Bożena Iwanowska, OAM | Z cyklu „Wasze historie” przedstawiamy wywiad z Bożeną Iwanowską OAM – ekonomistką, harcerką, działaczką społeczną wiktoriańskiej Polonii, od wielu lat zaangażowaną w pracę na rzecz szkolnictwa polonijnego i opieki społecznej nad polskimi seniorami.
Justyna Tarnowska [J.T.]: Podczas tegorocznego Święta Australii została Pani uhonorowana Medalem Order of Australia. Czym jest dla Pani otrzymanie tego wyróżnienia?
Bożena Iwanowska [B.I.]: Radością a zarazem pamiątką po śp. Marianie Pawliku. Pamiętam, jak dwa tygodnie przed śmiercią po raz ostatni odwiedził nasze biuro. Przyniósł ze sobą wypełniony wniosek, który czekał na złożenie już od dłuższego czasu. Marian podjął kolejną próbę przekonania mnie, abym zgodziła się na wnioskowanie dla mnie o to wyróżnienie. Nie miałam serca mu odmówić. Zgodziłam się.
Chciałam ten medal dedykować swojej najbliższej rodzinie – mężowi, dzieciom i siostrze, którzy przez te wszystkie lata zawsze wspierali mnie w niełatwej przecież pracy społecznej, jak i zawodowej. Pomagali przy organizacji wielu imprez i uroczystości, których przez te lata nazbierało się kilkadziesiąt. Pragnę również podziękować za wsparcie całemu gronu pedagogicznemu, z którym dane było mi pracować przez ponad 30 lat oraz współpracownikom z Biura Opieki. Dzień po dniu staramy się ze zwykłych codziennych zajęć tworzyć wspólnie rzeczy niezwykłe, wkładając w to wiele serca i dodatkowej pracy.
J.T.: Wśród licznych otrzymanych przez Panią odznaczeń, Medal Order of Australia jest pierwszym australijskim wyróżnieniem.
B.I.: Tak, jeśli bierzemy pod uwagę zasięg nagrody. Za działalność na rzecz wiktoriańskiej społeczności zostałam uhonorowana w 2011 i 2016 roku Victorian Multicultural Awards for Excellence przez Wiktoriańską Komisję ds. Wielokulturowości.
J.T.: Od trzech dekad związana jest Pani ze szkolnictwem polonijnym w Wiktorii. Jak zaczęła się Pani przygoda ze szkołą w Rowville?
B.I: Kilka miesięcy po przyjeździe do Australii zostałam poproszona o pomoc przy prowadzeniu najmłodszej grupy w szkole im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Rowville. Brakowało im nauczycieli, a ja akurat miałam doświadczenie pedagogiczne z Polski. Rozpoczęłam nauczanie wraz z początkiem nowego roku szkolnego 1990. Liczącą blisko czterdzieścioro uczniów klasę 0–1 prowadziłam wspólnie z Ewą Czaban. Nie miałam jeszcze wtedy australijskiego prawa jazdy, więc wożono mnie do szkoły i odwożono do domu.
W szkole w Rowville uczyłam, z przerwami na urlop macierzyński, od 1990 do 2012. Przez pierwsze lata prowadziłam zajęcia w klasach najmłodszych. Potem przez jakiś czas nauczałam w klasach 4–5, a następnie w klasach najstarszych 6–10. Moje dzieci również są absolwentami tej placówki. Od 2006 roku przejęłam funkcję tzw. referenta szkolnego (przemianowanej na koordynatora Działu Szkolnego Federacji) w prezydium Federacji.
|
J.T.: W latach dziewięćdziesiątych do Melbourne przybyło wielu naszych rodaków. Jak wyglądało szkolnictwo w tamtym okresie?
B.I.: Szkoły polskie, zarówno te społeczne, jak i państwowe były wtenczas bardzo liczne. W szkole w Rowville uczyło się ponad 200 uczniów, a w oddziale Victorian School of Languages w Dandenong pracowało kilkunastu nauczycieli języka polskiego. Poziom nauczania wtenczas był znacznie wyższy, bowiem uczniami były dzieci urodzone w Polsce, dopiero co przybyłe do Australii. Podręczników i pomocy dydaktycznych prawie nie było, więc trzeba było sobie radzić samemu.
