Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
28 czerwca 2021
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska... i aromatyczny kurczak
Gabriela Pastuszak

Wojciech Kossak, profil córki 1939
O polskiej poezji można pisać bez końca; piękne liryczne strofy Gałczyńskiego, Tuwima, Leśmiana i mojego ulubionego Staffa wciąż wzbudzają wzruszenie i zachwyt. Faktem jest, że poezja polska przełomu XIX i XX wieku była zdominowana przez panów. A gdzie podziały się nasze poetki? Były zupełnie na marginesie, bezlitośnie krytykowane przez krytyków literackich i przez kolegów - poetów, a ich wiersze uważane za niepoważne, infantylne, ckliwe, zbyt liryczne i osobiste. Do nich niewątpliwie należała Maria Pawlikowska Jasnorzewska, której wiersze - erotyki nie mają sobie równych. Jej twórczość nie należała do lektur szkolnych i to pewnie dlatego, że przecież mogło paść “klasyczne” pytanie: “A co autorka miała na myśli?” I wtedy byłyby kłopoty z odpowiedzią.

W tym roku minie 130 lat od urodzin tej enigmatycznej poetki i mam ten zaszczyt, że dzielę z Nią dzień moich urodzin - 24 listopada. Po raz pierwszy z jej kolorową biografią zapoznałam się, kiedy przed laty przeczytałam książkę “Maria i Magdalena” Magdaleny Samozwaniec, w której z humorem opowiedziała o siostrze poetce i ich wspólnym, ciekawym życiu ....w cieniu wielkiego ojca Wojciecha Kossaka. Pod koniec swojego życia Magdalena Samozwaniec jeszcze raz powróciła do spisania biografii ukochanej siostry w książce “Zalotnica Niebieska”, ale już z innej perspektywy, z bardzo przemyślanymi refleksjami i melancholią. I to właśnie ta książka zainspirowała mnie do napisania tego felietonu.

Maria Pawlikowska Jasnorzewska urodziła się w Krakowie, w zacisznym podmiejskim dworku, obramowanym pięknym ogrodem ze starymi drzewami - zwanym (od przynależności do właścicieli ) Kossakówką. Była córką znakomitego malarza Wojciecha Kossaka i wnuczką nie mniej znanego Juliusza. Złoto-płowej blondynce o dużych niebieskich oczach rodzice na chrzcie dali imię Maria, ale sama siebie nazwała Lilką ( od Marylki ), Lilą, co niesłychanie do niej pasowało, ponieważ ulubionym jej kolorem był kolor lila. Lilka od najmłodszych lat komponowała wiersze w subtelnej liryce osobistej o artystycznej zwięzłości i precyzji formy, a gdy dorosła zaczęła pisywać znakomite komedie, wystawiane na wszystkich scenach polskich. Miała duże zdolności muzyczne i jako kilkunastoletnia panienka była uczennicą słynnego w Krakowie prof. Lalewicza - zbierała oklaski na fortepianowych popisach.

Od najmłodszych lat okazywała duże zdolności malarskie i rodzice byli przekonani, że podobnie, jak ojciec, dziadek czy starszy brat zostanie słynną malarką. Jako mała dziewczynka złamała sobie w łokciu prawą rękę i podczas długiej rekowalenscencji nauczyła się pisać i rysować lewą ręką, siedząc przy tym w skrzywionej pozycji. Niestety po jakimś czasie okazało się, że Lilce krzywi się kręgosłup i zaczyna wystawać lewa łopatka. Odtąd już, po wielu bolesnych terapiach, chodziła w ortopedycznym gorsecie, a wszystkie zabiegi i ćwiczenia jeszcze bardziej osłabiły jej kręgosłup i spotęgowały rozwój krzywicy.

Od 7 roku życia Lilka układała wiersze, a od 9 do 10 nie robiła już błędów ortograficznych, charakter pisma miała (wyuczony) “klasztorny” i mało używała znaków pisarskich ( podobnie jak w obecnej poezji).

Oto fragment jednego z jej początkowych wierszy pt. “Piłka”:
.....Piłka leci do góry
wysoko aż pod chmury
- Moja piłko - mówi jaskółka
z uśmiechem
Po co tak spadasz na ziemię
z pośpiechem?.....

