Z okazji pierwszej miesięcznicy smoleńskiej w tym roku warto przypomnieć fragmenty ważnego felietonu prof. Wojciecha Roszkowskiego, który ukazał się w „Gościu Niedzielnym” 20 czerwca 2010, a zatem w dwa miesiące po tak zwanej „katastrofie”. Tytuł felietonu „Pytania nie tylko smoleńskie” zapowiada, że Autor nie będzie trzymał się tylko tematu tragicznego lotu Tupolewa, tekst powstał przecież w okresie wyborów prezydenckich, zmanipulowanych przez media zależne od Platformy Obywatelskiej. Nas dzisiaj obchodzą jednak myśli krążące wokół samej „katastrofy”.
Prof. Roszkowski zawarł w nim spostrzeżenia niezwykle trzeźwe, czego dowodem te oto fragmenty: „ Opublikowanie stenogramów z czarnych skrzynek Tu-154 niczego nie wyjaśniło, a nawet nasunęło kolejne wątpliwości. Ze stenogramów tych wynika na przykład, że ostatnie kilometry Tu-154 pokonywał z podobną prędkością i że rozbił się około kilometra przed miejscem, w którym wedle danych z wieży powinien zaczynać się pas lotniska. Czy przypadkiem kontrolerzy z wieży nie podawali załodze mylnej odległości od pasa? Kim był tajemniczy osobnik, który przebywał poza dwoma znanymi kontrolerami lotów na wieży w Smoleńsku ? Co tam robił ? Dlaczego go nie przesłuchano ? Dlaczego niektóre media w Polsce interesują się wyłącznie tym, kto był w kokpicie Tu-154, a nie tym, kto znajdował się w wieży lotniska smoleńskiego ? Czy zadawanie tych pytań to rzeczywiście antyrosyjska obsesja?" Koniec cytatu.
Ostatnie pytanie prof. Roszkowskiego jest aluzją do artykułu Ewy Milewicz ( z „Gazety Wyborczej”, 4 czerwca 2010), w którym autorka piętnowała rzekomą „chorobę nieufności” PiS-u wobec Rosji. Oto jej zarzut: „Dla PiS Rosja jest niedostatecznie demokratyczna i wiarygodna, żeby prowadzić śledztwo własne obok polskiego i we współpracy z polskimi prokuratorami”. Pani Milewicz – jak widać – stara się przypochlebić władcom Kremla i wmówić nam, że putinowski reżim to wiarygodna demokracja i że polscy prokuratorzy mieli równe uprawnienia śledcze co ich rosyjscy koledzy. Wiemy doskonale, że to nieprawda.
Rosyjską „demokrację” kompromitują często protesty samych Rosjan, a rosyjska prokuratura – jak słusznie zauważył prof. Roszkowski – to ta sama prokuratura, która „wyjaśniała” sprawę zabójstwa Anny Politkowskiej i wsadziła za kraty Michaiła Chodorkowskiego. I pyta ironicznie: „Czyżby od tej pory doszło tam do jakichś cudownych przemian ? Czy słyszeliśmy coś nowego w sprawie śledztwa katyńskiego ? (...) Czy zaufanie ( pani Milewicz) wzrosło dodatkowo po stwierdzeniu, że rosyjscy żołnierze okradli ofiary „katastrofy” za pomocą skradzionych kart kredytowych?” I dodaje profesor: „Jeśli podnoszenie tych kwestii ma być dowodem na chorobliwe uprzedzenia Polaków wobec Rosji to czy nie jesteśmy prowadzeni w kierunkiu PRL, gdzie jakiekolwiek wątpliwości wobec sowieckieju przyjaźni były traktowane jako „antysowieckość”...?
Racja, a pamiętamy przecież niepodważalny nimb naszych „wyzwolicieli”, a zarazem i katów. Konkluduje Roszkowski: „Czy jest już tak źle, że musimy za wszelką cenę kochać Rosję ? Przestrzegają nas przed tym nawet niezależne elity rosyjskie”. Autor wspomina też skandaliczny program TVN z 7 czerwca 2010, w którym próbowano dowodzić, że winę za „katastrofę” ponoszą polscy piloci. Dzisiaj, w dziesięć lat później, znamy więcej faktów, by taką hipotezą nie zajmować się nawet kilka sekund. W swym felietonie pytał prof. Roszkowski –„..jak daleko można się posunąć w nienawiści do braci Kaczyńskich ? Jak długo można to nazywać polityką miłości?” Istotnie, ową „politykę miłości” może najlepiej prześwietliło wspólne zdjęcie Putina i Tuska, obejmujących się czule na smoleńskim lotnisku.
| Wcześniej na tym samym lotnisku stały oddziały specnazu, a wieża odesłała do Polski Iła-76 z samochodami kolumny prezydenckiej, co było przecież wyraźnym znakiem, że Rosjanie z góry znali tragiczny finał próby lądowania Tupolewa! A co do czarnych skrzynek to należy zapytać też kto wymazał z nich komendę pilotów „Odchodzimy!” ? Albowiem wbrew pomówieniom o naciskach prezydenta to piloci mieli zawsze ostatnie słowo i podjęli decyzję o odlocie, a nie o lądowaniu za wszelką cenę. Godne to podkreślenia, gdyż politycy PO lansowali tezę o winie pilotów i o naciskach prezydenta Lecha Kaczyńskiego na nich, co miało rzekomo doprowadzić do tragedii.
