Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
18 wrzesnia 2020
Dziewoński "Dudek" i pieczeń wieprzowa po prowansalsku
felieton kulinarny Gabrieli Pastuszak

Któż nie pamięta najlepszego i dotychczas nie do przebicia skeczu “Sęk” w wykonaniu Edwarda Dziewońskiego (Beniek Rapaport) i Wiesława Michnikowskiego (Kuba Goldberg), który do dzisiaj rozbawia do łez kolejne pokolenia. Aktor, reżyser, dyrektor Teatru “Kwadrat”, współtwórca kabaretów “Szpak” i “Wagabunda”, a nade wszystko autorskiego i chyba najlepszego kabaretu “Dudek” (w warszawskiej kawiarni “Nowy Świat”, ale także na gościnnych występach w kraju i za granicą) - Edward Dziewoński był niepowtarzalnym artystą. W swoim artystycznym warsztacie potrafił łączyć mistrzostwo relaksu, paradoksu i komediowej rozrywki z przeistoczeniem się (w filmach i sztukach teatralnych) w postacie pełne dystynkcji, powagi, kultury i....honoru.

Mało kto wie, że pierwsze programy TV “Tele-Echo” prowadził wspólnie z Ireną Dziedzic i przeprowadził między innymi wywiad z będącym na dobrym rauszu Markiem Hłaską. Wycofał się dość szybko z tych progamów, gdyż przytłoczyła go osobowość pani Ireny. Pisywał także felietony dla tygodnika “Ekran” pod pseudonimem E. Krański komentujące wydarzenia artystyczne w Polsce, ale także za oceanem. Był bowiem wielbicielem spektakli wodewilowych wystawianych na Broadwayu, a które miał okazję obejrzeć podczas tournee po USA.

W życiu prywatnym Dziewoński był pogodnym, towarzyskim, koleżeńskim i dowcipnym człowiekiem, doceniającym twórczość swoich kolegów z branży. W swojej autobiografii “W życiu jak w teatrze” pisał tak: "Dochodzę ostatnio do wniosku, że wszyscy naprawdę bliscy mi ludzie należeli i należą do kasty, którą się określa mianem ludzi przyzwoitych. Przyzwoici nie muszą być “ponad”, nieskazitelni, nadzwyczajni. Tak zwanych świętych nie trawię. Ale są to ci, którzy “nie idą na pewne numery”". Napewno do tych ludzi należeli przyjaciele artysty: Kazimierz Rudzki, Andrzej Munk, Jerzy Wasowski, Tadeusz Konwicki, Andrzej Łapicki, Jerzy Stawiński i Wojciech Młynarski.

Pan Edward był miłośnikiem płci pięknej i w związki małżeńskie wchodził aż czterokrotnie; pierwszy raz z tajemniczą Marią, następną żoną była tancerka Janina Smoszewska, trzecią aktorka Alfreda Sarnawska i wreszcie ostatnią lekarka Irena Czyż. O wszystkich żonach wyrażał się pochlebnie, delikatnie, żeby nie powiedzieć z uwielbieniem. Najbardziej cenił sobie współpracę na scenie z pięknymi aktorkami Ewą Wiśniewską i Joanną Jędryką.

W książce “W życiu jak w teatrze” autor ze swadą, dowcipnie, z ogromną dozą autoironii i refleksji przedstawia swój artystyczny rodowód. Pisze tak: "Edward Dziewoński - Dudek (łac. Upupa epops), długości około 175 cm, rozpiętość ramion 170 cm; ubranie brązowo -szare, bez rozkładanego czuba na głowie; wydaje charakterystyczny, jakby dudniący głos (stąd nazwa); kiedy jako młodzieniec był zaniepokojony, nic nie wstrzykiwał; zamieszkuje w Warszawie w okolicy placu Dąbrowskiego. W Polsce rzadki. Gnieździ się na pobrzeżu kawiarni “Nowy Świat”; należy do gatunku chronionego.“

Edward Dziewoński absolwent Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (między innymi uczeń Zelwerowicza) urodził się 16 grudnia 1916 roku w Moskwie, w rodzinie artystycznej. Ojciec Jan, prawnik i aktor był współzałożycielem teatru ”Ateneum", matka Maria Wasilewska była córką słynnego śpiewaka operowego Romualda - basa Carskiej Opery, który w ciągu 17 lat wystąpił w 72 operach. Dziadek był taże reżyserem operowym, palił cygara, ubóstwiał wyścigi konne i namiętnie grywał w karty, często ze słynnym Fiodorem Szalapinem.

