Szokujące są dane o przebiegu pandemii na świecie. Trudno - widocznie każde pokolenie musi być czymś doświadczone. Jasne jest też, że za życie w czasie epidemii trzeba zapłacić niewygodą, różnymi ograniczeniami, spadkiem dochodów, czy jak twierdzą niektórzy "zamordyzmem".
Problem w tym, że wielu niezbyt lotnych w ogóle nie dostrzega tej relacji, bo ma w tym jakiś cel, zaś inni, jeszcze mniej lotni myślą, że ich to nie dotyczy.
Ludzkie postawy w sytuacji zagrożenia życia od dziesiątek lat są przedmiotem analiz specjalistów z dziedziny psychologii, socjologii, filozofii. Obecne podziały odnośnie "właściwych czy słusznych" reakcji na epidemię, tak mocno rysujące się w społeczeństwach świata, będą analizowane z naukowego punktu widzenia prawdopodobnie jeszcze długo. To jednak, co widać jak na dłoni już dziś, to liczne przykłady zachowań wulgarnych, często nawet niebezpiecznych i zagrażających. Bo nie są to jedynie wypowiadane słowa, ale coraz częściej są to fizyczne ataki na osoby, które z racji wykonywanej pracy muszą egzekwować obowiązujące w danym kraju przepisy. Dla ilustracji, przytoczyć należy kilka przykładów.
W Polsce w dniu 15 października br. odnotowano szokującą liczbę 899 nowych zachorowań i znaczny wzrost ilości zgonów z powodu epidemii koronawirusa. Wprowadzono też (hoć rząd zbyt długo debatował na ten temat) obowiązek noszenia masek nie tylko w pomieszczeniach zamkniętych, ale także w przestrzeni publicznej. Typowymi reakcjami na wprowadzenie tego ograniczenia były wypowiedzi takie jak: "to zbiorowe duszenie ludzi", "rząd ma krew na rękach", "mordujecie nas". W internecie zaroiło się od wulgaryzmów, agresji, a nawet obietnic zemsty na rządzących.
I znów, jak w sprawie tragedii smoleńskiej, tak i teraz, społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy - przeciwników i zwolenników wiary w istnienie światowej pandemii. Znów pojawił się powód do wzajemnych niechęci, napaści i wyjątkowej złości.
Jeśli ktoś śledzi sprawy polskie i komentarze, na jakie pozwalają sobie polscy obywatele w internecie, to może tylko czerwienić się ze wstydu, że tak zachowują się jego rodacy.
Wczoraj na znanym portalu www.wpolityce.pl znalazła się informacja tej treści: "Ważny apel prezydenta Andrzeja Dudy: ..."Dalsza przyszłość też zależy od nas. Myj ręce. Noś maseczki. Chroń Seniorów"...
Pod tą informacją jest komentarz, który można sprawdzić:"Teścia ciepnalem przez okno, bo coś o maseczce gadał, ale żadna strata, stary był". Są tam też inne komentarze, równie obraźliwe nie tylko dla Prezydenta Dudy (których tu nie przytoczę) ale właśnie dla Bogu ducha winnych seniorów. Tak zachowuje się i tak wypowiada wielu Polaków w czasach zarazy, która opanowała ich myślenie i uczucia, ich mózgi i serca.
Nie wszyscy oczywiście, ale wydaje się, że Polacy w większości są przeciwko wprowadzonym restrykcjom, jednak wielu robi to w sposób nieodpowiedzialny. Ostatnio nagminne są bowiem ataki na policjantów, którzy zobligowani odgórnymi zarządzeniami wystawiają mandaty za nieprzestrzeganie wprowadzonych obostrzeń. Policjanci są znieważani, a nawet fizycznie atakowani na polskich ulicach, porównuje się ich do gestapo, a całą sytuację do obozu koncentracyjnego, czy stanu wojennego w Polsce z 1981 roku.
Zdarza się, że podobnie nonsensowne opinie prezentują Polacy w Australii. Jeden z nich (nie wspomnę tu nazwiska tej osoby) zamieścił w internecie "wywiad" na temat "gestapowskich" metod. Inny Polak, który w stanie wojennym, jak sam przyznaje, miał jedynie 9 lat i korzystając z możliwości jaką dała mu Solidarność emigrował z rodzicami do Melbourne, wypisuje teraz i publikuje na łamach gazety "The Australian" niestworzone rzeczy, jak to obecna sytuacja przypomina czołgi Jaruzelskiego na ulicach w Polsce. Śmiać się, czy płakać? A może po prostu szkoda słów?
Jasne jest, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i że tym, którzy mają dzieci zaczynają one w czasie epidemii przeszkadzać, a każda babcia tęskni bardzo, kiedy nie może pojechać do wnuczków lub gościć ich u siebie, bo takie są te "barbarzyńskie restrykcje". Wiadomo jednak, że jakąś cenę każdy z nas musi zapłacić za nieszczęście, które zapanowało nad światem. Oby tylko nie była to cena życia.
Monika Wiench Melbourne
|