Niektóre jej panieńskie wiersze są na wskroś młodzieńcze i ckliwe, inne zaś zadziwiająco dojrzałe - zdradzające duży talent poetycki - pełen filozoficznych rozmyślań. Taki był wiersz “Natura”.
Oto jego fragment:
.....Świat przydrożny traw, kwiatów rozhuśtane łany
to jakby dziwny jakiś, cichy, jasny człowiek,
który kroczy swą drogą nie podnosząc powiek
zanadto święty, prosty - obcy choć kochany.....

Lilka i Madzia (jej młodsza o kilka lat siostra - późniejsza M. Samozwaniec ) edukację odbierały w domu. Guwernantką dziewczynek była Fräulein - śpiąca z nimi w pokoju, inni nauczyciele byli “dochodzący” w tym nauczycielki francuskiego i niemieckiego.

Od najwcześniejszych lat Pawlikowska marzyła o Miłości przez duże “M”. W marzeniach przeszkadzała jej myśl o defekcie figury - jaką była stercząca łopatka. Oprócz miłości, na którą czekała, obchodził ją cały wiat, a przede wszystkim świat przyrody. Zaczytywała się w książkach przyrodniczych i znała na pamięć łacińskie nazwy kwiatów i ziół. Uwielbiała wszystkie zwierzęta; zwłaszcza sarny i jelenie, ale najbardziej wzruszały ją wiewiórki. Dowodem na to był jej jeden z najpiękniejszych wierszy “Wiewiórka”.

Ulubioną lekturą młodej poetki była mitologia i wierzyła, że nimfy, choć były śmiertelne, żyły długo i nie starzały się. Nie bała się śmierci - bała się tylko starości. Kompleks starości nie dawał jej spokoju, gdyż w latach 30-tych napisała wspaniałą sztukę fantastyczną “Kochanek Sybilli Thompson”, która wystawiona w Krakowie zyskała bardzo pochlebne recenzje.

Poetka była wielką higienistką i okresowo jaroszką. Co dzień po kolacji cała rodzina Kossaków piła ziółka, które parzyła dla nich Lilka. Obyczaj ten przyszedł z Francji, gdzie w najdroższej paryskiej kawiarni u Rumpellmeyera eleganckie damy zamiast herbaty lub kawy piły różne ziółka. Lilka nie piła alkoholu, czasami tylko kieliszek czerwonego wina. Jako nastolatka jeździła z matką do Berlina, gdzie słynny ortopeda dr Hoff kazał skonstruować w swoim zakładzie straszliwy gorset-pancerz, który maskował krzywiznę sylwetki. Podobno była szczęśliwa wieczorami, kiedy ściągała z siebie to “narzędzie tortur”, lub gdy nie czuła się zdrowa i leżała w łóżku.

M. Samozwaniec pisze tak:...“Błogo uśmiechnięta, z rozpuszczonymi włosami, które falami koloru sierści sarny spływają wzdłuż poduszki, chrupie cukierki, je owoce i pisze wiersze”... Młodziutka poetka nie lubiła skarżyć się ludziom, ale gdy miała 15-16 lat w wierszu skarży się Bogu:

.....Wdeptałeś mnie Panie
w proch i zwiędłe liście
Uściskiem swej stopy zadałeś ból w ranie
palącej ogniście.....

Ambicją Lilki było stać się wielką uwodzicilką. Marzyła więc o “królewiczu”...i tak w jej życiu pojawił się - przystojny młody wojskowy Rumun Guido Della Scala. Była za młoda, aby mógł się starać o jej rękę, ale dawała się łaskawie adorować. Zakochany młodzieniec ofiarował jej arabskiego ogiera “Mohameta”, ale młoda amazonka bała się dosiadać tego wierzchowca. Konia tego dosiadał brat Jerzy....ale wkrótce Lilka sprzedała go za 500 koron austriackich.

Młoda poetka miała powodzenie wsród mężczyzn, ale była wybredna i bezwarunkowo odrzuciła oświadczyny profesora Strassburgera ( młodego i już szpakowatego ) z prostej przyczyny - nie planowała mieć dzieci. Wciąż czekała na wielką miłość, a międzyczasie zaczytywała się wierszami Staffa, Miriama i Micińskiego, Uwielbiała twórczość Przybyszewskiego i Zapolskiej.

