Razem z Romanem Buczko, operatorem ze Lwowa, pojechałem na zwiad z 6-osobową drużyną w kierunku granicy ukraińsko-rosyjskiej. Tego dnia (29 maja) do Charkowa przyjechał prezydent Zełenski. Nikt z nas tego wówczas nie wiedział, ale Rosjanie jakby coś przeczuwali. Ich rakiety częściej niż w poprzednich dniach leciały na północno-wschodnią część miasta, a na terenach przygranicznych ostrzał był nieregularny, ale stały. W drużynie pięciu żołnierzy - „Lock”, „Kep” i „Żuk” to byli zawodowi rugbyści. „Lock” grał 10 lat w reprezentacji Ukrainy i w wielu europejskich ligach, także w Polsce. „Biały” to spadochroniarz i świetny maratończyk, a „Antonio” jest młodym inżynierem, specjalistą do spraw ochrony. Jest z nami także Max lekarz z kompanii medycznej, w cywilu chirurg weterynarz z Kijowa.
Żołnierze ze 130. Batalionu mają opinię brawurowych i lekko szalonych, ale także takich, którym szczęście sprzyja. Bronili Kijowa, byli w Buczy i Irpieniu. Od jakiegoś czasu bronią Charkowa i bardzo bliskiej granicy z Rosją. W oddali widzimy słup dymu, „Kep”, dowódca zwiadowców decyduje - „sprawdzimy, co tam się stało”. Ruszamy w kierunku miasteczka Pytomnyk.
Film z ukraińskiego frontu - 35 minut
|