Ręce
Czarne i popękane – ziemia spalona słońcem – zżarte proszkiem do prania, gorącym mlekiem, razem z marchwią skrobane. W różańcu splątane.
Ręce – skrzydełka motyli – ocierały mi łzy, burza trzęsła śliwką, owoce zielone spadły. Anioła sprowadzały do snu.
Ręce – dwie chryzantemy – postrzępione żyłami gładziły mój policzek. Zmierzch jesienny. Rozlewały herbatę. Gasło światło świec.
Za lato w zapachu siana, z grabiami, za chleb na chrzanowych liściach, za sprawiedliwą rózgę, za pasikoniki i psa, za splecione warkocze – całuję Twoje ręce, Mamo.
***
Tym bardziej
Byłaś stołem smakołyków, szalem w mroźnym dniu, prośbą wieczornych pacierzy,
światłem w oknie, gdy zawiódł ktoś.
Byłaś okładem na stłuczone kolano, przebaczaniem za rozlany sok. Już nie ma warkoczy z kokardą. Piec zimny i krzesło puste.
Siny dym okala. Chłód się skrada. Nikt nie woła. Fala rozlewa brzegi Czarnej, pluskają wiosła – a niby wszystko takie same jest. Dlaczego nie słuchałam twoich rad?
***
Oddział intensywnej modlitwy
Siedem dni podłączono do kroplówek i monitora. Siedmiodniowe rączki skuto igłą na przetrwanie.
Siedmiodniowy aniołek stróżuje, oczy matki opuchnięte bólem. Aniołek budzi nowy dzień.
Siedmiodniowe usta oddychają. Serce matki łopocze, jak pranie na wietrze. Spełnia się modlitwa i zaklęcie.
Siedmiodniowe oko patrzy na matkę – pierwszy raz, ona z głową w dłoniach kryje rozmowę z Bogiem.
***
Zielony szal
Mówiła: - Ten szal rozjaśni twarz oplotła zieleń tiulu wokół mej szyi ręce kochanka nie czynią delikatniejszej pieszczoty
Kiedyś zostawiłam szal w pociągu pojechał w nieznane tego roku umarła mama
Po podłodze cień się wlókł chłód szedł do mych nóg odwróciłam się lecz nikogo nie było
Czy wiatr muskał szal na czyjeś szyi czy to była matki wyciągnięta ręka
***
Bukowina
Na starym drzewie wśród buczyny przy kapliczce Matki Boskiej iście ułożyły dziwną formę ułożyły baldachim dla Dzieciątka ochronę od deszczu i złego
Ułożyły liściastą kolebeczkę Dziecię śpi. Nie drgnie listek, ani jeden odporne na wartki wiatr, choć lubią hasać i nęci zielony chochlik do zabaw
Dziecię błogosławi ludzkie sprawy listki huśtają kolebeczką w bukowym lesie
***
Karmiące
Do starego sadu łanie prowadzają młode – potem one przywiodą tu swoje
Mapa ich kroków, czy dzikość krwi? Macierzyństwo, czy alchemia miłości?
Matki karmiące – łączniczki cudu sprowadzają na świat swe, chronią od głodu
|