J.T.: Jaka była różnica w edukacji polonijnej w szkołach społecznych i państwowych?
B.I.: Szkoły państwowe oferowały naukę od klasy 0 do 12. Uprawnione były także do przygotowywania uczniów klas 11–12 do zdawania egzaminu maturalnego z języka polskiego.
Zaś szkoły społeczne oferowały szereg zajęć dodatkowych dla dzieci. W szkole w Rowville mieliśmy m.in. zajęcia taneczne (Zespół „Beskidy”), chór, religię oraz organizowaliśmy rocznicowe i okolicznościowe akademie. Wiele osób związanych z „Syreną” posyłało tutaj swoje dzieci do szkoły.
Z racji na fakt, że przez pewien czas w szkole w Rowville uczyliśmy tylko do klasy 7, niektórzy rodzice, których starsze dzieci przechodziły do klasy 8 do VSL Dandenongu, decydowali się przenieść tam również swoje młodsze pociechy. Po otrzymaniu akredytacji umożliwiającej nauczanie do klasy 10, szkoła w Rowville oferowała już więcej rodzinom z dziećmi w różnym wieku.
J.T.: Z jakich swoich inicjatyw na rzecz szkolnictwa polonijnego jest Pani najbardziej dumna?
B.I.: Z organizacji obozów językowych dla uczniów szkół polskich, wspierających naukę języka polskiego oraz podtrzymujących ich więzi z rówieśnikami. Pierwszy obóz do Halls Gap zorganizowałam w 2008 roku. Kolejne obozy odbyły się w Jindabyne (2009), Hall Gaps (2010), na Tasmanii (2011, 2012) i w Deniliquin (2013). Z reaktywacji imprez takich jak Turniej Wiedzy o Polsce i Konkurs Młodych Talentów, które z powodzeniem organizuję wraz z federacyjnymi szkołami od 2006 roku. Od 2008 roku organizuję także wręczanie dyplomów Konsula Generalnego RP dla maturzystów wiktoriańskich.
Dzięki uczestnictwu w Zjeździe Założycielskim Kongresu Oświaty Polonijnej, który odbył się w 2012 w Pułtusku, zdobyłam cenne kontakty z całego świata, od wielu lat owocujące licznymi projektami i przyjaźniami.
Głębsze zainteresowanie szkolnictwem polonijnym i jego potrzebami skłoniły mnie do powołania do życia w 2013 roku Polskiego Towarzystwa Edukacyjnego w Wiktorii a w 2017 roku Lokalnego Ośrodka Metodycznego w Australii.
Współpracuję również z Komisją Oświatową Polonii Australijskiej (KOPA), w której pełnię funkcję zastępcy przewodniczącej i jestem odpowiedzialna za organizację szkoleń dla nauczycieli w całej Australii. Wyżej wymienione organizacje aplikują o granty z Polski i z Australii, aby wspierać rozwój zawodowy kadry nauczającej w szkołach polskich, a także organizować konkursy i wydarzenia edukacyjne dla uczniów.
Dumna jestem także ze współpracy z Community Language Victoria i Community Language Australia, w których nasze polskie szkoły są aktywnymi członkami. Oprócz udziału w konferencjach metodycznych, polscy metodycy oraz przedstawiciele polskich placówek dyplomatycznych zapraszani są do wygłaszania tematycznych prelekcji.
Nie mogę również zapomnieć o zorganizowanym, przez kierowany przeze mnie zespół, spotkania uczniów szkół wiktoriańskich z panią Prezydentową, Agatą Kornhauser-Dudą. Ta niezwykle udana i niezapomniana impreza pod nazwą „Przystanek Polska” odbyła się w Domu Polskim „Syrena” w Rowville, w trakcie wizyty polskiej pary prezydenckiej w Australii w 2018 roku.
J.T.: Jakie wyzwania dla szkół polskich niesie najbliższa przyszłość?