Na początku I wojny światowej poetka poznała porucznika armii austriackiej Władysława Bzowskiego, który niegroźnie trafiony szarpnelem - potrzebował opieki i odpoczynku. Leżał więc “Bzunio” ( jak go nazwano ) na leżaku w ogrodzie na Kossakówce - karmiony przez Lilkę truskawkami i poziomkami. Wojciech Kossak - wojak z krwi i kości - uważał Bzunia za typowego symulanta, który dekuje się przed ponownym wysłaniem na front. Narzeczony był wysokim blondynem z orlim nosem i rzadkim wąsikiem. Pochodził z dobrej szlacheckiej rodziny. Kandydat na męża lubił akwarelki poetki o tematyce fantastycznej, ale kompletnie lekceważył jej wiersze. Kossakowie wyszykowali wyprawę ślubną; matka sprzedała biżuterię, ojciec namalował kilka portretów krakowskim kupcom.

Ślub odbył się 25 września 1915 roku w kościele SS Norbertanek na Salwatorze. Państwo młodzi byli ubrani na niebiesko; on w niebieski mundur austriacki, ona w szafirowo-błękitną suknię i duży kapelusz z tej samej tafty ozdobiony bławatkami. Po miodowych miesiącach w Zakopanem młodzi małżonkowie wyjechali do Mödling pod Wiedniem, gdzie stacjonował pułk Bzowskiego. Lilka nie była łatwą i uległą żoną, Władek też miał swoje humory i był typowym “chorym z urojenia”.

A tak posumowała swoje i Lilki małżeństwo z Bzuniem - młodsza siostra Magdalena:...“Nasi mężowie nie byli tacy źli, i biedny Bzunio i mój Starzewski, tylko nasi rodzice byli zanadto udani i za bardzo nas kochali, a my obie - ich”....I dalej:...“Bo i któreż córki mogły się popisać takim ojcem jak Wojciech Kossak, zawsze piękny, zawsze, do końca życia, elegancki, pachnący najlepszą wodą kolońską ( takiego też zapamiętała moja Babcia, gdy czasami spotykała go na korytarzu hotelu Bristol w Warszawie, gdzie miał swoją pracownię) pełen humoru, a przy tym erudyta...siedząca przy malarskich sztalugach encyklopedia”.... Natomiast o swojej mamie Samozwaniec pisze tak:...“Baranek Boży, który gładził grzechy rodziny i który co dzień o szóstej rano biegał do kościoła na poranną mszę, modlić się za tego wspaniałego męża - uwodziciela, co często grzeszył przeciwko szóstemu przykazaniu, i za te dwie zwariowane córki”....I dalej:......“Nie taka zwyczajna matrona - szalenie dużo czytała w języku polskim i francuskim i pisywała co dzień listy literackim stylem pełnym ”esprit“ ”.....

Nic też dziwnego, że Lilka z nudnego Mödling i od przeciętnego męża uciekała do iskrzącego humorem i radością życia rodzinnego domu. Natomiast Bzowski od czasu do czasu stawał przed komisją wojskową, udając wciąż chorego, aby tylko nie iść na front. Lilka zaś - z lirycznej poetki “bujającej w obłokach” - stała się chwilowo przeciętną panią domu, zajętą sprawami kuchni i służby domowej. O siostrze Samozwaniec pisze tak:...Lilka miała męski filozoficzny umysł, wybitne zdolności do nauk ścisłych i przyrodniczych, łatwość uczenia się języków obcych łącznie z łaciną i greką, i... językiem węgierskim.“....”Poetkę też cechowała męska zaborczość w zdobywaniu upatrzonych obiektów do kochania, a przy tym tkliwa żałosność kobieca“...

Malowała też zabawne obrazki o motywach zaczerpniętych z kafli piecowych holenderskich oraz urocze akwarelki, w których często powtarzał się w nich motyw kwiatów o twarzach pięknych kobiet. Po dwóch latach małżeństwa nastąpił krach - Bzowski uderzył w twarz Lilkę i tym ”przpieczętował“ koniec związku. W tym czasie powstaje wzruszający wiersz ”Modlitwa“. Oto jego fragment:

.....Me smutne usta więdną w czas krótki,
a gdy z nich barwa oddana glebie
w amarantowe przejdzie stokrótki -
wówczas mi zagrasz twą pieśń skrzypcową,
zamkniesz mnie w obce wieczności słowo,
o pocałunku, któryś jest w niebie!.....

