Oficjalne wejście przez rząd Mateusza Morawieckiego na ścieżkę rewolucji ukrytej za sloganami walki z dyskryminacją zaskakuje tylko na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę jest jednak konsekwencją tego wszystkiego, co kolejne „nocne”, dzienne i „dobre” zmiany prezentują przecież nie od dzisiaj, podążając konsekwentnie za globalistyczną agendą.
Uchwała o przyjęciu Krajowego Programu Działań na Rzecz Równego Traktowania na lata 2022–2030 będzie mieć daleko idące konsekwencje. Za zaklęciami walki z dyskryminacją, przemocą i nierównością etc. podąża bowiem konkretne prawodawstwo dotyczące małżeństwa, edukacji, zatrudniania czy też swobody wyrażania poglądów. Władze otworzyły właśnie drogę do uprawomocnienia postulatów tęczowego lobby, którego skrywanym nieudolnie celem jest rozbicie instytucji rodziny, czyli podstawy zdrowego społeczeństwa i wspólnoty narodowej.
Trudno jednak mówić o wielkim zaskoczeniu. W ciągu ostatnich niemal siedmiu lat rządów obecnego obozu władzy zdążył on zaprzeczyć wielu swym kluczowym obietnicom, dzięki którym zaufali mu wyborcy. Polacy zirytowani prezentowanymi przez poprzedników z PO i PSL arogancją i ostentacyjną służalczością wobec „zagranicy” głosowali w podwójnych wyborach 2015 roku przeciwko aferzystom, niekontrolowanej imigracji, wysokim podatkom, grabieży pieniędzy z Otwartych Funduszy Emerytalnych, rewolucji genderowej, zachłanności Unii Europejskiej oraz berlińsko-moskiewskim hołdom w wykonaniu najwyższych przedstawicieli RP.
Chcieli natomiast zachowania suwerenności energetycznej, ochrony życia i rodziny, patriotyzmu w gospodarce i życiu społecznym, ułatwień dla przedsiębiorców, sprawiedliwych sądów, uczciwego zarządzania publicznym majątkiem, szkół i całej sfery publicznej wolnych od przejawów neokomunistycznej kulturowej rebelii uderzającej z całą mocą w instytucję małżeństwa a szczególnie w najmłodsze pokolenia.
To wszystko obiecywała nam Zjednoczona Prawica, której funkcjonariusze cierpliwie wycierali kościelne ławki i klęczniki, machali biało-czerwonymi chorągiewkami, prześcigali się w obietnicach skalibrowanych według potrzeb patriotycznego i konserwatywnego wyborcy.
Z kampanijnych haseł została dziś jednak garstka popiołu, i to praktycznie w każdej ze sfer, których dotyczyły szumne obietnice. Jeśli patrzący trzeźwym okiem, a nie przez pryzmat telewizyjnego ekranu miał jeszcze jakieś złudzenia, to powinien pozbyć się ich w trakcie dwuletniej – jak dotychczas – narodowej tresury sanitarnej.
Także opór PiS przed wypowiedzeniem antyrodzinnej (słynny punkt 12.) konwencji stambulskiej, jak dziś widzimy, miał mocniejsze podstawy niż tylko lekceważenie zagrożenia kryjącego się za zawartymi tam zobowiązaniami.
Ze Zjednoczoną Prawicą jest więc tak jak ze świnką morską – ani to świnka, ani morska. Przebierańcy obiecywali „rechrystianizację Europy”, jednak wciągają nasz kraj już bez skrępowania w orbitę niszczycielskiej rewolucji, która zyska za chwilę w naszym państwie oficjalne, instytucjonalne ramy. Zdziwią się bardzo i powykręcają w retorycznych wygibasach prawicowi publicyści zależni od państwowej kasy. Poczerwienieje niejeden proboszcz, a może i biskup upatrujący w Polsce pod rządzami Prawa i Sprawiedliwości lokalną emanację Państwa Bożego. Cóż, wszystko jest po coś, widocznie wszystkim nam przyda się kolejny zimny prysznic.
Rodzice muszą więc liczyć się z perspektywą zażartej walki o serca i dusze swych dzieci, skoro szkolne drzwi zostaną na oścież otwarte przed dewiacyjną propagandą. Podobne bitwy czekają nas wszystkich w pracy, na uczelni, w miejscach rozrywki i całej przestrzeni publicznej, łącznie ze świątyniami, jak ma to miejsce od wielu lat na Zachodzie. Trudno mówić o zaskoczeniu gdy zostajemy podstępnie poddawani agendzie realizowanej tam od wielu lat, niejednokrotnie właśnie z kluczowym udziałem farbowanej prawicy.
– Najlepszym sposobem zawsze była wojna. Wojna zmienia perspektywę w pięć minut – mówił w restauracji „Sowa i Przyjaciele” obecny premier a wówczas prezes BZ WBK Mateusz Morawiecki. Rozmowa z szefami innych dużych firm dotyczyła między innymi manipulowania nastrojami społecznymi w kontekście spodziewanych czy bieżących kryzysów. Zdaniem człowieka, który dzisiaj firmuje najważniejsze decyzje podejmowane w imieniu Polaków, rządzący powinni obiecywać ludziom to, czego oni chcą, a następnie stopniowo wygaszać oczekiwania.
To oczywiście niełatwe, dlatego najlepiej piecze się i wędzi w ogniu rozpalonym prawdziwą amunicją. Ludzie, szczęśliwi, że to co najgorsze na razie ich nie dosięga, wielu istotnych faktów nawet nie dostrzegą. Wiele innych szybko zapomną i wybaczą. Jak wiele? Właśnie trwa eksperyment, który to wyjaśni. Naszej sytuacji wcale zaś nie poprawia fakt, że na politycznej karuzeli niecierpliwie przebiera nogami kolejna zmiana iluzjonistów.
Niech więc nie będzie uznana za trywialne uproszczenie puenta, według której mamy do czynienia ze swego rodzaju parafrazą „tradycyjnej” polskiej alternatywy i dwa wyjścia z sytuacji. To „cudowne” zakłada, iż rządzący nawrócą się oraz zaczną działać na rzecz dobra narodu. Rozwiązanie „zwyczajne” obiecuje zaś, że jak zwykle uratuje nas nasza Pani i Królowa – Najświętsza Maryja Panna.
Roman Motoła, pch24.pl |