Po raz kolejny z gościnnym występem przyjechał do Adelajdy Krzysztof Małek.Tym razem na zaproszenie Burnside Symphony Orchestra aby 28-go września zagrać z orkiestrą I Koncert fortepianowy d-moll op.15 znakomitego niemieckiego kompozytora, jak również pianisty - wirtuoza i klasyka epoki Romantyzmu, Johannesa Brahmsa.
Krzysztofa Małka przedstawiać nie trzeba. Przede wszystkim znany jest ze swoich wykonań muzyki okresu romantycznego, a w szczególności z jakości interpretacji i niezwykłej wirtuozerii. Jest on jednym z wybitnych pianistów koncertujących na całym świecie, nagradzany zawsze wielominutowymi owacjami na stojąco. Wanda Wiłkomirska, nasza znakomita skrzypaczka, podsumowała kiedyś Krzysztofa słowami: "Jest jeszcze jeden taki pianista jak on, Horowitz".
I Koncert fortepianowy d-moll op.15 J. Brahmsa, nowatorski w stylu, który ze względu na swój symfoniczny charakter i ekspresyjną wirtuozerię, został zaliczony do arcydzieł muzyki XIX wieku. Słuchając tego koncertu wydaje się, że był on efektem jednego wielkiego porywu natchnienia kompozytora. Prawda jest jednak inna. Praca nad tym koncertem zajęła Brahmsowi kilka lat gdyż był on skrajnym perfekcjonistą i kompozytorem bardzo samokrytycznym. Poprawiał i redagował swoje kompozycje, niektóre z nich latami, aż spełniały jego wysokie oczekiwania. Natomiast utwory, których nie udało mu się dopracować do końca, po prostu niszczył.
Początki pracy nad wspomnianym wcześniej I Koncertem fortepianowym są również przykładem dążenia kompozytora do perfekcji. W trakcie komponowania utwór przechodził różne formy. Brahms rozpoczął utwór jako sonatę na dwa fortepiany, później przekształcił swoją kompozycję w czteroczęściową symfonię żeby po ponownej przeróbce wyłonił się wreszcie finałowy koncert fortepianowy. W ten sposób powstał jego pierwszy wielki utwór symfoniczny. I pozostał jednym z najwyżej cenionych dzieł Brahmsa jak również jednym z najtrudniejszych koncertów kiedykolwiek napisanych na fortepian!
Zastanawiające dla mnie było dlaczego, podczas wcześniejszej rozmowy z dyrygentem, Krzysztof wybrał akurat ten koncert.
- Raz na jakis czas przytrafia się kompletna wolność w wyborze programu. Tak było tym razem, więc biorąc pod uwagę rozmiar tego koncertu, który zwykle odstrasza orkiestry i dyrygentów, miałem ogromne szczęście, że pan dyrygent podjął wyzwanie. Wręcz się ucieszył niemalże tak jak i ja sam - zdradził Krzysztof.
- Poza tym lubię grać Brahmsa. Nawet bardzo. I dodam jeszcze, że na liście najbardziej popularnych pytań przeważnie zawsze jest to: "Kto jest twoim ulubionym kompozytorem"? Ja się takich pytań nie boję. Od zawsze w pierwszej trójce są Chopin, Liszt i właśnie Brahms - uprzedził moje pytanie.
Ale też nie boję się już grać nikogo. To przyszło z wiekiem i doświadczeniem. Jednak kiedy mam wybór, to zdecydowanie kompozycje okresu romantycznego - dodał.
Ten koncert, to jeden z najdłuższych kiedykolwiek napisanych koncertów na fortepian i trwa około 55 minut! Utwór ten wymaga od solisty wręcz niesamowitej kondycji zarówno psychicznej jak i fizycznej. Wymaga również niesamowitego skupienia.
