Nie wiemy jeszcze, kiedy ostatecznie, i w jakiej formie, odbędą się tegoroczne wybory prezydenckie. Pewne jest natomiast, że kampania prezydencka potrwa dłużej, co komplikuje sytuację niektórych kandydatów i ich sztabów.
Dla obecnego prezydenta to niewielka różnica. Nie zabraknie mu i głosów na co najmniej wejście do II tury wyborów, i pieniędzy na dłuższą kampanię. Podobnie dla Władysława Kosiniaka-Kamysza, Roberta Biedronia i Krzysztofa Bosaka, którzy mogą liczyć na swój żelazny elektorat i by osiągnąć po I turze wyborów SWOJE pewne, niedające przejścia do II tury wyborów miejsce - nie muszą robić nic. Dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która już udowodniła, że jest tyleż sympatyczną, co nieporadną Panią Małgosią, a nie poważną kandydatką na urząd prezydenta RP, zrestartowana kampania wyborcza to ryzyko zamienienia jej na „lepszy model” i przejścia do politycznego lamusa.
Spośród liczących się przeciwników Andrzeja Dudy w walce o fotel prezydencki najciekawsza, ale i najtrudniejsza, choć nie beznadziejna, jest sytuacja nastawionego dotąd na „wyborczy sprint” Szymona Hołowni.
Pan Hołownia bez trudu – jeśli będzie musiał – na nowo uzbiera kolejny raz 100 tys. podpisów. Stoją jednak przed nim zadania o wiele trudniejsze. Po pierwsze – musi uzbierać na dalszą kampanię wyborczą dodatkowe pieniądze. Po drugie - przez niewiadomy jeszcze w tej chwili czas Hołownia będzie musiał podtrzymać wysokie zainteresowanie sobą wyborców. Po trzecie zaś – jeśli Koalicja Obywatelska znajdzie w swoich szeregach kogoś lepszego, niż Pani Małgosia, i zmieni swojego „czarnego konia” – Hołownia musi liczyć się ze stratą na jego rzecz części głosów, na które dotąd mógł liczyć.
To stanowi dla Hołowni konkretną trudność, a i jakąś szansę dla Kosinaka-Kamysza. Faktem pozostaje, że to Hołownia ze wszystkich kandydatów, w porównaniu z obecną pozycją sondażową, ma najwięcej do stracenia. Nie dziwi więc, gdy po sztubacku pyta: Czy nie lepiej, żeby te wybory dokonały się już, z marszu? Pójdziemy i wejdziemy na rympał do II tury.
Skąd się wziął Szymon Hołownia? Pod wieloma względami jest fenomenem na scenie społeczno-medialnej (nie mylić ze sceną polityczną). To z pewnością jeden z najbardziej elokwentnych ludzi w Polsce. Może mówić bez ustanku przez dowolną ilość czasu sprawiając wrażenie, że mówi z sensem i na temat. Świetnie się go słucha, ale nie ma w tym nic ważnego do zapamiętania. Przy tym jest niebywale inteligentny i oczytany. To właśnie – i miła aparycja - wyniosło go na szczyty popularności medialnej. I dziękować Bogu, że zanim postawił na karierę celebryty, jako publicysta katolicki popełnił kilka naprawdę cennych książek dla mało i średnio zaawansowanych w wierze.
Niestety tamtego Hołowni – katolickiego publicysty – już od dawna nie ma. TVN-owski blichtr narzucający każdemu, kto chciałby nim lśnić, obowiązującą w TVN linię narracji politycznej i światopoglądowej, zmienił go w lewicującego, zaangażowanego w zwalczanie pisowskiej władzy ekoteologa-kontestatora.
Dlaczego Hołownia zdecydował się kandydować na urząd prezydenta RP – wie on sam i ci, którzy go do tego skłonili. A że może liczyć na medialną rozpoznawalność, potrafi być ujmujący i nadal jest przez wiele osób postrzegany jako człowiek Kościoła – jego kandydatura była z początku dla opozycji jak spadająca gwiazdka z nieba.
