Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
2 wrzesnia 2024
Z DAWNA POLSKI TYŚ KRÓLOWĄ…
Marianna Łacek OAM

Tą pieśnią powitali Matkę Bożą Częstochowską wierni zgromadzeni w Polskim Sanktuarium sydnejskiego Marayong. Uroczystość odpustowa, tak jak w każdym roku, zaplanowana została na ostatnią niedzielę sierpnia.

Czciciele Maryi, zaczęli gromadzić się już od wczesnych godzin niedzielnego popołudnia. Dostojna cisza i spokój Świątyni sprzyjały prywatnej, indywidualnej modlitwie, sprzyjały refleksji i kontemplacji… Kilka osób ustawiło się przy konfesjonale… Ławki powoli zapełniali wierni, przybywający z odległych często dzielnic metropolii. .
.
.


A Jasnogórska Pani, z umieszczonego nad głównym ołtarzem wizerunku, zdawała się obejmować wszystkich Swym Macierzyńskim Wzrokiem. Ta Świątynia, to Jej Dom. Polacy wznieśli godne miejsce dla cennego daru Kardynała Wyszyńskiego, jakim była dla Australijskiej Polonii kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

Punktualnie o wyznaczonej godzinie do ołtarza zbliżyli się Kapłani celebrujący dzisiejszą Liturgię. Po obydwu stronach stanęły sztandary harcerzy oraz polskich organizacji społecznych i kombatanckich. Pierwsze ławki zajęła młodzież. Po jednej stronie harcerze, po drugiej grupa przedstawicieli ‘Lajkonika’ w pięknych, barwnych strojach.


Do pulpitu podszedł kustosz tego Sanktuarium, ks. Artur Botur, aby powitać przybyłych na uroczystość wiernych oraz Kapłanów - Księży Chrystusowców, to: ks Józef Kołodziej, ks. Tadeusz Przybylak, ks. dr Antoni Dudek, ks. Edmund Budziłowicz.

„Wśród setek polskich sanktuariów, powiedział ks. Artur, Jasna Góra, czyli ‘polska Kana’ ma swoje pierwsze i uprzywilejowane miejsce. Pielgrzymi przybywają do tego Sanktuarium całego Narodu, by modlić się przed cudownym obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, słynącej wieloma łaskami i na trwale wpisanym w dzieje Polski. Pątnicy szukają u Maryi oparcia i duchowych sił.

Dziś w uroczystość NMB Częstochowskiej, dzień odpustu w naszej Świątyni, z wdzięcznością skierujmy uwielbienia do Boga za dar Matki w jasnogórskim obrazie Czarnej Madonny za Jej wstawiennictwo u Boga, przedziwną pomoc i obronę. Nasze serca niech pozostaną otwarte na Jej miłość i opiekę.”

Rozpoczęła się Msza św. Celebrację uświetnił występ polskiego chóru, który prowadzi Maja Kędziora. Czytania liturgiczne przygotowali przedstawiciele Klubu Gazety Polskiej – panowie M. Jarysz i S. Żak. Ewangelię odczytał ks. Edmund Budziłowicz.

Mądrą, niezwykle aktualną i jakże przemawiającą do każdego homilię wygłosił ks. Tadeusz Przybylak, jeszcze niedawny, kilkakrotny Prowincjał Księży Chrystusowców:


„Drodzy Rodacy,

Celebrujemy dziś uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej. To miejsce Jasna Góra, gdzie przebywa cudowny obraz Czarnej Madonny jest drogie dla każdego wierzącego Polaka. To już nasz największy wieszcz narodowy Adam Mickiewicz rozpoczynając swoje wielkie dzieło p. t. Pan Tadeusz skierował w inwokacji swoje słowa do Maryi: „Panno święta co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie.” Ten wielki szacunek i miłość do Matki i Królowej był obecny przez całe wieki w naszej poezji i literaturze. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Krasiński, Wyspiański czy Kasprowicz uwielbiają w swej poezji tę, która była zawsze pomocą i obroną dla naszego narodu.

Tak się jakoś nieszczęśliwie składa w naszej ponad tysiącletniej historii, że nie potrafimy jako naród sami stanowić o sobie samych. Powstańcze zrywy i walki o wolność co jakiś czas dawały nam nadzieję, aby zaraz swoimi podziałami i kłótniami tracić to co poprzednie pokolenie krwią wywalczyło. Tak było naprawdę co kilkadziesiąt lat. I tak jest teraz, niestety obecnie. Często mówimy to polskie przysłowie „Jak trwoga to do Boga.” Obiecujemy wtedy i przyrzekamy, że będziemy wierni, że to się nie powtórzy.

