Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
9 listopada 2020
Kłopoty z historią
Marek Baterowicz
W nr.21 “Tygodnika Polskiego” ( 21.X. br, str. 5) znajdujemy notę o hetmanie Stanisławie Żółkiewskim, którego Sejm w 400-lecie bohaterskiej śmierci w bitwie pod Mohylowem ( 6.X.2020) ogłosił patronem roku 2020. W krótkiej laudacji posłów czytamy, że "zawsze przedkładał dobro Polski ponad własne korzyści, stał wiernie po stronie kolejnych królów, także w wewnętrznych sporach, mimo krytycznego zdania o polityce Zygmunta Wazy. Opowiadał się za tolerancją religijną i łagodzeniem konfliktów”. Tę wielce sympatyczną notę ściagnięto ze strony sejm.gov.pl, nie jest więc winą redakcji „Tygodnika Polskiego”, że zawiera ona poważny błąd historyczny w następujących słowach: „...wkroczył z wojskami polskimi do Moskwy, w wyniku czego polski królewicz Władysław został ogłoszony carem Rosji”.

Nie jest to prawdą, albowiem powołanie Władysława na tron carski było starym pomysłem książąt Szujskich jeszcze z początku roku 1606. Jednakże Zygmunt III rozpoczął wojnę z Moskwą – w odwecie za złamanie przymierza, gdyż car Wasyl w lutym 1609 roku zawarł ze Szwecją układ o wzajemnej pomocy. Wojna ta miała się stać jakby wyprawą przeciwko prawosławnym, ale Zygmunt rozpoczął działania późno, z końcem sierpnia. W październiku obległ Smoleńsk, gdzie utknął na dwa lata mimo mądrej rady Żółkiewskiego, aby przerwać oblężęnie i ruszyć prosto na Moskwę.

Tam, bojarowie skupieni przy Wasylu, obawiali się rzezi pamiętając powstanie chłopów z r.1607. Niektórzy tęsknili do swobód w Rzeczypospolitej. Doszło do tego, że pod Smoleńsk przybyło poselstwo bojarów ofiarując tron Władysławowi, ale pod warunkiem chrztu w cerkwi i przyjęcia korony z rąk patriarchy. Zatem wiary rzymskokatolickiej nie życzono sobie w Moskwie, rozwiały się iluzje króla i papiestwa. A jednak Zygmunt III Waza, rycerz katolicyzmu, nie mógł się z tym pogodzić i rozmowy trwały dwa tygodnie. W końcu przystał na propozycję bojarów i obiecał przysłać syna na Kreml, gdy dojdzie tam do „doskonałego tej monarchii uspokojenia”.

W istocie chciał zyskać na czasie, albowiem zamierzał sam panować w zdobytej Moskwie. Wieści o jego ustępstwach dotarły do Wilna, gdzie przebywał wtedy nuncjusz papieski, ale wyjaśniono mu, że królowi chodzi o taktykę. Tymczasem car Wasyl silną armią uderzył na Rzeczypospolitą, szła ona pod buławą brata Dymitra Szujskiego. Dziwi tu dwuznaczność poczynań Moskwy: oferta tronu i zarazem wojna. Drogę Moskalom zagrodził Stanisław Żółkiewski ze swym skromniejszym, lecz doborowym korpusem. Od najemników niemieckich, zbiegłych od Szujskiego, dowiedział się o położeniu carskiej armii i 4 lipca 1610 r. rozbił ją pod Kłuszynem, mimo że wróg dysponował przewagą co najmniej sześciokrotną. Poddały się pułki cudzoziemskie, w tym szwedzkie i przeszły na służbę do Żólkiewskiego. Szujski uciekł z pola porzucając chorągiew z czarnym orłem dwugłowym.

Było to zwycięstwo może świetniejsze od wiktorii pod Kircholmem (1605), gdzie Chodkiewicz zniósł trzykroć liczniejszych Szwedów, dowodzonych osobiście przez Karola IX. Hetman Żółkiewski, idąc dalej na Moskwę, wzmocnił swoje siły liczną załogą Carowego Zajmiszcza, która skapitulowała i zaprzysięgła wierność Władysławowi. Tymczasem spod Smoleńska szły do hetmana listy królewskie, a w nich Zygmunt nie dopuszczał gwarancji dla prawosławia, ani ustępstw terytorialnych. A w dodatku zgłaszał prawa dziedziczne do Kremla jako Jagiellończyk po kądzieli i z krwi książąt ruskich – od narodzonego z Julianny twerskiej Jagiełły i syna Sonki Holszańskiej, Kazimierza – chociaż wcześniej akceptował kandydaturę syna Władysława. Dlatego też 28 sierpnia Żółkiewski spisał z bojarami dokument elekcji królewicza Władysława na cara Moskwy. Dopiero w październiku zajął Kreml , znamy dalszy rozwój wypadków i tu kończymy narrację, która przeczy sejmowej nocie o proklamacji Władysława carem rzekomo w wyniku zajęcia Moskwy.

