Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
1 czerwca 2024
Kłopoty Pani Ziemi - bajka na Dzień Dziecka
Renia Sobik
Wysoko na niebie w pałacu zbudowanym z pyłu kosmicznego a do którego szło dostać się tylko mleczną drogą mieszkała kosmiczna rodzina, Słonko ze swoją żoną Nocą synem Księżycem i córkami Gwiazdeczkami.

Jak to w zgodnej rodzinie bywa wszyscy kochali się bardzo i pomagali sobie nawzajem. Każdy miał też wyznaczone jakieś obowiązki. Słonko świeciło w dzień zaś gdy tylko było ciemno Noc przyjmowała obowiązki męża i doglądała swoje dzieci. Dzieci jak to dzieci nieraz psociły i zamiast świecić to kryły się za czarne chmury. Noc strasznie się wtedy gniewała i przywoływała je do porządku. A to wszystko dla Pani Ziemi która mimo swoich lat dobrze się trzymała.

Ziemia bardzo kochała Słonko jego żonę Noc i ich dzieci. Była bardzo wdzięczna za opiekę i ciepło szczególnie Słonku, bo gdyby nie ono już dawno by skostniała z zimna i mrozu. No a gdyby nie było Nocy i jej dzieci czuła by się okropnie, bo strasznie bała się ciemności.

Wszystko było dobrze do czasu aż jakieś czarny trujący dym zjawił się nad Ziemią. Przysłonił on cały blask Słonka. Na świecie zrobiło się zimno. Nawet Noc gdy y tylko przyszła jej kolej nie mogła dostrzec Pani Ziemi mimo że jej syn Księżyc i córki Gwiazdeczki świeciły pełnym blaskiem. Kosmiczna rodzina postanowiła zrobić naradę. Trzeba jakoś pomóc Ziemi bo biedaczka umrze z zimna. Nie chodziło tylko o samą Ziemię ale też o wszystko co się na niej znajdowało: rośliny, drzewa, ptaki zwierzęta no i ludzi. Trzeba dojść do tego kto lub co spowodował że świat który dotąd żył w takiej harmonii z sobą nagle stał na progu katastrofy.

Słonko postanowiło przebić się przynajmniej jednym Promykiem przez gęsty dym chociaż wiedziało że będzie to bardzo a to bardzo trudne. Jeżeli mu się to uda zbada na miejscu przyczynę tego stanu rzeczy. Na tę niebezpieczną podróż wybrało najdogodniejszy moment samo południe, gdyż wtedy najjaśniej i najmocniej świeciło. Po paru bardzo a to bardzo ciężkich próbach udało się wreszcie Promykowi przedrzeć przez czarny i gęsty jak smoła dym. To co potem zobaczył przeszło jego najgorsze oczekiwania. Obok niedużej piaszczystej plaży kilkanaście metrów od brzegu rozlało się morze ognia. Duszący dym unosił się prosto do nieba przysłaniając widoczność, która była tak słaba że nie było widać ludzi którzy ze zgrozą bezradnie patrzyli na to morze ognia. Na jego krańcach widać było tłustą gęstą plamę. Zaś w samym środku jakiś duży statek, który resztkami sił próbował uciec jak najdalej od płomieni. To tankowiec który przewoził ropę pomyślał Promyczek. Ale jak to się stało.

Dotąd dużo statków przewoziło bezpiecznie takie ładunki i zawsze docierały do portu. Coś nie tak. Ktoś tu zawinił tylko kto, i co tu zrobić co tu zrobić żeby ogień się nie rozprzestrzeniał-. W tym całym zamieszaniu nawet nie zauważył że na pomoc przybyła cała eskadra innych statków które miały na swoim pokładzie dziwne żelazna zwierzątka. Ludzie nazywali je pompami, które po podłączeniu do grubych wężów połykały tłuste plamy ropy. Były przy tym bardzo głośne i pracowały na pełnych obrotach żeby połknąć jak największą ilość tłustej plamy. Potem transportowały ją do brzuchów tankowców które przybyły na pomoc. Sytuacja była na tyle trudna że duża część morza pokryta czarną oleistą plamą nadal płonęła. Ale w końcu i ogień zgasł.

