Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
14 stycznia 2020
Wszystko jest naczyniem połączonym
Ryszard Surmacz

Polscy twórcy, którzy czują odpowiedzialność za państwo i naród (nazwijmy ich patriotami) narzekają, że nie są w stanie zdobyć dofinansowania dla swoich książek, filmów, twórczości malarskiej, czy nawet naukowej. Nie są więc w stanie rozwinąć się, wypróbować swoich sił i talentów a także zareagować twórczo na ważne wydarzenia w kraju. Krótko mówiąc, to co przeżywamy nie ma opisu prawdziwego, lecz interpretację niemal wyłącznie lewicową lub wręcz lewacką. I to nie jest normalne. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatnich 30 lat, podobno odzyskanej wolności, wiele fundacji, zwłaszcza niemieckich, penetrowało Polskę, a zwłaszcza ziemie odzyskane, w poszukiwaniu młodych zdolnych ludzi z cechami przywódczymi. Do tego trzeba dołożyć kilka katastrof lotniczych i kilkanaście samochodowych, w których zginęły osoby, które miały potencjał i mogły mieć wpływ na losy państwa, a może nawet i narodu, a także dwumilionową emigrację za Zachód, a więc najbardziej operatywnych młodych ludzi. To prawdziwy krajobraz po bitwie i potencjał naszych możliwości.

Rzecz jednak w tym, że chyba niewielu tak to widzi. Ale to jeszcze nie koniec wyliczanki. Twórcy lewicowi mają przetarte ścieżki i nie mają trudności z uzyskaniem dotacji, natomiast twórcy bezkompromisowi i rozumiejący swoją rolę w kulturze muszą toczyć batalie nie tylko z prawem, ale również wykańczające ich boje z urzędnikami. Nie chodzi tu o dyskryminację lewicowych twórców, lecz o właściwe proporcje.

Rasowi urzędnicy zwykle posiadają trzy charakterystyczne dla siebie niepisane prawa: 1. „uwalenie” sprawy chroni przed ryzykiem i redukuje pracę, 2. złe prawo jest sprzymierzeńcem bo nie pomaga, lecz szkodzi (resztę patrz j. w.), 3. obojętność jest jedynym sposobem na przetrwanie, bo potrafi zniweczyć nawet boską inicjatywę.

Jeżeli przypadek pierwszy, w jakimś sensie może usprawiedliwiać młodego urzędnika, bo długo szukał pracy, nie ma praktyki i nie chce mieć kłopotów, to drugi tryska krystalicznym, wręcz pomnikowym brakiem poczucia odpowiedzialności za wszystko… Ale to dopiero wstęp. Schody namnażają się, gdy taki młody adept jakiejś sztuki trafi na celebrytę lub kogoś, kto w jakiś sposób poczuje się zagrożony. Koniec. Gdy będzie napierał, w odpowiedzi, powstaje przeciwko niemu spółdzielnia, która swoją siecią zablokuje mu rozwój. Znam przypadek autora sztuki teatralnej, który otrzymał taka oto prywatna radę: warsztatowo twoja sztuka jest poprawna, ale jeżeli nie będziesz pisał o dewiacjach, będziesz marginalizowany. I była to bardzo szczera rada.

Zarysowany wyżej szkic jest bardzo ramowy, ale już na jego przykładzie widać jaką kondycję ma polska kultura. Jej wektory i tendencje nie muszą mieć ani kierunku, ani korzeni politycznych. Część kieruje się ideologią, ale pozostali strachem lub najzwyklejszym tchórzostwem: „nie będę ryzykował bo mnie uwalą, a obecna pensja starcza mi na opłacenie długów”. Jeżeli taka diagnoza jest prawdziwa, to mamy sztukę z jednej strony opartą na dewiacjach, a z drugiej na strachu. Czyż nie jest to jej upadek?

Ale przyczyna tego wszystkiego leży w zupełnie innym obszarze. Ten obszar można nazwać: brakiem wyrobienia politycznego i poczucia państwa, zabetonowaniem wolności i inicjatywy, brakiem wyobraźni obywatelskiej lub prymitywną pazernością. Gdy wejdziemy na poziom administracyjny, to zauważymy stemplowy mechanizm i kompletny brak misyjności. Dla uściślenia trzeba jednak podkreślić, że zdarzają się urzędnicy, którzy rozumieją swoją rolę (a więc można!), ale jest ich zdecydowana mniejszość. Ogólnie obowiązuje zasada, że jak nie masz jakiegoś palca, który popchnie twoją inicjatywę/sprawę, ugrzęźnie ona w jakiejś szufladzie, w czyimś komputerze lub na jakiej półce. I amen. A czas dla wszystkich biegnie nieubłaganie. Żeby nie być gołosłownym, odwołam się do powojennej sytuacji na Śląsku. Spotykałem się tam z taką uwagą: spisujmy i opracowujmy wszystko, co się da, bo jak przyjdzie do rozliczenia z Niemcami, nie będziemy mieli żadnych argumentów.

