Antoni J. Pisz. Foto Bumerang | W wieku 90 lat zmarł w Sydney 31 maja 2020 jachtowy kapitan żeglugi wielkiej Antoni Jerzy Pisz, autor popularnej książki marynistycznej Marią przez Pacyfik. Rodem ze Lwowa, mieszkał w Szczecinie, tam też studiował na Politechnice. Był działaczem Jacht Club AZS.
Na słynnym jachcie "Maria" brał w 1975 roku udział w pierwszym rejsie dookoła świata, na drugim jego etapie, czyli z Peru do Australii. Z powodów zdrowotnych przerwał rejs, zamieszkał w Sydney. Książka jego wydana w 1982 roku cieszyła się powodzeniem w Kraju i tu w Australii. Wielu z nas ma jej egzemplarz z autografem w domowej bibliotece. Miło odnotować, że po tylu latach jest nadal dostępna, tym razem jako e-book.
www.darmowe-ebooki.net/antoni-jerzy-pisz-maria-przez-pacyfik/
Jurka poznałam w połowie lat 80-tych, w czasie egzaminów pisemnych do pracy w Radiu SBS. Dobrze pamiętam te egzaminy, ponieważ brało w nich udział ok. 40 rodaków, śmietanka głównie solidarnościowej fali emigracyjnej. Jurek miał dar pisania, ale i gadania. Kto nie pamięta jego ciepłego, choć zachrypnietego głosu? Był chemikiem, ale przede wszystkim zamiłowanym żeglarzem. Trudno mi powiedzieć, gdzie pracował, z czego żył. Znam tylko jeden epizod z jego sydnejskiego życia. Swego czasu pracował w Waste Management Centre w Artarmon. Pojechałam tam kiedyś z magnetofonem zrobić reportaż dla Radia SBS z tej egzotycznej dla mnie placówki. Jak wielu innych, tak i ja nie miałam pojęcia, co się dzieje z naszymi rupieciami wywalonymi na chodnik (kerbsite collection). Teraz mogłam popatrzeć jak wygląda drugi etap. Na wielki plac podjeżdżały ciężarówki i zwalały stosy rupieci, w tym starych szaf i łóżek. Jurek kierował ruchem w tym wielkim zautomatyzowanym kombinacie. Istotne było, aby odstawić na bok wszelakie chemikalia, w tym farby olejne. A potem taśmociągiem , z wysokiego pietra jechały rupiecie w dół do mielenia. Do dziś mam w uszach ten trzask i chrobot sprasowanej mielonki!
Raz kiedyś odwiedziłam Jurka w jego domku w Bonnyrigg. Gdybym była fanem żeglarstwa, pewnie widywalibyśmy się częściej. Przyjaźniło się z nim wielu sydnejskich żeglarzy, a takich w naszym nadmorskim mieście nie brakuje. Może oni podzielą się swymi wspomnieniami? Zapraszam!
Ernestyna Skurjat-Kozek |