Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
3 stycznia 2021
W okowach Wielkiej Trójki
Marek Baterowicz

Z okazji 77 rocznicy feralnej konferencji w Teheranie ( 28.XI.-1.XII.1943) warto przypomnieć książkę dr Zdzisława Andrzeja Derwińskiego „W okowach Wielkiej Trójki”, wydaną przez Polish Museum and Archives in Australia, Melbourne 2012. To opracowanie o wielkiej wadze historycznej powstało w swych zasadniczych zrębach już w r.1986. W dużej mierze dzięki stypendiom z fundacji prof.Karoliny Lanckorońskiej, co umożliwiło Autorowi dwukrotny pobyt w Londynie ( 1981, 1985) i badanie cennych źródeł. Ten doktorat ma rozmiary pracy habilitacyjnej, a tematem opasłego tomu ( 733 stron) jest polityka zagraniczna rządu polskiego na obczyźnie za premierostwa Stanisława Mikołajczyka ( od 14 lipca 1943 do 28 listopada 1944).

Jak łatwo się domyślić rząd Mikołajczyka powstał w kryzysie wywołanym nagłą śmiercią gen. Władysława Sikorskiego w Gibraltarze ( 4 lipca 1943 ) w wypadku lotniczym, do końca nie wyjaśnionym. Sikorski był premierem i Naczelnym Wodzem, w nowym rządzie stanowiska te rozdzielono. A Mikołajczyk nie akceptował generała Kazimierza Sosnkowskiego, ich wzajemny antagonizm będzie się nasilał z czasem z pewnym uszczerbkiem dla współpracy rządu.

Położenie Polski podczas wojny określały ( poza okupacją niemiecką i sowiecką ) naciski Kremla na kraje Zachodu, które nasilały się w miarę rosnącego zaangażowania Sowietów w wojnę przeciwko Hitlerowi. Ten stan rzeczy porównać można do postępującego paraliżu naszych możliwości reagowania na plany Rosjan co do Polski w przyszłości. Był to zatem okres arcytrudny dla polskiej dyplomacji, a przykładów na to owa książka dostarcza nam bez liku. Oto np. Jan Karski daremnie mówił prezydentowi Roosevelt’owi ( 28 lipca 1943) o sowieckich partyzantach na ziemiach polskich, zaanektowanych przez Rosję po 17 września 1939, i o tym że „konfiskują polskiej ludności żywność, odzież, narzędzia i prowokują straszliwe represje” ( str.79), zaś ambasador Ciechanowski zwracal uwagę prezydenta Roosevelt’a na analogię pomiędzy Związkiem Patriotów Polskich a Komitetem Narodowym „Wolne Niemcy” ( str.80), by wywołać u prezydenta negatywne nastawienie do ZPP.

Wszystko to na marne, nawet memorandum przedstawione Edenowi przez Mikołajczyka ( 5 sierpnia 1943) nie przyniosło skutku. Eden w chwilach „lucida intervalla” był tylko uderzony zbieżnością działań sowieckich partyzantów z eksterminacją ludności polskiej przez Niemców. ( str.81). Przy innej okazji Eden w rozmowie z Raczkiewiczem stwierdził, że „...nie widzi jasno, czego Sowiety chciałyby od Polski” (str.77). Naiwność to zupełna czy udawanie Greka ? Eden chyba zapomniał o inwazji 17 września i wspólnej defiladzie z hitlerowcami w Brześciu Litewskim!! Czy o deportacjach Polaków na Sybir i zbrodniach na kresach i we Lwowie. A w sprawie dywizji Berlinga rządy Anglii i USA nie zajęły stanowiska, choć otrzymały polskie noty ostrzegające, że owa dywizja ( podobnie jak ZPP) jest instrumentem politycznym Stalina na wypadek wkroczenia Armii Czerwonej na terytorium Rzeczypospolitej ( str.82).

