Przypominając swoim fanom, że jest również otwarta na lżejszy repertuar, SCENA 98 podjęła się adaptacji komedii Mąż zmarł, ale już mu lepiej. Co wytrawniejsi wielbiciele teatru doszukają się w sztuce pokrewieństw artystycznych, między innymi z utworami Sławomira Mrożka. Inni zgodzą się, że nastrojowo i tematycznie jest ona bliższa powieściom Joanny Chmielewskiej. O tym, kto jest bliżej prawdy już wkrótce można się będzie przekonać na premierowych przedstawieniach.
Osadzona w realiach współczesnej Polski sztuka Izabeli Degórskiej opowiada komiczną historię, która wydarzyła się w małym miasteczku Goryczewo, którego ciekawscy nadaremnie szukaliby na mapie. W rodzinie Stachurskich, którą trudno nazwać typową lub przykładną, żoną Zofia nie ma nic przeciwko temu, by jej mąż – nie pierwszy w jej karierze małżeńskiej – zniknął z jej życia. Zachcianka spełnia się, nie bez niewielkiego współudziału pani Zofii, ale niezupełnie. Pozornie zmarły Leon, który był prawdopodobnie w stanie katapleksji, ożywa. Lokalne media, dzięki donosowi interesownej córce Zofii, Jolce, dowiadują o wydarzeniu, które dla wzbudzenia sensacji i pomnożenia zysku prezentują jako nadprzyrodzone.
Powtórna katalepsja Leona niweczy intratną okazję dla prasy, radia i telewizji, ale okazuje się pomocna dla lokalnego szpitala w podtrzymaniu reputacji, bowiem to właśnie lekarz z tegoż szpitala stwierdził zgon. Wydarzenie jest też niefortunne dla lokalnego zakładu pogrzebowego, bo powracający do życia nieboszczycy to dla grabarza przysłowiowy gwóźdź do trumny. Nauka, wbrew oczekiwaniom lub (wedle uznania) zgodnie z nimi, okazuje się mało pomocna w wyjaśnieniu sprawy. Za to lokalny ośrodek duszpasterski nie może narzekać, bo retoryka eklezjastyczna jest w stanie zamaskować lub uwypuklić wedle życzenia. Korzyść ma także czujna na okazję dodatkowego dochodu Jolka, która nie omieszka, za niewielką opłatę, dać znać mediom o ponownym „zmartwychwstaniu” ojczyma.
Nie brak w utworze humoru i wartko płynącej, zaskakującej akcji z odrobiną absurdu, co przypomni widzom zaznajomionym z twórczością Joanny Chmielewskiej atmosferę jej powieści. Oto kilka przykładów komediowo nonsensownego nastroju sztuki. Więzy małżeńskie nie zdają się wiele znaczyć dla żony niedoszłego nieboszczyka, w konkurencji z niezakłóconą małżonkiem egzystencją. Ten brak skrupułów pomaga jej wymyślić i wprowadzić w życie sposób na pozbycie się partnera. Potem Grabarz wiezie przywróconego do życia Leona do szpitala we wcześniej przygotowanej dla jego zwłok trumnie, bo, zgodnie z jego logiką, zapewni to wygodną podróż.
Mediów nie interesuje argument, że Stachurski mógł być w stanie katalepsji, a uparcie trzymają się wersji zmartwychwstania. Lekarz uzasadnia swoje pomyłkowe orzeczenie zgonu argumentami, że Leon nie ma czego szukać na tym świecie i że wszystkim byłoby najlepiej, gdyby znalazł się tam, gdzie powinien – na cmentarzu. Przedstawiciel nauki, profesor, z dumą podkreśla, że nauka wyjaśniła już praktycznie wszystko, ale uczony nie jest w stanie powiedzieć nic sensownego na temat wydarzenia. A na koniec szpital funduje wieniec (niezupełnie) zmarłemu z napisem na szarfie „Byłemu pacjentowi, wdzięczny personel”.
Komedia pomyłek i absurdu Degórskiej uwypukla główny problem obecnych społeczeństw zachodnich, to jest kult materializmu kosztem tradycyjnych wartości etycznych. Autorka właściwie mogłaby osądzić swoją sztukę w realiach praktycznie każdego kraju Europy. Zdecydowanie jednak podkreśla, że dzieje się to w Polsce, o czym dobitnie świadczą nazwiska (Stachurski, Krzyżanowska, Jarząbek) jak też i detale geograficzne jak na przykład miejsce akcji, małe miasteczko Goryczewo. Odnosi się wrażenie, że autorka prawie z dumą sugeruje, że teraz i my Polacy jesteśmy częścią kapitalistycznego Zachodu, więc i my dzielimy jego bolączki.
