Nie ma chyba drugiej takiej historii w naszym narodzie. Historii opowiadającej o polskim emigrancie, który dzięki własnej pracy i pogoni za marzeniami z dzieciństwa stał się członkiem plemienia Ottawa. A następnie… jego wodzem.
-Nie znałem stryjka – elegancko ostrzyżony, na oko trzydziestopięcioletni mężczyzna mówi mi w tej chwili, patrząc prosto w oczy. Widać, że jest trochę przejęty. – Urodziłem się rok po jego śmierci. Ale ludzie tutaj sporo o nim mówią. To człowiek legenda.Mark stara się mówić po polsku. Raz na jakiś czas wplata tylko angielskie słówko. Całość historii stara się jednak utrzymać w ojczystym języku sławnego stryjka. Właściwie jest wnukiem jego brata. I dobrze wie, że gdyby nie Stanisław Smolak, raczej by tu teraz ze mną nie siedział.
Jesteśmy na stromej zalesionej skarpie jeziora Michigan. To osada Cross Village. Nazywana niegdyś przez Francuzów L’Arbre Croche, czyli Krzywe Drzewo. O tej nazwie jednak mało kto tu pamięta. W przeciwieństwie do nazwy Waw-go-naw-ki-sa, powtarzanej z kolei z dość dużym szacunkiem. Tak bowiem na to miejsce od lat wołają Indianie tutejszego plemienia Ottawa. I to właśnie z jednym z nich wiąże się historia tego miejsca.Nazywał się Stanisław Smolak. Był Polakiem z krwi i kości, urodzonym w podkarpackiej Kamionce w dość ubogiej rodzinie. Staś od dzieciństwa stronił od uciech czy zabaw z kolegami, przedkładając na nie samotną pracę strugania w drewnie i rzeźbienie sobie tylko znanych maszyn czy pojazdów. W wieku 21 lat skonstruował własnoręcznie rower, którym udał się do pobliskiego Lwowa i tam zdobył drugą nagrodę w konkursie technicznym. Innym razem stworzył wielkie młyńskie koło napędzane przesypującym się piaskiem. Galicyjska bieda zmusiła go jednak do opuszczenia ojczyzny.
W 1912 roku, mając 25 lat, trafił za ocean – wpierw do Nowego Jorku, a następnie do Buffalo, do Chicago. Pracował w przemyśle włókienniczym, w hucie, w rzeźni, by finalnie trafić do Detroit, gdzie zatrudnił się w warsztacie samochodowym. Pracował tam sumiennie i ciężko, zapominając niejako o dziecięcej pasji.Ta przypomni mu się dopiero po dziewięciu latach emigracji, gdy przypadkiem usłyszy o pięknej krainie, oddalonej ponoć tylko jeden dzień drogi od Detroit. Tam w pięknym lesie żyły wilki i rzadko już spotykane niedźwiedzie, a przede wszystkim – Indianie. Ten obraz pozwolił odżyć dziecięcym marzeniom Stanisława i skłonił go do podróży. Tak Smolak trafił nad jezioro Michigan, do osady Cross Village.
Osada Cross Village. Foto internet |
Tutaj bardzo szybko przypomniał sobie o talencie z dzieciństwa i zaczął rzeźbić. A materiału wkoło było aż nadto – mnóstwo konarów, drzew, gałęzi. Z czasem ze zmurszałych pni zaczęły więc powstawać fantastyczne rzeźby, figury. Lokalni Indianie podchodzili z początku do nowo przybyłego białego człowieka z nieufnością. Ten jednak robił swoje, traktując czerwonoskórych z szacunkiem i sympatią.
Cierpliwość popłaca. Widząc pracowitość i talent Polaka Indianie zaczęli traktować Smolaka jak jednego ze swoich. Do tego stopnia, że umierający wódz plemienia, który nie miał męskiego potomka, zdecydował się mianować białego przybysza na swojego następcę. W ten sposób Stanisław Smolak stał się pierwszym Polakiem w historii, który został wodzem Indian. Od tej pory nosił imię Chief White Cloud – Wódz Biała Chmura.
– Jesteśmy tu już 35 lat. Mamy nadzieję, że nasi synowie przejmą interes po nas. Żeby to wciąż było polskie. Wciąż wyjątkowe – Katarzyna Smolak, żona bratanka Stanisława, puszcza odważnie wodze fantazji. Ma jednak ku temu absolutne prawo. Prowadzona przez nich restauracja i hotelik Legs Inn kwitnie. Kelnerki (spora część to dziewczyny z Polski, które przyjeżdżają tu na zarobkowe wakacje) uwijają się jak w ukropie. Gości mnóstwo. I trudno się im dziwić. Tawerna przyciąga już samym wystrojem. Jadąc kapitalną widokowo trasą nr 119, okrążającą jezioro Michigan, nie sposób nie zwrócić na nią uwagi. A wszystko przez zdolnego przodka, który wzniósł tę chatę samodzielnie. Podobnie sam wystrugał wszystkie figury i ozdoby, które goście, chcąc nie chcąc, muszą zobaczyć, gdy tylko przekroczą próg.
Hotel Legs Inn. Foto internet |
Stojący przed restauracją pomnik indiańskiego wigwamu to tylko znak. Potwierdzenie dla tych, którzy być może mają jeszcze wątpliwości. Tak, to tutaj. Tutaj spełniły się marzenia pewnego ubogiego emigranta z Polski. Pracowitego i oddanego swojej dziecięcej pasji. I wiernego do końca. Polskiego Indianina, Wodza Białej Chmury.
Komentarz Renaty Białek: Mój tata ma 80 lat i potwierdza tę historię, opowiadał mu o niej jego dziadek. Mieszkamy niedaleko Kamionki, gdzie jest zalew i lasy. Znamy też rodzinę Smolaków, która nadal tu mieszka.
Gazeta Polska Codziennie
Puls Polonii poleca link Tripadvisor, masa kolorowych zdjęć hotelu Smolaków:
www.tripadvisor.com/Tourism-g42116-Cross_Village_Emmet_County_Michigan-Vacations.html
Flickr - ponad 500 zdjęć Rebeki Ceravolo z okolic Cross Village
Original Settlers: OdawaThe first known settlers of Cross Village were members of the Odawa Native American tribe, who were in search of better land for farming. Members of the tribe came South from the Upper Peninsula, and picked the area near Cross Village because of its suitable terrain to grow corn. The Odawa established a small village here in the late seventeenth century, and called the settlement Waganakisi.
crossvillagemi.com/originalsettlers.html
Legendarna postać: Stanley Smolak. Foto Rebeca Ceravolo |
Tablica zawierająca historię zabytkowej restauracji. Foto Rebeca Ceravolo |
|