B.I.: Emigracja Polaków do Australii nie jest już tak liczna jak kiedyś. Zmniejszyła się także dzietność w rodzinach. Obecnie duża część uczniów szkół polskich to dzieci urodzone tutaj, często z drugiego i trzeciego pokolenia – dzieci i wnukowie naszych byłych uczniów. Zmienia się podejście edukatorów polonijnych do nauczania polskiego, bowiem nie jest to już język ojczysty, ale język drugi/obcy. Najbliższa przyszłość szkolnictwa polonijnego będzie wymagała od nas dostosowania się do nowych realiów i rozwinięcia metod pracy tak, aby móc bardziej efektywnie wspierać dzieci w procesie uczenia się języka polskiego, historii i kultury Polski – kraju ich przodków.
J.T.: Opieka społeczna to drugi ważny obszar Pani działalności. W jaki sposób rozpoczęła się Pani współpraca z wiktoriańską Federacją i Biurem Opieki Społecznej?
B.I.: W 2006 roku zostałam wybrana do prezydium Federacji jako koordynator szkół polskich. Gdy w 2011 roku z prezydium odchodziła pani Daniela Kowalczuk OAM, pełniąca wtenczas funkcję skarbnika i dyrektora biura, przejęłam jej pozycję z racji na swoje wykształcenie ekonomiczne i znajomość finansów (w Polsce ukończyłam ekonomię, a w Australii – Banking and Finance). Skarbnikiem byłam przez półtora roku.
Rok 2011 był trudnym okresem dla funkcjonującego przy federacji Biura Opieki. Kontrola wykazała wiele nieprawidłowości, a biuro mogło zostać przejęte przez administratora. Stworzony został komitet w skład którego wchodzili: ja jako skarbnik Federacji, dr Sylwia Greda-Bogusz OAM i Anna Kurzak. Organizacja DutchCare (obecnie MiCare), która pomagała nam w wyjściu z kryzysu, doradzała, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest postawienie na czele biura menedżera z prawdziwego zdarzenia. Żadna osoba pracująca społecznie nie jest w stanie z takim zaangażowaniem poświęcać się tej roli, dokształcać i dostosowywać się do wciąż zmieniających się rozporządzeń rządowych.
J.T.: Jak zareagowała Pani na otrzymanie propozycji pokierowania biurem?
B.I.: Miałam wykształcenie, doświadczenie pracy dla Federacji, dzieci w wieku szkolnym (które nie wymagały już tak dużej opieki). Pomyślałam, czemu nie spróbować i zgodziłam się.
Z racji braku funduszy, początkowo pracowałam w niepełnym wymiarze godzin – około 20 godzin tygodniowo. Dodatkowo, wiele godzin przepracowałam społecznie, bo był to niezwykle aktywny czas. Pamiętam nieocenioną pomoc Marty Bielskiej przy opracowywaniu procedur i innych niezbędnych dokumentów, tak bardzo potrzebnych, aby Biuro Opieki mogło sprawnie i zgodnie z prawem funkcjonować oraz spełnić wymogi określone dla akredytowanych placówek.
Praca w Biurze Opieki dała mi możliwość rozwoju zawodowego i doskonalenia umiejętności menedżerskich. W ciągu kilku lat uzyskałam Diploma in Community Services, Diploma in OH&S, Diploma in Management oraz Advanced Diploma in Management. Przy okazji wiele osób z naszego personelu i prezydium również otrzymało szansę podniesienia swoich kwalifikacji. W tamtym czasie, 2012 roku, ponad 150 osób z polskiej społeczności mogło bezpłatnie ukończyć Diploma in Management na Australian National Institute of Business and Technology (ANBIT), dzięki naszej współpracy z tą instytucją.
J.T.: Jak na przestrzeni lat zmieniło się Biuro Opieki Społecznej?
B.I.: W poprzedniej siedzibie biura na Queen Street w Melbourne pracowało 7 osób. W 2011 roku biuro organizowało wsparcie dla około 100 klientów, w tym 26 z pakietami pomocy dla osób starszych – Home Care Packages (HCP).Lata 2015–2018 były kluczowe dla rozwoju biura. W 2015 roku Biuro Opieki Społecznej oddzieliło się prawnie od Federacji i stało się oddzielną organizacją. „PolCare” obsługiwał wtedy dwa programy CHSP – Social System Development (wizyty wolontariuszy w domach osób starszych, wsparcie klubów seniora) i Social Support Groups (ośrodki zajęć dziennych dla seniorów).
