- Pani Magdo, zapraszam do rozmowy na temat Pani emigracji do Australii i niespodziewanego powrotu "bumerangiem" do Kraju nad Wisłą. Co zdecydowało o powrocie do ojczyzny?
- Tęsknota. Doceniłam Polskę, kiedy pomieszkałam w Australii. Nie mogę powiedzieć, że mi było źle w Australii, przeciwnie - było mi całkiem dobrze. Australia to piękny kraj, obdarowany przez naturę. Urzekające plaże i góry, dziwne zwierzęta - to mnie początkowo zauroczyło. Po kilku latach jednak siła początkowego zachwytu słabła, zatęskniłam do widoku pól pszenicy, maków, bzów, konwalii, widoku śniegu i zamglonych mazowieckich krajobrazów. Poza tym doświadczenia, które zbierałam podróżując po Australii pokazywały, że jest to kraj pełen sprzeczności. Dużo się mówi o sprawiedliwości, równości, a wielkie tereny, które cieszą oko jadącego samochodem turysty są oddzielone drutami od szosy, że śliczne, połyskujące błękitem jeziora są ogrodzone, a funkcjonujące nad nimi jachtkluby są niedostępne dla zwykłych Australijczyków, że pomimo haseł są równi i równiejsi, że przed budynkami sądów w mniejszych miastach widać całe rodziny spatologizowanych Aborygenów, czekających na rozprawy, gdzie politycy poważniej traktują swoje obowiązki wobec “sponsorów” (choć to może występuje wszędzie) niż wobec własnego społeczeństwa.
- Ale w sumie to wirus Was wygonił?
Oczywiście nasza decyzję przyspieszyła epidemia modnej choroby i wzrastające trudności życia, restrykcje i ograniczenia, które bardzo namolnie były serwowane mieszkańcom przez urzędujących polityków. Pomyśleliśmy wtedy, że przyjechaliśmy do Australii, żeby mieć dobre życie takie, o jakim marzyliśmy, czyli dużo podróżować (już się nie da), pracować (coraz trudniej i bardziej stresująco), uczestniczyć w życiu kulturalnym (już praktycznie nieistniejącym )- więc jeśli ma być coraz gorzej, to już lepiej być z rodziną w Polsce.
- Zdaje się, że czerwona lampka zapaliła się w sierpniu 2021?
Wtedy własnie wstawiłam na Facebook taki wpis: Kochani znajomi, podjęliśmy z KK decyzję o wyjechaniu z Australii i osiedleniu się w Polsce. Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie to wrzesień przywitamy już w Polsce. Dzisiejsze ogłoszenie naszego premiera o wprowadzeniu godziny policyjnej jako dodatek do juz istniejących i dotkliwych ograniczeń powoduje, że bez żalu, a nawet z ulgą, wyjeżdżamy. Piosenka p.t. “Wolność”, nad którą pracowaliśmy intensywnie, aby zdążyć jeszcze przed wyjazdem ją opublikować, niech będzie formą życzeń dla wszystkich, a szczególnie pozostających tu Polaków tych, przywiązanych do wolności, znających z autopsji lub historii czasy komunistycznego ucisku. Oby udało się nam w tych dniach, miesiącach, latach zachować wolność i niezależność od opresji, którą nam odgórnie organizują, niechby nam dana była chociaż wolność ducha.. Bądźmy mocni, mądrzy i bądźmy razem! A więc z życzeniami zdrowia - piosenka “Wolność” (słowa moje, muzyka Ani Massetti). No i zrealizowaliśmy ten plan!
Youtube.Piosenka "Wolność"
- Cofnijmy sie teraz w czasie. Kiedy i w jakich okolicznosciach wyemigrowala Pani do Australii. Dlaczego osiedliła się akurat w Melbourne?