Roszkowski wspomina program TV Tomasza Lisa, w którym Waldemar Kuczyński bezpodstawnie oskarżał prezydenta o feralne naciski na pilotów. Jakoś nikt nie komentował w TV nacisków Tuska na prezydenta, by rozdzielić wizyty w Katyniu! A to stworzyło warunki dla współpracy służb obu krajów i realizacji zamachu.
Felieton prof. Roszkowskiego sygnalizuje natomiast winę kontrolerów smoleńskich i tajemniczego osobnika z wieży kontrolnej. Dziś wiemy, że był to płk Krasnokutski przysłany z Moskwy, a to więcej niż poszlaka. Wydawał rozkazy na owej „wieży”, która była parterowym barakiem i utrzymywał łączność z gen. Benediktowem z ośrodka pod Moskwą. Obaj panowie przejęli bezprawnie władzę na „wieży”.
Znacznie dalej w oskarżaniu strony rosyjskiej idzie artykuł Rafała Klimuszki pt. „Zbrodnia i dowody czyli o zabójstwie Prezydenta Kaczyńskiego”, który ukazał się w polonijnym „Kurierze” w Chicago ( 11 – 17 czerwca 2010), zaledwie w dwa miesiące po „katastrofie”. Jego autor ujawniał, że w ostatniej fazie samolot leciał w oparciu o sfałszowane dane satelitarnego systemu naprowadzania, co zgadza się z supozycjami prof. Roszkowskiego, że rosyjscy operatorzy celowo sprowadzali Tupolewa poniżej bezpiecznej wysokości. Słyszał to pilot Jaka, chorąży Remigiusz Muś, zamordowany później, by prawda nie wyszła na jaw. Muś sprzeciwiał się oficjalnym ustaleniom „śledztwa” .
Likwidowanie niewygodnych świadków jest pośrednim dowodem zamachu. W artykule z „Chicago” czytamy też o użyciu bomby ( izowolumetrycznej), która rozerwała kadłub samolotu. Dziesiątki tysięcy części maszyny, rozrzucone na rozległym terenie, potwierdzają bezapelacyjnie eksplozję. Zgadza się to z przyjętymi na świecie kryteriami, tzn. gdy szczątki samolotu spadają poza wrakowiskiem wybuch musiał nastąpić w powietrzu. Artykuł z Chicago podaje też, że „bombę musiano umieścić w Warszawie”, co sugeruje zwykła analiza logiczna. Eksplozja takiej bomby ma dwie fazy, są to akustycznie dwa oddzielne wybuchy. I to właśnie słyszał Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, jadący samochodem na lotnisko, by nagrywać lądowanie Prezydenta i towarzyszącej mu ekipy.
Pamiętamy też, że ekspertyza kawałków Tupolewa odkryła ślady substancji wybuchowej, lecz prokuratura wojskowa i media za rządów PO-PSL utopiły tę rewelację. A histeria opozycji ( czyli Platformy uwikłanej w spisek) po dojściu w r.2015 do władzy PiS-u wynika w dużej mierze i z tego, że prezesem Prawa i Sprawiedliwości jest brat zamordowanego Prezydenta.
Na zakończenie warto zaznaczyć niezwykłą służalczość elit PO i polskich śledczych wobec Rosji i komisji Anodiny, zwłaszcza po wystąpieniu prezydenta Miedwiediewa, który „nie dopuszczał możliwości, by śledczy polscy i rosyjscy doszli do innych ustaleń" (!). Jego słowa brzmiały niczym instrukcja dla śledztwa, a poparł je usłużnie w TV premier Tusk, główny koordynator ( obok Arabskiego ) rozdzielenia wizyt w Katyniu. Ta wypowiedź Tuska zapowiadała surowe konsekwencje wobec tych, co nie będą się trzymać oficjalnego wyjaśnienia „katastrofy”. Ukazuje ona groteskowość tak prowadzonego „śledztwa” oraz arogancję MAK-u i Federacji Rosyjskiej, a polscy śledczy stojący na baczność przed Rosjanami przypominają peerelowskich zombies z Paktu Warszawskiego, a nie oficerów kraju, który jest członkiem NATO.
Marek Baterowicz
|