Iris, Tanaya and Sally Fot. Lukasz Graban | PONIEDZIAŁEK 4 KWIETNIA. Kto mógł, wstał jak najwczesniej. Czekał nas kawał drogi, prawie półtorej godziny jazdy.Chciałam być w Geehi jak najwczesniej, dopilnować dostawy mebli, sponsorskiego wina, cateringu, przewiązania głazów biało-czerwowymi kokardami, przygotowania dwóch pary nożyczek...A tu na początku trasy niezwykła przygoda! Złapał nas dziwny telefon (całe nagranie na dashcamie!). Własnie minęliśmy Thredbo i już byliśmy na wąskim aslafcie. Była 8,30 rano. Facet z firmy dostawczej z Wodonga warknął na mnie, że jesli natychmiast nie zapłacę całości rachunku za dostawę mebli, to on natychmiast zawróci kierowcę z całym majdanem. Probowałam zwrócic jego uwagę na to, że przecież zaplaciliśmy depozyt i nikt nas nie instruował, kiedy mamy doplacić resztę. Poza tym jestesmy na waskiej drodze, nie jest tu łatwo zakręcić.
Przy okazji zapytałam, czy wynajęta markiza ma podłogę, i ku swej rozpaczy usłyszałam, że scian ani podłogi nie ma. Facet groził mi coraz bardziej, więc poprosiłam, aby podał nam smsem numer telefonu do jego biura, ale w tymze samym momencie skonczył się zasięg komórki.
Przystanęliśmy gdzieś po wariacku na poboczu drogi, w mojej teczce z papierami znalazłam dowód wplaty depozytu i co wazniejsze numer telefonu do biura w Wodonga. Odezwała się jakas panienka, która dosc grzecznie przyjęła platność moją Mastercard. Całą dalszą drogę mąż dziękował Matce Boskiej za to, że w ostatniej minutce zasiegu telefonicznego pozwoliła nam rozwiązać problem. Strach pomysleć, jaki byłby skandal, gdyby nadal lało, a tu ani jednego krzesła, ani stołu, a dookoła same bajora. Bynajmniej się nie zanosiło na ładną pogodę. Słonko owszem pokazało się rano w Crackenback, ale tu nad trasą do Geehi nadal wisiały ciężkie chmury i ta sama mgła.
Tutaj część poprzednia (pierwsza) reportażu
Jakież było nasze zdziwienie, kiedy w Geehi nieśmiało pokazało się słonko, jakims cudem w ciągu nocy wyparowały bajora i świat wyglądał zupełnie inaczej.
Zaczęła się krzątanina: rozwożenie stojaków reklamowych oraz rozwieszanie winylowych portretów Kosciuszki i Strzeleckiego na wysokich drzewach (tu dodam, że czubku użyczonej nam kilkumetrowej drabiny dzielnie balansował Grzegorz gotów do podwiązania sznurów). Pojawiało się coraz więcej gości. Nie było szans zapanować nad sytuacją, porozumiewanie sie za pomoca radiotelefonów zdało egzamin zaledwie przez kilka minut. Każdy kto mógł, podejmował akcję po swojemu.
Zbolała Ernestyna kuśtykała na swym nowym chodziku i po prostu nie miała szans być wszedzie, aby wszystkiego dopilnować. Ale pilnować w zasadzie nie było czego, bo wszystko toczyło się jak według scenariusza. Pełny sukces: słońce, przesympatyczni goście, Lajkoniki w odświętnych strojach, Ambasador zadowolony, podobnie radośni oficjele. Przemówienia okazały się w sam raz, nie za długie, wstęgi elegancko przecięte, i wreszcie nastąpiła najradosniejsza, najweselsza, nabradziej atrakcyjna część programu – sadzenie drzewek.
Foto F. Molski, oto Ambasador M. Kołodziejski prezentuje otrzymany z prezencie dar od Dyrektora Muzeum w Corryong |
Fot. Andrzej Kozek, Nareszcie wiadomo, że na obrazie jest panorama Snowy Mts |
Najpierw pojawili sie pracownicy NPWS z wiaderkami i doniczkami, galonami wody; poinstruowali wybranców, jak prawidłowo sadzić drzewka: wykopać dołek, wrzucić fertylajzer, dodać kryształki wody, umiejętnie wyłuskać sadzonkę z doniczki, wkopać w dołek i zachować mocujący kijek. Nasi wybrańcy świetnie sobie dawali radę, w tym nasze Aborygenki, natomiast najtrudniej było operować szpadlem naszej filigranowej Asanstazji. Skoczyła, przez moment zawisła na szpadlu i omal nie uleciała w powietrze. Ktoś tam musiał jej w końcu pomóc.
Chętnych do sadzenia było wiele osób. Nie brakowało zapasowych drzewek. Tu już nawet kamery potraciły orientację, kto z kim sadzi (miało być parami...) i na jakim jest etapie. Zapanował Uroczy Chaos. Do tego wielu podchodziło do tablic, aby sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie. Pracownicy NPWS każde nowo posadzone drzewko otaczali okrągłym metalowym płotem w ochronie przed kangurami.
No i w końcu -zaproszenie pod Geehi Hut, gdzie już ustawiono krzesła w markizie i pod Tyrell Hut, jak się okazało, stoły z wiaktuałami stały na werandzie, a najbardziej zdumiewającą niespodzianką było to, że nasza pani od catering przywlokła z samego Khankoban (oprócz kartonów z lunchem) kilka gigant czajników, aby każdy mógł sobie zaordynować gorącą czekoladę. I chyba to własnie zostanie na wieki w naszej pamięci!
