Komeda z żoną Zofią i pasierbem Tomaszem | Mój przedświąteczny felieton poświęcam wybitnemu polskiemu jazzmanowi i kompozytorowi Krzysztofowi Komedzie Trzcińskiemu. Dlaczego mój wybór padł na tę kolorową postać nietuzinkowego artysty? Otóż, gdy po raz pierwszy czytałam jego biografię “Komeda - osobiste życie jazzu ” Magdaleny Grzebałkowskiej, zaintrygowała mnie bardzo orginalna zupa, która pojawiała się na Wigilijnym stole u państwa Trzcińskich....W Wigilię jadają zupę grzybową z suszonymi owocami (gruszki, śliwki, jabłka ), bez śmietany, trochę masła i cebulki... Oczywiście wigilijne zupy są rozmaite w poszczególnych regionach Polski, jak również tradycyjnie pielęgnowane w rodzinnych domach; od barszczu z uszkami, grzybowej, migdałowej, rybnej czy z suszu owocowego, ale takie połączenie grzybów z owocami wydaje się absolutnie zadziwiające, jak biografia Komedy. Będzie też trochę o bombkach choinkowych i aniołkach.
Krzysztof Andrzej - syn Zenobii i Mieczysława Trzcińskich przyszedł na świat 27 kwietnia 1931 roku w poznańskiej kamienicy przy ul. Rzeczypospolitej 4. Ojciec Krzysztofa był urzędnikiem Banku Polskiego w Poznaniu, matka oficjalnie nie pracowała, ale nieoficjalnie była właścicielką sklepu z włóczkami. Później państwo Trzcińscy przenieśli się do wynajętej willi przy ul. Lubeckiego 10, a ponieważ materialnie powodziło się im bardzo dobrze, zatrudnili niańkę do dzieci (Krzysztofa i dwa lata młodszej siostry Ireny), ogrodnika do roślin i kucharkę do obiadów.
W domu rodzinnym stał fortepian marki Blüthner i Zenobia uczyła swoje dzieci grać na instrumencie. Matka dla syna będzie najważniejsza, przynajmniej do chwili, kiedy pozna późniejszą żonę Zofię Lach. Krzysztof zaczął grać w wieku lat czterech i w swoich marzeniach widział siebie jako słynnego wirtuoza. Rok przed wybuchem wojny Krzysztof zdał do Państwowego Konserwatorium Muzycznego w Poznaniu i nauczyciele znaleźli u niego słuch absolutny. Miał 8 lat i wg wspomnień rodzinnych został najmłodszym studentem tej uczelni, chociaż był uczniem 1-szej klasy szkoły powszechnej.
W czasie ostatnich, rodzinnych wakacji w sierpniu 1939 roku w nadmorskiej wsi Chałupy Krzysztof dostał wysokiej gorączki, poprzedzonej sztywnością karku i pleców. Niestety, okazało się, że była to choroba Hainego-Medina ( polio), na którą wówczas nie miano lekarstwa. Konsekwencją tej choroby pozostanie niedowład prawej nogi (będzie miał ją krótszą i chudszą). Jak wyglądał wówczas Krzysztof? Był drobnej postury chłopcem, o rudawych włosach, nieśmiałym spojrzeniu i z dołkiem w brodzie.
Wybuch wojny zmusił Trzcińskich do opuszczenia Poznania i po wielu perypetiach dotrą do Częstochowy, która od niedawna leżała na terenie Generalnej Gubernii. W mieście Jasnej Góry spędzają całą okupację i budują małą stabilizację, zakładając komis OKAZJA, gdzie handlują głównie biżuterią i futrami. Stać ich było na zatrudnienie mauczycielki muzyki dla Krzysztofa i Ireny, a która ćwiczyła z nimi repertuar klasyczny, dużo Chopina, Mozarta i Beethovena. Uczęszczali również na tajne komplety, Krzysztof do braci szkolnych, ale często trafiał do szpitala z powikłaniami po polio. Letnie wakacje spędzali we wsi Olsztyn pod Częstochową - dobrze mi znane miejsce z wędrówek z moją Siostrą i Ojcem, po tej uroczej okolicy z ruinami zamku i Jurą Krakowsko-Częstochowską.
