Wiele wskazuje na to, że rząd ma plan, aby zatrzymać uchodźców z Ukrainy w Polsce na stałe. Rozwiązałoby to wiele problemów – matki z dziećmi wypełniłyby dziurę demograficzną, rynek pracy dostałby wielu pracowników, system emerytalny otrzymałby wsparcie. Każdy kij ma jednak dwa końce.O tym, że rząd myśli o czymś innym, niż tylko wsparcie doraźne, jest specustawa, która została ostatnio przyjęta. Daje ona Ukraińcom prawo do pracy przez 18 miesięcy z możliwością przedłużenia o kolejne 18. Już to karze zapytać, czy rządzący uważają, że wojna na Ukrainie potrwa aż trzy lata? I ten czas nie jest zresztą miarodajny, bo przecież można go dowolnie wydłużać. Do tego dochodzą takie posunięcia, jak możliwość otrzymania numeru PESEL przez Ukraińców.
Takie ułatwienia pozwolą Ukraińcom na to, by nie tylko przetrwać w Polsce najbliższe miesiące, ale także zostać tu na stałe. Biorąc pod uwagę, że mają np. otrzymać 500 plus, na co nie mogą liczyć w rodzinnym kraju, powstaje pytanie, czy będą chcieli wracać. W Polsce nie tylko warunki życia są lepsze. Jeśli nawet wojna się skończy, zapewne przyjdzie czas rosyjskiej okupacji. Jeśli nawet Rosja się wycofa, kraj będzie zniszczony, a wielu Ukraińców nie będzie miało do czego wracać.
Można więc domniemywać, że duża część z tych uchodźców, którzy do nas przyjadą, nie będzie chciało wracać na Ukrainę. Tym bardziej, że w przyszłości może grozić Ukrainie kolejna wojna z Rosją, nawet wtedy, kiedy nie będzie już Putina. Polskie władze szacują, że może przyjechać do nas nawet 5 mln Ukraińców. Część z nich pojedzie dalej na Zachód, ale większość zostanie nad Wisłą. Są to prawdziwi uchodźcy, czyli w większości młode kobiety z dziećmi. Jeśli zdecydują się zostać w Polsce, dojadą do nich ich mężowie. To jeszcze zwiększy liczbę Ukraińców w Polsce. Biorąc pod uwagę, że już jest ich w Polsce ok. 2 mln, będzie to gigantyczna mniejszość.
Z pewnością pomoże to zatrzymać proces wyludniania naszego państwa, pozwoli obsadzić wiele stanowisk, na których Polacy się nie odnajdują, przyniesie wielu nowych podatników i załata dziurę w ZUS-ie. Doświadczenia II RP pokazały, że konflikty narodowościowe między naszymi nacjami mogą być jednak bardzo duże i zapewne, kiedy emocje opadną, zaczną się pojawiać. Ich przyczyny mogą być wielorakie. Nie chodzi tylko o antypolski kult Bandery, który kwitnie na zachodniej Ukrainy. Chodzi o prozaiczne przyczyny. W mniejszych miastach niedobór pracowników nie jest tak odczuwalny, więc tam Polacy mogą mieć poczucie, że kradnie im się prace. Napływ pracowników ze Wschodu pociągnie zapewne w wielu miejscach zmniejszenie pensji, bo Ukraińcy będą gotowi pracować za mniej. Do tego dojdą oczywiście jeszcze większe problemy z dostaniem się dzieci do żłobka i szkoły, a dorosłych do szpitali.
I tutaj pojawia się pytanie, czy strategia rządu bierze to pod uwagę. Czym innym jest pomoc doraźna dla ofiar wojny. Wiadomo, że nie możemy teraz zostawić Ukraińców samych. Czym innym natomiast jest próba zatrzymania ich na stałe. Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby rząd przyjął, że Ukraińcy mogą u nas pracować przez trzy miesiące z możliwością wydłużenia do sześciu i cały czas podkreślał, że jeśli tylko będzie to możliwe, Ukraińcy powinni wrócić do siebie, aby odbudowywać kraj. O tym nawet nie ma mowy, a chociaż urzędnicy podkreślają, że ci na pewno będą chcieli wrócić, to jednocześnie podejmują decyzje, jakby mieli zostać.
Takie działanie jest zresztą, jeśli się nad tym głębiej zastanowić, antyukraińskie. W dłuższej perspektywie największą tragedią dla Ukrainy może być wyludnienie kraju przez wojnę. Jeśli jej mieszkańcy zażyją lepszego życia gdzie indziej, otrzymają socjal, prawo do pracy, preferencyjny dostęp do żłobków, czy będą chcieli wracać do zniszczonego kraju? Już wcześniej, przed wojną, Ukraińcy masowo wyjeżdżali do Polski i się u nas osiedlali. Dlaczego teraz sądzimy, że będzie inaczej? Warto już teraz pomyśleć o konsekwencjach stąd płynących, a nie ulegać emocjom, które jutro się skończą.
Chris Klinsky |