Do 2017 roku mieliśmy już 35 klientów z pakietami HCP. Dzięki reformie sektora Aged Care, od 2017 roku usługi dla seniorów zostały udostępnione na wolnym rynku. Pozwoliło to nam rozwinąć zakres działań o usługi brokeragowe, czyli pośrednictwo w dostarczaniu usług opiekuńczych dla klientów spoza naszej organizacji. Gwarancje wieloletnich umów na dostarczanie rządowych programów opiekuńczych, umożliwiły nam dywersyfikację działań i pozyskiwanie mniejszych grantów na realizację dodatkowych projektów dla naszej polonijnej społeczności. W 2017 roku dostaliśmy fundusze na program, którego nam brakowało – Community Visitor Scheme (CVS) – wizyty wolantariuszy w domach opieki. W 2018 roku „PolCare” otrzymał akredytację na rządowy program wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami – National Disability Insurance Scheme (NDIS).
Pomimo tego, że okres pandemii koronawirusa (2020–2022) był dla naszej organizacji niezwykle pracowity i trudny, pozwolił nam rozwinąć kolejne usługi. Staraliśmy się zaspokoić oczekiwania klientów, nieustannie dostosowując się do zmieniających się obostrzeń epidemiologicznych i dyspozycyjności pracowników. W 2021 roku otworzyliśmy dom opieki zastępczej w Crib Point oferujący krótkie pobyty dla klientów i ich opiekunów.
Przez te ponad 12 lat mojej pracy w PolCare, zespół biura rozrósł się do blisko 30 osób, a zespół pracowników Personal Care Workers i Activity Workers – do 51 osób. W ramach ośmiu programów dostarczamy usługi do blisko 700 klientów rocznie, z czego klienci z pakietami HCP stanowią 30% (210 osób). Analizując plan strategiczny stworzony 12 lat temu, oceniamy, że obecnie zrealizowanych jest większość jego założeń. A dzięki niestrudzonej pracy Zarządu „PolCare” i całego zespołu pracowników organizacja powiększyła się ponad dziesięciokrotnie!
Wspominamy czasem, szczególnie na audytach prowadzonych przez departamenty (tzw. Quality Audit), jaką drogę przeszło nasze Biuro Opieki przez te 12 lat. Jestem z tego niezwykle dumna.
|
J.T.: Jakie są plany Biura Opieki?
B.I.: W tym roku czeka nas przeprowadzka do obszernego – i już własnego – biura w Mount Waverley. To spore przedsięwzięcie, ale i wielka radość dla całego zespołu pracowników. Przy okazji chciałabym podziękować zarządowi „PolCare”, na czele z prezeską dr Sylwią Grędą-Bogusz OAM i honorową skarbniczką Grażyną Galas, za wspieranie naszych inicjatyw i dobrą współpracę. Chcę również wspomnieć o doskonałej współpracy z prezydium Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii i podziękować wszystkim prezesom, z którymi miałam okazję współpracować, zaczynając od Krzysztofa Łańcuckiego AM, Adama Drahana, śp. Mariana Pawlika OAM, a kończąc na obecnej prezes Elżbiecie Dziedzic.
Chcemy kontynuować rozwój biura z ukierunkowaniem na polskie społeczeństwo w Wiktorii i zaspokajanie jego potrzeb. Obecnie aktywnie przygotowujemy się do wejścia w życie reformy usług z sektora Aged Care. Do 2024 roku chcielibyśmy wprowadzić kilka nowych programów. Rozdzielenie usług pozwoli większej liczbie klientów skorzystać z serwisów dostosowanych do ich konkretnych potrzeb.
J.T.: Jakiego typu wspacia najbardziej potrzebują osoby starsze?
B.I.: W 70% przypadków pomocy przy sprzątaniu w domu i pracach w ogrodzie. Z naszych obserwacji wynika, że również pomoc przy transporcie do lekarza czy sklepu jest bardzo potrzebna osobom starszym. Często też osoby starsze są bardzo samotne a spotkania w naszych grupach są świetnym lekarstwem na samotność. Wyjście z domu, spędzenie czasu w towarzystwie i zjedzenie gorącego polskiego posiłku są korzystne dla ich zdrowia psychicznego.
