Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
14 marca 2006
OBUDZIĆ DRZEMIĄCĄ PRAWDĘ – TO DOPIERO SZTUKA!
Robert Panasiewicz

Premiera „Rzeźni” w Perth to jedno z wydarzeń, które pozostawi wyraźny ślad na szlaku życia kulturalnego Polonii w 2006 roku. Przedstawienie oparte jest na sztuce Sławomira Mrożka, którą tym razem udostępniła miłośnikom teatru grupa dramatyczna SCENA 98 prowadzona przez Tomasza Bujakowskiego w Perth.

Spektakl gościnnie przyjął w swoje progi i zaprezentował publiczności polonijny klub Cracovia premierą w sobotę 11 marca 2006 i dodatkowym przedstawieniem w niedzielę 12 marca. Sztukę wyreżyserował Tomasz Bujakowski z pomocą aktorską Marty Kaczmarek i współpracą reżyserską Maryli Kuźmickiej, a w rolach głównych wystąpili: Grzegorz Niedźwiadek – Skrzypek, Ewa Górecka – Flecistka, Ania Olejnik – Matka, Rafał Puchalski – Paganini i Rzeźnik, i Wiesław Wójtowicz – Dyrektor.

Teatr jak żadna inna dziedzina sztuki stwarza atmosferę obcowania z czymś nienamacalnym i nieuchwytnym aczkolwiek istotnym i wzbudzającym podziw i szacunek. Premiera „Rzeźni” nie była pod tym względem wyjątkiem. Profesjonalnie, pieczołowicie i z poświeceniem przygotowane przedstawienie nie mogło nie podziałać na zmysłowość i estetyczną wrażliwość publiczności. Jak na widowniach wszystkich sal teatralnych ci, którzy wzięli udział w spektaklu, łącznie z grupą teatralną i widownią, zostali przeniesieni w inną, alternatywną rzeczywistość w tym przypadku zaproponowaną przez Sławomira Mrożka.


Wśród komentarzy dobiegających uszu na temat dramatu jednym z najczęściej powtarzanych jest ten, iż jest to sztuka trudna. Zbyt często słyszy się ten zwrot wypowiadany pod adresem dzieł sztuki, by nie pokusić się o choćby pobieżną analizę w interesie jasności co do tego określenia. „Trudna sztuka”, „trudna powieść”, „trudny film” wymawiane są tak łatwo i bez wysiłku jak zwroty „geniusz”, „genialny” czy „prawdziwa sztuka”. Zastanawiam się czy sam mistrz Mrożek sięgnął do słownika by upewnić się, czy jest rzeczywiście za pan brat z przymiotnikiem „genialny”, który jest jednym z częściej wypowiadanych w „Rzeźni”.

Z mojego punktu widzenia „Rzeźnia” może być postrzegana jako trudna z trzech zasadniczych powodów: poprzez znaczną ilość naukowego żargonu mało przystępnego dla tych zbyt zajętych interesem przeżycia by go przyswoić; poprzez tematykę poruszającą zagadnienia rzadko odwiedzane przez codziennych wojowników o chleb powszedni, i wreszcie przez monotonny i mało inspirujący sposób w jaki całość podana jest płatnikom rachunków i podatków lub szukającym schronienia uciekinierom od przytłaczającej rzeczywistości.

Takiego schroniona Mrożek nie oferuje i być może, podążając śladem innych autorów trudnej sztuki, jest z tego dumny. Mrożek w „Rzeźni” nie rozśmiesza, nie wzrusza, nawet nie zmusza do refleksji. Mrożek w „Rzeźni” – wzorem jednego z głównych bohaterów utworu – rozcina rzeźnickim nożem brzuch prawdy i rzuca zakrwawionymi wnętrznościami w publiczność, powodując w niej zamieszanie, zakłopotanie, panikę, a wreszcie – nudę. Być może taki był jego zamysł, co w moich oczach niestety nie dodaje tu nikomu chluby.

