Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
25 czerwca 2022
Franciszek książę Sapieha - pryncypał Strzeleckiego
ESK, Leon Potocki

Franciszek Sapieha. Mal. LC Lampi
Tak się składa, że moje badania zawiodły mnie ostatnio na Kresy. Szukam materiałów na temat księcia Dominika Radziwiłła, który na prośbę Tadeusza Kościuszki przyjął u siebie do pracy czarnoskórego kamerdynera Jean Lapierre'a. W Polsce realizowany jest obecnie film o Kościuszce, obok którego występuje Lapierre. Z opisu fabuły filmu wynika, że się filmowcom coś tam trochę pomyliło, bowiem Kościuszko miał DWÓCH czarnoskórych przyjaciół, Agrypę Hulla i Lapierra, ale żadnego z nich (jak stwierdzili) "nie przywiózł sobie z Ameryki do Polski". Chciałam więc przygotować rzetelną opowieść o dwóch ulubieńcach Kościuszki. O Agrypie Hull pisałam niejednokrotnie. Teraz przyszedł czas, aby przetropić dzieje Lapierre'a. Pracuję nad tym tematem od kilku już tygodni, przedzieram się przez opasłe tomiska pamiętników z epoki w poszukiwaniu choćby okruszynek informacji o Lapierze. No i mamy, ale tylko okruszynki.

Szukam więc dalej, ale po drodze napotykam rewelacyjne materiały, które akurat nie do Kościuszki i Radziwiłła, ale akurat do Sapiehy i Strzeleckiego. Co też jest atrakcją! Oto fragment "Wspomnień" hrabiego Leona Potockiego, opowiadający o niezwykłym epizodzie w życiu księcia Franciszka Sapiehy. Sapieha to ten, co podczas podróży po Italii spotkał młodego Pawła Strzeleckiego, a zauroczony nim powierzył opiekę nad swymi majętnościami na Kresach; jednym słowem minował go plenipotentem zaniedbanych, rozkradanych majątków. W ciągu zaledwie kilku lat Strzelecki uczynił majątki dochodowymi. Książę zapisał mu więc w testamencie wielką sumę, która starczyła Pawłowi na sfinansowanie dziesięcioletniej podróży dookoła świata.

Miał szczęście Sapieha, że Strzelecki był człowiekiem uczciwym i utalentowanym. Jakim natomiast człowiekiem był sam książę? Zachowały się jego powiedzonka: „Chcesz mieć pieniądze w kieszeni, zdzieraj bez miłosierdzia chłopa"! Tak się często odzywał, jednak dbał o byt tego chłopa i przenigdy żadnej mu krzywdy nie dozwolił zrobić.Kolejne jego powiedzonko: "Chcesz mieć porządek w domu, rządź w nim kijem". Jednak u niego, nikogo nie dotknięto palcem. I jeszcze jeden cytat: "Ulubioną zwrotką codziennej piosnki ks. Franciszka Sapiehy, było: pieniądze, pieniądze, pieniądze! A jednak, co prawą ręką wygrywał, lewą rozdawał; żaden ubogi nie odszedł od niego bez wspomożenia, niejednej wdowy łzy otarł, niejednej sieroty został ojcem. Ale przede wszystkim był Sapieha DZIWAKIEM.

Był nader popularną postacią, chętnie o nim pisywali różni pamiętnikarze, nie tylko Potocki. Tadeusz Bułharyn tak pisał o nim: "Był to człowiek światły, nadzwyczajnie ukształcony, rozsądny, dowcipny, miły w towarzystwie, otwarty i dobroduszny, ale dziwak. Nie mógł znieść wystawnego życia, i etykietalnej wymuszonosci, rzadko kiedy i tylko w podróży zwiedzał swoje piękne dobra, i podróżował ciągle po Europie z jednym tylko pokojowcem. Zaopatrzywszy dobrze swoje kieszenie w pieniądze, chodził w miastach po wszystkich domach gier hazardownych i najskrytszych zaułkach podobnego rodzaju."Michał Federowiski we wstępie do Wspomnień Potockiego