Wiadomo było, że w I turze odbierze wiele głosów Pani Małgosi, ale uszczknie też prezydentowi Dudzie. I to drugie było istotniejsze. Chodziło o doprowadzenie do II tury, a gorszy, ale pozwalający Kidawie-Błońskiej na walkę w II turze wynik nie miałby znaczenia. Scenariusz II tury był i nadal pozostaje jeden: wszyscy na jednego.
Nie wzięto jednak pod uwagę dwóch okoliczności: że Pani Małgosia okaże się tak słabą kandydatką oraz że Hołownia okaże się kandydatem tak mocnym, że szybko zapragnie w II turze zająć miejsce Pani Małgosi.
Hołownia do majowych wyborów szedł jak taran, dając z siebie wszystko. Sztaby wszystkich pozostałych kandydatów łącznie z ekipą obecnego prezydenta mogłyby się od jego sztabu uczyć, jak robi się kampanię wyborczą. Nie może więc dziwić, że na facebookowym profilu Hołownia ma ponad pół miliona polubień, niektóre nagrywane przez niego monologi oglądane są przez niemal milion osób, a lajki i komentarze pod nimi pojawiają się jak grzyby po deszczu.
|
Hołownia znakomicie korzysta ze swojej elokwencji, inteligencji i erudycji, czyli tego wszystkiego, czego brakuje Pani Małgosi. Dodatkowo z jednej strony przymila się do lewicowego elektoratu, a z drugiej - nie wyprowadza z błędu tych, którzy widzą w nim nadal człowieka mającego „kościelne poglądy i hołdującego „kościelnym wartościom”. To wszystko dawało mu - gdyby wybory odbyły się w maju – niemal pewne miejsce w II turze wyborów.
Przedłużenie kampanii wyborczej to dla Szymona Hołowni kłopot, którego się wypiera, zapewnia, że da radę, że jest gotów. Może jednak się przeliczyć i nie znaleźć się w II turze. ze wspomnianych na początku, ale i innych powodów.
Pierwsza sprawa: Coraz więcej wiadomo o poglądach i sympatiach politycznych Hołowni. Że wbrew swoim deklaracjom nie jest „gołąbkiem pokoju”, nie jednoczy Polaków i nie będzie odpowiedzią na całe zło świata.
Już na początku kampanii oznajmił, że wchodząc w świat polityki wreszcie może nie hamując się mówić co naprawdę myśli o innych. A co myśli człowiek, dla którego o. Adam Szustak OP specjalnie po raz pierwszy od 23 lat nie zlekceważy obywatelskiej powinności udziału w wyborach, bo „wreszcie ma na kogo zagłosować”, a „jego wybór przyniesie wiele dobra”?
Znane są wystąpienia Szymona Hołowni w obronie in vitro, deklaracje, że za jego prezydentury będą z miejsc publicznych zdejmowane krzyże, że na Sądzie Ostatecznym sądzić nas będzie – wbrew temu, co każdy katolik mówi w „Credo” podczas Mszy św. – nie Bóg, ale zwierzęta. Ale to już klasyka. Ważniejsze, co i jak mówi o innych.
Gamonie, głupcy, idioci, krętacze, kłamcy, durnie, oszuści, szulerzy, bandyci, fałszerze posyłający Polaków dosłownie do urny, wypychający naród na wojnę, macherzy, propagandziści generujący syf, nagrzani na władzę kolesie, mający gęby pełne Polski, ale ręce pełne szwindli...
- to wszystko cytaty z kilku dosłownie wystąpień Hołowni. I wszystko wyłącznie o politykach zjednoczonej prawicy i pracownikach kierowanych przez nich ministerstw. Zaś urzędujący prezydent, to „Człowiek Podpis” i „wyciągany z urny nieudacznik”. Taka to nowa jakość w polityce ma przyjść wraz z nowym prezydentem.