Wkrótce w Zakopanem poetka poznaje swoją największą miłość życia - Jana Gwalberta Pawlikowskiego (poetę i literata ), który mieszkał z rodzicami i rodzeństwem na Kozińcu, w wielkim drewnianym dworku w góralskim stylu (projektowanym przez malarza Stanisława Witkiewicza - ojca Witkacego). Pawlikowski pochodził z zamożnej rodziny o tradycjach literackich - ojciec Jan Gwalbert senior (dziwak) zagłębiony w ”Królu Duchu“ Słowackiego, starszy brat Michał - tłumacz, poeta, eseista i wydawca, który zarządzał dobrami ziemskimi w Medyce. Lilka zostaje zauroczona Pawlikowskim, jego urodą - kasztanowymi włosami i niebieskimi, przezroczystymi oczami. Po raz pierwszy spotkali się w zakopiańskiej kawiarni i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Zauroczeni sobą zaczęli pisać długie miłosne listy, które ona podpisuje ”Szczurek“, a on ”Twój Gwalbert“ (listy te zachowały się).

Poetka była dumna i szczęśliwa....,mimo że jeszcze zamężna, ale już w 1918 roku rozpoczęły się starania o unieważnienie małżeństwa z Bzowskim. Proces wymagał dużo pieniędzy i niestety dużo kłamstw. Kossak przekupował więc adwokatów, malował obrazy (dla pieniędzy) - głównie żon branży kupieckiej Krakowa. Rozwody tego typu były tylko dla ludzi zamożnych i ustosunkowanych. W tym czasie poetka i Pawlikowski spotykali się po kryjomu. W jednym z listów do Jana, Lilka pisała tak:...”Ach Ty, świecie mój - Ty Boże mój - i mężu. Przebacz mi małe i niegodne słowa, Ty myśli najwyższa, geniuszu skrzydlaty i przeczysty“...I dalej:...”Jasiu, Jasiu nic nie ma dla mnie prócz imienia Twego wołanego całym ciałem, całą duszą“...

Ślub odbył się 2 czerwca 1919 w bocznej kaplicy Katedry na Wawelu. Jaś ostrzyżony był ”na pazia“, Lilka otulona w fijołkowo-liliowe gazy. Gości było mało, tym razem panna młoda nie otrzymała wyprawy i prezentów. Po ślubie poetka zamieszkała z rodziną męża na zakopiańskim Kozińcu. Młodzi małżonkowie chodzą na wysokogórskie wycieczki ( Jaś jest świetnym taternikiem ), pod wpływem których powstają wiersze: ”Inwokacja flory“, ”Morskie Oko“i inne tchnące lękiem i grozą.Lilka zostaje niewolnicą swojej wielkiej miłości do męża. I cokolwiek potem uczynił, jakkolwiek zranił jej serce, pozostał tym, który ją na pewien czas uczynił ją najszczęśliwszą.

Przed ślubem poetka zarabiała nieźle sprzedając swoje akwarelki, a której Pawlikowski zabronił ”kupczyć sztuką“, chodziła więc bez grosza przy duszy. Na Kozińcu panuje tak skrajna oszczędność, że masło do śniadania bywa tylko dla Jana-seniora. Rodzina męża przyjęła nieznośną manierę mówienia po dziecinnemu, co bardzo denerwowało poetkę. Teściowa przez cały czas walczyła z cichą niechęcią do niezwykłej synowej, ani jej nie rozumiejąc, ani nie pragnąć zbliżyć się do niej. Natomiast Jaś ma żonie za złe, że wierzy w czary i w przesadny mistycyzm, bo poetka czasami brała udział w modnych wówczas seansach spirytystycznych. A swoje przemyślenia zawarła później w tomiku wierszy ”Profil białej damy“.

Poezja Pawlikowskiej to jak gdyby rodzaj pamiętnika; dwa pierwsze zbiory ”Niebieskie migdały“ (1922) i ”Różowa magia“ (1924) - to jeszcze epoka kiedy była szczęśliwa ze swoim drugim mężem. “Niebieskie migdały” (napisane pod wpływem poezji młodopolskiej, zwłaszcza Staffa) - prześlicznie wydane z winietkami samej autorki nie mają powodzenia u krakowskiej publiczności i tamtejszych krytyków. Krytyk Ostap Orwin nazwał ją “Dzidzią - Columbiną”, jedynie pozytywne recenzje dają jej: Żeromski, Lorentowicz oraz Skamandryci; Słonimski, Iwaszkiewicz i Lechoń. Wiersze poetki są zmysłowe, ale również zawierające ironię i melancholię. Można je podzielić na: miłosne, filozoficzne, monopeistyczne (“Goździk z Szanghaju”), panteistyczne i malarskie (“Olejne jabłka”). W późniejszych wierszach zaczynają fascynować ją Indie i tajemna wiedza jogów. Sama poetka uprawia hatha - jogę - czyli ćwiczy oczyszczające oddechy i relaksację.

