Z końcem listopada minie kolejna ( już 77-ta) rocznica pechowej dla Polski konferencji w Teheranie, która odbyła się w dniach 28.XI – 1.XII.1943. To właśnie w Teheranie zapadły nieszczęśliwe dla nas decyzje, które zwykle kojarzymy z konferencją w Jałcie, gdzie powtórzono te ustalenia, które pozbawiły nas ziem wschodnich, Lwowa i Wilna. Nasi alianci byli dość enigmatyczni przed Teheranem, Eden wmawiał rządowi londyńskiemu, że będzie to spotkanie poświęcone głównie sprawom militarnym. Premier Mikołakczyk nie mógł się zobaczyć z Churchillem, jego wizytę u Roosevelta też przesunięto. A Eden jak zwykle kręcił, w rozmowie z prezydentem Raczkiewiczem mówił, że „nie widzi jasno czego Sowiety chciałyby od Polski” (!?). Takie dictum po znanej powszechnie aneksji naszych kresów 17 września 1939 było po prostu niepoważne i naiwne w ustach niby wytrawnego polityka.
Dopiero 6 grudnia 1943, a więc w pięć dni po konferencji Polacy zapoznali się z krótkim i niejasnym komunikatem, w którym była mowa o militarnej sytuacji i wysiłkach zmierzających do zakończenia wojny. Ani słowa o sprawach polskich. Wreszcie Eden ( gdyż Churchill był podobno chory) informował ambasadora Raczyńskiego i Mikołajczyka o zamiarach Stalina w kwestii Linii Curzona i wspomniał o jego gniewie z powodu „niedostatecznej” współpracy polskiego podziemia z Armią Czerwoną. Eden znał też propozycje Stalina co do przyszłych granic, a nawet plany sowieckich rekompensat w Prusach Wschodnich, Opolskiem i na Ślasku po granicę na Odrze. Był to dowód, że sprawy Polski były jednak poruszane w Teheranie, a Stalin polecił naszym aliantom wysondować rząd londyński w tym zakresie.
Jak pisze Mikołajczyk w swej książce „Polska zgwałcona” (mogła się ukazać w Kraju dopiero w roku 2005):
„Odpowiedziałem mu, że nie widzę w tej chwili żadnych możliwości załatwienia sprawy granic i, że nie zaniecham planu spotkania się z Rooseveltem” ( str.44). Eden jednak bardziej drążył inny temat, bowiem radził, aby rząd londyński przygotował memorandum dla Stalina, w którym wyrażonoby...wolę walki z Niemcami (!). Odparł na to Mikołajczyk jak najbardziej słusznie: „Byłby to afront dla pełnych bohaterstwa polskich mężczyzn i kobiet, które walczą z Niemcami od 1939 roku” ( idem, str.44). A pomoc niesiona Rosjanom w odbijaniu ziem polskich kończyła się aresztowaniami AK-owców i zsyłką ich na wschód. Tę niezwykłą książkę warto czytać nieustannie, by nie zapomnieć o Polsce opuszczonej przez sojuszników i „zgwałconej” po roku 1945.
Czytamy w niej o represjach i morderstwach wobec PSL-u i patriotów, ataki te koordynował Berman ( np. str.121-129), KBW i także UB. Wiele dowiemy się też z dwóch tomów „Czerwonej Mszy” i „Pierścienia Gygesa” Bohdana Urbankowskiego czy z dwóch tomów „Bestii” Tadeusza Płużańskiego. Do tamtych czasów musimy wracać, by ocalić pamięć narodową, nie tylko jej Instytut. A tak się dziwnie składa, że dzisiaj gwałtu na Polsce dopuszcza się... Unia Europejska blokując nasze wysiłki uzdrowienia Temidy. Od lat jesteśmy strofowani, gromieni i lżeni za rzekomą niepraworządność czy łamanie praworządności. To skoordynowany proces, w którym biorą udział lewacy typu Timmermansa ( laureat nagrody Michnika!), Tusk et consortes, a w Kraju „pseudoelita” z PO, obecnie kierowana przez Budkę, który wypisz wymaluj przypomina postać Bieruta, który też nienawidził Polaków, a nasz Kraj chciał oddać Sowietom.