- Powiem tak, używając przenośni- dorzucił Krzysztof. - Gdyby wszystkie ważne koncerty fotepianowe reprezentowali ludzie, Brahms wyróżniałby się jako najwyższy i najpotężniej zbudowany wśród tłumu. Może znajdzie się kolega Rachmaninoff, który odrobinę "szybciej biega" albo Chopin, który nie ma sobie równych "w śpiewaniu"... ale nie ma na tym świecie osoby, która przeszłaby obok Brahmsa nie drżąc ze względu na jego potęgę.
- "Brahms" to słowo, które natychmiast wzbudza strach i szacunek. Swoją drogą te dwa słowa są bardzo ze sobą związane w świecie muzycznym. Kiedy jeszcze mieszkałem w Warszawie w jeden weekend ktoś wykonał trzeci koncert Rachmaninowa. W następnym tygodniu przyjechał Garrick Ohlsson (zwycięzca Konkursu Chopinowskiego w 1970) i zagrał pod rząd oba koncery Brahmsa. Powiem tyle, o Rachmaninowie nikt ani nie pamiętał ani nie mówił...
Krzysztof Małek na każdym swoim koncercie wprowadza słuchaczy w coś na podobieństwo hipnotycznego transu. Kiedy zasiada do fortepianu i uderza w klawisze aby wydobyć pierwsze takty muzyki odnosi się wrażenie, że on i fortepian stają się w tym momencie jednością. Tak też było podczas tego koncertu. Jego zręczne palce w momencie kontaktu z czarno- białymi klawiszami fortepianu stały się jakby scalone w jakiś magiczny sposób z instrumentem i za każdym razem do słuchaczy dochodziły wydobywające się z niego niesamowite, hipnotyzujące wręcz tony.
I już od tych pierwszych dźwięków zdaliśmy sobie sprawę, że będzie to dla nas uczta duchowa. Bo niczego innego nie można się spodziewać po tej klasy pianiście. Publiczność dostała to wszystko, czego oczekiwała. Wirtuozerii! W jego wykonaniu usłyszeliśmy muzykę napisaną w podnisłym, majestatycznym tonie, ale zarazem i pełną liryzmu, melancholii i nostalgii jak również pełną jakby buntu. Bo Krzysztof zawsze wykonuje każdy utwór z ogromna precyzją i pełną świadomością wybranych środków. Na każdym jego występie mamy do czynienia z dojrzałym pianistą, pewnym swych artystycznych wizji. I zawsze od pierwszych dźwięków słychać, że podchodzi do sprawy z dużym opanowaniam, bez obaw o swoje możliwości, ale też i bez ryzyka. Tak też było i tym razem.
- Oczywiście, przed koncertowa trema jest zawsze - zdradził Krzysztof. - I każdy, kto twierdzi, że nie ma tremy, albo kłamie albo nie traktuje swojej pracy poważnie. Cała sztuka polega na tym, by tremę i nerwy nauczyć się kontrolować i wrecz przekierować te emocje na własną korzyść.
To pewnie dlatego Krzysztof zawsze gwarantuje swojej publiczności rzetelną pianistykę z wysokim poziomem wykonania.
Niezależnie od tego, czy ktoś lubi muzykę Brahmsa, czy nie, nie można kwestionować wpływu jego twórczości na historię muzyki. Jego I Koncert fortepianowy zyskał uznanie słuchaczy i na stałe zagościł w repertuarze wybitnych pianistów i na salach koncertowych świata. Jako jedna z pierwszych wysłuchała tego koncertu Klara Schumann (wspaniała pianistka i kompozytorka, żona znanego kompozytora Roberta Schumanna). I w jej ocenie " Prawie cały brzmi pięknie, niektóre części o wiele piękniej nawet niż sam Johannes sobie wyobrażał lub oczekiwał. " I co tu więcej dodawać?
Środowy występ Krzysztofa to była prawdziwa muzyczna uczta dla nas, a dla pianisty niekończące się owacje na stojąco. Szkoda, że na jednym bisie się skończyło, ale Krzysztof symbolicznie zamknął klapę od fortepianu pomimo, że domagaliśmy się więcej. Wracaj do Adelajdy i graj dla nas i z nami częściej! Tego domaga się publiczność i orkiestra.
Tekst i foto GSW
|