W Częstochowie w 1944 roku mieszkał z matką Marek Hłasko, nie znali się, spotkają się dopiero w 1967 roku w Los Angeles.
W czasie wojny, podczas zabawy z dziećmi w wojsko w mieszkaniu rodziców, Krzysztof został dowódcą. W korytarzu urządził kwaterę i na drzwiach spiżarni napisał kredą słowo KOMEDA, zamiast komenda. Tak powstał jego pseudonim i z nim uytożsamiał się do końca życia.
Po wojnie rodzina Trzcińskich przenosiła się kolejno do Żar, potem do Wałbrzycha a na końcu do Ostrowa Wielkopolskiego. W tym czasie pojawiło się w domu Krzysztofa przedwojenne pianino z fabryki Eduarda Seilera, które później towarzyszyło mu w Poznaniu i Warszawie oraz radio. W Częstochowie zdążył skończyć podstawówkę i zaliczyć 1-szą klasę gimnazjum, w Ostrowie uczęszczał do liceum i do szkoły muzycznej, gdzie ćwiczył pod kierunkiem M. Szymańskiego. W szkole dostał przydomek NIETOPERZ, gdyż wyglądał, jakby spał w dzień, ale mimo skrytości i zmienności w nastrojach był lubiany za koleżeńskość i życzliwość.
....Jego dzień wygląda następująco: wstaje rano, włącza radio (słucha muzyki ), szkoła, po szkole ćwiczy na pianinie ( Bacha i Chopina ), idzie do szkoły muzycznej i znów ćwiczenia głównie muzyki klasycznej. Nocami “łapie” zagraniczne stacje, czasami udaje mu się posłuchać “In the Mood” - Glena Millera, próbuje zagrać utwór ze słuchu na pianinie...
W 1948 Komeda założył szkolny zespół “Carioca” (fortepian, akordeon, skrzypce, klarnet, saksofon i gitara), który występował na akademiach szkolnych. Nocami Krzysztof opracowywał utwory samodzielnie, aranżował i rozpisywał na instumenty. Klasę maturalną powtarzał dwa razy, bo uczył się dość marnie, prawie ze wszystkich przedmiotów tróje. Wreszcie w 1950 roku Komeda zdaje maturę i matka decyduje, że jej syn będzie studiował medycynę - a on się na to godzi. W wywiadzie w 1964 roku powie: (...) Medycyna interesowała mnie. A ja chciałem mieć ciekawy zawód (...)
W czasie studiów zamieszkał u wuja na ulicy Wołyńskiej 2 w Poznaniu. Tęsknił do muzyki, dlatego chodził na poranki do filharmonii i założył zespół muzyczny złożony z medyków, z którymi występował na uroczystościach Akademii Muzycznej i na wyjazdach w PGR-ach. Kiedy tylko miał wolny czas, jeździł do Witolda Kujawskiego (kontrabasisty jazzowego, który nauczył go grać akordy), do Krakowa gdzie poznał Andrzeja Kurylewicza, Sławomira Mrożka, Jerzego Skarżyńskiego, Janinę Ipohorską, Ludwika Jerzego Kerna, Mariana Eile (naczelnego “Przekroju” ) i Stefana Kisielewskiego. Często spotykali się w domach prywatnych, gdzie słuchali muzyki na żywo, z płyt, dyskutowali o jazzie...i pili wódkę, także w Łodzi, Warszawie i Poznaniu.
Każdy wolny czas w wakacje ferie i święta Komeda poświęcał na muzykowanie. Ważny był wyjazd do Ustronia Morskiego w 1952 roku z Melomanami, Krzysztof spotkał swoją wakacyjną miłość Barbarę Hesse-Bukowską, fascynował się jej grą ( ćwiczyła wówczas koncert Rachmaninowa ). Ktoś zapamiętał słowa Barbary: “Masz Krzysiu moje ręce, naucz mnie grać jazz”.
Pod koniec 1951 roku Trzcińscy powrócili do Poznania, ojciec został dyrektorem NBP. Komeda kontynuował studia z dobrymi wynikami, na ostatnim roku miał piątkę z medycyny sądowej, laryngologii i ginekologii. Matka później zwierzyła się...Medycynę traktował dość mechanicznie i widział w niej, tak zresztą jak i ja, drogę stabilizacji i poważania. Obserwowałam, jak z dnia na dzień muzyka panuje coraz bardziej nad nim....
