Poniższe fragmenty pochodzą z książki „Czas szaleństwa czy czas wiary? O kryzysie w Kościele, fałszywym ekumenizmie, myślicielach nowej lewicy i czasach ostatecznych z Pawłem Lisickim rozmawia Tomasz D. Kolanek”.
- Kiedy po raz pierwszy pojawiły się medialne informacje, że Pan Jezus „miał żonę” – Marię Magdalenę? Kto i na jakiej podstawie doszedł do takich wniosków?
O Marii Magdalenie jako o małżonce Pana Jezusa nie wspominają żadne źródła starożytne. Niektóre fragmenty tzw. ewangelii gnostyckich, np. tzw. ewangelia Filipa mówią o niej jako o towarzyszce, przy tym trzeba bardzo uważać, żeby nie popełnić powszechnego dziś błędu: w tekstach gnostyckich nie chodzi o więź erotyczną, ale duchową. Maria Magdalena pojawia się w nich jako uczennica Pana Jezusa, a nie żona.
Tak naprawdę rozkwit takich opowieści o żonie Pana Jezusa miał miejsce w ostatnich latach, dzięki popularności Kodu Leonarda da Vinci Dana Browna.
Powodów jest kilka.
Pierwszym jest powszechna dechrystianizacja i zanik zmysłu wiary. Pan Jezus ma przypominać każdego innego mężczyznę, więc naturalnie szuka się dla Niego żony. Współcześni ludzie tak bardzo poddani seksualizacji, tak niezdolni dostrzegać tego co duchowe i nadprzyrodzone, że interpretują każdą bliskość mężczyzny i kobiety jako relację erotyczną. Dlatego jeśli Maria Magdalena pojawiła się w otoczeniu Pana Jezusa to najpewniej musiało chodzić o Jego żonę lub kobietę.
Po drugie: nieprawdopodobny jest wręcz dziś poziom ignorancji religijnej. Wielu ludzi kupuje każdą bzdurę bez zastanowienia się, bez zbadania. Udało się wmówić opinii publicznej, że w powstaniu chrześcijaństwa było coś tajemniczego i oszukańczego. Że u źródeł religii tkwi fałszerstwo. Dlatego takie opowieści o „żonie Jezusa” dobrze się sprzedają.
Po trzecie, wzrost znaczenia ruchu feministycznego sprawia, że jest potrzeba znalezienia kobiety, która miałaby pozycję równą Zbawicielowi. Gdyby Pan Jezus miał żonę i gdyby była nią Maria Magdalena feministki znalazłyby dla wszystkich swoich teorii uzasadnienie.
Jak bardzo tego potrzebują pokazuje to, że w skrajnych przypadkach nie wahają się one posługiwać fałszerstwem. Tak właśnie zrobiła w 2012 roku profesor Harvardu Karen Leigh King. Podczas Międzynarodowego Kongresu Studiów Koptyjskich w Rzymie przedstawiła ona papirus, który rzekomo zawierał dowód na istnienie żony Pana Jezusa. Sama profesor najpierw spotkała się z kilku wybranymi dziennikarzami, po czym oznajmiła, że znalazła „Ewangelię żony Jezusa”. Miał o tym świadczyć skrawek papirusu o wymiarach 8 na 4 cm z IV w. n.e., który może być koptyjskim tłumaczeniem tekstu z II w. n.e. Na papirusie można odczytać frazy zapisane w języku koptyjskim: „Nie [dla – przyp.] mnie. Moja matka dała mi ży[cie – przyp.]”, „Uczniowie powiedzieli Jezusowi”, „Maria jest warta…”, „obraz…”, „Pozwól złym ludziom spuchnąć”, „Jezus rzekł im: Moja żona…” oraz „ona może stać się moim uczniem”.
