Listopad to miesiąc, który nastraja nostalgicznie, przywołuje refleksje... Jakby na przekór temu, że w Australii właśnie rozkwita pełnia wiosny i planowanych jest tutaj wiele uroczystości tak rodzinnych jak i kościelnych.
I właśnie w tym roku, w niedzielę 14 listopada będziemy obchodzić wzruszającą rocznicę. W Sydney, dokładnie 40 lat temu (wówczas niedziela wypadła 15/11) odbyła się niecodzienna uroczystość. Po raz pierwszy w historii polskiego tutaj osadnictwa zorganizowana została Pierwsza Komunia Święta polskich dzieci. Zebrało ich się ponad dwadzieścioro.
Ks Stanisław Rakiej (już śp.) objął duszpasterstwo Ashfield i przyległych dzielnic w skwarną niedzielę św. Rodziny – był to trzeci dzień Świąt Bożego Narodzenia 1980 r. Parafię przekazał mu ówczesny Prowincjał ks. Zbigniew Pajdak.
Ks Stanisław od pierwszych dni wypełnił cały kościół w Ashfield swoją nieprzeciętną osobowością. Pogodny, uśmiechnięty, ale zdecydowany. Głosił przekonywujące homilie, pięknie śpiewał. Polska parafia istniała już wówczas przy tutejszym kościele św Wincentego od przeszło 30. lat, ale takiego Duszpasterza jeszcze nie było.
Miesiąc później, kiedy skończyły się wakacje, Ksiądz ogłosił przygotowanie dzieci do Pierwszej Komunii w języku polskim. Zgłosiło się wiele rodzin, przyprowadzając dzieci już tutaj urodzone i wychowane a także te, które dopiero co przybyły do Australii.
Wieść o cotygodniowych lekcjach religii w języku polskim rozeszła się szybko. W każdy piątek po południu coraz to nowi rodzice przyprowadzali swoje pociechy, dla których dwugodzinne spotkanie w Domu Polskim w Ashfield stanowiło potężny haust wiary i polskości.
Zdecydowaną większość stanowiły dzieci, które po raz pierwszy miały przyjąć Chrystusa. Ale byli także i uczniowie szkół katolickich, którzy parę tygodni wcześniej przystąpili do Komunii Św. wraz ze swoją australijską klasą. Było również kilkoro, którzy tę uroczystość celebrowali już rok wcześniej, ale teraz pragnęli przeżyć to powtórnie – po polsku, ze swoim młodszym bratem lub z siostrą. Ksiądz wyraził na to zgodę. Wyraził także zgodę, aby na polskie przygotowanie przyszło parę dzieci, których uroczystości pierwszokomunijne odbyły się wcześniej w Polsce, czasem u Babci na wsi, albo u kogś z dalszej rodziny, niestety bez udziału obojga rodziców.
|
|
Dzieci traktowały piątkowe lekcje bardzo przykładnie. Każde miało zeszyt, w którym robiło notatki oraz wklejało otrzymane od księdza obrazeczki, teksty religijnych piosenek i porcje Katechizmu, konieczne do zapamiętania na kolejny tydzień. Oczywiście, bardzo obowiązkowo traktował te lekcje także Ksiądz.
Przyjaciele z Adelaidy, gdzie sprawował wcześniej duszpasterską posługę, zaprosili ks Stanisława na ważną rodzinną uroczystość. Wiedział, że na piątek po południu musi być w Sydney. Niestety, zablokowane przez jakiś wypadek drogi zmuszały do wielokilometrowych objazdów, a tym samym wydłużały podróż o kilka cennych godzin. Już w NSW, ale jeszcze z odległości kilku godzin jazdy, ks Stanisław zadzwonił z prośbą abym przeprowadziła jego piątkową lekcję. W grupie pierwszokomunijnych dzieci była moja 8-letnia Eva. Ksiądz wiedział, że jestem nauczycielką, bo pracując wcześniej w jednej ze szkół katolickich, uczyłam także religii.
Tematem lekcji miał być wstęp do Dziesięciorga Bożych Przykazań. Lekcja do najłatwiejszych nie należała – różnica wieku pomiędzy dziećmi (nawet 3 lata), różnica opanowania języka polskiego ... oraz różnica doświadczeń. Kiedy dyskutowaliśmy pierwszą część Przykazania ‘Będziesz miłował Pana Boga swego ...’ wszystko było jasne i oczywiste. Ale kiedy przeszliśmy do drugiej części – ‘... a bliźniego swego jak siebie samego,’ pojawiły się problemy. Bo kto to jest bliźni? – Czy bliźni to także ten chłopak, co mi nogę podstawił i przewróciłam się na schodach? - Czy to ta dziewczyna, co na mnie skarży w szkole? – Czy to sąsiedzi z góry, którzy wyrzucają śmieci na nasz balkon? - Czy ci, którzy zatruli naszą choinkę, bo rosła blisko płotu?... Tłumaczyłam, przekonywałam, wyjaśniałam.
Wydawało mi się, że zrozumieli różnicę. Kim innym jest człowiek, a czym innym jego niewłaściwe nieraz postępowanie. Po wysłuchaniu moich przekonywujących wywodów jeden uczeń zdecydowanie stwierdził – Ale proszę pani – komuch, to nie bliźni, a dziewczynka dodała – i nie jest bliźni ta małpa, której zdjęcie znalazła mama w portfelu tatusia... Z tego także udało mi się wybrnąć i to wytłumaczyć.
