Tennyson powiedział, że gdybyśmy potrafili zrozumieć choć jeden kwiatek, pojęlibyśmy, kim jesteśmy i czym jest świat. Może chciał przez to przekazać, że każdy, nawet ten najskromniejszy, zawiera w sobie historię świata i jego niekończący się łańcuch przyczyn i skutków. JORGE LUIS BORGES, Zahir Pełny tytuł brzmi: “Wszechświat krok po kroku. Opowieść o ewolucji Wszechświata: od ramion spiralnych galaktyk, przez zderzenia kontynentów, potajemne życie pierwotniaków”. Czytelnicy oceniają tę książkę na 8,4 na 10 punktów.
Łukasz Lamża jest publicystą, wykładowcą, doktorem specjalizującym się w filozofii przyrody, autorem wielu książek oraz gospodarzem kanału “Czytamy naturę” na YouTubie.
W niniejszym tekście jest mniej o tej książce, a więcej moich reakcji na zawarte w niej informacje – subiektywnych i niekiedy wręcz emocjonalnych. Książkę wykorzystuję raczej jako pretekst do podzielenia się niektórymi z nich, przede wszystkim w kwestii istnienia życia i ewolucji. Zachęcam do sięgnięcia po oryginalne źródło, ponieważ Łukasz Lamża wyjaśnia wszystko lepiej, ładniejszym stylem i po kolei od początku do końca. Nie wszystkie poniższe konkluzje pochodzą od Lamży.
Rekomendacje piwniczne.Książka „Wszechświat krok po kroku”, autor: Łukasz Lamża, wydawnictwo: Copernicus Center Press, 2017
Wreszcie dociera do mnie ogrom pożytków, jakie przyniosły badania za pomocą najnowszych narzędzi obserwacyjnych, misje statków kosmicznych, a także techniki komputerowego modelowania różnych faz rozwojowych Kosmosu i życia.
Klarowne wytłumaczenie otrzymuje kwestia, skąd bierze się taki, a nie inny skład materialny ciał kosmicznych oraz węglowodorowa biochemia takiej materii, którą nazwaliśmy żywą. Logika w tym przypadku jest prosta: tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Wodór, tlen i węgiel to pierwiastki w pierwszej czwórce najobficiej występujących we Wszechświecie, dlatego że są lekkie (blisko tej grupy jest także krzem). I one właśnie wchodzą w różne związki chemiczne między sobą w pierwszej kolejności. Tak też tłumaczy się odkrycie znacznych ilości wody (lodu lub pary) w Kosmosie – bo to tylko wodór i tlen. Oraz fakt, że każdy z nas to 70% wody. Olbrzymia przewaga ilościowa pierwiastków lekkich nad ciężkimi jest dowodem na bardzo wczesną młodość Wszechświata.
Istnieje on 13,8 miliarda lat, a Ziemia 4,5 miliarda. Na największą i najtrudniejszą pracę – zwiększania złożoności organizmów – Natura zużyła ostatnie 3,8 miliarda lat. W pierwszych trzech czwartych tego okresu powstała największa liczba gatunków i najważniejsze z nich dla późniejszej historii Ziemi: drobnoustroje, a więc bakterie, wirusy, glony, pierwotniaki oraz grzyby.
Organizmy wielokomórkowe, które wyewoluowały w ostatnich setkach milionów lat, zresztą całkiem przypadkowo, mogą okazać się w ogóle dla planety nieistotne. Dotyczy to też człowieka z racji jego wąskiej specjalizacji i niewielkiej niszy mieszkalnej – w porównaniu z drobnoustrojami. Z konieczności tworzymy z tymi ostatnimi układ oparty na symbiotyczno-pasożytniczej wspólnocie. Te „proste” wydawałoby się stworzenia gospodarują całym życiem na Ziemi. I jeszcze długo będą.
I tu jeszcze jedno moje zdziwienie w sprawie ewolucji. Sądziłem, że przeważającym sposobem rozmnażania się jest płciowe, a dziedziczenia pionowy przekaz genów (z pokolenia na pokolenie). Nic mylnego! Najbardziej rozpowszechnionym sposobem rozmnażania się ciągle jest „prymitywny” podział komórki (mitoza, pączkowanie i kilkanaście innych rodzajów), a bardzo skutecznym mechanizmem dziedziczenia cech jest dużo prostsze poziome przekazywanie genów przez symbiozę i pasożytnictwo, np. “podkradanie” sobie genów między osobnikami tego samego pokolenia albo nawet między gatunkami.
