Z Elizą Sarnacka-Mahoney rozmawiała Jolanta Wysocka z Nowojorskiego Nowego Dziennika. Fragment:Polonia amerykańska bardzo się od czasów mojego przyjazdu do USA zmieniła i zmienia się dalej, a widać to szczególnie dobrze w zachodniej części USA, gdzie mieszkam. Maleje liczba osób z polskimi metrykami, rośnie liczba małżeństw mieszanych, gdzie językiem polskim posługuje się tylko jeden rodzic, i w związku z tym rośnie liczba polonijnych dzieci nie tylko urodzonych już tutaj, ale również bez opcji posługiwania się językiem polskim w domu na co dzień. Dziewięć na 10 polonijnych rodzin w moim otoczeniu to właśnie takie rodziny. Dziesięć na 10 tych rodzin deklaruje chęć przekazywaniem dzieciom „polskości”, w tym przede wszystkim języka, ale często nie wie, jak się do tego zabrać, albo jak sobie radzić na poszczególnych etapach dwujęzycznego wychowania, gdy pojawiają się rozmaite przeszkody. Wiele się zniechęca, wiele widzi potrzebę zreformowania polskiej szkoły i zastąpienia jej obecnego modelu szkołą przede wszystkim językową, gdzie nacisk będzie położony na naukę języka, a wiedza o Polsce byłaby przekazywana już w języku kraju, w którym dziecko mieszka.
-Czy Pani w ten sposób wychowywała i uczyła swoje córki?
Bywało. W fazie, gdy przyswajały język polski, kierowałam się zasadą, że daję im tyle polskiego, ile mogę, i stawałam na głowie, by znaleźć polskojęzyczne opiekunki, gdy zachodziła taka potrzeba. Gdy podrosły i już czytały, niektóre informacje o Polsce podawałam im ze źródeł anglojęzycznych. Miało to tę korzyść, że mogły to przeczytać razem z anglojęzycznym tatą, to był jeden ze sposobów włączania go w ich dwujęzyczne wychowanie. Do dziś doskonale pamiętam dzień, gdy wpadł mi do głowy pomysł utworzenia Polonijnego Dnia Dwujęzyczności i na gorąco, telefonicznie, przegadywałyśmy sprawę z Martą Kustek, szefową DSNY. Już wtedy mówiłam, że musi to być święto, gdzie znajdzie się miejsce także dla niepolskojęzycznego rodzica polonijnego dziecka. Rola tego „drugiego” rodzica w dwujęzycznym wychowaniu w ogóle do tej pory nie była podejmowana, a ja na własnej skórze sprawdzałam, że jest przeogromna. Pewnie powiem coś, co niektórych kompletnie zaskoczy, ale postawa mojego amerykańskiego męża wobec dwujęzyczności naszych córek była, być może, nawet ważniejsza od mojej własnej. Ja byłam rodzicem od praktycznej nauki języka polskiego, ale to mój mąż był tym „zewnętrznym motywatorem”, który utwierdzał dzieci w przekonaniu, że ich dwujęzyczność jest czymś fantastycznym, wyjątkowym, że jest ważna nie tylko dla mnie, ich polskojęzycznej matki, ale również dla niego. Ich niepolskojęzycznego ojca. Jego zaangażowanie i entuzjazm to była nie wartość dodana, ale wartość obowiązkowa, żebyśmy osiągnęli cel. Wszystkich zainteresowanych tym aspektem dwujęzycznego wychowania już dzisiaj zapraszam na webinar, nad którym zaczęłam pracować. Myślę, że zorganizujemy go wraz z DSNY wczesną wiosną przyszłego roku.
Przy okazji zapraszam do odwiedzin portalu DSNY (www.dobraszkolanowyjork.com). To nie tylko centrum koordynacji obchodów Polonijnego Dnia Dwujęzyczności, ale prawdziwy „hub” informacji, pomysłów, artykułów, wywiadów, wszystkiego, co wiąże się z dwujęzycznością. Współpracujemy z ekspertami z całego świata, więc przy okazji to także możliwość podpatrzenia, jak wygląda polonijna dwujęzyczność w innych częściach globu, a przy okazji fascynująca wyprawa krajoznawcza i kulturowa. O moich własnych doświadczeniach wychowawczych pisałam przez lata w rubryce pt. „Przystanek Babel”.
Cały wywiad - tutaj |