale odkrycie! Niemalże na miarę... powiedzmy dokonań pana profesora Aleksandra Wolszczana! Proponuję od razu automatycznie nominację do nagrody Nobla – dziedzina coś z nauki, albo Pokojowa. Cóż, obserwując do kogo trafiają od lat te drugie to niech na tym szczególnym podium w Oslo staną w przyszłym roku nie dwie 2, jak twierdziłam jeszcze niedawno, a 3 ladies: Greta, Niemka Carola (ta – nazwijmy to ładnie, zgodnie z obowiązującą „poprawnością polityczną” - ratująca imigrantów zwanych „uchodźcami” na Morzu Śródziemnym oskarżając o ich porywanie i przetrzymywanie na statkach włoskiego senatora Matteo Salviniego) oraz wspomniana wcześniej „gwiazda” (tylko nie wiadomo za bardzo w czym) Kim.

Wreszcie skończmy też z obwinianiem za ocieplanie się klimatu na Ziemi ludzi oraz ich działalności! Błagam o trochę rozsądku! Nikt nie mówi, że powietrze i środowisko są idealne! Super czyste i w ogóle ok., ale przede wszystkim rozum i nauka!

Po pierwsze dla nikogo nie jest tajemnicą, że klimat się zmienia, tylko, że... No właśnie... Nie dzieje się to ani po raz pierwszy, ani ostatni w historii „życia” naszej planety. To samo miało miejsce wielokrotnie w przeszłości i stanie się nie raz w przyszłości. Po drugie: czy rzeczywiście jest tak, że mamy do czynienia z ociepleniem się klimatu, czy to wstęp do kolejnej tzw. małej epoki lodowcowej? I nie ma się z czego śmiać, wystarczy troszkę poczytać na ten temat. Nie jestem ekspertem od tych spraw, ale mam dość – powiem to jednak z końcu! - eko terroryzmu! Tak właśnie tego, jak to nazwałam!

Po trzecie: badania lub tzw. „badania” ekspertów lub tzw. „ekspertów”. Zasada jedna i obowiązująca wszędzie – nie ważne, czy w przypadku emisji CO2, działania nowego leku, czy napoju energetycznego – kto daje fundusze na badania i testy ten oczekuje decyzji, na których nie straci. Prosta logika, tylko że stanowiąca tajemnicę poliszynela. Lepiej wydać gros pieniędzy teraz, a później zgarnąć jeszcze większe krocie. To jest podstawowa zasada działająca w dzisiejszym świecie i nie ma się co oszukiwać i bawić w „ładne słówka”. Sieć powiązań „nauki” z biznesem i polityką. Zasada obowiązująca, także w sprawach związanych z ekologią – zwłaszcza, że temat jest obecnie modny, „na fali”. Wrzaski, że ocieplanie się klimatu stanowi winę ludzi i ich pragnienie lepszego, łatwiejszego życia. W końcu różne lobby oraz kto za kim stoi będąc jego sponsorem.

Po czwarte: w tym, że na Błękitnej Planecie zmienia się klimat udział swój mają także inne zjawiska, które nie są w żaden sposób związane z ludźmi. Wspomnę chociażby o czymś takim, jak wybuchy słoneczne, czy plamy na najbliższej nam gwieździe. No, ale Greta Thunberg i jej podobni nam o tym nie powiedzą. Przykre, bo wypadałoby poinformować, żeby być fair wobec odbiorców. No, ale z drugiej strony po co ludzie mają to wiedzieć? Dlaczego nasze „teorie” w obliczu „tyko zasad rządzących Wszechświatem” mają tracić w oczach innych?