Bardzo szybko okazało się, co udowodnił prof. Francis Watson z Uniwersytetu w Durham, brytyjski znawca Nowego Testamentu, że rzekoma ewangelia to fałszerstwo. Całość to powstała w okresie nowożytnym kompozycja a słowa znalezione we fragmencie pochodzą z odkrytej w 1945 roku w Nag Hammadi koptyjskiej apokryficznej Ewangelii Tomasza.
(...)
- Jak powinniśmy nazywać Marię Magdalenę? Uczennicą Pana Jezusa? Apostołką, czego chcą niektóre feministki? A może po prostu chrześcijanką?
Tu trzeba być bardzo ostrożnym. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że różne pojęcia mają swoją historię. Początkowo na przykład pojęcie apostoła nie miało tak sformalizowanego i dokładnego sensu, jak później. Kiedy my mówimy o apostołach mamy na myśli Dwunastu wybranych przez Pana Jezusa. Jednak w pierwotnym Kościele termin ten miał szersze znaczenie, opisywał każdego posłańca, każdego kto niósł Dobrą Nowinę.
Podobnie pytanie brzmi, czy mówiąc o uczniu używamy tego pojęcia ogólnie i potocznie, czy ściśle i formalnie. Kiedy krewni przybywają do Pana Jezusa, który nauczał siedzący tłum ktoś Mu powiedział: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (3, 32-35). Można z tego wnioskować, że wśród siedzących w tłumie mogły być też kobiety i że Pan Jezus uważał „pełniące wolę Boga” za swoje siostry, oczywiście, w duchowym tego słowa znaczeniu.
Trzeba pamiętać, niezależnie od tego, że do Pana Jezusa mogło przyłączyć się wielu ludzi. On sam ustanowił Dwunastu i to tych Dwunastu, i tylko oni, obecni byli z Panem Jezusem podczas ostatniej Wieczerzy. Ich to wybrał i ustanowił kapłanami Nowego Przymierza. Oni to od tej pory mogli sprawować ofiarę. Nie wolno nam zatem przenosić dzisiejszych określeń na te pierwotne, nie wolno uprawiać ulubionej przez racjonalistów dialektyki słownej.
Nie wiemy nic o tym, by Maria Magdalena prowadziła działalność apostolską, chociaż nie można tego wykluczyć. Nawet gdyby tak było, to nie wynika z tego, że była kapłanem i że sprawowała w imieniu Pana Jezusa ofiarę. Podobnie było w przypadku małżeństwa misjonarzy Pryski i Akwili, których św. Paweł w liście do Rzymian nazywa swoimi współpracownikami w Chrystusie. Czy wynika z tego, że Pryska, żona Akwili, była takim samym apostołem jak św. Paweł? Oczywiście, nie. To, że kobiety należały do grupy uczniów Pana Jezusa, że pomagały apostołom jest pewne. W żadnym razie nie wynika z tego, że można uznać, że kiedykolwiek sprawowały funkcje kapłańskie i w ścisłym tego słowa nauczycielskie w Kościele. Paweł uczy czegoś dokładnie odwrotnego.
Najprościej będzie nazwać Marię Magdaleną świętą. Wszystkie Ewangelie mówią, że ona pierwsza podążyła rankiem do grobu Pana. Musiała Go wielce miłować i cierpieć po Jego śmierci. Scena przekazana przez św. Jana, kiedy to Maria bierze Zmartwychwstałego Pana Jezusa za ogrodnika, jest jedną z najbardziej poruszających w dziejach.
- Jak powinniśmy patrzeć na rolę Marii Magdaleny, jaką odegrała ona po śmierci i podczas zmartwychwstania Pana Jezusa?
Ewangelie wspominają, że była obecna przy Panu Jezusie zarówno kiedy umierał, jak przy Jego złożeniu do grobu. Była pierwszą, która udała się do grobu Jezusa świtem, zapewne razem z pozostałymi kobietami.
Pan Bóg lubi pisać prosto po krzywych liniach. Dlatego, paradoksalnie, dla nas dzisiaj Maria Magdalena może być najpewniejszym świadkiem autentyczności Zmartwychwstania.
