Mistyka wigilijnej wieczerzy, zapach choinki , tajemniczość zapadającej nocy, delikatny taniec płomyków zapalonych świec, aromat siana leżącego pod śnieżnobiałym obrusem tworzyły nieporównywalny z niczym klimat.
Ach, jeszcze prezenty! Zjawiały się niepostrzeżenie pod choinką tuż przed wigilijną kolacją . Na nic zdały się dziecięce próby podpatrzenia Aniołka.
* * *
Z Wigilią w naszym domu związanych było szereg różnych obyczajów. Zakwitała wtedy gałązka wiśni urwana jeszcze w noc Swiętego Andrzeja. To była wróżba przepowiadająca zamążpójście. W Wigilię pierwszym gościem, który przekraczał próg powinien być mężczyzna. Miał przynieść pomyślność w przyszłym roku. Kiedy byłaby to kobieta, a nie daj Bóg z pustymi rękoma, to kiepska była prognoza na najbliższy rok.
Makowiec stanowczo winien się znaleźć na wigilinym stole, bo ilość ziaren maku ma być zapowiedzią mnogości dobrodziejstw jaka spłynie na nas, a miód (choćby w pierniku i kutii) zagwarantuje dobre zdrowie i “słodkie “ dni. Bo bez nich trudno przeżyć kolejny rok.
Tych wróżb, przesądów i wierzeń było bez liku . Wspominam je tylko mimochodem , zakładając że Państwo przypomnicie swoje własne “domowe klechdy”.
* * *
Na czym polegała niezwykłość tych świąt? Może na tym, że zawsze, odkąd pamiętam, obowiązywał ten sam doroczny rytuał ?
Dom był przesiąknięty zapachem upieczonych ciast .
Uderzał w nozdrza zapach gotującego się czerwonego barszczu, aromat suszonych grzybów, uzbieranych własnoręcznie jesienią. Pachniało kiszoną kapustą bo “ Co to za Wigilia bez pierogów z kapustą”.
W domu moich rodziców przygotowywało się dwanaście potraw. Przejełam ten obyczaj. Oznacza to dla mnie więcej niż “obfita wigilijna kolacja”. To jest rytuał, potrzeba zachowania obyczaju, przywiązanie do tradycji.
|
Wigilia ma szczególny charakter dla większości z nas. I jest to niezależne od naszego wieku . Boże Narodzenie przynosi wspomnienie, zapach, “smak” nawet najbardziej oddalonego w czasie dzieciństwa. Wydaje mi się, że wraca ono z każdą zawieszaną na gałazce szklaną figurynką, dekoracją ze słomki, łańcuszkiem, girlandą. Przypomina nam czasy, kiedy długo przed świętami siadaliśmy przy stole z naszymi rodzicami, a potem z naszymi dziećmi by z wydmuszek i kolorowych papierów tworzyć małe cudeńka wieszane potem na choince.
Kultywowanie rodzinnych tradycji, tych dobrych i pięknych wydaje się waźne .
Tak więc niech garść siana pod białym obrusem, opłatek przysłany z Polski, dodatkowe miejsce przy naszym stole dla niespodziewanego wędrowca będą symbolem polskiej, narodowej wspólnoty.
Wiem, aż nadto dobrze, że brakuje tej wspólnoty na codzień, więc może choć raz w roku, z okazji Bożego Narodzenia znajdziemy coś, co rzeczywiście nas łączy? Podajmy więc sobie “znak pokoju”.
Ryszarda L. Pelc
|