Premier Mikołajczyk nieraz wyrażał się krytycznie o traktowaniu sprawy polskiej przez aliantów jak np. miał wiele zastrzeżeń co do zaopatrzenia Armii Krajowej w materiały wojenne, a kulała też współpraca aliancka i planowanie powojenne. Dlatego uważał, że deklaracje Churchilla i Roosevelta o silnej i niepodległej Polsce były gołosłowne. Znamienny był tu i stosunek naszych aliantów do powojennych granic Polski jakby z góry przesądzający o niepowodzeniach na tym polu. Prezydent Roosevelt np. łudził nas nadzieją, że „być może będzie mógł dopomóc Panu premierowi w wytargowaniu Lwowa, Drohobycza i Stanisławowa. W wypadku Wilna miał poważne wątpliwości”. ( str.320).

Obaj Anglosasi, formalnie nasi sojusznicy, bardziej troszczyli się o interesy Stalina niż o polskie, co wynikało z sowieckich presji i wojennego wysiłku Rosjan w walce z hitleryzmem, który zresztą był możliwy tylko dzięki dostawom militarnym z Zachodu. Trudno zrozumieć też pomniejszanie naszego zaangażowania w wojnę, które było znaczne na lądzie i w powietrzu, a w okresie bitwy o Anglię wręcz decydujące. Naiwna też była wiara naszych aliantów w dobrą wolę negocjacji ze Stalinem, a także w jego stosunek do demokracji. Zachód miał tu jaskrawe dowody rosyjskich intencji wobec swych sąsiadów jak choćby Finlandii, a napaść na ten kraj w 1939 r. łączyła się z paktem pomiędzy Hitlerem a Stalinem. Polityka amerykańska za prezydentury Roosevelta w konflikcie sowiecko-fińskim brała stronę agresora tej wojny, naciskając na Finów by zawarli pokój z Rosją! USA były gotowe zerwać stosunki dyplomatyczne z Helsinkami, czemu przeszkodziła sprawa katyńska. Te haniebne naciski jednak trwały nadal, mimo że Rosjanie domagali się od Finlandii (ofiary kolejnej napaści!) bardzo wysokich reparacji. Ostatecznie wydalono z Ameryki poselstwo Finów jako persona non grata ( 16.6.1944), a pretekstem do zerwania potem stosunków była wizyta Ribbentropa w Helsinkach ( str.325).


Te epizody świadczą wymownie, jak dalece Roosevelt płaszczył się przed Stalinem. Na marginesie dodajmy, że Derwiński zna na wylot arkana historii i przedstawia epokę w szerokim kontekście opisując sprawy polskie w odniesieniu do wielu „frontów” politycznych jak Narody Zjednoczone, UNRRA, Niemcy, Europa środkowo-wschodnia, Francja, a nawet Chiny. Tu trzeba przytoczyć inny dowód anglosaskiej ślepoty, gdyż Amerykanie i Brytyjczycy naciskali na Czang-Kai-Szeka, aby porozumiał się z chińskimi komunistami ( str.648), choć epoka stalinowska już ukazała zbrodniczość systemów totalitarnych. Tymczasem Anglosasi z wielką beztroską traktowali komunistów jak polityków wolnego świata, co było karygodnym błędem i wstępem do degradacji Zachodu, rozłożonej na etapy jak jałtańskie ustępstwa, wojna koreańska i wietnamska, a dziś niejasna perspektywa w XXI-ym wieku.

Oczywiście dużo miejsca w książce pana Derwińskiego zajmuje Powstanie, także akcje dyplomatyczne, które je poprzedzały. Rozbijały się one o złą wolę Kremla, a Stalin pomijał lub opóźniał odpowiedzi na polskie lub brytyjskie memoranda. Wszystkie chwyty, które kruszyły jedność środowiska rządu londyńskiego, pasowały Rosjanom. A zdaniem generała Sosnkowskiego Mikołajczyk pokładał zbyt wielkie nadzieje w pertraktacjach ze Stalinem, który nie tylko rozbijał jedność londyńczyków, ale dążył też do zniesienia stanowiska Wodza Naczelnego, tym samym usiłował narzucić kontrolę Polskich Sił Zbrojnych, ale i zerwać ciągłość prawną państwa polskiego poprzez postawienie tezy o nielegalności naszej konstytucji z r.1935, a także o nielegalności samego rządu w Londynie, któremu przeciwstawiał PKWN. Sowieci podważali też Kartę Atlantycką i zobowiązania traktatowe z Wielką Brytanią, a na terenie Polski zmierzali do władztwa formacji Berlinga przy jednoczesnym tępieniu Armii Krajowej ( str.385-388).