Jednym słowem niezwykła postać. To właśnie on (pod innym imieniem) stał się bohaterem niezwykle popularnej powieści Eugeniusza Sue pt Tajemnice Paryża. Jako pierwsi na podobieństwo postaci (Franciszka Sapiehy i powieściowego księcia Rudolfa) zwrócili uwagę hr. Potocki oraz Bułharyn. Eugeniusz Sue był oczywiście francuskim pisarzem, ale jak spekuluje Potocki, "Sue urodzony był podobno na Litwie, w mińskiej gubernji, gdzie rodzice jego przez lat kilkanaście mieszkali".

Poczytajmy więc o przygodach Sapiehy, które zainspirowały Sue do napisania powieści przygodowej, popularnej do dziś, a w latach 1960 -tych nawet sfilmowanej (ze słynnym Jean Marais w roli głównej). Oto obszerny fragment z pamiętników hr. Potockiego.

Ks. Franciszek Sapieha odbywał razu pewnego podróż w dyliżansie z Brukselli do Paryża z trzema nieznajomymi. Jeden z nich mógł mieć około lat czterdziestu, postawy szlachetnej, fizjonomji przyjemnej, zwracał na siebie uwagę, grzeczny w obejściu, nie nadto uprzedzający, nie nadto mówiący, tłómaczył się jasno, zwięźle, dowcipnie, ze znajomością świata i ludzi. Dwaj drudzy towarzysze podróży, tytułowali go wice-hrabią, — a książę wnosił, że musiał być jednym z tych emigrantów francuskich, którym pozwolono już wracać do kraju. Chociaż do zawarcia nowych znajomości nie był skorym, rozmowa z nieznajomym wielce mu się podobała, mimowolnie lgnął, jak to mówią, do niego i wzajemną, jak się zdawało, wzbudzał w nim sympatję.

Dojechawszy do Paryża, dyliżans się zatrzymał, wysiedli z niego podróżni i pożegnali się z sobą, nie pytając nawet jeden drugiego: z kim zaszczyt miałem mówić? W kilka dni później, pod wieczór, nasz Francuz z dyliżansu zastąpił drogę księciu ną ulicy i przywitał się z nim jak z dawnym znajomym. Odtąd spotykali się prawie codziennie, ale zawsze o szarej albo nocnej godzinie, to na bulwarach lub placach, na polach Elizejskich lub w lasku Bulońskim; nigdy wszakże ani w salonie cudzoziemców, kiedy gra zgromadzała przybywających ze wszystkich stron szerokiego świata, ani w teatrze, ani w wyższych towarzystwach, z czego domyślać się wypadało, że chociaż wrócił za amnestją ogólną do Francji, lękał się zwracać na siebie uwagi rządu, unikał od ludzi, których opinji politycznej nie dzielił.

Razu pewnego odebrał książę Sapieha list od towarzysza podróży, w którym przepraszając, że z powodu słabości zdrowia, nie może mu złożyć osobiście winnego uszanowania, uprasza, aby go raczył odwiedzić dla ważnego, niecierpiącego zwłoki interesu. Książe kazał odpowiedzieć, że będzie, poczem ubrał się i wychodząc z domu, wziął z sobą kilkaset franków, zmiarkował bowiem, że pożyczka pieniężna musiała być owym niecierpiącym zwłoki interesem.