Warto zauważyć, że wymieniając w piętnastym rozdziale listu do Koryntian tych, którym ukazał się Pan Jezus św. Paweł nie wspomina kobiet. Pisze, że „ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi” (1 Kor, 15, 5-8).
- Dlaczego Paweł pominął kobiety?
Nie chodziło tu o żaden mizoginizm, jak chciałyby współczesne feministki, ale o roztropność. Paweł pisał do Koryntian i podawał świadectwa, które mogły być ważne w ich oczach. Otóż w tradycji żydowskiej kobiety nie mogły być świadkami w sądach. Pisał o tym wyraźnie Józef Flawiusz: starożytni Żydzi uważali, że ze względu na słabość natury kobiecej i zbytnią emocjonalność, nie mogą one występować w roli świadków. Tak dokładnie przyjmują ich pierwsze słowa apostołowie. Kiedy kobiety wróciły od grobu i powiedziały co widziały „słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” – (24, 11) pisze Łukasz. Otóż to właśnie wydaje mi się niezbitym wręcz dowodem prawdziwości Zmartwychwstania: gdyby ewangeliści konstruowali swoje opowieści, gdyby tworzyli je podług gustów i oczekiwań współczesnych z pewnością nie obsadziliby w roli głównego i pierwszego świadka pustego grobu Marii Magdaleny. W tej roli powinni wystąpić tylko mężczyźni.
Przyzna Pan, że sytuacja, w której pierwszą osobą, która opowiada o pustym grobie i aniołach, jest kobieta do niedawna opętana nie wygląda najlepiej, nieprawdaż? I to jeszcze w świecie, w którym pozycja społeczna kobiet była nieporównywalnie niższa niż obecnie, a ich wiarygodność uchodziła za równą zeru. Po jakie licho zatem wszyscy ewangeliści akurat o tym piszą? Dlaczego zawsze na pierwszym miejscu była Maria Magdalena? List św. Pawła pokazuje, że zdawali sobie sprawę z tego jakie to może wywołać wrażenie u postronnych. A jednak mimo to opisując ostatnie godziny Pana Jezusa i Jego zmartwychwstanie wszyscy równo stanowczo piszą o Marii Magdalenie. Dowodzi to tylko ich niezwykłej rzetelności.
Print screen - film Pasja |
Na pewno z punktu widzenia wiarygodności byłoby lepiej, gdyby do grobu jako pierwszy dotarł św. Piotr lub św. Jan czy św. Andrzej. Ewentualnie pierwsza mogła dotrzeć do grobu Maria, Matka Pana Jezusa. Tyle że Ewangelie wymieniają na pierwszym miejscu Marię Magdalenę. Nie ma lepszego znaku autentyczności. To moim zdaniem koronny i rozstrzygający dowód na prawdomówność ewangelistów. Podali (wszyscy!) najbardziej ambarasującą i niewygodną informację. Nie ma lepszego sprawdzianu dla ich prawdomówności.
Dlatego też i dla nas Maria Magdalena może być najlepszym i niezastąpionym świadkiem, patronką prawdy o Zmartwychwstaniu.
(...)
Przypomnę nieszczęsną dyskusję, która pojawiła się od początku pontyfikatu Franciszka i trwa cały czas na temat tego, czy kobiety mogą zostać kardynałami. Zwolennikami tego rozwiązania jest kilku hierarchów, teologów, np. znany i ceniony profesor Karl-Heinz Menke, członek komisji teologów badających możliwość dopuszczenia kobiet do diakonatu czy jezuita James Keenan. Ten pierwszy wprawdzie mówi (na razie) diakonatowi (czyli pierwszemu stopniowi kapłaństwa) „nie”, ale proponuje właśnie kobiety kardynałki.