Jakiś fatalizm dziejów dręczy cyklicznie Polskę, bo nawet po odzyskaniu niepodległości w r.1918 nie brakowało w II RP antypolskich agentów, ale wtedy mieliśmy sprawny wymiar sprawiedliwości i tych anarchistów-komunistów skazywano za wrogie działania wobec ojczyzny, a niektórych nawet deportowano z Kraju. Tak wydalono np. Maksymiliana Horwitza-Waleckiego, Jana Hieronima Hempla czy Bolesława Bieruta, którzy znaleźli się w wymarzonym przez nich Kraju Rad. Czystki stalinowskie przeżył Bierut ( Hempel zmarł w jego ramionach w łagrze) i Rosjanie wysłali go ponownie do Polski z wywrotową misją, lecz wybuch wojny rzucił go znowu do ZSRR, skąd jednak raz jeszcze Sowieci skierowali go do Warszawy w r.1943, gdzie miał współtworzyć nową władzę po wojnie. Sporo o tym czytamy właśnie w „Polsce zgwałconej” Mikołajczyka ( vide str.44-45).
Tak się składa, że dziś musimy odpierać presję z zachodu, a konkretnie z lewackiej Unii Europejskiej. Tam też antypolacy ( głównie z PO) znajdują sojuszników. Niestety, nie wszyscy posłowie Sejmie rozumieją, że weto premiera Morawieckiego w kwestii budżetu UE było ważnym gestem w walce o suwerenność, co moglibyśmy porównac do słynnego „non possumus” Prymasa Wyszyńskiego, wyrażonego w innej epoce, ale też przeciwko innej formie totalitaryzmu. Gwoli ścisłości dodajmy, że „Non possumusu” był listem biskupów z 8 maja 1953, ale prymas powtórzył to nawet mocniej w kazaniu z 25 września 1953 mówiąc, że kościół będzie wiecznie żądać prawdy i wolności. Następnego dnia Go aresztowano.
Dziś rolę Bieruta przejął krzykliwy Budka (przedtem pełnił ją Schetyna), z kolei Adam Michnik ( obciążony zdradą rodzinnie, bo już ojca jego skazano w II RP za antypolskie knowania) przypomina zdaniem Ewy Kurek Maksymiliana Horwitza, który podobnie jak on zaleca Polakom porzucenie polskości i wtopienie się w bliżej nieokreśloną lewacką internacjonalną strukturę ( patrz „Polacy a Żydzi: problemy z historią”, str.69), lansowaną przez niedobitki PZPR-u i lewaków z UE. A otwarta presja z UE zastąpiła presję ze wschodu, która jednak nie zanikła, lecz przybrała bardziej przewrotną formę, a jej wyrazem była np. smoleńska „katastrofa”.
Weto premiera Morawieckiego (obok weta Orbana) jest bardzo ważnym aktem w sytuacji nowej polityki „Drang nach Osten”, która zmierza do osłabienia pozycji tych państw członkowskich UE, które bronią swej niepodległości i prawa do rozwiązywania swych wewnętrznych spraw bez nacisków z zagranicy. I bez odniesień do budżetu. Należy do nich bez wątpienia wymiar sprawiedliwości, przegniły w Polsce od epoki stalinizmu i nigdy nie reformowany w czasach tzw. III RP. Utrzymywanie go w tak zepsutej postaci służy właśnie znakomicie obcym potencjom, które poprzez skorumpowaną Temidę mogą manipulować sprawami Polski, a nawet pogłębiać korupcję i chronić afery. Non possumus ciśnie się więc na usta wszystkim patriotom, nie tylko premierowi. Nie możemy też bez końca godzić się na „gwałcenie” Polski.
Marek Baterowicz
|