Na Kozińcu u Pawlikowskich często pojawiają się ówczesne znakomitości; architekt i rzeźbiarz Karol Stryjeński z żoną Zofią - słynną malarką, August Zamoyski - rzeźbiarz, wiedeńska tancerka Rita Sachetto, Andrzej Pronaszko - malarz futyrysta, filozof Leon Chwistek, a przede wszystkim Witkacy. Jaś pragnie wstąpić do dyplomacji - pochodzi przecież z zamożnej rodziny, ale która żyje ubogo. Starszy brat wydziela rodzinie skromne fundusze - po cichu Jaś liczy na sławnego teścia. Wreszcie jest okazja, w 1920 roku Pawlikowski zostaje zaangażowany w misję plebistytową Górnego Śląska, gdzie poznał wielu cudzoziemców....i nauczył się mówić po włosku. Jaś często też przesiaduje u Zamoyskich, gdzie Rita Sachetto podsuwa mu pod zmysły swoją młodziutką uczennicę pannę Wally (Valerie Kochinsky). Plotki głoszą, że jest to nieślubne dziecko słynnej Rity. Póki co Jaś wyjeżdża z Zakopanego i często bywa w Warszawie u teścia, który go uwielbia. Tymczasem Lilka coraz częściej pojawia się na Kossakówce.....i marzy o dalekich podróżach z Jasiem.

Później już (z następnym mężem) zwiedzi Turcję, Maroko i Grecję. Narazie w Krakowie Lilka ma swoich wielbicieli ( brata szwagra ) Macieja Starzewskiego, Feliksa Konopkę i Witkacego. Nie jest zazdrosną żoną i w 1923 roku godzi się by “Gwasio” (kolejny przydomek Jasia ) jechał z Zamoyskim do Wiednia po inspiracje literackie. Lilka wciąż pisze do niego listy i czeka na listonosza oraz przygotowuje “gniazdko” dla ich dwojga na pięterku w Kossakówce. Pawlikowski jest egoistą i ma ambicję zostania kimś wielkim i niezwykłym, natomiast w Wiedniu proponują mu posadę.....fordansera. O dziwo propozycję tą przyjmuje i zaczyna występować w variete u Ronachera.....jako tancerz w masce i przybiera pseudonim “książe Orłow”. W owych czasach emigranci z carskiej Rosji są bardzo w modzie w paryskich kabaretach, podobnie w Wiedniu.

M. Samozwaniec prześmiewczo pisze tak: ...“Czy mamy Jasia żałować? Współwłaściciel Medyki, pan na majątku Komarnice, i taki biedny musi marnować jako ”prosty“ tancerz! No cóż, dla chleba panie, dla chleba”.... Tymczasem Lilka w Krakowie pisze, maluje, czyta i tęskni za swoim “Kwakiem” (następny przydomek Jasia). Miłość do Jasia ją zaślepia. A Jaś zakochał się zmysłowo w ładniutkiej laleczce-tancereczce i “dusza” jego jest rozdarta między przywiązaniem do niezwykłej żony, a słabością do panny Wally.

Z czasem poetka pisze coraz mniej namiętne listy do swojego Jasia “na saksach”. I wreszcie nastąpiło definitywne rozstanie z Pawlikowskim, który postawił poetce ultimatum: albo adoptują jego nieślubne dziecko z panią Wally, albo rozwodzą się. Oczywiście Lilka dumnie wybrała to drugie i musiało to być dla niej ciężkie przeżycie, bo chociaż go już nie kochała, była do niego bardzo przywiązana. W pokoju jej na Kossakówce stała przez długi czas, nawet po rozejściu, fotografia Pawlikowskiego w stroju Hamleta (z jakiegoś amatorskiego przedstawienia). Prawdopodobnie spoglądając na to zdjęcie poetka napisała wiele mówiący czterowiersz, brzmiący tak:

.....Gdy się miało szczęście, które się nie trafia
czyjeś ciało i ziemię całą
a została tylko fotografia
to, to jest bardzo mało.....