Czy tak trudno zrozumieć, że jeżeli nie odwołamy się do prawdy, nie opiszemy swoich czasów i nie wyłożymy swoich prawdziwych argumentów, to inni nas wyśmieją i ponownie wygra lewacka, krzywdząca nas opinia, a nasze dzieci nie będą w stanie zrozumieć ani swoich rodziców, ani czasów w których żyli? Będą powtarzały kolejne fałszerstwa na swój własny temat i będą miały jeszcze mniejsze szanse na obronę swojego stanu posiadania i swojej prawdy. Przykładem już jest Polskie Państwo Podziemne, Ziemie Odzyskane – tu jest kompletna tabula rasa. Nie mamy też opisów tego, co działo się po 1989 r. na obszarach biedy, jaka nawiedziła polski obszar, i jak sobie z nią radzono. Nie mamy opisu przejmowania polskiej ziemi w III RP, nie znamy sposobów i ścieżek degradacji polskiej tradycyjnej inteligencji, coraz mniej rozumiemy swoją kulturę i sens walki naszych przodków, itd. Nasze społeczeństwo nie posiada odpowiedniej idei scalającej naród (po wojnie taką była idea ziem piastowskich), polityka blokuje myśl kulturową i racjonalny ogląd sytuacji, nie mamy jednego politycznego wektora – nie znając właściwego punktu odniesienia stoimy w miejscu obracamy się w kółko itd., itd. Opisy naukowe, w większości fragmentaryczne, nie odpowiadają na pytanie co się stało po 1945 r., a co po 1989 r.? Ba, prócz urzędowych dokumentów nie ma materiałów na szerszy opis. Redakcje zubożały do tego stopnia, że nie stać je na reportaż, a dziennikarze poszli w kierunku łatwizny – albo na sensację, albo w tematy budzące emocje. Za to są nagradzani. Nie ma reportaży społecznych, które łączą społeczeństwo z władzą i odwrotnie. Dość znany jest fakt młodego dziennikarza, który zamiast udać się na miejsce zdarzenia, odpowiedział kierownikowi redakcji, że jeszcze nic na ten temat nie ma w internecie. Coraz mniej ludzi potrafi właściwie ocenić wartości dzieła, ale najgorsze jest to, że nikomu nic już się nie chce!

Odbudowa państwa zawsze ma dwa filary: gospodarczy i kulturowy. Bez ich synchronizacji nie zbudujemy trwałych fundamentów, oddzielając je budujemy domki na piasku. Zależność jest jednak taka, że gospodarkę można rozłożyć lub zablokować w ciągu kilku miesięcy, natomiast zbudowaną jedność kulturową, która trzyma gospodarkę, trzeba mozolnie rozwalać przez dwa pokolenia. Nie inwestujemy w naszą przyszłość.

Pytanie, jak z tego wyjść? A czy nie może powstać na początek np. jeden teatr, który zajmowałby się wystawianiem sztuk młodych autorów, nie tych lewackich, lecz uwrażliwionych na los ludzi, los państwa, kultury i narodu? Boiskami i stadionami z grubsza nasyciliśmy kraj, ale czy odpowiednio nie mogłyby powstać ukierunkowane galerie, domy kultury, kluby dyskusyjne, szkoły o profilu klasycznym itd.? To wszystko oczywiście połączone w jedną sieć wspólnej przyjaźni? Czy nie mogą powstawać odpowiednie konkursy, które racjonalnie finansowałyby wysiłki penetracyjne i zmuszały do szukania prawdy o naszych czasach? Złożenie sensownej pracy byłoby rozliczeniem końcowym. Wyróżnienie dawałoby szansę na pracę i kierunkowy rozwój. Czy obok disco pola, nie może powstać okienko w radio i telewizji, które promowałoby tak skonstruowaną nową falę literacką? Czy nie mogą powstać miejskie strony internetowe informujące o planie przyszłych imprez kulturalnych lub spotkaniach w mieście? O taką w Lublinie prosiłem obydwie strony polityczne. Przedstawiciele obydwu partii bali się reklamy spotkań drugiej strony. Czy poważne miasto nie stać na finansowanie jednej reprezentacyjnej księgarni, księgarni muzycznej oraz antykwariatu? To nie są duże koszty. Czy naprawdę nie mamy ambicji kulturalnych; czy naprawdę już do takiego stopnia schamieliśmy?

Każda kultura ma swój kod kulturowy, który nieustannie trzeba rozwijać i udrażniać. Odejdźmy od naśladownictwa, rozwijajmy to, co polskie i nie upatrujmy w tym jakiegoś nacjonalizmu, lecz odwrotnie, szansę na prezentacje siebie. Siłą motoryczna romantyzmu był patriotyzm, ale zaowocował jeszcze w Oświeceniu. Potem wykuwał się w powstaniach narodowych, na Wielkiej Emigracji, w literaturze. Pozytywizm przyniósł załamanie wiary w sens walki. Ale patriotyzm wygrał w następnym okresie – w Młodej Polsce i okresie międzywojennym. Ba, musiał wygrać, ponieważ jest kręgosłupem polskich dziejów. I tak jest również dzisiaj, a więc racjonalny patriotyzm albo śmierć.

Wielka literatura i wielka nauka nie powstają na podłożu wirtualnej rzeczywistości, nie narodzą się z małości, kundlizmu, krótkiej perspektywy, czy bylejakości. Ona wymaga wysiłku, szczerości, oddania prawdzie i poczuciu odpowiedzialności.

Naród, który nie ma możliwości swobodnej kreacji poprzez własną i wolną twórczość – umiera! Jeżeli nie będzie wysokiej literatury, historycy nie napiszą dobrej historii, socjolodzy będą stawiać złe diagnozy, a politycy nie otrzymają stosownych analiz. I odwrotnie: jeżeli naukowcy nie wypracują właściwych interpretacji, nie powstanie na wysokim poziomie literatura. Wszystko jest bowiem naczyniem połączonym.

źródło: niepoprawni.pl