Swego czasu o. Federico Lombardi, były rzecznik Watykanu, stwierdził, że prasowe doniesienia na temat nominacji kardynalskich dla kobiet są nonsensowne, ale… przyznał jednocześnie, że „w sensie teologicznym i teoretycznie” taka nominacja jest możliwa. „Bycie kardynałem to jedna z takich ról w Kościele, które, teoretycznie, nie wymagają wyświęcenia”, podkreślił.
- Czyli gdyby jednak papież mianował kobietę kardynałem, to nie złamałby przypomnianej przez Jana Pawła II reguły, zgodnie z którą kobiety nie mogą być wyświęcane na kapłanów?
Ze słów rzecznika i innych zwolenników tego rozumowania wynika, że co do zasady papież ma prawo mianować kobiety kardynałami i jeśli obecnie tego nie robi, to tylko z powodów praktycznych. Teoretycznie jest to możliwe. Teoretycznie – uważają teologowie – można być kardynałem, nie mając święceń kapłańskich. To oczywiście prawda, tyle że w przeszłości kardynałowie bez święceń zawsze byli mężczyznami, czyli ludźmi potencjalne przeznaczonymi do otrzymania święceń. Pomijam już kwestię historii – urząd kardynała pojawił się w IX w., sprawowali go pierwotnie proboszczowie rzymskich kościołów, którzy wybierali swego biskupa; później stał się to zaszczyt, którym papieże wyróżniali swych najbliższych współpracowników niezależnie od miejsca działalności. Zawsze byli to mężczyźni, zawsze co do zasady wyświęceni.
Ważniejsze jest co innego. Skoro kobieta może być – teoretycznie i teologicznie – kardynałem, to dlaczego nie może być ona papieżem? To logiczne. Jeśli papież może mianować kardynałem jedną kobietę, to może i więcej. Jeśli funkcja kardynalska nie wymaga święceń, to reguła ta odnosi się do wszystkich kandydatów i kandydatek. Dlaczego papież miałby nominować tylko jedną kobietę, a nie dwie, 10 czy choćby, tak jak w dobrze zarządzanej nowoczesnej firmie, połowę? I dalej – skoro podstawowym przywilejem kardynała jest czynne i bierne prawo wyboru papieża, dlaczego miano by pozbawić go kobiety?
Krótko mówiąc: jeśli Watykan uważa, że kobieta może być kardynałem, to wynika z tego, że kobieta może być też papieżem. Chyba że nominując kobietę na urząd kardynała, stworzono by okrojony, inny, gorszy, przeznaczony dla kobiet rodzaj urzędu kardynalskiego, z nazwy tylko przypominający pełnoprawny i męski. Miałyby być jak kardynałowie powyżej 80 roku życia, bez prawa głosu? To tylko wywołałoby furię feministek, które uznałyby, że chodzi tu o mydlenie oczu i fasadę.
A ja się pytam, po co jest ta dyskusja? Wynika z niej, że faktycznie Kościół uznaje słuszność feministycznej krytyki i postanawia częściowo dostosować się do postulatów radykałów. Kapłaństwo i diakonat jeszcze nie, kardynalat już tak. Jaki sens zatem ma w ogóle badanie tego, czy kobiety były kiedykolwiek diakonami, z czego ma wynikać niemożność ich wyświęcenia? Nigdy nie mogły być też kardynałami, a jednak mówi się, że mogą nimi zostać. Przykro mi to powiedzieć, ale rozważania wybitnych teologów w tej materii uważam za przejaw głupoty. Są użytecznymi idiotami, którzy w wojnie cywilizacyjnej występują w roli pierwszych dezerterów. Niby jeszcze bronią doktryny, ale już oczkiem mrugają, że tu i ówdzie można znaleźć szczeliny. Tu i ówdzie pokazują, że z tymi zarzutami o męską dominację jest coś na rzeczy. Straszne jest to tchórzostwo. Nigdy nie było jasnego zdefiniowania, czy kobieta może być kardynałem – mówią. A transwestyta może. Pytam: ktoś kiedyś zdefiniował, że nie? Te rozważania teologów, uznanych, cenionych, ważnych, nagradzanych, drażnią mnie bardziej niż tępe postulaty feministek.