Po studiach Komeda praktykuje w pogotowiu ratunkowym i na izbie przyjęć w szpitalu w Drezdenku, by później zatrudnić się w klinice otolaryngologicznej prof. A. Zakrzewskiego. Później będzie wspominał: (..) Jazz miał opinię muzyki podrzędnej, taniej, knajpiarskiej. Chciałem przed oczami kolegów ukryć moje występy, na autorytecie lekarza bardzo mi wtedy zależało (...)
Od czasu Występu z Melomanami, jeździ z nimi po całej Polsce. Grywają na balach łachmaniarskich łódzkiej Filmówkii w lokalnej restauracji “Halka” (naprzeciwko “Honoratki”- gdzie poznaje Polańskiego ). W Poznaniu grywa w różnych knajpach, między innymi w winiarni “Słowiańska”.
Od 1954 roku przez następne 7 lat w Krakowie będzie bywał na Tradycyjnych Listopadowych Jam- Sessions - znanych jako Zaduszki. W 1955 uczestniczył w Jam Session w Warszawie, gdzie zagrał na cztery ręce z Anndrzejem Trzaskowskim - konferasjerkę prowadził Edward Dziewoński, który ze sceny czytał przepis na staropolski dżem.
W tym samym roku Komeda poznaje swoją przyszłą żonę Zofię Lach i zdaje egzamin na prawo jazdy. Przełomem w historii polskiego jazzu, ale także Komedy był 1-szy festival muzyki jazzowej w Sopocie w 1956 roku, którego organizatorami byli Leopold Tyrmand, Jerzy Kosiński i Franciszek Walicki. W Sopocie impresariem Komedy była już Zofia Lach (przedtem taką rolę pełniła u Kurylewicza i Warskiej), rozwódka z 4-letnim synkiem (którego wychowywała babcia). ...Zofia Lach nie jest artystką, twierdzi, że ma arystokratyczne pochodzenie, przed panieńskim nazwiskiem stawia przyimek von. Jest absolwentką liceum krawieckiego, w Krakowie jest pracownicą fizyczną - maluje bombki choinkowe.
Przedsiębiorcza, atrakcyjna blondynka z warkoczem szybko “przenika” do artystycznego środowiska podwawelskiego grodu. Dniem maluje bombki, wieczorami i wolne dni jest działaczką jazzową. Zofia ubiera się z gustem, wyprzedza modę, nosi spodnie, dużo mówi, dużo tańczy, dużo pije...Zofia wymyśliła wizerunek sceniczny Sekstetu Komedy, uszyła dla nich jednakowe koszule. Niestety muzycy Sekstetu biedują, zresztą był to problem wszystkich jazzmenów, brakuje instrumentów, mimo to grają dużo koncertów.
W 1957 roku Komeda systematycznie grywał w radio, co 2 tygodnie o godz.21.30, w tym samym roku na jego koncertach w Moskwie fani dosłownie pchali się drzwiami i oknami. Zaczął też współpracować z filmowcami, najpierw z Romanem Polańskim, z którym zaprzyjaźnił się i napisał muzykę do jego etiudy “Dwaj ludzie z szafą”, później do fenomenalnego filmu “Nóż w wodzie” (nominacja do Oskara w 1964 roku). W przeciągu 11 lat napisze muzykę do 65 filmów, w tym 48 polskich, 34 krótkometrażowych, 6 animowanych. Ostatnim filmem będzie “The Riot” - Buzza Kulika - produkcja hollywoodzka.
Tak Komeda mówił o muzyce filmowej: ...Jazz dobrze harmonizuje z atmosferą filmów o współczesnej tematyce; przede wszystkim psychologicznych, kryminalnych i sensacyjnych... Choć koncepcję muzyki ma zwykle dokładnie przemyślaną, przy nagrywaniu pewne jej partie solista improwizator gra patrząc na ekran. Tak Mile Davis nagrał muzykę do filmu “Windą do nieba” Louisa Malle i tak nagrywał ją Komeda - jego credo do końca życia - nie nadużywać muzyki filmowej.
