Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
27 maja 2023
Różne formy miłości
Korespondencja z Avignon - Andrzej Siedlecki

Z naturą wilka trudno sobie poradzić, bo „ciągnie go do lasu” – jak to mówią. A mnie do teatru. A teatrów czy teatrzyków w dawnym papieskim mieście jest co niemiara, choć nie wszystkie normalnie funkcjonują i są otwarte. Aby nie być rozczarowanym po warszawskich teatralnych doświadczeniach, o których Państwu pisałem, tym razem postanowiłem z Riho zobaczyć balet zespołu Ballet de L’Opera grand Avignon. Tym bardziej, że na antypodach mój francuski bardzo już „zardzewiał”, a do słownika zajrzeć bym nie zdążył, więc zdecydowałem posłuchać mowy ciała.

Opis przedstawienia w programie nie był konkretny i przekazywał ogólną informację, że przedstawienie jest „odbiciem artystycznych relacji pomiędzy tancerzami a choreografem zespołu”. Jakie to relacje? Oczywiście, jak w balecie, a i w życiu … różne. Przedstawienie było złożone z siedmiu tańczących par i każda z nich tańczyła 7 minut. Stąd tytuł 7X7 Salon chorégraphique. Scena była niby nastrojowym salonem, gdzie tancerze i tancerki sennie poruszały się w oparach pary czy bezwonnego dymu (często widziany efekt, także w przedstawieniu w Teatrze Studio), pili alkohol i od czasu do czasu podrygiwali w takt muzyki, przygrywającej dla pary właśnie tańczącej swój siedmiominutowy numer.


Przedstawienie zaczęło się! I proszę teraz sobie wyobrażać… W niebieskiej poświacie słychać plusk wody i widzimy dwie tancerki w białych, niemal przezroczystych kostiumach, jakby mokrych, przylepionych do ciała. Para tancerek siedzi na krzesłach, są przedzielone stołem, ale to im nie przeszkadza, bo chęć zbliżenia jest silniejsza, więc powoli zaczynają poznawać się gestami, ciałami, a nad nimi czasami, gdy emocje miłosne wzrastają, iskrzy się żarówka – po siedmiu minutach, dwie kobiety zmęczone aktem poznawania się, wracają do pozycji wyjściowej. „Miłość przychodzi jak materia wody, jest bez formy i ograniczeń. Nasze emocje, to fale. Jesteśmy wodą. Pełni miłości i fal” - według poetki i feministki z Instagramu N. Waheed, cytowanej w programie. ***

Teraz na proscenium pojawia się w energicznym ruchu dwóch tancerzy w spodenkach w kolorach z tęczy. Zaczyna się bardzo emocjonalny, agresywny i gwałtowny taniec, gdzie dwa ciała przeżywają wszystko, co na scenie można pokazać… dobrze zbudowani mężczyźni dotykają się piersiami, brzuchami, łapią się co jakiś czas za sutki i tak je trzymając, a nie mogąc się odczepić, kończą swój taniec. „To było odkrywanie sensacji cielesnej w różnych sytuacjach” – głosi program. Relacje cielesne partnerów? ***

Po tym mocnym numerze otrzymaliśmy pewną dozę humoru. Na scenie tancerka ubrana w niebieski trykot, wykonuje kilka baletowych póz i nagle pojawia się mężczyzna, ale ubrany w damski (!), zielony obcisły kostium. Tancerz, obserwuje ją z daleka i powtarza idealnie ruch tancerki… i wtedy choreograf, reprezentujący tradycyjne kanony tańca karci go z głośnika, że to nie to, że on nie może tak tańczyć, nie może tańczyć jak kobieta. W końcu jednak mężczyzna w damskim trykocie przejmuje ruchy kobiety i narrator już się nie wtrąca, mówiąc „to jest duet”, więc zaakceptował parę w damskich trykotach, czyli damski duet. „Szukam wspólnej platformy, by celebrować przyjemność życia razem” - wyznaje tancerz w programie. ***


W czwartej etiudzie baletowej pt. „Memento mori” wystąpiło dwóch tancerzy ubranych w czarne dresy z kapturami na głowach, na tle wyświetlanych na ekranie różnych klipów nagranych na ulicach Avignonu. Tancerze wyczyniali różne wygibasy na scenie, a na ekranie rozgrywały się różne, dramatyczne akcje między mężczyznami/partnerami życiowymi, z których wyzierały: zazdrość, brutalność, agresja, walka.