- W 2008 roku nawiązałam kontakt z kolegą z klasy licealnej, z którym lubiliśmy się kiedyś. Po maturze życie nas rozdzieliło i nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez 30 lat. Okazało się, że wyemigrował do Australii. Teraz jest moim mężem. Oto całe wyjaśnienie.. Początkowo osiedliłam się w Armidale w NSW, gdzie mąż pracował naukowo na UNE. Mieszkaliśmy tam półtora roku, potem na rok wróciliśmy do Polski, a potem przenieśliśmy się do Melbourne. W Melbourne nie znaliśmy nikogo, nigdy tam wcześniej nie byliśmy, ale mąż jest fanem tenisa i zawsze marzył, żeby być na Austaralian Open. Trzy lata temu zrealizował swoje marzenie. Znaleźliśmy w Melbourne przyjazne miejsce do życia, nawiązaliśmy kontakty z Polonią, dostaliśmy pracę. Krzysztof pracował na UniMelb (jest matematykiem), a ja dostałam dobrą biurową pracę w AMCS, firmie zajmującej się dostarczaniem usług dla ludności.
- A potem, jak pamiętam, założyła Pani zespół muzyczny 3Laetare....
Tak, który koncertował w kilku większych ośrodkach miejskich w Australii. Również wtedy miałam przyjemność nawiązać kontakt z Panią i przedstawić do międzynarodowego konkursu kościuszkowskiego swoje piosenki i grafiki, z których to jedna piosenka została wyróżniona.
Puls Polonii. Wyróżniona piosenka "Insurekcja"
Konkursowa grafika |
- Domyślam się, że lata w Melbourne upływały sympatycznie...
- Owszem, do pandemii wszystko szło dobrze, czyli pracowaliśmy, w wolnych chwilach podróżowaliśmy, uczestniczyliśmy w różnych inicjatywach kulturalnych organizowanych przez kluby polonijne, pracowaliśmy w radiu 3ZZZ, redagując i nadając autorski program, pisaliśmy artykuły do Tygodnika Polskiego. Z zespołem 3Laetare wystąpiliśmy w Art Centre na Galowej kolacji z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Mieliśmy grono miłych znajomych. Nie myśleliśmy o szybkim powrocie, aczkolwiek już powoli zaczęliśmy rozważać taką opcję w przyszłości ze względu na stan zdrowia mojej mamy.
-Co się najbardziej dalo Pani we znaki w czasie pandemii i lockdownu?
- Osobiście nie lubię używać słowa "pandemia" w stosunku do choroby, której śmiertelność jest mniejsza niż sezonowej grypy. No cóż, w czasie pandemii nasze życie uległo zmianie, jak zapewne wszystkich ludzi na tej planecie Ograniczenia, od masek do godziny policyjnej, wszyscy je znają, więc nie będę ich tu znów wyliczać, spowodowały, że życie stało się koszmarem. Ale najdotkliwszą dla mnie konsekwencją tej operacji było i jest zniszczenie więzi międzyludzkich. Pamiętam te dzikie oczy przeszywające mnie znad maski, kiedy moją maskę zsuwałam na chwilę chcąc złapać głębszy oddech, albo napić się wody. Pamiętam, jak mijający się na ulicy ludzie schodzili na swój widok na środek jezdni, żeby nie zarazić się od przechodzącego sąsiada, z którym jeszcze wczoraj grillowali.. Spotkałam się również z donosicielstwem...
- A w samej pracy było znośnie?
- Ooch, w pracy spiętrzyły się problemy, gdyż nasze pracownice często musiały jeździć do klientów - seniorów dalej niż w dozwolonym promieniu 5 km. Każdej z nich (a było ich około 120) trzeba było wystawiać specjalne pozwolenia na przekroczenie tej odległości z konkretnymi godzinami i datami, to wszystko musiało być poświadczone, straszny mętlik.
-Podobno w szczycie pandemii poleciała Pani do Polski?
- Tak, musiałam lecieć, gdyż moja mama przewróciła się i złamała nogę. Biurokracji było co niemiara.Musiałam aplikować o możliwość wyjazdu z Australii i w tym celu przedstawić dokumenty mojej mamy, zaświadczające o jej chorobie - przetłumaczony wypis ze szpitala. Pozwolenie na opuszczenie Australii otrzymałam. Kilkakrotnie przekładano mi termin wylotu, testy, przyłbice, maski, wszystko to było bardzo stresujące, ale najbardziej wryło się w moją pamięć opuszczone i wyludnione lotnisko w Melbourne.