Po piąte: oczywiście pewną rolę odgrywa także ludzka pazerność, jednak to osobna sprawa. Obecnie nasza planeta liczy 7,5 mld mieszkańców – w tym: Chiny 1,4 mld, Indie - 1,3 mld, USA – 326 mln, a Brazylia – 210 mln. Liczba ta wzrosła o miliard w ciągu zaledwie 12 lat! Według statystyk do 2050 roku ma nas być 9,7 mld. Ludzie potrzebują gdzieś żyć. I coś jeść. Niestety bez tego długo nie wytrzymamy, wprawdzie dłużej niż bez wody, ale to kwestia dni. W tym miejscu należy uzmysłowić sobie, że Ziemia nie jest z gumy i nie rozciągnie się. Wybijmy również sobie z głów marzenia o drugiej Błękitnej Planecie. Po pierwsze na razie takiej nie znaleźliśmy, a po drugie jej zaludnienie to nie przysłowiowe pstryknięcie palcem i od razu przeteleportujemy na nią mld osób.

Mówiąc o obecnie trawiących Australię pożarach należy wiedzieć, że dochodzi do nich rok-rocznie. Stanowią stałą tamtejszego klimatu i - jakkolwiek to brzmi - są potrzebne naturze. Na północy kraju ich sezon przypada na porę suchą, czyli australijską zimę. Na południu podczas tamtejszego lata, czyli u nas między grudniem, a marcem. Niestety obecnie ich skala jest niespotykana. Mamy dopiero styczeń, więc przed południową Australią jeszcze 2 upalne miesiące i temperatura sporo powyżej 40 stopni Celsjusza. Nic też nie zapowiada silnych opadów deszczu.


Przyczyn pożarów jest kilka. Część wybucha naturalnie, przy wysokich temperaturach, suszy i silnych wiatrach, za niektóre odpowiadają też pioruny. Winę za wiele (jak nie większość) ponosi jednak człowiek: przez przypadek, brak rozsądku, łamiąc przepisy dotyczące rozpalania ognia. Ogromne tereny Australii porośnięte są eukaliptusami, a ich olejek jest jak paliwo - zaczyna płonąć w ułamku sekundy, a ogień trudno zatrzymać.Jako główne przyczyny pożarów wymienia się: niedopałki papierosów, wypalanie terenów, umyślne podpalania, pociągi i kolej, ogniska, wykorzystywanie pił elektrycznych, kosiarek, pioruny, linie i ogrodzenia energetyczne, broń palna, załamanie szkła.

Ale jest jeszcze jedna, o której część osób woli milczeć: ekolodzy!!! Tak, właśnie owi walczący o dobro naszej planety i środowisko. Częściowo to oni są winni chcąc zbytnio regulować kontrolowane wypalania oraz dążyć do zamknięcia parków narodowych.W obliczu takich sytuacji jaka ma miejsce obecnie w Australii nic bardziej nie podnosi mi ciśnienia, niż przytoczone powyżej wypowiedzi celebrytów. Zresztą tak dziwnie się składa, że niebagatelny wpływ na klimat mają sponsorzy międzynarodowego "przemysłu" filmowego, czyli koncerny handlujące przeznaczonymi wyłącznie do spalenia kopalinami, a zwłaszcza ropą naftową i gazem. Masowy transport towarów i ludzi na rozmaite międzynarodowe zjazdy to przyczyna druga. Też mało kto tyle podróżuje, co aktorzy i celebryci. Kto za nich ma ten klimat chronić? To są apele do samych siebie. Ponadto kreacje na każdą okazję za krocie, w których, jak to się przyszło mówić nie wypada dwa razy pokazać się w tej samej, po kilka domów w różnych częściach świata, samochodów, prywatne jachty i odrzutowce.

I jeszcze jedno: ugaszenie trawiących Australię pożarów to jedno, ale co później? Trzeba będzie od nowa ożywić spaloną ziemię, zaopiekować się rannymi zwierzętami i dać im jeść. Pomijam dramaty w obliczu, których stanęli ludzie tracąc całe swoje dobytki. W tym momencie zadam zasadnicze według mnie pytania: gdzie w tym wszystkim była i jest społeczność międzynarodowa? Organizacje skupiające „elity” naszego świata? Do czasu, gdy w Hollywood wręczano statuetki Złotych Globów, jedynie kilka dni wcześniej usłyszałam, że pomoc finansową zaoferowali tenisiści i młodziutka aktorka Selena Gonzalez.Dlaczego wobec trwającego już dłuższy czas - niewyobrażalnego, także na skalę globalną dramatu – milczały i milczą takie organizacje, jak: ONZ, UE lub inne „zacne gremia”? Gdzie są także walczący o ochronę środowiska?