Po drugie w ciągu tych kilku lat sama dyskusja o kapłaństwie kobiet nabrała rumieńców. Rzecz wydawała się rozstrzygnięta nieodwołalnie, bo przecież Jan Paweł II w 1994 roku w liście apostolskim Ordinatio Sacerdotalis stwierdził, że Jezus wybrał na kapłanów wyłącznie mężczyzn, w całej historii Kościoła kobiety nigdy kapłankami nie były i Kościół nie może w żaden sposób udzielać kobietom kapłaństwa. „To rozstrzygnięcie ma być dla wszystkich wiernych Kościoła czymś ostatecznym”. To samo potwierdziła później Kongregacja Nauki Wiary, która ogłosiła, że nauka ta „musi być podtrzymywana zawsze, wszędzie i przez wszystkich wiernych”. Jednak jak pisał włoski komentator i publicysta, Sandro Magister, mimo tych wszystkich zakazów i jednoznacznych sformułowań, Franciszek, choć sam wcześniej potwierdził słowa Jana Pawła II, jest zwolennikiem debaty na ten temat.
Dowodem jest artykuł jezuity Giancarlo Paniego, który został zamieszczony w wydaniu jezuickiego pisma „La Civilta Cattolica” z 2017 roku, które to pismo nie tylko jest redagowane przez zaufanego Franciszka – jezuitę Antonio Spadaro – ale też uchodzi za niemal oficjalny organ Watykanu. Otóż jak wynika z artykułu ojca Pani to, co Jan Paweł II uważał za rozstrzygnięte raz i na zawsze… wcale być takim nie musi. To, że coś nie miało nigdy miejsca w przeszłości, stwierdza autor tekstu, nie znaczy, że nie może pojawić się w przyszłości. To prawda, że wcześniej Kościół kobiet nigdy do kapłaństwa nie dopuszczał, jednak zmiany kulturowe doprowadziły do nowej definicji kobiety, z czego należałoby wyciągnąć wnioski. Jezuita dochodzi do konkluzji, że chociaż obecnie w kwestii kapłaństwa kobiet stanowisko Kościoła jest jasne, to „wielu katolików ma poważny problem, żeby zrozumieć racje tej decyzji, tak, że wydają się one nie tyle wyrażać autorytet, co oznaczać autorytaryzm.” Piękne określenie słów Jana Pawła II, nieprawdaż? Ale jezuita się nie waha: Bardzo trudno zrozumieć, pisze, jak pogodzić wykluczenie kobiet z kapłaństwa z głoszeniem przez Kościół ich równej godności. Sugestia jest zatem wyraźna: należałoby ponownie rozważyć kwestię i kobiety do kapłaństwa dopuścić. Takich głosów w ciągu kilku lat jest coraz więcej. Wystarczy uznać, że kobieta i mężczyzna to określenia odnoszące się nie do płci biologicznej, ale kulturowej i voila! Będziemy mieli kapłanów, którzy są biologicznie kobietami, ale czują się mężczyznami. Przypominam, co napisał Magister – były to tezy z artykułu pisma będącego oficjalnym niemal głosem papieża! Nie był to tekst lewicowej ekstremistki, ale uznanego zakonnika, który ukazał się w piśmie jednego z najbliższych współpracowników Franciszka.
Obszerniejsze fragmenty znajdziesz tutaj: pch24.pl
Related Link:
www.fronda.pl/a/swieta-maria-magdalena-jawnogrzesznica-czy-opetana-1,164632.html
I jeszcze jeden link: Apostołka apostołów:
deon.pl/wiara/apostola-apostolorum--sw-maria-magdalena,1471919 |