Szczerze powiem, że niewiele szczegółów dnia zapamiętałam procz tej czekolady. Utkwił mi też w głowie i taki moment, kiedy filigranowej Anastazji wręczyłam sponsorski bochen makowca z kruszonką – z jaką radościa uwiesiła mi się na szyi!. Mam nadzieje, że filigranowa panienka spisze kiedyś historię swej aborygenskiej (i duńskiej) rodziny, że zostanie kiedyś znana malarką, a może i pisarką, i oczywiście, że z powodzeniem ukończy studia. Najsłynniejsza postać regionu, dr Honor Auchinleck napisała mi emaila w kilka dni po uroczystosciach:
With you all at Geehi I met a lovely girl, a school leaver from Tumbarumba High School. I think her name is Anastasia. She told me how she was going on to do Arts at Charles Sturt University in Wagga. Did you tell me that she was of Indigenous descent? She was a person who really reaches out to others with a lovely smile and a warm welcome. From across the Murray River here in Victoria, I shall be wishing her well in all she does. Raduje sie moje serce, że postac filigranowej panienki wzbudza sympatię wielu osób.
Pisałam wcześniej, że po wcześniejszych obawach, wszystko w poniedziałkowe południe zaczęło się nagle toczyć "jak w scenariuszu". Pan Ambasador (wraz z p.Łukaszem) byli dobrze do imprezy przygotowani: podręczne nagłośnienie dobrze działało, na dodatek operujący sprzętem filmowym Krzysio Małek dopiął Ambasadorowi specjalne mikrofony, które znacznie polepszyły poziom nagrania. Jakież było potem moje przerażenie, kiedy okazało się, że nasza aborygeńska gwiazda, nasz wielce dostojny gość Aunty Iris White mówi szeptem, bez mikrofonu. Najpierw próbowałam pokazywać konferansjerom na migi, aby jej podali mikrofon, w końcu popychając mój wózek inwalidzki rozpoczęłam podróż w stronę Ulki. Byłam tak wściekła, że nie mogłam oddychać. Zanim doszłam do Ulki, Iris skończyła swoją mowę. Ulka zdołała mi tylko powiedzieć, że Iris nie życzyła sobie mikrofomu. "Czy ona wie, jaką mi krzywdę wyrządziła?" zapłakałam w duchu.
Nie będę tu wchodziła w szczegóły, w jaki sposób weszłam w posiadanie nagrania i jak do niego doszło. Warto raczej się skupić teraz nad wysłuchaniem wersji angielskiej "Welcome to Country" i przeczytaniem polskiego tłumaczenia.
W imieniu ludu Monero Ngarigo chciałam dzisiaj tutaj powitać was wszystkich na czele z naszymi polskimi przyjaciółmi, lorin, dzień dobry! To dla nas również ważny dzień, kiedy przypada okazja uhonorowania naszej przyjaźni, która się formowała przez ostatnie 15 lat. Tu obok mnie stoją reprezentantki młodszego pokolenia - młoda Tanaya Edwards oraz Aunty Sally Lavallee. Kiedyśmy przybyły pierwszy raz do Geehi, a było to jakieś 25 lat temu, naszą pierwszą wizytą sterował NPWS pod przywództwem ówczesnego dyrektora, Dave Darlingtona.
Chciałabym dzisiaj złożyć hołd Davidowi na całą pracę, cały wysiłek, jaki zainwestował w rozwój przyjaznych więzi między polską społecznością, a ludami Monero Ngarigo.Ta nasza przyjaźń omal się nie wykoleiła na samym początku, ale na szczęście prowadził nas prostą drogą KNP Plan of Management.Wiele się wydarzyło od pamiętnego 2006 roku. Przeszliśmy długą drogę, straciliśmy liderów naszej starszyzny, zmarły: Aunty Rae Solomon Stewart, Aunty Margaret Dixon i moja matka Aunty Diana Davison. Teraz to nam przypada ciężar uniesienia odpowiedzialności i kontynuowania całej tradycji, która nas wiąże z naszym krajem.
Chciałabym teraz podziakować Andrzejowi i Ernestynie, Urszuli i Toniemu oraz członkom Lajkonika, którzy w ciagu 15 lat stali się naszymi drogimi przyjaciółmi.Pamiętam, 5 lat temu stałam na czele małej delegacji Monero Ngarigo do Polski, gdzie potraktowano nas jako honorowych gości. A dzisiaj Panie Ambasadorze, to wy jesteście naszymi specjalnymi gośćmi, tu na terenie naszej rodzimej ziemi, na terenie Kosciuszko National Park.
Są dwa wielkie nazwiska w Polonii australijskiej, dwóch wielkich bohaterów - nie zapomnijmy jednak, że stoimy na rodzimej ziemi ludu Monero Ngarigo, że ta ziemia zawsze była i zawsze będzie krainą aborygeńską.
Aunty Iris White with Tanaya Edwards and Aunty Sally Lavallee, and Matt White of NPWS. Photo Łukasz Graban |
Aunty Iris White -The Speech in English. Dur 2:44
Polish Ambassador's Speech in English.Dur 7:20
The speech by Amb. Mieczysław Kołodziejski. Photo & Audio by K. Małek |
NPWS New Director Kyle Williams's speech. Dur 3:20
New Director Southern Ranges NPWS, Kyle Williams.Photo & Audio by K. Małek |
Ciąg dalszy relacji, w tym historycznych przemówień, już w opracowaniu. Zapraszamy do Pulsu Polonii.
A poniższego linka prosimy wrzucić na BF.
Can you drop this link on your FB?
www.zrobtosam.com/PulsPol/Puls3/index.php?sekcja=1&arty_id=21946 |