Paryż, Nicolas Jean Baptiste Raguene

List był podpisany przez Juliusza wice-hrabiego de Saint-Autin, a na nim adres: Rue du Bac № 16 au premier. Mieszkanie książę znalazł łatwo, a przeszedłszy przez przedpokój, w którym zastał kilku służących w bogatej liberji, wszedł do gustownie umeblowanego salonu. Wice-hrabia przyjął go z grzecznością dobrze wychowanego człowieka, posadził na kanapie, a stanąwszy przed nim, temi słowy przemówił:

— Mości książę, szczęśliwym trafem dla nas obydwóch spotkaliśmy z sobą, zbliżyliśmy do siebie i na tem podobno oba nieźle wyjdziemy; ja, może lepiej: bo otrzymam od ciebie potrzebne mi pieniądze, a pan za swoją niostrożność odbierzesz przestrogę na przyszłość. Już nie czas obwijać słowa w bawełnę, przystąpmy do rzeczy: nazwę vice-hrabiego de Saint-Autin przybrałem i mniejsza o to, jak się istotnie nazywam.

- Przed pięciu laty, skazany na całe życia na galery, za co? — nie pamiętam, gdy mi się ten rodzaj życia wielce nie podobał, kaducznie był nudny i niewygodny, użyłem wszelkich sposobów uwolnienia się od niego i jako człowiek rozumny, postawiłem na swojem. Z Brestu przeniosłem się do Niemiec, a stamtąd przez Bruksellę przybyłem z panem do Paryża. Pozostać tu dłużej nie mogę, gdyż policja argusowe ma oczy; wynosić się więc muszę czemprędzej do Ameryki, gdzie wolność osobista każdego zabezpieczona jest prawem. Wszakże tak daleka podróż znacznego funduszu wymaga, książę mi go dostarczysz, a za przyjemność jaką w mojem towarzystwie doznałeś w podróży z Brukselli do Paryża, zapłacisz mi koszta podróży do Ameryki.

Na takie dictum acerbum, książę się nieco obruszył, ale go zaraz awanturnik uspokoił, gdy za pierwszem klaśnięciem w dłoń, otworzyły się jednocześnie drzwi z trzech stron do pokoju wiodące, a w nich ukazało się po dwóch ludzi z pistoletami w ręku. Na znak powtórny, drzwi się zamknęły, siła zbrojna zniknęła, a książę, wstając z miejsca i głaszcząc się pod brodę, co zwykł był czynić, gdy go coś zblizka dotyczyło:

— Panie vice-hrabio! — zawołał, — czy wiesz, żeś djabelnie rozumny i lepszy z ciebie gracz odemnie. Ja gram w karty, nieraz wygrywam, częściej przegrywam, a waćpan zagiąłeś na mnie parol sans perdue, z dodatkiem maro: — Zapłać, bo ci w łeb palnę!

— Tak jest — odezwał się na to ex-galernik — nie ma rady, zapłać, bo ci w łeb palnę!

— A jak zapłacę, co się ze mną stanie? — zapytał książę.

— Delikatnie cię skrępujemy postronkami, na kanapie położymy, zawiążemy ci gębę, abyś nie krzyczał, a za godzin kilka, gdy się już dostaniemy za rogatki miasta, służba waszej książęcej mości zawiadomiona zostanie, gdzie cię ma

szukać, gdzie znaleźć i wyswobodzić. Wtedy radziłbym zachować postronki... na pamiątkę nadto wielkiej łatwowierności!

Książe przekonany, iż wszelki opór z jego strony nadaremny, dobył z pugilaresu pięćset franków i ofiarował temu nowego rodzaju egzekutorowi przymusu osobistego.

— Czy sobie z nas żartujesz? — krzyknął z gniewem złodziej. Jakże możesz nawet przypuszczać, abyśmy tak lichy okup brać mieli za księcia polskiego, byłoby to z ujmą twojej godności!

— Więcej grosza jednego już nie mam przy sobie!

- I na to jest sposób, napisz książę do swego kamerdynera, że jesteś przy grze, potrzebujesz pieniędzy i rozkazujesz, aby ci zaraz przysłał przez mojego posłańca szkatułkę, w której wiem, że się kilkadziesiąt znajdzie franków tysięcy.

Ciąg dalszy nastąpi. CDN.