To jest już od dawna oczywiste, że Australia bez pomocy z zewnątrz sama sobie z tym nie poradzi! Powtórzę: do cholery, czym to teraz tam się dzieje różni się od tego mającego miejsce kilka miesięcy wcześniej w Amazonii? Niewyobrażalna katastrofa dla regionu, ale zarazem i świata. Jednak nie! Jest przecież różnica! Kolosalna! W Brazylii prezydentem jest pan Jair Bolsonaro nie należący do „ulubieńców” „elit”.Nie wiem, może się mylę, ale do wspomnianego 5 stycznia wyłącznie wśród światowych polityków zauważyłam, że głos zabrał senator Włoskiej Republiki pan Matteo Salvini (i mam nadzieję, że w niedługim czasie premier Włoch!).Polityk z Europy.


Dla porównania, jego „kolega” premier Australii pan Scott Morrison w chwili, gdy kraj desperacko walczył z okrutnym żywiołem wraz z rodziną udał się na wycieczkę na Hawaje. Urlop skrócił o jeden dzień pod presją opinii publicznej krytycznej wobec tego, co zrobił. Ponadto mieszkańcy Sydney domagali się rezygnacji z tradycyjnego pokazu ogni sztucznych podczas nocy sylwestrowej i przekazania pieniędzy na ratowanie kraju wobec szalejących pożarów. Decyzja władz była negatywna.

Dopiero po wspomnianym włoskim polityku Matteo Salvinim zauważyłam, że głos zabrały, także inne państwa. Pomoc zaoferowały: Kanada, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Singapur, Papua-Nowa Gwinea, Francja, Estonia, Vanuatu, Fidżi oraz Polska – w tym Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. 7 stycznia pan Jerzy Owsiak zadecydował, że pieniądze, które zbierze australijski sztab zostaną przeznaczone na pomoc dla ofiar pożarów, a Donald Tusk 6 stycznia umieścił na Instagramie zdjęcie kontynentu australijskiego. Dołączył słowa, które w takich przypadkach mówią wszyscy – w skrócie: najważniejszy jest obecnie kryzys klimatyczny, politycy muszą szanować słowa naukowców.

Tylko, że ja dzisiaj zastanawiam się, czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć, że tworzący tzw. „elity” zabrały wreszcie głos wobec Apokalipsy Australii? Dlaczego? Dramat trwa od wielu tygodni, a jeszcze kilka dni temu mało kto podnosił ten temat. W informacjach od czasu do czasu lakonicznie kilka słów. Obecnie chcących nieść pomoc jest wysyp niczym grzybów po deszczu!Niby wypadałoby być zadowolonym, tylko że tak na dobrą sprawę z czego? Z tego, że po raz kolejny tragedia na niewyobrażalną dla świata skalę obnaża wszystkim, jak bardzo rządzący nami, decydenci, elity są obdarci z człowieczeństwa.Z tego, że ponownie widzimy ich arogancję, butę i skrajny egoizm? Do cholery! To, co teraz chcą robić powinni byli zacząć już dawno temu!

Przy okazji organizacje, które powołano do życia, żeby właśnie niosły pomoc w takich sytuacjach dalej milczą. Zresztą już dawno powiedziałam, że na przykład ONZ należy zlikwidować. Zapytam też, dlaczego UE i jej ministrowie nie zwołają nadzwyczajnego szczytu ministrów spraw zagranicznych dotyczącego pomocy Australii?

Na koniec odważę się postawić zasadnicze dla mnie pytanie: gdyby nie Senator Włoskiej Republiki pan Matteo Salvini, to czy inni politycy zajęliby stanowisko? Czy po prostu Włoch ich zawstydził lub pozazdrościli mu, że to nie oni pierwsi to zrobili? A może po zabraniu głosu przez Senatora doradzili pozostałym reprezentantom „elit” ich doradcy od wizerunków? Czy może ktoś mi udzielić odpowiedzi???

Anna Hudyka