-Czy powrót z Polski do Australii był równie skomplikowany?
- To pytanie retoryczne? Kiedy już doprowadziłam mamę do stanu, w którym mogłam ją bezpiecznie zostawić w Polsce i zorganizowałam jej stałą pomoc, znowu napotkałam na trudności z dostaniem się do Australii. Znowu kilkakrotnie kasowano mi lot, cena za przelot wzrosła kilkukrotnie. Musiałam za bilet w jedną stronę zapłacić 5 tysięcy AUD. Kiedy już potwierdzono lot do Melbourne, dostałam informację, że nie ma miejsc w miejscach przeznaczonych na kwarantanny i jeśli chcę się dostać do Australii ,to mój bilet zostanie przebukowany na Brisbane, bo tam są miejsca w hotelach izolacyjnych. Musiałam się zdecydować na takie rozwiązanie, gdyż w innym wypadku mój powrót do rodziny w Australii stanąłby pod znakiem zapytania.
- Grudzień 2020. Wylądowała Pani na kwarantannie w Brisbane...
Tak, stamtąd mój mąż obiecał mnie odebrać samochodem. Wigilię spędziłam w kwarantannie. Smutne to wrażenie. Przez dwa tygodnie mieszkałam w pokoju z nieotwieranymi oknami, nie widząc żywej duszy. I tylko dwukrotnie nawiedziły mnie osoby ubrane w skafandry, które przyszły mnie testować. W ostatni dzień roku byłam już wolna. Ta przyjemność kosztowała 3 tysiące AUD. Już w czasie naszej jazdy do Melbourne dostaliśmy informację telefoniczną od znajomych, żebyśmy szybko wracali, bo właśnie zamykają granicę Victorii. Było jasne, że nie zdążymy. Zmęczeni , zestresowani byliśmy u kresu sił. Pomimo informacji pojawiającej się przed granicą, że jest ona nieprzejezdna okazało się, że jednak jest, tylko trzeba zaaplikować o możliwość wjazdu za pomocą aplikacji w telefonie. A więc była to tylko fałszywa informacja mająca na celu wzbudzić lęk i niepewność...
- W takim stanie ducha pewnie zamarzyliście o natychmiastowym powrocie do Polski?
No nie natychmiastowym, planowalismy jednak uczynić to w trakcie 2021 roku. A skoro tak, to postanowiliśmy godnie pożegnać się z Australią. Zaplanowaliśmy piękną podróż dookoła kontynentu. Cieszyliśmy się na nią, gdyż była ona spełnieniem marzeń na zobaczenie miejsc, których w czasie naszego pobytu w Australii nie mieliśmy okazji zwiedzić. Mieliśmy nadzieję, że wszystko się uda, gdyż właśnie zelżały restrykcje i zapowiadało się, że będzie to możliwe. Niestety z czasem musieliśmy skreślać kolejne miejsca z naszej listy w związku z wprowadzanymi obostrzeniami w innych stanach. Ta niepewność jutra i niemożliwość zaplanowania trasy spowodowała, że pozostaliśmy jedynie przy przelocie samolotem do Darwin, gdzie zamierzaliśmy zwiedzić Kakadu National Park.
-Udała się wycieczka?
A gdzie tam! Chociaż spełniliśmy wszystkie wymagania NT, wypełniliśmy formularze, oświadczenia o nie przebywaniu w miejscach, gdzie zdarzyły się tzw. przypadki, to po wylądowaniu w Darwin powiedziano nam, że właśnie u nich całą Victorię oznaczono jako stan czerwony, czyli nie mogą wpuścić nikogo z Victorii na teren Northern Territory, gdyż stanowimy zagrożenie dla ich społeczności! Zapakowano nas do specjalnego samochodu (do przewozu niebezpiecznych osób) i osadzono w Howard Springs w osobnych metalowych barakach - kontenerach gdzie temperatura sięgała 40 stopni.Oświadczono, że możemy zostać tu dwa tygodnie za cenę 2800 AUD od osoby lub zamówić sobie lot powrotny i wrócić do domu. Wybralismy tę drugą opcję. Proszę sobie wyobrazić, że brak konsekwencji tych pozornie uzasadnionych działań sanitarnych dał się zaobserwować na lotnisku. Po odwiezieniu nas z Howard Springs na lotnisko wyrzucono nas w gęsty tłum ludzi oczekujących na loty! Po tym "bajecznym" wypadzie do Darwin postanowilismy jak najszybciej wykupic bilety na lot do Polski (na koniec sierpnia) i tak oto powoli zaczęliśmy “zamykać” nasze australijskie sprawy.