Rozszedłszy się z żoną Pawlikowski wziął ślub cywilny z panną Wally.....i z tego związku przyszła na świat urodziwa dziewczynka. Podczas 2-giej wojny światowej Jaś i Wally wraz z córką - wówczas już kilkunastoletnią - przenieśli się z Zakopanego do Krakowa. Niestety zginęła ona tragicznie od zabłąkanej kuli niemieckiej, gdy Niemcy opuszczali Kraków. Jan Pawlikowski zmarł w 1962 roku.

Ale zanim doszło do rozwodu siostry Kossakówny dużo przebywały w Warszawie, gdzie Skamandryci robią poetce szaloną reklamę. Obie też odnoszą sukcesy teatralne; Lilka za komedię “Szofer Archibald ” w Teatrze Małym, siostra za farsę “ Malowana żona ”. Zarobione pieniądze siostry przeznaczyły na podróż do Nicei i Monte Carlo. W liście do swojej mamy piszą tak:...“Pomarańcze całe w owocach. Straszny groch z kapustą, daj Boże całe życie. Tylko jedzenie, sławna kuchnia francuska, to są kpiny powiem. Jakby człowiek tu wyglądał gdyby miał maminą wyżerkę co dzień z barszczem, z kurą, z rurą i kaszą”....


Wojciech Kossak - Maria i Magdalena

Wówczas w Nicei poetka żyła dla samego życia, nie dla amorów, ale dla słońca, morza i kwiatów. Wtedy też poszła za modą, którą lansował paryski fryzjer Marcel i obcięła “na pazia” swoje długie włosy. W Nicei chętnie pokazywała się na deptaku ze swoją wiewiórką Sorkiem - noszoną na płaskiej chińskiej parasolce. Z Nicei pojechała z siostrą do Paryża, gdzie urządzano wówczas pawilon polski na mającą się tam odbyć międzynarodową wystawę. Spotyka się tam ze swoimi przyjaciółmi z Zakopanego, Iwaszkiewiczem i....pieszczochem tamtejszej Polonii Jasiem Pawlikowskim. Kończy się już ich związek, a co wówczas przeżywała, widać w czterowierszach wydanych w 1926 roku w zbiorku “Pocałunki”.

Oto jeden z nich zatytułowany “Zawód”:
.....Wieczność woła daremnie
o jeden twój pocałunek!
Nieśmiertelnie płacze we mnie
zawiedziony, nieśmiertelny gatunek.....

Po rozwodzie z Pawlikowskim, poetka - zarabiając dobrze na swoich sztukach teatralnych - mogła sobie wynająć własne mieszkanko przy alei Krasińskiego naprzeciwko Kossakówki. Prowadziła tu mini salon, gdzie bywali intelektualiści Krakowa. Jaka była poetka w kwiecie wieku? Zakochana w kobiecych strojach i zagłębiona zawsze w paryskich żurnalach, zawsze wiedziała “co się nosi”, a “czego nie nosi”. Lubiła tańczyć i była dumna ze swoich długich i smukłych nóg. Jej przyjaciółka Zofia Morstin- Starowieyska pisze o niej tak:...“Naprzód uderzała jej uroda, ale właściwie źle mówię ; naprzód uderzała jej uprzejmość... nawet dla nudziarzy miała zawsze uśmiech powitalny”... Po powrocie z zagranicznych podróży do Kossakówki Lilka zafascynowana otaczającą ją przyrodą, pisze piękny wiersz “Wściekłe bratki”, który wchodzi do zbiorku “Cisza leśna”, a zaczyna się tak:

.....Jeden z bratków gorący i amarantowy
patrzy mi prosto w oczy groźnie jak samuraj
Cała grządka spogląda ciężkim okiem sowy
fiołkowa, granatowa, czerwona, ponura.....

Później pisze “Etiudy wiosenne”, które można porównać z etiudami i preludiami Chopina (jej ulubionego kompozytora ). Oto jedna z nich pt. “25 czerwca”:
.....Słowik podleciał w górę, na lipie zaśpiewał
zdjął motyla z powietrza
zniknął ze zdobyczą.....
Drzewo szumi, w powietrzu poszukuje zbiega
i zapachem powtarza
melodię słowiczą.....