Przypomina mi to postawę z historii żydów, którzy przyrzekali wierność Bogu prawdziwemu i pragnęli wolności będąc 430 lat w niewoli Egipskiej. Gdy wyszli z niewoli to szybko zaczęli narzekać i szemrać na pustyni przeciwko Bogu. Wspominali garnki pełne mięsa, czosnek i cebulę w niewoli. Dwa tygodnie temu czytaliśmy w niedzielę tę historię. W końcu sprzeniewierzyli się Bogu i ulali sobie złotego cielca, któremu oddali hołd. Taki to był ten naród wybrany. Złoty cielec zbiera i dzisiaj żniwo w Europie, w Australii i oczywiście w oświeconym narodzie polskim. Materia, dobrobyt, wygoda i wszelka przyjemność zajęły miejsce złotego cielca.

1 kwietnia 1656 r. w katedrze lwowskiej król Jan Kazimierz w sposób oficjalny ślubował przed wizerunkiem Matki Bożej Łaskawej. Henryk Sienkiewicz tak opisuje to zdarzenie:

„Wielka człowieczeństwa boskiego Matko i Panno! Ja, Jan Kazimierz, Twego Syna, Króla królów i Pana mojego, i Twoim zmiłowaniem się król, do Twych najświętszych stóp przychodząc, tę oto konfederację czynię: Ciebie za Patronkę moją i państwa mego Królową dzisiaj obieram. Mnie, Królestwo moje Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflanckie i Czernihowskie, wojsko obojga narodów i pospólstwo wszystkie Twojej osobliwej opiece i obronie polecam; Twojej pomocy i miłosierdzia w teraźniejszym utrapieniu królestwa mego przeciwko nieprzyjaciołom pokornie żebrzę. Obiecuję Tobie, moim, ministrów, senatorów, szlachty i pospólstwa imieniem, Synowi Twemu Jezusowi Chrystusowi, Zbawicielowi naszemu, cześć i chwałę przez wszystkie krainy królestwa polskiego rozszerzać, czynić wolą, że gdy za zlitowaniem Syna Twego otrzymam wiktorię nad Szwedem, będę się starał, aby rocznica w państwie mym odprawiała się solennie do skończenia świata rozpamiętywaniem łaski boskiej i Twojej, Panno Przeczysta!” Maryja oczywiście wysłuchała modlitwy króla. Szwedzi musieli się wycofać.

Zaledwie dwadzieścia kilka lat później znów Turcy zagrozili Polsce i całej Europie. W bitwie pod Wiedniem (1683 r.). Król Jan III Sobieski, kiedy usłyszał o oblężeniu Wiednia przez wojska tureckie, modlił się tymi słowami: „Błogosławiona Dziewico Częstochowska, pozwól mi doświadczyć dwóch cudów: że ci, którzy trwają w Wiedniu wytrzymają oblężenie do września i że my zdążymy tam na czas, aby ich uwolnić.” Następnie król wstał, pomodlił się, wzniósł w górę obraz Matki Bożej Częstochowskiej i dał sygnał do ataku. Bitwa zakończyła się niespodziewanie wcześnie tego dnia. Po zwycięstwie Jan III Sobieski oświadczył: „Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył.”

A co innego się stało w 1920 roku pod Radzyminem? Miał miejsce cud ukazania się Matki Bożej. Atakujący sowieci zobaczyli Maryję patronkę Warszawy. Autor, świadek wspomina: „Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę. Przerażenie, jakie wywołało ujrzane zjawisko, i paniczny strach były tak silne, że nikt nie myślał o konsekwencjach ucieczki z pola walki – karze śmierci dla dezerterów.”

Maryja, Matka i Królowa wstawiła się za swym ludem. Naród ocalał. Ileż to było razy? Czasy bardziej współczesne pamiętamy, przynajmniej z opowieści rodziców lub historii. Istnieje jeszcze jedna historia mało znana, ale prawdziwa. Opisana była nawet w niemieckich pismach.

Marszałek Gering w czasie okupacji niemieckiej wydał rozkaz, aby zbombardować Częstochowę i klasztor jasnogórski. Do wykonania tej operacji wysłano eskadrę bombowców. Gdy eskadra zbliżała się do Częstochowy, okazało się, że całe miasto było niewidoczne, gęsta mgła pokryła okolicę. Piloci nie widząc celu, minęli miasto wyrzucając bomby poza Częstochową. Po wykonaniu zadania eskadra powróciła do bazy lotniczej. W drodze powrotnej jeden z samolotów uległ awarii. Pilot zmuszony był do lądowania w najbliższym miejscu. Wylądował w Czechosłowacji ranny i tam znalazł się w szpitalu. Gdy wyzdrowiał pojechał na urlop do rodzinnego domu. W rozmowie ze swoją matką opowiedział całą historię bombardowania Częstochowy. Prosił matkę o zachowanie tajemnicy, gdyż ujawnienie jej groziło obozem koncentracyjnym wszystkim pilotom. Dopiero po wojnie matka pilota opowiedziała tę historię lokalnemu proboszczowi, proboszcz podał do miejscowej prasy i społeczeństwo dowiedziało się o historii nieudanego bombardowania Częstochowy i Jasnej Góry.