Dramatyczne próby doprowadzenia do sowieckiej odsieczy Powstaniu rozbijały się o opór Stalina, który tym razem ( w przeciwieństwie np. do wyzwolenia Wilna ) nie musiał rozprawiać się z Armią Krajową, lecz patrzył jak sami Niemcy unicestwiają AK-owców, a stolica Polski zamienia się w gruzy. Sowieci stali blisko Warszawy symulując czasem pomoc, choć to oni podżegali do wybuchu Powstania w audycjach radiowych. Tragedią było i to, że i stronie polskiej zależało na tym, by stolicę opanować własnymi siłami, choć istniały różne stanowiska. Gen. Sosnkowski, przeciwny Powstaniu, dopuszczał je tylko w razie wycofywania się Niemców, a przed wkroczeniem Sowietów.

Gen. Anders twierdził, że wojskowe uczelnie zakazują powstań, gdy może ucierpieć ludność cywilna. Zdaniem Jana Nowaka Powstanie ujawni całą siłę AK i poparcie jakim cieszy się w społeczeństwie, co ułatwi Mikołajczykowi rozmowy w Moskwie i grę z Anglosasami. Mikołajczyk z kolei sprzyjał idei Powstania, lecz niewiele pomogło mu to w rozmowach ze Stalinem 3 sierpnia ( str.394-398). Nie pomogła też depesza do Londynu z 2 sierpnia o „spowodowanie pomocy sowieckiej”. Polacy i Anglicy przecenili uczucia towarzyszy z Kremla, za to komunikat BBC przyznał powstańcom prawa kombatanckie na wniosek rządu londyńskiego.

Książka Derwińskiego ilustruje całą niemoc Polski w okresie wojny, którą Mikołajczyk zrozumiał dopiero w listopadzie 1944 r., co skłoniło go do dymisji. A w pożegnalnej rozmowie w Moskwie 9 sierpnia usłyszał cyniczne słowa Stalina, który fałszywie biadał, że „Polacy stanęli przedwcześnie w Warszawie”(str.406). Później Mołotow ( 22 września ) określił Powstanie jako ...antysowiecką prowokację, co przyjęło się w propagandzie Kraju Rad, ( str.407).

Na marginesie wspaniałego opracowania pana Derwińskiego, którego bogactwa treści nie odda żadna recenzja, dodajmy, że Anglosasi swoją ustępliwość wobec Stalina tłumaczyli też lękiem przed zawarciem ...osobnego pokoju między ZSRR a Niemcami. Osobliwa to logika, która pomija to, że Rosjanie „wojnę ojczyźnianą” wykorzystywali do budowy swego imperium, a zatem musieli dojść do Berlina niby „wyzwalając” inne kraje, co z kolei wykluczało zawarcie osobnego pokoju z Hitlerem.

Anglosasi zbyt późno też pojęli, że imperium sowieckie – któremu dali tyle koncesji w Teheranie i Jałcie - obróci się szybko przeciwko nim. Zamiast czapkować Stalinowi powinni byli zatem wspierać polski rząd w Londynie. Niestety, oddając pół Europy Rosjanom skazano wiele krajów na piekło, a Mikołajczyk opisał to w „Polsce zgwałconej”, która mogła się ukazać w Polsce dopiero w r.2005. Stanowi jedną z pozycji bogatej bibliografii omawianej książki.

Marek Baterowicz