Tu powstrzymam się od dokładnego opisu wideo - klipów, by oszczędzić Czytelnikom niemiłych i nie bardzo estetycznych wyobrażeń. Całość zdominował obraz martwego mężczyzny, leżącego na stole, okrytego krwawą szarfą. Był opłakiwany przez mężczyznę, jawiącego się za nim w ramie okiennej. Riho obraz ten skojarzył się z rzeźbą Michała Anioła „Pieta”, na którym Matka Boska opłakuje śmierć swego syna. A w programie napisane:” to o pamięci tych, których się nie pamięta, bo nie zapisali się w historii, nie byli świętymi, ale byli, istnieli…i czasami ogarnia nas nostalgia, że ich nie ma. Ludzkie, prawda?…
I jeszcze dwa „numery” - jeden miłosny, jak z tandetnego burdelu, po którym na pewno publiczność zapamięta wspaniałe pośladki tancerki, a drugi być może o tym, jak mała Azjatka ujarzmiła tanecznie „Goliata” … W tym tańcu, jakby nieprzewidzianie pojawiła się pewnego rodzaju czułość. Miłe! ***

I wreszcie ostatni taniec do muzyki L. Cohena „Dance me to the end of my love”. Tańczyła biała, siwa tancerka i brązowy mężczyzna… w różowej spódnicy. Muzyka skończyła się, a oni…jeszcze raz dookoła sceny… i jeszcze raz… ona upada, on ją podnosi… i dalej jeszcze jedno szaleńcze okrążenie…teraz on upada… i jeszcze jedno okrążenie…czuje się coś tragicznego w tej powtarzalności, że tak muszą do upadłego, do końca, że nie mogą przestać tańczyć… publiczność zamrożona… i już ostatnie „pas” i zamarli w bezruchu…


Byli zachwycający, doskonale zgrani… „Bądź moim partnerem i tańcz mnie po miłości kres” – mówi piosenka Cohena. Może i takie było przesłanie, bo przecież był to taniec o miłości, ale ja nie znając piosenki, odczytałem to inaczej: „Kiedy wejdziesz na ścieżkę pasji, trudno z niej zrezygnować i mimo upadków - musisz iść po niej do końca”.
Burza oklasków i eksplozja muzyki oraz dynamicznego, ciekawego choreograficznie ruchu całego zespołu zakończyła baletowy seans. Utalentowani tancerze dawali z siebie wszystko, całą energię, więc publiczność nagrodziła ich rzęsistymi oklaskami na stojąco. Przedstawienie bardzo się podobało!

Ja natomiast zastanawiałem się, co myślały i jak odbierały to przedstawienie dziesięcio-czy dwunastoletnie dziewczynki, które razem z rodzicami siedziały na widowni, oglądając panów w tęczowych spodenkach w seksualnym tańcu, czy widząc agresywne „męskie” zachowania w wideo - klipach. Różnie można oceniać tematy tych siedmiu tańców, lubić je albo nie lubić, potępiać lub akceptować, bo „nic co ludzkie nie jest nam obce”, ale miałem wrażenie, że obejrzałem scenki baletowe, wprawdzie świetnie zatańczone, ale ani emocjonalnie, ani intelektualnie ich tematy mnie nie poruszyły.


Chyba pod pretekstem relacji choreograf - tancerz, kryło się w tańcach przesłanie o różnych formach ludzkiej miłości. Ale przeważnie brakło w nich piękna, poezji, czułości i dobroci!

Andrzej Siedlecki