W tym samym nr. 21 „Tygodnika Polskiego” kłopoty z historią ma też pan Ligęza, który nadal z dużym impetem podtrzymuje, że III Rzesza była projektem europejskim (!), podczas gdy powszechnie wiadomo, iż był to koncept niemiecki, iście szatański, polegający na czystkach etnicznych, deportacjach i eksterminacji narodów słowiańskich, Żydów, Romów i nie tylko. Czy zapomniał tu o łapankach, obozach i rzeziach hitlerowskich w Polsce ? O rozstrzeliwaniu inteligencji i nie tylko ? O bezwzględnej germanizacji, walce z kulturą – był nawet zakaz słuchania Chopina! O tym, że na zajętych polskich ziemiach Niemcy tworzyli tzw. Selbschutz, zdaniem wielu gorszy od Gestapo.

Tak, imperium Habsburgów dążyło do federacji narodów, natomiast III Rzesza zmierzała do „Lebensraum” dla Niemców, inne narody się nie liczyły i dla nich stworzono kategorię „podludzi”. Nie wiem, dlaczego pan Ligęza nazywa tak kryminalne praktyki „projektem europejskim”! Może z gorączki polemicznej, w której pragnie być „barbarzyńcą” i zadawać rany kłute, bo marzy mu się krew tryskająca fontannami. Czy tylko wtedy coś udowodni ? Już sam zamysł przemianowania Berlina na Germanię jako stolicę świata był znaczący. Projekt paranoiczny.

Piszę o tym w dniach, gdy w Polsce trwa inna paranoja. Oto bezmyślna dzicz rozlała się po ulicach i w Sejmie, a w Senacie wsparł ją ideowo Tomasz Grodzki profesorem zwany. Ten ślepy żywioł POzbywa rozumu, ośmiela się nazywać antyaborcyjną ustawę, w której zakwestionowano tylko jeden punkt z trzech dla aborcji. Hałastra atakuje i profanuje kościoły, czasem biura poselskie PiS-u, choć Trybunał Konstytucyjny zadbał tylko o zgodność ustawy z konstytucją. Za obroną życia powinni stać wszyscy patrioci, aby dla kaprysu cywilizacji śmierci nie wyludniono Rzeczypospolitej! Tymczasem bezmyślna dzicz rzuca się na kościoły dopuszczając się wielkiego grzechu niepamięci. Atakując Kościół ludzie jakby zapomnieli, że od tysiąca lat stał on przy narodzie, także w epoce rozbiorów, w latach wojny i w okresie PRL-u narodu nie opuścił. Ich bohaterami byli np. arcybiskup Adam Sapieha czy zamęczony na UB biskup Czesław Kaczmarek i oczywiście Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński, który w swych myślach zawarł te słowa, dalej aktualne: „Brak męstwa jest dla biskupa początkiem klęski. (...) Przecież istotne jest dla apostoła świadectwo Prawdzie! A to zawsze wymaga męstwa...”

Niestety, w godzinie próby wahają się niektórzy purpuraci. Dziwi też brak reakcji rządu na dewastację 40 światyń! Nie opuszcza nas jednak straż narodowa, powołana dla obrony świątyń i symboli religijnych, o akces do niej apelował również lider „Solidarności” Piotr Duda. W kościołach będą też na dyżurach emeryci, kiedy „lewicowy faszyzm” uderza w Polskę, jej tradycję, kulturę i religię, marząc o paraliżu państwa i zgonie demokracji. Bezmyślna dzicz nie pamięta już matczynej opieki Kościoła w stanie wojennym ? Kto o tym zapomniał krótkiej i arcypodłej jest pamięci, choć nie są to chyba szczere protesty, lecz akcje organizowane przez dawne służby i grosiki Sorosa.

Tak, to nie katolicy chcą dewastować świątynie i prześladować działaczy pro-life jak np. Kaję Godek, których musi teraz chronić straż narodowa. Żyjemy w czasach jakby przeczutych w wierszu irlandzkiego poety Yeats’a, „The Second Coming”:
„.Czysta anarchia szaleje nad światem
Najlepsi tracą wszelką wiarę,
a w najgorszych kipi żarliwa i porywcza moc”.

U schyłku życia papież Pius X ( 1835-1914) pisał też, że „największą siłą czyniącą zło jest tchórzostwo i słabość ludzi dobrych”. Dlatego odwaga straży narodowej jest na wagę złota, kiedy np. prezydent Krakowa niejaki Majchrowski ( ex-PZPR) odmawia użycia Straży Miejskiej dla obrony kościołów. Z braku prestiżu Temidy można spodziewać się najgorszego, a przecież pamiętamy zabójstwa księży w okresie okrągłego stołu czy śmierć ks. Jerzego, która bywa nazywana założycielską zbrodnią III RP, proklamowanej z brzękiem po tzw. upadku komunizmu w r.1989.

Trwają kłopoty z historią.

Marek Baterowicz