Być może w swoim dramacie Mrożek podpisuje się razem z twórcami takimi jak: Gombrowicz, Joyce, Stachura czy Beckett pod oświadczeniem, że prawdziwa sztuka to nużąca i usypiająca sztuka; prawdziwa sztuka to taka, która nie podnieca; taka, przy której z nudów się drętwieje; taka, którą się stawia na półce, by powiedzieć dumnie – „mam to” lub – „czytałem to”; taka która broń Boże nie jest zwyczajnie po ludzku lubiana przez odbiorców – bo wtedy będzie przecież uważana za kicz.


Dane mi było w czasie mojej pięcioletniej obecności w Krakowie być świadkiem kilku znaczących wydarzeń teatralnych. Miałem między innymi przywilej obejrzenia „Zwierzeń Klauna” Bölla, „Kontrabasisty” Suskinda, „Raskolnikowa” na podstawie „Zbroni i kary” Dostojewskiego, czy „Rozmów przy wycinaniu lasu” Tyma. Trzymały one w nieustannym podnieceniu mój studencki, żądny stymulacji umysł.

Swoim brakiem patosu czy kanonady przeintelektualizowanych monologów skierowanej na publiczność te sztuki dotknęły we mnie czegoś, co drzemie w każdym – poczucia tego co istotne, autentyczne i głębokie. Kto wie, może to magia aktorów takich jak Jerzy Stuhr lub wibrująca sztuką atmosfera krakowskich teatrów sprowokowały taki a nie inny odbiór. Być może jednak fascynację spowodowało to, że w żadnym z powyższych przykładów dramaturdzy nie chcieli mi wcisnąć ich przesłania siłą do gardła.

Kto wie czy ta umiejętność rozbudzenia prawdy drzemiącej w nas – nas zbyt zajętych interesem życia, by zatrzymać się i ją dostrzec – nie jest głównym składnikiem geniuszu. Kto wie, czy zdolność dotknięcia jej w nas jak magiczną różdżką, a nie ciskaniem nią jak kamieniami w naszą stronę, nie jest głównym przymiotem genialnego twórcy. Kto wie czy właśnie nie przez łzy autentycznego wzruszenia czy rozbawienia przekazać można mimochodem i jakby od niechcenia najgłębsze maksymy i najdonioślejsze myśli ludzkości.


Powyższe słowa nie umniejszają, ale powiększają zasługę wszystkich, którzy przyczynili się do spektaklu w Perth, od reżysera i scenografa Tomasza Bujakowskiego do Alicji Majewskiej – autorki autentycznego dźwięku skrzypiec w spektaklu – i do dramatycznej Publiczności przemieszanej z rzeczywistą. Trudność sztuki w odbiorze koresponduje bowiem z wyzwaniem jakie stawia ona wobec tych, którzy podejmują się jej inscenizacji. Wysokie wymagania wobec aktorów pozwoliły całej trupie, ale w szczególności Grzegorzowi Niedźwiadkowi, Rafałowi Puchalskiemu i Wiesławowi Wójtowiczowi, zademonstrować swój znaczny talent i możliwości.

„Rzeźnia” jest i pozostanie istotną częścią polskiego przyczynku dla światowej dramaturgii. Jej inscenizacje, zwłaszcza tak fachowa i rzetelna jak ta w Perth, pozwalają na żywy kontakt ze sztuką, którego nie zapewni żadne hollywoodzkie widowisko. Wypowiedziane w dramacie na pozór szokujące uwagi autora pod adresem kultury mają być może sens w wymiarach istnienia, do których dziś mamy dostęp ledwie przez „dziurkę od klucza”. Nie powinny one jednak zniechęcać uczestników teraźniejszości do obcowania z wartościowymi produktami oryginalnych twórców takich jak Sławomir Mrożek.

Robert Panasiewicz


Fotografie zostały wykonane w czasie przedstawienia w niedzielę 12 marca.