Polsko, ojczyzno! padaj ze mną na kolana i proś Boga o starcie złotego szatana, który spadł z nieba jako jasna błyskawica. zmiótłszy trzecią część twoich gwiazd i ćwierć księżyca, nie z woli, ale właśnie zaparciem się woli, myśląc, że Bóg na skrzypcach szlachcica rzępoli, za cudownością wszelką, idący po ciemku.
W tym krótkim wierszu Słowacki prosi Boga o nadzwyczajną interwencję, o „starcie złotego szatana”, a znając biografię naszego romantyka i jego epokę domyślamy się, kogo miał na myśli. Gdyby jednak tę szczególną modlitwę poety i liryczną suplikację przenieść w nasze czasy, mielibyśmy pewnie ze cztery co najmniej kandydatury, które odpowiadają pojęciu ( a także i personie ) owego „złotego szatana”. Sądzę, że wnikliwym czytelnikom podpowiadać ich nie trzeba, a zresztą każde osobne doświadczenie lektury jest – jak słusznie zauważono w literackiej teorii – jakby odrębną i indywidualną interpretacją poetyckiego utworu. Dany utwór ma zatem tyle bytów ilu czytelników, choć w jego przekazie można mimo wszystko wyłonić pewną dominantę obrazową lub tematyczną.
U Słowackiego pierwszy wers stanowi zarazem tytuł całości, która jawi się jakby fragmentem nieukończonego utworu. Być może jest to jednak złudzenie, być może Słowacki zamierzał właśnie dać nam utwór tak lapidarny jak owa „błyskawica” ( nie do końca jasna), z którą spadł ów „złoty szatan” wywołując straty w gwiazdozbiorach, a nawet w księżycowym pejzażu. A wszystko po to, aby zostawić nam mądrą puentę, że Bóg – który wydaje się tylko zajęty grą na skrzypcach i jakby „idący po ciemku”, w rzeczywistości zmierza jakże konsekwentnie do określonego celu, realizowanego nieuchronnie tą „cudownością wszelką”, która jest immanentną cechą Jego jestestwa. A zatem sursum corda, bo za pozorną ciemnością lśni światło ostatecznych rozwiązań i Jego wyroków. A pozorem okaże się „złota” powłoka szatana.
Raz jeszcze sursum corda, choć znamy i te smutne słowa poety z „Anhellego” : „Oto zmartwychwstali, lecz nie mogą odwalić mogiły...”, które niestety pasują do naszej sytuacji po roku 1989, tak wielki jest ciężar minionej epoki PRL-u. Przygniata nas bezlitośnie i nie pozwala Polsce otrząsnąć się z czerwonego gruzu i ruszyć do przodu, odbudować optymalną suwerenność i praworządność z czasów II RP, Polski międzywojennej, a zarazem naszej tysiącletniej Polski, ocalonej w bitwie pod Warszawą w r.1920.
Ten stan jest też jakby fatalną schedą źle pojętej transformacji, a znalazł on wyraz i w zjawisku imposybilizmu, analizowanym przez Jarosława Kaczyńskiego w jego przenikliwej książce „Polska naszych marzeń” ( Lublin, Akapit 2011, str.75-79). W tej książce ważne jest wszystko, warto jednak zwrócić szczególną uwagę na rozdział : „Sądownictwo, czyli warunek sprawiedliwej Polski naszych marzeń”. Wydaje się, że nie czytała go pani Romaszewska i tylu innych wrogów PiS-u, nieraz ulokowanych na uniwersytetach, a więc pozornie dysponujących intelektem, który pozwala ogarnąć podstawowe założenia dobrze funkcjonującej demokracji. Należą do nich właśnie niezależne sądy, a nie opanowane przez „nadzwyczajną” kastę ( jak było to w PRL-u i w nieukończonej III RP ), niestety reforma Temidy – rozpoczęta w r.2015 przez PiS – spotkała się z oporem układu i jego przedstawicieli, a nawet z wetem Prezydenta. Tragedia to ogromna i antypolski sabotaż, ale to już temat na inny felieton.
Marek Baterowicz
PS. Wydaje się, że Tusk znalazł dojście do Kukiza i może wręczył mu jakąś kopertę z instrukcją, co ożywiło piosenkarza do poparcia bardzo kontrowersyjnej komisji d/s Pegasusa, a w dodatku widzi się w niej przewodniczącym, alfą i omegą. Ale czy jednostka śpiewająca powinna decydować o losach narodu ?
|