Późną jesienią 1958 roku przed krakowskimi Zaduszkami odbędą się dwa śluby; Krzysztofa Komedy z Zofią Lach i Andrzeja Trzaskowskiego z Teresą Ferster (rodzice obecnego prezydenta Warszawy). Na weselu będzie serwowany bigos, ciasto i wódka. Krzysztof postawił warunek przed ślubem, że nie chce mieć dzieci, co by go ograniczało. W roku 1959 Komedowie przenieśli się do Warszawy i zamieszkali na ulicy Wojska Polskiego na Żoliborzu.
Tego samego roku Andrzej Wajda rozpoczyna pracę nad filmem “Niewinni Czarodzieje”, scenariusz napisał Jerzy Skolimowski i w środowisku mówi się, że jest to film o Komedzie, jednak scenarzysta i Krzysztof zaprzeczają. Mimo to Łomnicki, który gra rolę lekarza sportowego i perkusistę , utlenia włosy, czesze się jak Komeda a nawet pożycza od niego sweter (niestety w spodnie nie mieścił się), jeździ na skuterze. W filmie wystąpili również; sam Komeda, Zylber, Wojciechowski, Trzaskowski i Polański.
A teraz trochę napiszę, jak grę na fortepianie oceniali jego znajomi i fachowcy.Teresa Trzaskowska: (..) Krzysztof był po chorobie Heinegomedina, miał tą krótszą nogę, ale było tak, że gdy siadał przy fortepianie, to jakby aniołki się nad nim unosiły (...)
Adam Makowicz - pianista: (...) Jego działką była koncepcja muzyczna, a nie opanowanie instrumentu. Była w nim pasja twórcza (...)
Agnieszka Osiecka wspominała: (...) Pamiętam jego ruchy, on jakby nie ogarniał klawiatury. Nie szalał po niej jak panowie, którzy grają na koncertach Chopinowskich, tylko przeciwnie - jak by zgarniał do środka małe kurczaczki (...)
Jego pasjami były : narty, skutery a potem dobre auta.
Kobiety w jego życiu. Obok matki i żony, były ulotne miłostki z Krystyną Sienkiewicz, podkochiwał się w Mia Farrow, natomiast w nim podkochiwała się Urszula Dudziak i ostatnia sympatia, izraelska aktorka Elana Cooper.
W końcu 1968 roku w Hollywood zdarzył się nieszczęśliwy wypadek; po libacji alkoholowej na spacerze koło skarpy Komeda został niechcacy pchnięty przez Marka Hłaskę i spadł ze skarpy. Rezulatem tego upadku był krwiak mózgu, potem śpiączka i po przywiezieniu Krzysztofa do Polski - artysta umrze 23 kwietnia 1969 roku.
Komeda miał tylko 38 lat, ale zostawił olbrzmi dorobek twórczy. Dla mnie najbardziej miła uchu jest kołysanka z filmu “Rosemary’s Baby” nucona przez Mia Farrow i piosenka z filmu “Prawo i Pięść” ze słowami Osieckiej śpiewana przez Edmunda Fettinga -"Nim Wstanie Swit".
A oto przepis na Wigilijny Krem makowy: Składniki: 2 łyżki maku, 300 ml śmietanki, 1 łyżeczka miodu, 1 łyżeczka żelatyny, 1 łyżka drobno pokrojonej skórki pomarańczowej, 3 krople migdałowego aromatu, płatki migdałowe, cząstki pomarańczy do przybrania.
Wykonanie: Mak umyć na sicie, włożyć do miseczki i zalać gorącą wodą i zostawić na kilka godzin. Następnie mak odcedzić i utrzeć w moździerzu na miazgę. Dodać miód, skórkę i aromat. Żelatynę zalać w kubeczku łyżką zimnej wody, odczekać, aż napęcznieje i zalać łyżką gorącej wody, mieszać do jej rozpuszczenia. Schłodzoną śmietankę ubić na sztywno. Delikatnie wymieszać z masą makową i żelatyną. Rozłożyć do pucharków i włożyć do lodówki na kilka godzin. Podawać posypane uprażonymi płatkami migdałowymi, cząstkami pomarańczy i bezikami lub biszkoptami. Krem można użyć także do dekoracji Wigilijnej Pavlovej.
Gabriela Pastusiak |