Kiedy brzuszki tankowców były już pełne przewożono tę ropę do portu. Promyczek Słonka poleciał na plażę. Wędrując po niebie zobaczył mnóstwo ptaków morskich oraz ryb. Ciekawy bardzo co się dzieje zszedł niżej by podsłuchać ludzi którzy chodzili po plaży i zabierali żyjące jeszcze ptaki. Kiedy usłyszał że lepka maź skleiła pióra ptaków morskich które bezradnie tłukły się po plaży zrozumiał że rozlana ropa to straszne niebezpieczeństwo dla ryb i innych zwierząt wodnych. Uniemożliwia ona zwierzętom wodnym poruszanie się, oddychanie i odżywianie się a jej gruba warstwa na wodzie nie przepuszcza potrzebnego tlenu i promieni Słonka. Ropa bardzo szybko rozprzestrzenia się po powierzchni morza tworząc na wodzie tłustą plamę. Pojawili się jacyś ludzie w dziwnych kombinezonach którzy zbierali tę tłustą plamę. Promyczek zauważył że na pomoc ludziom w likwidowaniu plamy ropy ruszyły maleńkie stworzonka przez ludzi nazwane bakteriami, które stopniowo usuwały plamę. Zjadały przy tym cały tlen rozpuszczony w wodzie. Chociaż pracowały bez wytchnienia nie umiały sobie z tym poradzić. -O to straszne nieszczęście -pomyślał Promyk i szybko pobiegł z powrotem do Słonka.

Po długiej naradzie kosmiczna rodzina ustaliła że będzie świecić ludziom na zmianę, żeby Ci mogli zebrać z powierzchni morza jak najwięcej ropy by zanieczyszczenie było jak najmniejsze. Tym razem po bardzo ciężkiej pracy ludzi i wysiłkowi Słonka i jego pomocników udało się zapobiec większemu skażeniu. Ziemia odetchnęła z ulgą jednak nie na długo. Po tym wypadku Słoneczko jakoś źle się poczuło i poszło spać za ciemne chmury. Deszcze tylko na to czekały. Wydostały się z chmur i spadały dużymi rzęsistymi kroplami na ziemię. Padały tak przez kilka dni. Ziemia nasiąkła wodą tak mocno że już nie mogła przyjąć więcej deszczu który jak na złość padał bez przerwy. Rzeki i strumyczki rozlały się po polach. Zalały zasiane ziarna zbóż, porywając ze sobą to co napotkały po drodze. Ziemia czuła się bezradna bo jej mieszkańcy stracili domy. Utonęło dużo zwierząt a nawet ludzi. I tym razem Ziemia poprosiła Słonko o pomoc. Zbudzone Słoneczko bardzo rozzłościło się na deszczowe chmury. Wyszło na niebo przepędzając je za góry i morza. Posłało nawet swoje Promyczki na ziemię by osuszyły pola lasy i wszystkie zakamarki. Resztę zrobili sami ludzie. W domach które ocalały pootwierali okna by osuszyć ściany. A kiedy już było w miarę sucho wyruszyli na pola żeby zasiać ziarna zbóż które udało się uratować. Ziemia i tym razem dzięki Słoneczku została uratowana. Minęło parę miesięcy.

W pewnym dalekim ciepłym kraju na południu karawana wielbłądów ruszyła do miasta Oazy która znajdowała się na środku pustyni. Mieli przed sobą długą drogę przez piaszczystą równinę. Wśród podróżników był wielbłąd Garbusek. A że brał udział w takiej wyprawie po raz pierwszy nie bardzo wiedział jak się zachować na wypadek gdyby zabłądził. Co prawda jego ojciec doświadczony piechur pouczył syna jak ma w takiej sytuacji postępować. Ważne by w czasie nocy obserwować gwiazdy na niebie. Garbuskowi jak to psotnemu wielbłądzikowi nauki Ojca weszły jednym uchem a drugim wyszły. Ale to co najważniejsze zapamiętał. Zapadał wieczór i karawana była już bardzo zmęczona a szczególnie Garbusek który ledwo włóczył nóżkami. Usiadł na piasku. -Idźcie dalej sami ja was dogonię tylko troszeczkę odpocznę -powiedział do towarzyszy drogi. -Ziemio pozwól że się położę-. -Oczywiście -odpowiedziała Ziemia -już użyczam miejsca.- Garbusek usiadł wygodnie na piaszczystym posłaniu i zasnął. Kiedy się zbudził była bardzo ciemna noc. I jak ja teraz znajdę kierunek Pani Ziemio pomóż.