Po przeprowadzonym rozwodzie poetka chętniej wyjeżdża do Warszawy i głównie zatrzymuje się w Bristolu. Spotyka się z Tuwimem, Słonimskim, Iwaszkiewiczem, Wierzyńskim i Iłłakowiczówną. Słynna “Iłła” oczarowana charyzmatyczną Lilką poświęca jej swój wiersz “Moja spóźniona recenzja”. Oto początek tego utworu:
.....Jesteś jak śliczna suknia, suknia koronkowa
ubrana niby w kwiaty w najpiękniejsze słowa.....
I dalej:
.....Patrzy na cię gapiostwo, by zgorszenie chłonąc
i - zawód łyka, zaskoczone twą zakonną
powagą, surowością, co występek chłoszcze.....

Wielu innych poetów dostrzegało w niej wielką osobowość i nieprzeciętny talent. Tuwim w wierszu “Do Marii Pawlikowskiej” pisze tak:
.....W fiołkowych olejkach i w różanych
Warzysz słowa - hiacynty i słowa - akacje,
W jakim to grimoirze, w jakich księgach zakazanych
Wyczytałaś owe inkantacje?.....

W 1926 roku poetka w jakimś francuskim żurnalu znajduje fotografię jednego z pierwszych “zdobywców” Atlantyku portugalskiego lotnika José Sarmento de Beires, który także jest poetą. Postanawia napisać do niego list adresowany do redakcji czasopisma. Pisze list po francusku, którym biegle władała i...o dziwo przychodzi list od Portugalczyka. Nawiązują ze sobą korespondencję, gdzie przelewają na papier swoje “namiętności”. Listy te często zaczynają się od słów “Madonno Miłości” czy “Kochanko Moja”. Przez 7 miesięcy trwa platoniczna miłosna korespondencja między Lilką i lotnikiem - poetą. Wreszcie po wielu miesiącach listowni kochankowie spotykają się w Paryżu, żeby skonsumować ich uczucie. Niestety ten romans nie miał happy endu, gdyż okazało się, że Portugalczyk jest żonaty i nie chce opuścić żony. Poetka powraca więc do kraju “bogatsza” o cierpienie z niespełnionej miłości.

M.Samozwaniec pisze tak:....“Nie zapominajmy jednak, że była ona przede wszystkim poetką, a poeci nie mogą być szczęśliwi, muszą cierpieć, inaczej nie napisaliby tylu wspaniałych wierszy. Cierpiał Norwid i Majakowski, i Lechoń, Rimbaud, Jesienin, Verlaine - już nie mówiąc o takich wielkościach, jak Mickiewicz i Słowacki. Gdy nie były to sercowe rany zadawane przez kochanki, to była miłość do Ojczyzny i krwawiąca wierszami tęsknota do niej”....

Odtąd już u poetki pozostała fascynacja aeroplanami i dzielnymi, pięknymi lotnikami. W jednym z wierszy pisze tak:
.....Aeroplan najpiękniejszy ptak biały
Leci w oddal ponad chmur szarzyznę - - -
Ma skrzydła jak szarańcza. Jest jak orzeł śmiały
A oczy ma i serce mężczyzny.....

Lilka dalej marzy o własnym pięknym lotniku i.....wreszcie domarzy się. Poprzez pilota Mieczysława Lisiewicza (również poetę) poznaje nową miłość - młodszego o dekadę Stefana Jerzego Jasnorzewskiego “Lotka”. Lotek - porucznik lotnictwa, pożeracz kobiecych serc, lubiący popić i całe noce spędzający na grze w karty, zakochuje się w ekscentrycznej poetce ze wzajemnością. Ślub odbył się 19 czerwca 1931 roku w Poznaniu, gdzie w tym czasie udzielano ślubów cywilnych. Poetka wystąpiła wówczas w seledynowej jedwabnej szacie. Na ślubie nie było rodziny, tylko znajomi państwa młodych. Po ślubie zamieszkali w mieszkaniu służbowym w Rakowicach, a poetka napisała wówczas komedię “Zalotnicy Niebiescy”. Lotek był bardzo zazdrosny o żonę, choć podobno sam miewał romanse. Potem przenieśli się do Dęblina i wtedy Lilka napisała swoje najlepsze utwory teatralne.