To niektóre tylko wydarzenia historyczne z naszej przeszłości. Matka Boża z Jasnej Góry i Ostrej Bramy przyczyniała się zawsze za nami. Słowa Mickiewicza z inwokacji przypominają nam głęboką prawdę, gdyż na historii powinniśmy się uczyć i wyciągać wnioski. Czy to robimy? Może właśnie dzisiaj dobrze będzie się nad tym zastanowić?

Juliusz Słowacki napisał hymn. Zakończę to kazanie pierwszą zwrotką:

„Bogarodzico, Dziewico! Słuchaj nas, Matko Boża.
To ojców naszych śpiew, wolności błyszczy zorza,
Wolności bije dzwon, wolności rośnie krzew.
Bogarodzico! Wolnego ludu śpiew zanieś przed Boga tron.” Amen.

Chwila ciszy pozwoliła na kontemplację usłyszanych faktów i cennych wyjaśnień. Gdyby nie fakt, że uroczystość odbywała się w Świątyni, za takie słowa ks. Tadeusz otrzymałby długo niemilknące brawa…


Po Mszy św. nastąpiła uroczystość poświęcenia sztandaru Klubu Gazety Polskiej. Potem wystawienie Najświętszego Sakramentu i sprzed Świątyni wyruszyła doroczna procesja. Krzyż, sztandary, ministranci, akolici, młodzież harcerska i jakże swojsko, po polsku prezentujący się feretron Matki Bożej Częstochowskiej w rękach wystrojonych krakowianek ‘Lajkonika’. Szły Siostry Zakonne i Kapłani. Procesję wieńczył złocisty baldachim rozpięty nad Monstrancją w mocnych dłoniach Kapłana – ks Tadeusza Przybylaka. Drzewce baldachimu dumnie dzierżyli najstarsi harcerze.




Było pochmurnie. Zachodziła nawet obawa, że może spaść deszcz. Na szczęście poza naprawdę kilkoma kroplami zachmurzone niebo okazało się dla nas łaskawe. Wręcz przeciwnie, tym piękniej i tym okazalej w szarości pogody wyróżniał się ten korowód wiernych, z dostojnymi sztandarami, błyszczącymi cekinami wielobarwnych strojów, ze złocistą Monstrancją pod baldachimem i tłumem podążających wiernych.

Całości dopełniał śpiew Litanii Loretańskiej. Śpiewali wszyscy. Trudno byłoby nie dołączyć się do przepięknych wezwań, sławiących Maryję, którym przewodził niezmordowany ks. Artur. Po Litanii, równie pięknym, czystym głosem, w dostosowanej do wiernych tonacji, ks. Artur poprowadził śpiew hymnu ‘Ciebie Boga wysławiamy…’ – ‘Jak w operze’ – dobiegł szept komentarza. To prawda. Z takim głosem otwarta byłaby dla ks. Artura kariera operowa. Wybrał służbę Bogu i nam, australijskiej Polonii…


Obecny w opłatku Monstrancji Pan Jezus stanął na ołtarzu, jak gdyby u stóp Swojej Matki. Maryja z umieszczonego wysoko częstochowskiego obrazu obejmowała wzrokiem każdego z nas. Uklękli wierni, pochyliły się sztandary, nisko schylili głowy ci, którym wiek usztywnił kolana…A Jezus Chrystus, rękoma trzymającego Monstrancję Kapłana, słał Swoje Błogosławieństwo - nam, tutaj zgromadzonym, tym, którzy przybyć nie mogli, naszym bliskim i rodzinom, które są daleko, całej okolicy… Uroczystość zakończyło odśpiewanie hymnu ‘Boże coś Polskę’. Po zakończeniu uczty dla ducha, czekała na chętnych uczta dla podniebienia. Przez otwarte drzwi sali Jana Pawła II dobiegał kuszący zapach polskich specjałów. Przy okienkach bufetu ustawiły się kolejki zgłodniałych pątników. A Panie z Komitetu Parafialnego niezmordowanie serwowały przygotowane wcześniej porcje pierogów, bigosu, pączków i przeróżnych ciast. Ucztowanie przeciągnęło się do późnych godzin.

„ Żegnaj, żegnaj o Maryjo, już odjeżdżamy…” Przypomniały mi się słowa pożegnalnej pieśni. Intonował ją mój Ojciec, który w latach PRL-u organizował dla okolicznej ludności niewielkie, liczące parędziesiąt osób, maryjne pielgrzymki. Oczywiście z błogosławieństwem starszego już wiekiem proboszcza naszej rozległej wiejskiej parafii…

Marianna Łacek, OAM