Był wczesny ranek 11 listopada 1918 roku. W wagonie kolejowym ustawionym na polanie leśnej pod Compiègne delegacje francusko-brytyjska i niemiecka podpisały układ rozejmowy. Kończyła się I wojna światowa, w obozie zwycięzców uczucie triumfu mieszało się z ulgą. Archiwalne zdjęcia z tego dnia pokazują wiwatujących paryżan, londyńczyków, nowojorczyków. W ten sam jesienny poniedziałek w Warszawie brygadier Józef Piłsudski – późniejszy Naczelnik Państwa, marszałek i premier – objął władzę zwierzchnią nad odradzającym się Wojskiem Polskim. W mieście trwało już rozbrajanie niemieckich żołnierzy. „Dzień dzisiejszy należy do historycznych, do niezapomnianych, do weselszych, do triumfalnych! Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie!” – zanotowała księżna Maria Lubomirska. Trudno się dziwić tej euforii. Polska, po 123 latach nieobecności na mapie Europy, odzyskiwała suwerenność.
The Polish Gen of Freedom
Gdy dziś każdego 11 listopada kraje dawnego obozu Ententy obchodzą Dzień Pamięci, by uczcić zwycięstwo w I wojnie światowej i oddać hołd poległym, my, Polacy, celebrujemy Narodowe Święto Niepodległości. To jedno z naszych najważniejszych świąt państwowych.
Najmłodszym może się wprawdzie wydawać czymś oczywistym, że mamy własne państwo, możemy samodzielnie stanowić o sobie, kibicować na mundialu biało-czerwonej drużynie narodowej albo podczas corocznego Konkursu Piosenki Eurowizji trzymać kciuki za rodzimych artystów. Dla kilku pokoleń Polaków niepodległość nie była jednak codziennością, lecz marzeniem. Momentami – jak w czasie zwycięstw Napoleona – zdającym się nabierać realnych kształtów, a później znów przez długie lata jakże odległym.
W polskim DNA jest umiłowanie wolności indywidualnej, ale też wspólnotowej. Pozwoliło nam ono przetrwać najtrudniejsze momenty dziejowe.
Kiedy w XIX wieku Zachód przeżywał intensywne uprzemysłowienie, ziemie polskie były podzielone między trzy państwa zaborcze: Prusy (później Niemcy), Rosję i Austrię. Nawet w tak trudnych warunkach iskra wolności nie gasła. Polacy wielokrotnie chwytali za broń, by wybić się na niepodległość: w czasie wojen napoleońskich, powstania krakowskiego 1846 roku, poznańskiego 1848 roku czy dwóch wielkich powstań skierowanych przeciwko imperium carów: listopadowego (1830–1831) i styczniowego (1863–1864). Ceną tych nieudanych zrywów były nie tylko śmierć na polu walki, lecz także egzekucje, zsyłki na Syberię, konfiskata majątków, a w szerszym wymiarze – likwidacja resztek polskiej autonomii.
Polska martyrologia XIX wieku miała swą tragiczną kontynuację w latach II wojny światowej, gdy naród dotknęły masowe represje dwóch totalitarnych reżimów: nazistowskich Niemiec i Związku Sowieckiego. A gdy w roku 1945 Zachód raz jeszcze świętował pokój i powrót do normalności, dla nas zaczynało się kolejne zniewolenie, tym razem komunistyczne. Na pełną niepodległość Polska musiała czekać jeszcze kilkadziesiąt lat.
„Jestem synem narodu – mówił w 1980 r. na forum UNESCO papież Jan Paweł II – który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę.”
Owszem, bez zbudowania silnej armii, bez wielkiej determinacji, odwagi i poświęcenia jej żołnierzy nie udałoby się obronić niepodległości wywalczonej w roku 1918 – choćby dwa lata później, gdy pod Warszawą i pod Lwowem Wojsko Polskie zatrzymało prącą na zachód Armię Czerwoną. Jednak skutecznie stanąć do tej walki mogli tylko obywatele świadomi swej polskości. Wcześniej przez 123 lata niewoli konieczna była mozolna praca nad tym, by mimo przeciwności naród przetrwał – wbrew wysiłkom germanizacyjnym i rusyfikacyjnym państw zaborczych. Procentowało wówczas wielowiekowe dziedzictwo Rzeczypospolitej – państwa budowanego od czasów średniowiecza, mającego za sobą okresy chwały i wielkości. To właśnie dziedzictwo wspólnej historii, tradycji, języka i tożsamości podtrzymywał Kościół katolicki, ale pielęgnowali je i wzbogacali także wybitni twórcy kultury: rozpoznawalny do dziś na całym świecie kompozytor Fryderyk Chopin, pisarze – jak choćby noblista Henryk Sienkiewicz – czy malarze. Polskość w XIX wieku trwała też dzięki rodzinom, które uparcie dbały o wychowanie dzieci w duchu patriotycznym, i dzięki rzeszom społeczników, starających się chociażby uświadomić narodowo mieszkańców wsi.
Jest pozornie paradoksem, że nawet w najczarniejszych momentach tysiącletniej polskiej historii, gdy niepodległość wydawała się niektórym zaprzepaszczona na wieki, nie brakowało również ludzi, którzy – mając korzenie niemieckie, żydowskie czy czeskie – wybierali polską tożsamość. „Polskość – jak trafnie zauważył historyk Andrzej Nowak – jawiła im się jako awans godnościowy – wejście do wspólnoty, która przedstawia najwznioślejsze ideały walki o wolność i poświęcenia”.
Należę do pokolenia, które w dorosłość wchodziło już w wolnej Polsce, świeżo przyjętej do Paktu Północnoatlantyckiego. Jako historyk dobrze jednak wiem, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze. Dziś musimy ją umacniać, tworząc sprawnie działające instytucje, państwo atrakcyjne dla swoich obywateli i jako sojusznik na arenie międzynarodowej. Z rodakami, którym przyszło żyć w dużo trudniejszych czasach, łączy nas polski gen wolności. I z nie mniejszym entuzjazmem niż kiedyś księżna Lubomirska świętujemy każdy kolejny 11 listopada.
Karol Nawrocki Prezes Instytutu Pamięci Narodowej
Tekst publikowany równocześnie z polskim miesięcznikiem opinii Wszystko Co Najważniejsze w ramach projektu realizowanego z Instytutem Pamięci Narodowej i Narodowym Bankiem Polskim.
|