Problemem dla mnie byłoby poprowadzenie z dziećmi śpiewu, jak to robił na każdej lekcji Ksiądz. Na szczęście miałam tam moją Evę, która doskonały słuch i głos odziedziczyła po swoich obydwu Babciach.
|
Jeszcze dwukrotnie zastępowałam Księdza Stanisław na tych lekcjach (był nagle wezwany do szpitala). Prawie zawsze zdarzały się zabawne sytuacje. Raz dzieci poprosiły o dodatkowe wyjaśnienie co to jest ‘Zadoścuczynienie Panu Bogu i bliźniemu’. Wyjaśniłam. – A wiecie co to jest pokuta, zapytałam. – Tak proszę Pani – to jak się z kim pokucisz (pokłócisz), odpowiedziała rezolutna gromadka....
Na końcowy egzamin zaproszeni zostali także rodzice. Podziwialiśmy doskonałe przygotowanie naszych pociech, chociaż i tutaj nie obyło się bez zaskakujących odpowiedzi.
Przykład grzechu lekkiego? – pyskować Mamusi, a grzechu ciężkiego? – pyskować Tatusiowi.
Nadeszła uroczysta niedziela 15 listopada 1981 r. Tłum wiernych. W kościele zabrakło miejsc siedzących. Pierwsze ławki zarezerwowane były dla dzieci i rodziców. Jeszcze przed rozpoczęciem Mszy św ustawiliśmy się wzdłuż kościoła – ojciec, matka i pierwszokomunijne dziecko w środku. Powtarzając za Kapłanem wzruszające słowa błogosławieństwa: „Błogosławię Cię moje dziecko w ten uroczysty dzień Pierwszej Komunii Świętej ...” Ze ściśniętej wzruszeniem krtani niejednemu z nas trudno wydobywał się głos...
Ksiądz przedstawił imiennie każde dziecko zaznaczając czy jest to jedyna, czy też powtórna Pierwsza Komunia Święta.
Rozpoczęła się Masza św. Kilkuletni ‘lektorzy’ bezbłędnie odczytali przeznaczone na tę niedzielę wyjątki z Pisma św. (Julek pierwsze czytanie, Eva drugie). Dzieci, stojąc przed ołtarzem odśpiewały wszystkie zwrotki psalmu: ‘Przykazanie nowe daję wam, byście się wzajemnie miłowali’.
Cała homilia, oparta na ewangelicznej przypowieści o talentach, skierowana była do dzieci, ale rodzice i wszyscy wypełniający świątynię goście, także mogli dla siebie wyciągnąć cenne przesłanie. Potem nastąpiło odnowienie przyrzeczeń Chrztu Św. Modlitwę Wiernych znowu odczytały dzieci.
Przed samym przystąpieniem do Komunii św., ksiądz zwrócił się do dzieci – A teraz wyciągnijcie wasze rączki tak jak ja i wspólnie zawołajmy do Pana Boga: ‘Ojcze nasz...’.
Jeszcze trzykrotnie w czasie Mszy św. dzieci ustawiały się na stopniach ołtarza by odśpiewać kolejne pieśni: ‘Kiedyś o Jezu chodził po świecie’; ‘Jak w uczniowskim zeszycie’ oraz ‘Jezu zostań w nas’.
Po ostatnim błogosławieństwie Ksiądz zaprosił dzieci i rodziny do zrobienia pamiątkowych zdjęć. Wyszliśmy przed świątynię. I tam nastąpiła dla mnie wprost niewytłumaczalna sytuacja. Podeszła Pani w średnim wieku. – Ja wiem, gdzie mieszkacie, to jest blisko, powiedziała (mieszkamy rzeczywiście niedaleko kościoła). Niech mi Pani da klucze, ja pójdę i wszystko Pani przygotuję na stołach. Wiem, że spodziewa się Pani gości. Wy tu jeszcze będziecie robić zdjęcia. Ja się tam wszystkim zajmę. Próbowałam coś tłumaczyć... Niech się Pani nie przejmuje, dam sobie radę. Lodówkę i piec umiem otworzyć..
Gdy przyszliśmy z grupą gości do domu, stoły w ogródku były nakryte. Zimne zakąski podane. Razem podgrzewałyśmy i serwowały gorące dania. Dobry Duch, bo tylko tak mogę określić tę Panią uwijała się w kuchni do późnych godzin. Nie przyjęła żadnego podziękowania. Nie ujawniła nawet swojego nazwiska. – Ksiądz mi powiedział, że macie Państwo czworo małych dzieci i że przydałaby się pomoc... Rzeczywiście. Piotruś, najmłodszy miał wtenczas półtora roku., Andrzej cztery, Tomek sześć i Eva osiem.
Kiedy rok później do Pierwszej Komunii przystępował Tomek. Jemu przypadło w udziale wygłosić podziękowanie na końcu ceremonii. Nie będę powtarzać tutaj całego wierszyka, jaki napisałam Tomkowi. Przytoczę jedynie końcową zwrotkę skierowaną do Księdza:
My dzisiaj także pragniemy wobec rodziców i wobec gości Wyrazić Tobie, Księże Stanisławie, słowa naszej wdzięczności Za poświęcenie i Twoją pracę I za serc naszych kształcenie Czymże ja Ci się Księże odpłacę? Spróbuję spełnić Twoje życzenie. I wyrosnę na człowieka, jak nas uczysz tego. Z dobrym sercem i rozumem, zawsze uczciwego.
W listopadowe wypominki, 40 lat później, zanosimy z głębi serca płynące westchnienia o wieczną szczęśliwość dla Kapłana, który wywarł niezatarty wpływ na ukształtowanie tego, co reprezentują teraz sobą nasze dzieci.
Odpoczywaj w pokoju, niezapomniany Księże Stanisławie.Tylko Pan Bóg może Ci wynagrodzić za Twoją serdeczną, kapłańską posługę podczas lat spędzonych w Sydney. My winniśmy Ci modlitwę.
Marianna Łacek OAM zdjęcia z archiwum Rodziny Łacków
|