Zrobiliśmy sobie listę spraw, które musimy pozałatwiać i konsekwentnie je realizowaliśmy. Zrobiliśmy też harmonogram, czyli co powinno się zdarzyć i w jakiej kolejności, aby wszystko przebiegło płynnie. Mój mąż jest matematykiem, więc do wszystkiego podchodzi metodycznie. To nam bardzo pomogło. Tak więc realizowaliśmy różne sprawy: wypowiedzenie umów o pracę, wypowiedzenie umowy o najem domu, zorganizowanie przewozu dobytku, sprzedaż samochodu, pozbycie się rzeczy, których do Polski nie zabieramy, uporządkować sprawy finansowe, pożegnać się z przyjaciółmi ...
|
Kadr z wideoklipa "Who were you Adyna", piosenki o ukochanej Strzeleckiego w wykonaniu Magdaleny Krakowskiej |
Piosenka o Adynie na Youtube. Posłuchajcie!
Czy pakowanie domostwa było czynością upiorną?
- Nie. Pakowanie przebiegło sprawnie. Firma OSS, na którą zdecydowaliśmy się, spakowała w przeddzień naszego wyjazdu wszystkie rzeczy przeznaczone do przewozu i po kilku tygodniach odebraliśmy je tu w Polsce w bardzo dobrym stanie, tak więc możemy tę firmę spokojnie polecić. Po ich wyjściu wszedł jeszcze zamówiony pan, który umył okna i uprał dywany.
-Jak minął dzień odlotu?
- W dniu odlotu byliśmy tak pochłonięci sprawdzaniem, czy wszystko dobrze się ułoży, czy wynik testu będzie widoczny w komuterach pracowników lotniska, czy nie zapomnieliśmy czegoś zrobić, czy wziąć, że nawet nie pamiętam, jaka była pogoda..
-Warszawa – powrót, poczucie ulgi czy wahania?
Po wylądowaniu towarzyszyło nam uczucie ulgi i radości, oraz takie dziwne uczucie, że oto zamknęliśmy pewien rozdział naszego życia i nie do końca wiemy, jak ułożą się sprawy w Polsce. Na szczęście nie lądowaliśmy na księżycu. Mniej więcej wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Przecież kilkakrotnie wizytowaliśmy Polskę w czasie ostatnich kilku lat. Mieliśmy tu mieszkanie i rodzinę. Syn przyjechał po nas na lotnisko, więc było dużo radości. Teraz czasem pojawiają się normalne życiowe sytuacje, ale nigdy nie żałowaliśmy naszej decyzji. Zdajemy jednak sobie sprawę, że dla osób, które tu wracają po latach i nie mają tu zaczepienia, może to być sytuacja trudna.
- Czy po powrocie do Warszawy łatwo było zapuścić korzonki i urządzić się na nowo?
- Tu mieszkają: mój syn i mama oraz kilka osób z dalszej rodziny. Mam tu mieszkanie, do którego wróciłam i zamieszkaliśmy w nim z moim mężem. Jedynie moja córka, która z nami przybyła do Australii na razie chce
tam zostać. Ale czy zostanie? Właśnie wizytuje Polskę, jest w Zakopanem i wygląda na to, że jej się tu spodoba, więc mam nadzieję, że również wróci. Chciałabym mieć całą rodzinę blisko, bo czasy są niepewne.
- A jeśli córka wybierze Australię, to będzie Pani miała pretekst do wyprawy na Antypody!