Jeszcze parę dekad wstecz niejeden Polak szczerze wstydziłoby się zaślepienia żądzą zysku, a teraz pusty śmiech wydaje się właściwą odpowiedzią. Niewątpliwie tak właśnie zareaguje masowy, rodzimy odbiorca utworu, który już zapomniał, że poza lekką, tanią i płytką rozrywką jest jeszcze, albo powinno być, coś dla bardziej wymagających konsumentów kultury, których nie brakowało do dekady lat 90-tych minionego wieku.
Politycznych podtekstów czy moralnych komentarzy trudno natomiast doszukać się w pisarstwie Joanny Chmielewskiej, której płodność twórczą można porównać to tej, którą charakteryzował się mistrz Kraszewski. Poprzez bez mała pół wieku do śmierci w 2013 roku jej proza dostarczała i nadal dostarcza nieskomplikowanej rozrywki amatorom komedii obyczajowych, powieści sensacyjnych i kryminałów. O popularności pisarki świadczy ponad 6-milionowy nakład jej powieści tylko w Polsce, nie mówiąc już o tłumaczeniach na ponad dziesięć języków.
Nie brak trupów w jej zabarwionych humorem, bezpretensjonalnych powieściach, co sugerują już same tytuły jak Trudny trup, Zbrodnia w afekcie, Krwawa zemsta, Mnie zabić, czy (Nie)boszczyk mąż. Ten ostatni utwór być może posłużył Degórskiej jako inspiracja. W tejże powieści żona obmyśla i próbuje różnych sposobów pozbycia się męża, a jej błędy i pomyłki prowadzą poprzez zabawne perypetie do dobrego zakończenia, korzystnego i konstruktywnego dla obu partnerów i ich małżeństwa. Humor (Nie)boszczyka Chmielewskiej bawi i poucza zgodnie z maksymą „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.
Natomiast komediowa zawartość sztuki Degórskiej, mającej nieco wyższe aspiracje, ma działać na zasadzie krzywego zwierciadła, w którym współczesne społeczeństwo polskie miałoby dostrzec swoje przywary, które teraz (wreszcie) dzielimy z resztą Zachodu. Cel ambitny, ale nie do końca osiągnięty, bowiem absurd, którym posługuje się autorka, działa najlepiej w abstrakcie, to jest w sferze idei, w luźnym kontakcie z rzeczywistością, a w jej utworze polska rzeczywistość jest wyraźnie obecna.
O tym, jak używać nonsensu w osiąganiu efektu krzywego lustra do uwypuklenia grzechów społecznych, można się uczyć od Sławomira Mrożka, którego twórczość zapewne również była źródłem inspiracji dla autorki Męża. Rówieśnik Chmielewskiej – urodzony dwa lata wcześniej i zmarły dwa miesiące przed nią – Mrożek często podejmował tematy uniwersalne, takie jak wolność i zagrożenia ze strony współczesnej cywilizacji. Ten ostatni wątek poruszył między innymi w sztukach Rzeźnia i Wielebni, używając, jak Degórska, absurdu, paradoksu i komedii pomyłek.
Karykaturalne obrazy konsumpcyjnego stylu życia w Rzeźni i używania religii jako kamuflażu prymitywnych instynktów w Wielebnych są efektywne dzięki temu, że akcja nie jest osadzona w konkretnych realiach. Rozrywka i dydaktyka płynące z tych utworów zyskują na tym, że główne wątki filozoficzno-etyczne nie są zakłócone rozpraszającymi widza pobocznymi szczegółami, jak te odnośnie miejsca i czasu akcji. Widzowie sztuki Degórskiej również mieliby większą korzyść, gdyby, na przykład, niedoszła zabójczyni nie posiadała konkretnego nazwiska, a całe opisane w sztuce wydarzenie działo się w bliżej nieokreślonym miejscu. Jeżeli konkretna terminologia wydaje się niezbędna w dziele literackim, to warto potrudzić się nad odpowiednim doborem, posługując się na przykład nawiązaniem do klasyki, mitologii lub istotnych cech bohaterów.
Powyższe rozważania prowadzą do wniosku, że wymowa komedii Mąż zmarł, ale już mu lepiej Izabeli Degórskiej pozostaje w przedziale między bezpretensjonalną, choć czasem pouczającą, uciechą oferowaną przez prozę Joanny Chmielewskiej i refleksyjną rozrywką czerpaną z twórczości Sławomira Mrożka. Czy adaptacji SCENY 98 uda się przesunąć pozycję dzieła w jedną lub drugą stronę już wkrótce będą mogli docenić widzowie w czasie premierowych przedstawień w listopadzie tego roku.
Robert Panasiewicz
|