Hołowna ze swadą – w ślad za Donaldem Tuskiem w czasach jego premierostwa - dzieli cały elektorat na „nas” i „ich”. Swoich zwolenników, i tylko o nich tak mówi, nazywa bezpartyjnymi Polakami, a całą resztą nie zawraca sobie głowy.Na razie na tym zyskuje, ale czym dłużej trwa kampania, tym bardziej widoczne będzie, że Hołownia prezydentem wszystkich Polaków nie będzie i nie zamierza.
Druga sprawa: Jeśli słucha się kolejnych, codziennych monologów Szymona Hołowni, które kieruje do swoich zwolenników przez internet, szybko można zauważyć, że nie wychodzi on poza cztery tematy: 1. Jestem świetny i ci, którzy są ze mną, są świetni. 2. PiS to banda idiotów. 3. Nie bojkotujcie wyborów, bo inaczej „zamiast mnie w II turze jest Kosiniak” 4. Wspierajcie mnie, lajkujcie, udostępnajcie, pokazujcie mnie, wpłacajcie pieniądze. „Dajcie dyszkę - będzie banner. Może dwie, trzy, cztery duszyczki złapiemy i nawrócimy na naszą wspaniałą, świecką ideę świeckiego państwa”. I znów to wszystko cytaty.
Trzecia sprawa: Hołownia to klasyczny fighter, ale czy na długi dystans?
Ze swadą przez kolejne miesiące będzie komentować rzeczywistość. To dobrze umie. Jeśli jednak wciąż treść tego, co mówi będzie sprowadzała do „PiS to idioci” i „daj dyszkę” – jego zwolennicy szybko zorientują się, że „elokwentnie i inteligentnie” nie znaczy „na temat i mądrze”, a za elokwencją stoją okrągłe hasła i brak kompetencji.
Już widać, że Hołownia jest tempem i intensywnością wystąpień, jaką sobie dotąd podczas kampanii wyborczej narzucił, wyraźnie coraz bardziej zmęczony. W tym, co mówi, jest coraz więcej emocji (złości, kaprysów, płaczu), coraz więcej powtórzeń, zapętleń, ewidentnych nieprawd, inwektyw, sprzeczności.Gdyby nie tracił formy, nie opowiadałby w niedawnej debacie prezydenckiej o potrzebie doposażania polskiej armii w… łodzie podwodne. Jest też za dobrym zawodnikiem, by nie widzieć, że jeśli się płacze nad łamaną przez PiS konstytucją, jednocześnie domaga się, by nie zachowywać konstytucyjnych terminów wyborów – to się po prostu nie klei.
W końcu przedłużającą się kampanię Hołownia znosi coraz gorzej fizycznie, co widać choćby na jego twarzy przypominającej już twarz boksera wagi ciężkiej po kilku przegranych rundach.
Szymon Hołownia z pewnością będzie walczył o prezydenturę do końca. Nie wiadomo jednak, w jakim stylu ten wyścig, i z jakim poparciem, ukończy. Tymczasem coraz bardziej widać też różne sztuczności – że jest podobny do promującego go eko-muralu wyborczego przy wejściu do warszawskiej stacji Metra Politechnika.
Mural przedstawia drzewo obrazujące Polskę i Polaków – wielkie, zielone i piękne. Ale to drzewo nie jest prawdziwe. Hołownia tego drzewa nie zasadził. Jego wizja Polski i Polaków, o których zadba Pierwszy Obywatel z Pierwszą Obywatelką Panią Ulą - to wizja namalowana. Wbrew temu, co ten mural wyraża - pod tym drzewem nikt cienia i schronienia nie znajdzie. Im dłużej potrwa ta kampania, tym bardziej w przypadku Szymona Hołowni – zwłaszcza w konfrontacji z Andrzejem Dudą - będzie to widoczne.
Radek Molenda - idziemy.pl |