W sytuacji, gdy następuje spadek kondycji zdrowotnej, osoba starsza zaczyna potrzebować dosłownie wszystkiego. Począwszy od pomocy przy myciu się i higienie osobistej, poprzez przyrządzanie posiłków, sprzątanie domu i ogrodu, po transport do lekarza. Na spotkaniach z seniorami, nasi pracownicy doradzają, aby o pomoc aplikować dużo wcześniej niż będzie to potrzebne. Na przyznanie pakietu HCP czeka się minimum kilka miesięcy. Niestety wielu seniorów decyduje się szukać pomocy, gdy są już bardzo słabi i nie są w stanie zrobić nic wokół siebie. Dlatego radzę, aby starać się o tę pomoc zdecydowanie wcześniej.
J.T.: Czy członkowie polskiej społeczności są świadomi swojego prawa do ubiegania się pomoc świadczoną w języku polskim?
B.I.: Regularnie staramy się podnosić wiedzę członków polskiej społeczności w zakresie dostępnych usług i programów w sektorze Aged Care. Niestety wciąż wiele osób nie jest świadomych tego, jak wszechstronną pomoc mogą mieć w ramach programów rządowych.
Jest też grupa ludzi, którzy nie wiedzą na jakich zasadach działa nasze biuro. Myślą, że jesteśmy organizacją społeczną. Dzwonią do nas i żądają pomocy. Uważają, że mamy obowiązek im pomóc, bo przecież przez lata działali dla Polonii. Jako akredytowana organizacja otrzymująca publiczne pieniądze musimy działać zgodnie z wymogami prawnymi określonymi przez australijskie władze. Stąd też pomocy możemy udzielić dopiero wtedy, gdy wniosek danej osoby jest już rozpatrywany przez My Aged Care. Doradzamy także, żeby klient i jego rodzina interesowali się losami wniosku. Dzwonili do My Aged Care i dopytywali, na jakim etapie rozpatrywania jest ich wniosek. Jako dostawca usług jesteśmy stroną trzecią, nie uprawnioną do reprezentowania danej osoby dopóki nie jest ona naszym klientem lub gdy nie otrzymamy od niej upoważnienia.
J.T.: Od 2012 roku jest Pani również zaangażowana w działania Stowarzyszenia Polskich Profesjonalistów w Australii?
B.I.: Zajmuję się stypendiami dla młodzieży i organizacją konferencji dla liderów polonijnych. Ideą przyświecającą organizacji konferencji było podnoszenie kompetencji działaczy polonijnych w zakresie przywództwa, organizacji pracy i aplikowania o granty. Dotychczas zorganizowałam trzy takie konferencje: w Punthill Hotel w Dandenong (2018, 2019) i online (2020). Tegoroczna konferencja odbędzie się w lutym w Hotelu Mercure and Convention Centre w Ballarat.
J.T.: Czy Pani pasja do pracy społecznej narodziła się w Australii, czy była Pani aktywnym społecznikiem mieszkając jeszcze w Polsce?
B.I.: Chyba urodziłam się społecznikiem. Od ósmego roku życia należałam do zuchów, potem do harcerstwa. Już w szkole podstawowej zaczęłam prowadziłć zbiórki zuchów. Podczas nauki w technikum byłam zarówno drużynową, jak i zastępcą komendanta szczepu. Podczas studiów społecznie pełniłam funkcję kierownika referatu harcerskiego w Komendzie Hufca ZHP Białystok. Na czwartym i piątym roku studiów z funkcji społecznej przeszłam na etat. Przez te wszystkie lata zorganizowałam i poprowadziłam 12 stacjonarnych obozów harcerskich, wiele obozów wędrownych oraz zimowisk, na których szkoliliśmy instruktorów. Byłam członkiem Rady Hufca Białystok, Rady Chorągwi Białostockiej i delegatem na Zjazd ZHP.
Wyjeżdżając do Australii wzięłam urlop instruktorski, z którego – jak przypomina mi do dzisiaj mój były komendant chorągwi – jeszcze nie wróciłam. Cały czas utrzymuję kontakt z działaczami Komendy Hufca Białystok i Komendy Chorągwi Białystockiej.
Mieszkając już w Melbourne przesłałam do Komendy Chorągwi Białystockiej informację o tym, że były prezydent RP na uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski, urodził się w Białymstoku i był harcerzem. Informacja ta przyczyniła się do nadania Chorągwi Białostockiej imienia Ryszarda Kaczorowskiego.