Ziemia czuła się trochę odpowiedzialna za to że pozwoliła Garbuskowi położyć się na piasku trzęsła się ze strachu i zimna. Zobaczyła to Pani Noc i szybko pobiegła po swoje córki które wybierały się na całonocny spacer po niebie.- Moje kochane dość tego strojenie Pani Ziemia potrzebuje pomocy. Zabrać mi złote latarenki i szybciutko na niebo. Ty Gwiazdo Południa zabierz największą żeby cię było widać z daleka. No już już nie ociągać się. -zawołała. Gdy tylko Gwiazdki pojawiły się na niebie od razu zrobiło się jaśniej. Garbusek nie mógł uwierzyć własnym oczom. -Dziękuję dziękuję -zawołał -teraz już wiem gdzie mam iść Gwiazda Południa wskaże mi drogę. - Nad samym ranem gdy było jeszcze ciemno wielbłądek ruszył w drogę.

Pani Ziemia zadowolona z takiego obrotu sprawy uspokoiła się nieco. -Do widzenia Garbusku i pozdrów moją perełkę Oazę -. Zawołała na pożegnanie do Garbuska. -Do widzenia i dziękuję za wszystko. Już nigdy nie będę się oddalał od karawany chociażbym był bardzo a to bardzo zmęczony- odpowiedział Garbusek. I tym razem sprawa zakończyła się szczęśliwie. Garbusek dotarł cały i zdrowy do miasta i gdy tylko przekazał pozdrowienia od Ziemi Oaza przyjęła go bardzo serdecznie. Użyczyła mu cienia pod palmami poczęstowała zieloną świeżą trawką i jeszcze napoiła ożywczą wodą. Tymczasem na dalekiej północy zbliżała się wiosna ale i tak było ciepło jak na tę porę roku. Biały Niedźwiedź mieszkaniec tej krainy usłyszał przez gadające pudełko jak był w odwiedzinach u takich dziwacznych bezfuterkowych istotach że nazywa się to ociepleniem klimatu.

Grozi to wielkim niebezpieczeństwem nie tylko dla nich samych jak i dla całej Ziemi. Wskutek topnienie starego lodu ciągle go ubywa przez co zmniejsza się zapas słodkiej wody. Same Niedźwiadki polarne będą musiały zmienić sposób żywienia. Jak będzie trochę cieplej to Niedźwiadki będą musiały się żywić trawą lub korą drzew a ich zęby są zbyt małe żeby przeżuwać to jedzonko. I dlatego mogą zginąć. Pani Ziemia bardzo martwi się tym faktem i nie wie co robić. Tu muszą jej pomóc mądrzy ludzie. Ziemia w to wierzy bo już nieraz się przekonała że są wśród nich nie tylko są źli i nieodpowiedzialni ale też mądrzy i przewidujący. Jak na razie czeka z niepokojem na dalszy ciąg wypadków. Ale jak to mówią nieszczęścia chodzą parami. Właśnie dostała wiadomość od echa że na wielką rzeką tam gdzie jest ciepło i wilgotno ludzie zaczęli wycinać lasy bo drzewo były im potrzebne do budowy domów szkół kościołów i sklepów. Ziemia rozumie że muszą gdzieś mieszkać ale to co Oni robią to przekracza wszelkie granice. Wycinają wszystkie drzewa, pozostawiając za sobą pustą przestrzeń.

Wszystkie zwierzęta te małe i duże straciły swoje domki i biedaczki nie wiedzą gdzie się podziać. Ludzie sprowadzili jakieś duże potwory które równają teren a robią przy tym tyle hałasu że zwierzątka te co tylko mogły pouciekały w głąb lasu. Co z tego potwory idą za nimi. Czy one nie wiedzą że lasy produkują tlen który jest potrzebny do życia. Wchłaniają też wodę która paruje i na nowo spada na ziemię w postaci deszczu, a ta jest potrzebna do życia nie tylko roślinkom i zwierzątkom ale i też samym ludziom.. Ziemia i wszystkie zwierzątka którym groziła zagłada tak się tym martwiły że nie zwróciły uwagi, na dwunożne ludki które przyszły na to miejsce. Przyniosły jakieś przyrządy podobne do łopatek i zaczęły kopać dołki. -Ale znalazły sobie zabawę- pomyślała paproć której jakimś cudem ocalała. Kiedy jednak pod opieką dużego zielonego Luda zaczęły sadzić malutkie drzewka paproć nie wytrzymała. -Pani Ziemio a jednak są na tym świecie mądre i dobre istoty. powiedziała. -Po paru latach z zasadzonych drzewek wyrośnie duży las- odpowiedziała Pani Ziemia -i bardzo się z tego cieszę bo dzięki temu przeżyjemy, a ja nie muszę się martwić.