Tutaj muszę wpleść mój wątek rodzinny. W Moskwie 30 lat wcześniej , czyli w 1886 roku urodziła się moja Babcia Waleria Apolonia. Szalapina znała ze sceny Carskiej Opery, gdzie bywała często ze swoją rodziną i była zachwycona zwłaszcza jego występem w “Borysie Godunowie”. Natomiast wiele lat później to pan Edward stał się Jej bożyszczem, gdyż zapamiętale słuchała jego radiowych monologów i skeczów (autorstwa Osęki i Mrożka) w “Podwieczorku przy mikrofonie”. Co “łączyło” pana Edwarda i moją Babcię? Poza tym samym miejscem urodzenia, podobne poczucie humoru, muzykalność, ten sam śpiewny, kresowy akcent i to, że oboje w przedwojennej Warszawie bywali w kabaretach “Qui pro Quo” i “Morskim Oku”.

Nie wiem, czy pan Dziewoński doświadczał kłopotliwych sytuacji w związku z miejscem urodzenia? Bo Babcia z tego powodu znajdowała się często w “kabaretowych” sytuacjach. I tu przytoczę takową, której byłam świadkiem. W latach 60-ch udałyśmy się z Babcią na posterunek milicji, żeby zaaplikować o dowód osobisty. Młody aspirant, który przyjmował kwestionariusz, zmarszczył brwi i oświadczył Babci, że w rubryce miejsce urodzenia jest błąd, bo zamiast Moskwa - Rosja, powinno być Moskwa - Związek Radziecki.

Na to Babcia swoją śpiewną polszczyzną odezwała się tak: - Młody człowieku w 1886 nie było żadnego Związku Radzieckiego, tylko Rosja - I dodała - Oj chyba pan nie uważał na lekcjach historii.- Zapanowała cisza, po czym milicjant wydukał. - To ja zapytam przełożonego, bo wy tu tak utrudniacie.

A Babcia na to: - Proszę nie używać rusycyzmów, bo ja tu jestem w liczbie pojedyńczej a nie mnogiej, no cóż pewnie z języka polskiego była trójka z minusem. Milicjant zaczerwienił się, ja zbladłam, pociągnełam Babcię za rękaw i szepnełam, żeby wpisała ten nieszczęsny Związek Radziecki, bo nas “wsadzą”. Gdy zamknęłyśmy drzwi komisariatu, rozległ się śmiech milicjantów i interesantów, a jeden z nich wybiegł za nami i powiedział: - Nieźle pani utarła nosa tym niedouczonym “glinom”. I wtedy Babcia roześmiała się i wysoko podniosła głowę.

Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że matka pana Edwarda uczęszczała do tej samej prestiżowej pensji dla panien “dobrze urodzonych” (z językiem wykładowym francuskim) w Moskwie, a którą to Babcia Waleria ukończyła z wyróżnieniem. Podobnie też jak u państwa Dziewońskich w moim rodzinnym domu język francuski był obecny na codzień, ale rownież na stole pojawiało się wiele dań kuchni francuskiej. Natomiast o swojej mamie pan Edward pisał tak: “Myślała, gotowała i liczyła po francusku. Przede wszystkim miała w sobie coś francuskiego, pewien rodzaj elegancji, finezji, uroku....Znała się wyśmienicie na kuchni, absolutny autorytet w dziedzinie potraw francuskich....Zapach pieczeni wieprzowej po prowansalsku z czerwonym winem pozostał mi w pamięci na zawsze”.

Mama pana Dziewońskiego zginęła w ostatnich godzinach Powstania Warszawskiego na Żoliborzu. O swoich innych preferencjach Dziewoński pisał tak: “Lubię dobre materiały, dobre buty, dobry zapach i dobre towarzystwo. Nie lubię: brudu, nieporządku, sandałów, kaszy mannej i zupy owocowej.”

Polecam przepis na pieczeń wieprzową po prowansalsku.....oraz skecz “Sęk” na You Tube........a będzie uczta wyśmienita.

Gabriela Pastuszak

Składniki: 1kg karkówki, 1 duża marchew, 2 cebule, sok z 1 pomarańczy, 300g pieczarek, 150g wędzonego boczku,, 1/2 l bulionu,1 szklanka czerwonego wina, puszka pomidorów w zalewie, suszone zioła prowansalskie, sól, pieprz i oliwa do smażenia.

Wykonanie: Mięso umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem, i obsmażyć na oliwie , na patelni. Następnie kolejno usmażyć pokrojoną cebulę, pokrojony w kostkę boczek i pokrojone pieczarki. Mięso włożyć do żaroodpornego rondla, dodać cebulę, boczek, pieczarki i pokrojoną w plastry marchew. Wszystkie składniki zalać bulionem, winem, sokiem z pomarańczy i pomidorami. Dosmaczyć solą ,pieprzem i ziołami.

Na wierzch położyć krążek pergaminu, przykryć pokrywką i wstawić do piekarnika nagrzanego do 160 stopni C. Piec 2-3 godzin.

Uwaga: zioła prowansalskie składają się z: rozmarynu, bazylii, tymianku, szałwii, mięty, cząbru, majeranku i oregano (można kupić gotową mieszankę).