Dzień 17 października zapisał się w pamięci pewnej śląskiej rodziny, zapisał się także i w historii australijskiej Polonii, szczególnie tej powojennej. Bohaterem jest bowiem ta sama postać, chociaż dwie wspomniane daty dzieli około 30 lat. Pierwsza uroczystość, to 17 października, rok 1931. W dzień po swoich imieninach, pani Jadwiga ze śląskich Kochłowic urodziła chłopczyka, któremu dano imię Józio. Chłopczyk rósł i stawał się coraz bardziej rezolutny. Kiedy proboszcz z kolędową wizytą zapytał – Kim ty chciałbyś Józiu być jak urośniesz?- Rodzice mieli nadzieję, że synek odpowie – chciałbym być sztygarem. Ale nie, czteroletni Józio odpowiedział – Ja będę księdzem... I jest księdzem!
Tak, to ksiądz Józef Kołodziej, który w dzień swoich urodzin, 17 października 1962 roku znalazł się w Sydney. Młody polski kapłan przypłynął statkiem – samoloty przez blisko 10 kolejnych lat nie były jeszcze powszechną formą komunikacji między Europą i Australią. Pierwsze, co zapamiętał ks. Józef, to pytanie: How do you like Australia? – odpowiem, jak zobaczę, mówił.
Od pierwszych dosłownie dni pobytu, ks. Józef został wciągnięty w wir pracy – nie tylko duszpasterskiej, ale także i społecznej. Najpierw skierowano go do Ośrodka Duszpasterskiego Fairfield – Cabramatta w zachodnich dzielnicach Sydney. Potem było Brisbane, Nowa Zelandia, nawet Afryka i na powrót sydnejskie Ośrodki Duszpasterskie. Wszędzie oprócz kapłańskich obowiązków - odprawiania Mszy św., udzielania Sakramentów św. i przygotowywania do nich, ks Józef współpracował z polskimi organizacjami. Będąc sam polskim harcerzem, opiekował się drużynami harcerskimi. Był niezrównanym organizatorem wielu Obozów i Zlotów. Prowadził zespoły młodzieżowe – m. in słynne sydnejskie Leatare. Odwiedzał Polaków w domach. Szczególnie tych starszych, schorowanych, łaknących polskiego słowa.
To o Księdzu Józefie Kołodzieju pisze w swojej powieści autobiograficznej The sparrow garden poeta, Peter Skrzynecki, zaliczany już do australijskiej klasyki.
W niedzielę, 16 października bieżącego roku, w kościele św Wincentego w Ashfield celebrowana była wigilia podwójnej uroczystości. 17 października mija bowiem równe 60 lat pracy duszpasterskiej ks. Józefa w Australii, a także przypadają 91. urodziny tego Niezwykłego Kapłana. Celebrans odprawiał południową Mszę św. Na przekór upływowi lat, w żadnym geście, w żadnym wypowiadanym słowie Księdza Józefa nie można było dostrzec ani odrobiny rutyny. Tak jakby ta Najświętsza Ofiara była jedyną i niepowtarzalną jaką kiedykolwiek sprawował. Czystym, dźwięcznym głosem odśpiewał Ksiądz Józef wszystkie modlitwy i wezwania.
|
Do każdego z uczestników Nabożeństwa dotarły słowa homilii, oscylujące wokół przesłania, aby nie ustawać w modlitwie. Wspomniał także swoją Matkę, Jadwigę. Chociaż od wielu lat już nie żyje, jednak Jej słowa, Jej przykład a także filozofia Jej życia, towarzyszą ks. Józefowi każdego dnia.
Wśród sydnejskich parafian Ksiądz Józef zyskał sobie przydomek ‘Kapłana, który mieszka w Konfesjonale’. Zjawia się bowiem w Ashfield regularnie w każdą trzecią niedzielę miesiąca, jak Dobry Duch, aby służyć ludziom. Nie, to nie jest sędzia, ani oskarżyciel – to serdeczny Przyjaciel, to Ojciec, który rozumie życie i pomaga wyprostować, a czasem nawet odgruzować ścieżki łączności z Bogiem...
Drogi Księże Józefie, czego można Ci życzyć z okazji Twoich 91. Urodzin oraz 60 lat pracy duszpasterskiej w Australii?
Jan Kochanowski zawarł swoje życzenia w jednym z wierszy:
Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje; Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje! [...] A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym, Pożywieniem uczciwym, ludzką życzliwością, Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.
Drogi Księże Józefie - Ty to wszystko o czym pisze Poeta już osiągnąłeś. Nie przyszło samo, ale jest wynikiem ogromu pracy jaki włożyłeś i w dalszym ciągu wkładasz, ubogacając duchowo wszystkich, którzy mają szczęście spotkać Cię na swej drodze.
Niech Pan Bóg błogosławi Ci na każdy dzień, każdą minutę Twojego życia.
Marianna Łacek OAM
|