I tu zaczyna się najsmutniejszy okres w życiu poetki. W 1939 roku Lilka z mężem pilotem musieli emigrować. On z wiadomego powodu, ona przez swoją twórczość antyhitlerowską - przede wszystkim przez sztukę “Baba Dziwo”, komedię “Mrówki” i wiersz “Enthauptet” - wyraźną satyrę na hitlerowski totalizm. Spóźniona premiera “Baby Dziwo” odbyła się w dniu 1 września 1939 roku, przy zaciemnionej widowni. Jasnorzewscy swoim małym Fiatem wyjechali do Lwowa, aby stamtąd przedostać się do Rumunii. W Bukareszcie zamieszkali u rumuńskiej poetki Duszy Czary, w jej pięnej willi otoczonej kwiatami i drzewami owocowymi. Może gdyby Lilka nie pojechała do zimnej Anglii, nie zachorowała by na raka. Pisze tutaj cały poemacik o zimnie, które napewno jej dokuczało i tęskni do kraju.

.....Kłody bukowe, płonące, upalne
łaska świętego Znicza
Słowiański cudzie!
Tutaj szczękasz zębami przekraczając sypialnię,
Gdyż, jak ci każe obyczaj
Lekceważyć musisz listopad i grudzień!.....

Lilka często stawiała sobie kabałę własnymi kartami, które były przez nią namalowane i nikomu nie dawała ich do ręki. Żaden z jej mężów nie rozumiał jej wierzeń i zabobonów. Podobno już ciężko chora w Anglii stawiała sobie kabałę. Wyszła jej karta wróżąca daleką podróż. Dlatego w jednym z ostatnich wierszy pisze tak:
.....Wróżebne chmury, wróżebne dymy, wróżebne karty.....
Kiedyż wrócimy?
Czy tego lata, czy przyszłej zimy
Czy nawet jutro - lecz już zza świata?......

Już nigdy nie była pogodna i zdrowa. Poetkę drążyła troska o losy rodziny w Polsce (na początku wojny zmarł ojciec, wkrótce potem matka ). Dlatego w swoim “Szkicowniku poetyckim” (1941-42) pisze, że wojna to zbrodnia przeciwko rodzinie:

.....Choćbyście ją nazwali “słuszną” czy “obłędną”,
Wojną “skrzydeł”, “narodów” czy “ras” - wszystko jedno
Gdyż mam już dla niej imię, co w każdej godzinie
Potwierdza się: to wojna przeciwko rodzinie......

Poetka do końca życia pisała wiersze, ale także w pamiętniku opisywała dokładny przebieg swojej choroby (nowotworu z przerzutami do kręgosłupa, przez co była unieruchomiona) ,która niestety miała skutek śmiertelny. Zmarła 9 lipca 1945 roku w szpitalu onkologicznym w Manchesterze i została pochowana na tamtejszym cmentarzu. Po jej śmierci Lotek odszedł z lotnictwa i na 5 lat zerwał stosunki z rodziną i znajomymi. Zmarł w 1970 roku i został pochowany w mogile swojej żony.

W 1959 roku moja Mama (która przebywała wtedy u ciotecznej siostry w Blackpool) odwiedziła grób Marii w Manchesterze i napewno uroniła łzę nad losem naszej wielkiej Rodaczki. I już na koniec wiersz - jeden z ostatnich Marii Bzowskiej Pawlikowskiej Jasnorzewskiej - kóry wzrusza mnie najbardziej:

.....Polska nocy cudotwórcza’
Rodaczko promienna, efigio,
Miła Wszechmario!
Nubijko zaświatowa

O ubłagana,
O ustępliwa, łagodna
Strzelająca błyskami cudów
Strojna w perły, korale.....

A oto przepis na aromatycznego kurczaka, który napewno smakowałby naszej poetce.

Składniki: Kurczak, 1 łyżka sproszkowanego bulionu z kurczaka, 1 łyżka masła, skórka otarta z połowy cytryny, 2 utarte ząbki czosnku, 1 łyżka posiekanego świeżego rozmarynu, szczypta soli i pieprzu, sok z cytryny.

Wykonanie: Kurczaka umyć, osuszyć papierowym ręcznikiem i pokrajać na części. Przygotować marynatę; masło roztopić, dodać wszystkie w/w składniki i wymieszać. Tak przygotowaną marynatą dokładnie posmarować kawałki kurczaka i włożyć je do torby do pieczenia. Zostawić na pół godziny. Po tym czasie włożyć torbę z kurczakiem do piekarnika nagrzanego do 180 st C. Piec ok 1 godziny.

Smacznego
Gabriela Pastuszak