J.T.: Czy w Melbourne włączyła się Pani w działalność harcerską?
B.I.: Nie. Podejmowałam próby, ale jakoś nie wyszło. Ktoś powiedział mi kiedyś, że przyjechałam z komunistycznego harcerstwa i to mnie jakoś zraziło do podejmowania kolejnych prób. Ten komentarz był dla mnie szczególnie przykry, bowiem pamiętam wiele sytuacji, kiedy to jako harcerze narażaliśmy się w tamtych czasach.
Nie zmieniło to jednak mojego ogólnego nastawienia do harcerstwa, które od zawsze wspierałam i wspieram. A swoje dzieci, Krzysztofa i Veronikę, również posyłałam na zbiórki ZHP Podhale.
J.T.: Kiedy przybyła Pani do Australii i jakie były okoliczności Pani przyjazdu?
B.I.: Do Melbourne przyleciałam w 1989 roku z powodów rodzinnych. Miałam wracać do Polski, bo byłam na urlopie. Jednak po sześciu miesiącach mojego pobytu, City of Caulfield zaproponował, że złoży wniosek o to, abym została w Australii w ramach wizy humanitarnej. Zaoferowali również pokrycie kosztów tej wizy.
Gdyby 35 lat temu ktoś powiedział mi, że wyjadę z Polski i zostanę na emigracji, chyba bym mu nie uwierzyła. Rozpoczynając nowy rozdział swojego życia w Australii byłam dobrej myśli, bowiem poprzednie moje życiowe wybory były dość pomyślne. Myślałam sobie jednak, że w razie jakby mi się tutaj nie ułożyło, będę mogła wrócić do ojczyzny bogatsza o nowe doświadczenia.
J.T.: Co robiła Pani przed wyjazdem do Australii?
B.I.: Przez ostatnie trzy lata uczyłam ekonomiki i gospodarki przedsiębiorstw, geografii i historii (szczególnie w szkole wieczorowej) w Zespole Szkół Odzieżowych w Białymstoku. Praca w szkole była o tyle dobra, że w wakacje mogłam poświęcać się organizacji obozów harcerskich – zadaniu, które tak bardzo lubiłam. W tym czasie ukończyłam studium nauczycielskie, podyplomowe studia specjalizacyjne dla nauczycieli ekonomiki na SGPiS-ie (obecnie SGH) oraz przygotowałam się do dodatkowych specjalizacji – nauczania nowych przedmiotów: informatyki i ochrony środowiska. Prowadziłam drużynę starszoharcerską w szkole oraz byłam wychowawcą klasy. Miałam też sukcesy zawodowe – moja uczennica została finalistką Olimpiady Ekonomicznej, co zdarzyło się pierwszy i ostatni raz w historii tej szkoły. Do tej pory przyjaźnię się z koleżankami nauczycielkami, z którymi spotykam się przy okazji wizyt w Polsce. Odwiedzam też szkołę.
J.T.: Jakie plany chciałaby Pani zrealizować w najbliższej przyszłości?
B.I.: Zawodowo, chciałabym wraz z zespołem stworzyć ośrodek zajęć dziennych dla osób niepełnosprawnych. Cały czas pracuję też nad delegowaniem części moich obowiązków na innych pracowników biura oraz przygotowaniem swoich następców.
Prywatnie zaś, chciałabym zacząć zwiedzać świat. Jest tyle pięknym miejsc, które warto zobaczyć w Europie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Ameryce Południowej i Afryce. Chciałabym też dogłębniej poznać Australię i odwiedzić Nową Zelandię. Byłabym bardzo zadowolona, gdybym mogła choć raz czy dwa razy do roku gdzieś wyjechać, ale na razie ilość obowiązków mi na to nie pozwala. Mam też sporo innych zainteresowań i hobby, na realizację których chciałabym móc poświęcać więcej czasu.
J.T.: Dziękuję za rozmowę.
Przedruk za zgodą Portalu Polonii Wiktoriańskiej
W Portalu Polonii Wiktoriańskiej zamieszczono bardzo dużo zdjęć, w tym archiwalnych. Serdecznie polecamy, oto link:
portalpolonii.com.au/?p=10975
|