- Pewnie tak...Kiedy już minie to szaleństwo i życie w Australii wróci do stanu wyjściowego bardzo chętnie tam pojadę, bo przez te lata doceniłam Australię, jej piękno, dobre strony życia tam i ludzi, których poznałam i trzymam w dobrej pamięci.
-Jak minęły pierwsze tygodnie i miesiące w Polsce?
- Zaraz po przylocie do Polski odwiedziliśmy rodzinę i pojechaliśmy pochodzić po Bieszczadach. Tu jest tak pięknie. Mąż bez problemu dostał pracę na uczelni w pobliżu naszego miejsca zamieszkania, a ja zajmuję się mamą. Również zostałam zaproszona do Centrum Kultury do udziału w wydarzeniu artystycznym, zaśpiewałam kilka piosenek, które były bardzo miło przyjęte przez publiczność, nawiązałam kontakty artystyczne z muzykami, którzy będą mi towarzyszyć w planowanych koncertach, miałam kilka wywiadów dla rozgłośni radiowych, a też nawiązałam kontakt z Prezesem Polskiej Fundacji Kościuszkowskiej, dr Leszkiem Markiem Krześniakiem, mając nadzieję na dobrą współpracę przy promowaniu postaci Tadeusza Kościuszki.
- Czy żal tego wszystkiego, co pozostawiła Pani w Australii?
- Chyba niczego mi nie żal, może dlatego, że nigdy nie wrosłam w Australię, nie kupiliśmy tam domu. Wszystkich poznanych tam przyjaciół mam nadzieję jeszcze kiedyś zobaczyć, a z wieloma mam kontakt przez media społecznościowe, więc kontakty staram się utrzymywać. Wielu znajomych (a niektórzy za moim przykładem) wróciło do Polski i mam ich tu. Stąd też, z Warszawy, w dalszym ciągu nadajemy z mężem audycje dla Polonii w Melbourne, emitując regularnie programy dla radia 3ZZZ. Internet ma swoje zalety!
-Jak ocenia Pani aktualną sytuację w kraju, np. projekty ustaw sanitarnych?
- Aktualna sytuacja w kraju, jeśli chodzi o przymusowe zarządzenia sanitarne jest nienajlepsza, ale trzeba ją rozpatrywać w perspektywie porównania z tym, co się dzieje w innych krajach. Dla nas porównanie Polski z Australią, ale i z wieloma krajami europejskimi, wychodzi na korzyść Polski. Tu jest dużo ruchów społecznych, które naciskają rząd, protestują, żądają wolności i prawa do decydowania o swoim zdrowiu i chyba szala się przechyla na korzyść wolności. Rząd lawiruje między wyborcami, mającymi różne spojrzenia na zaistniała sytuację i sposoby radzenia sobie z nią. Dlatego też nic nie jest postawione kategorycznie. Daje się tu żyć. W każdym razie do restauracji, sklepów można wchodzić bez kodu QR, nikt tu nie sprawdza tzw. paszportów kowidowych.
- A jakie ma Pani sugestie i porady dla tych, co pozostali w Australii…
- Trudno tu coś radzić. Każdy ma inne spojrzenie na to, co się dzieje, w zależności od tego z jakich źródeł informacji korzysta. Może jedynie poradziłabym, aby każdy weryfikował oficjalne informacje korzystając z kilku źródeł i łączył fakty. Również, aby nie dał się ustawić po jakiejkolwiek stronie podziału, aby próbował rozumieć lęk u
drugiego człowieka, bo przecież on się boi, bo go przestraszono. Wspierajmy się więc i przetrwajmy tę wojnę. Bo moim zdaniem jest to wojna o umysły ludzi, o wolność.
- Pani Magdo, serdecznie dziekuję za opowieści o tej niezwykłej Odysei, życzę sukcesów i powodzenia w śpiewaniu również o Kościuszce, który tydzień temu świętował w niebiesiech swoje 276 urodziny.
ZAPRASZAMY DO WYSŁUCHANIA PIOSENEK W WYKONANIU MAGDALENY KRAKOWSKIEJ:"DUSZA" I "NA CO TO KOMU"
"Dusza"
"Na co to komu?"
|