I tu skończyło się dobrze. Drzewka rosły sobie beztrosko. W ich koronach ptaszki zakładały gniazda a zwierzątka biegały po trawie skubiąc zieloną trawkę. Tymczasem na północy w krainie węgla zdarzyło się nieszczęście. Pani Ziemia podarowała kiedyś Kretom mieszkańcom węglowej krainy duże czarne twarde bryły które paliły się i ogrzewały tyn pracowity ludek. Te bryły nazywali czarnym złotem. Krety wydobywały je na powierzchnię. Widocznie jednak nie zadbały by miejsca po tym czarnym złocie wypełnić starannie jakimś innym materiałem, dlatego to całe nieszczęście. Na powierzchni ziemi zrobiła się ogromna dziura a wszystkie domki które tam były zaczęły pękać i nie nadawały się do zamieszkania. Krety musiały przenieść się gdzie indziej i wybudować sobie nowe domki. No trudno pomyślała Pani Ziemia coś za coś. Ale Krety nie dawały za wygraną i dalej wydobywały ten skarb ale teraz już bardzo a to bardzo uważały żeby dokładnie wypełnić miejsca po węglu. Pani Ziemia przez chwilę odetchnęła i już chciała sobie zrobić wakacje a tu nowy kłopot.

Głęboko głęboko pod powierzchnią skorupy zaczęła pękać co wywołało okropne trzęsienie. Ziemia bardzo się przestraszyła nie mówiąc już o wszystkich mieszkańcach. Myszy, szczury, ptaki i psy dziwnie się zachowywały Część z nich gdy tylko poczuła że się coś dzieje uciekła ze swoich domów. Te zawaliły się z hukiem grzebiąc tych co nie zdążyli uciec. A co się działo potem to było coś okropnego. Syreny wyły, telefony się nie urywały. Ci co ocaleli szukali swoich krewnych. Nikt nawet nie przypuszczał że nadchodzi najgorsze. Ogromne fale jak tylko się dowiedziały o trzęsieniu kipiąc ze złości że ktoś budzi ich spokój pobiegły w kierunku lądu zalewając wszystko co tylko było na ich drodze. Zniszczenia były ogromne. Tu nie pomogło już ani Słoneczko ani Gwiazdki ani Księżyc którzy patrzyli bezradnie z góry na zniszczenia współczując mieszkańcom jak i samej Pani Ziemi że tak cierpi. Nie mogły jednak na to nic poradzić.

Po wielu wielu latach pęknięcia się zagoiły ale Pani Ziemia nie była pewna czy lada chwila rany się nie odnowią. Na razie nie myślała o tym bo miała znowu nowy kłopot. Wielka góra ognista która dotąd sobie smacznie spała zbudziła się ziejąc ogniem i wyrzucając z wściekłością tony czarnego pyłu, który przysłonił cały blask Słonka. Zapanowały takie ciemności, że nawet Noc nie była zadowolona bo musiała bez przerwy trzymać dyżur na niebie. Wszystkie zwierzątka uciekały w popłochu przed spływającą rzeką ognistej lawy. Najgorzej było z tymi co spali i nie słyszeli nadciągającego niebezpieczeństwa. Wściekła lawa przykrywała domki drzewa lasy i zagrażała dolinie. A że niedaleko było morze ktoś wpadł na pomysł żeby wykopać długi rów i tam skierować lawę.

Wszyscy mieszkańcy ruszyli do pracy. Kopali dzień i noc. Kiedy już było wszystko gotowe trzech odważnych śmiałków ruszyło do pracy. Pozakładali w szczelinie kamienia jakieś dziwne paczki. Te po podpaleniu wybuchały robiąc duży otwór. Lawa pobiegła w stronę otworu a tam już czekał na nią rów który poprowadził ją do morza. Fale morskie tylko na to czekały. Z wściekłością rzuciły się na gorącą lawę. Ta ze strachu zamieniła się w twardą skałę i nie mogła wrócić z powrotem. Do tej pory siedzi na brzegu morza. Pani Ziemia była tym wszystkim już bardzo a to bardzo zmęczona. Postanowiła odpocząć. Położyła się wygodnie na kosmicznej drodze i zasnęła Spać będzie tak długo jak długo na to pozwolą jej kłopoty które jak na razie śpią razem z Panią Ziemią.

Renia Sobik