Ewolucja miała dość czasu, by w geo-chemiczno-biologicznym „kotle” Ziemi przystosować niektóre gatunki drobnoustrojów do życia w drastycznych warunkach: w temperaturach znacznie wyższych od wrzącej wody (w pobliżu wulkanów), w żrących środowiskach, bez powietrza, bez światła słonecznego, pod ogromnym ciśnieniem. W efekcie cała powierzchnia Ziemi, bez jakiegokolwiek wolnego skrawka, została przez nie opanowana do wysokości i głębokości wielu kilometrów. Świat drobnoustrojów dominuje właściwie pod każdym względem: różnorodności gatunków, masy całkowitej, przestrzeni zamieszkałej, czasu istnienia na tym globie, sile decydowania o jego losie i mieszkańcach. A także inteligencją!
No, to tutaj muszę na chwilę się zatrzymać, żeby sprawdzić, jak bardzo się zagalopowałem, bo nam swoim zadufaniu jest bardzo trudno wyobrazić sobie równoległe istnienie innych inteligentnych gatunków. W dodatku sprawniejszych od nas, choćby pod względem przystosowawczym. W definicjach inteligencji bowiem zdecydowanie przeważa kryterium zdolności adaptacji do zmieniających się warunków.
Jakie cechy i umiejętności uznalibyśmy, my ludzie, jako typowe dla gatunku inteligentnego? No, w pierwszej kolejności podobne do posiadanych przez nas, jak np.: tworzenie społeczności i porozumiewanie się, najlepiej w jakimś specyficznym języku, zagospodarowywanie miejsca zamieszkania, zdobywanie pożywienia, zakładanie i utrzymywanie rodziny...
Ale to wszystko potrafią mrówki! Specyfikują one i rozdzielają zadania między sobą, gromadzą pożywienie, hodują dla pokarmu inne zwierzęta, dbają o higienę, klimatyzują pomieszczenia, organizują porodówki, opiekują się innymi osobnikami, odbywają pochówek, wytwarzają lekarstwa, prowadzą taktyczne wojny, w tym celu organizując armie, tworzą miasta-państwa. I jeszcze wiele więcej działań można by wymienić, które już nijak nie dają się wyjaśnić pojęciem instynktu.
Z całą pewnością zrozumienie swoistych inteligencji właśnie współmieszkańców tej planety winno mieć u nas bezwzględne pierwszeństwo przed mrzonkami z jakimiś ufoludkami w tle. Oczywiście nie są one łatwe do rozpoznania, bo na przykład działają w innej skali czasowej albo skupione są na innych priorytetach, np. grupowych czy gatunkowych, zamiast na indywidualnych. Dlatego tak intensywnie zabrali się za te sprawy behawioryści.
Jesteśmy zanurzeni w żywym oceanie, który wykazuje ogromną siłę oddziaływania, ale też i zadziwiającą Mądrość własną. Zrozumienie Jej (albo choćby uświadomienie sobie i zaakceptowanie Jej istnienia) jest jedynym warunkiem przetrwania Homo sapiens, ostatnią jego deską ratunku – a nie tak prostacka koncepcja (i stanowczo niewystarczająca), jak majstrowanie przy klimacie.
(Więcej o tej „Mądrości” w: „Podziemny mózg lasu”, Zuzanna Kisielewska; „Rzeka też człowiek”, Joanna Nokodemska, Focus nr. 5/2021).
|
Antropocentryzm, porównywanie tylko względem siebie, to wyraz narcyzmu gatunkowego. Wiara w wyjątkowość własnej inteligencji i nieograniczonych możliwości jest niezbitym dowodem schyłku człowieczego umysłu, zapowiedzią bliskiej przegranej (dotyczy to także polityków).
Prymat Człowieka? Zapomnijmy! Widzimy to, co chcemy widzieć, a nie to, co naprawdę jest. Dla Natury znaczymy mniej więcej tyle samo, ile niegdysiejsze dinozaury albo mamuty. Memento mori.
Tak znaczne przekierunkowanie perspektywy na obrazie Świata może poważnie namieszać w głowach. Naukowy wizerunek napotyka na zarzuty, że jest wyprany z człowieczeństwa i boskości; że jest zimny i sformalizowany ani nie odnosi się do pytania o sens istnienia człowieka czy czegokolwiek innego. Więc, jeśli miałby się potwierdzić i utrwalić, wpierw stać się musi poważnym wyzwaniem dla filozofów. Trzeba bowiem inaczej rozlokować takie ważne pojęcia, jak miłość, piękno, dobro, zło… Bo przecież one nie znikną.
Gdzie umieścić wymiar absolutny? A co z mistyką, gdzie jej szukać, by dalej ułudą zbawienia i sprawiedliwego rozliczenia w Dniach Ostatecznych łagodzić codzienne lęki egzystencjalne?
Wyobrażenie świata, znane z czterech głównych religii, utrwaliło się na tysiące lat, ponieważ jest dużo prostsze, bardziej więc komfortowe. Ale czy współczesny świecki humanizm ma szanse go zastąpić? Optymizmu mimo wszystko życzę.
Rekomendacje piwniczne.Książka „Wszechświat krok po kroku”, autor: Łukasz Lamża, wydawnictwo: Copernicus Center Press, 2017
Henryk Jurewicz
|