Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
6 marca 2008
Demony nie śpią
Marek Baterowicz
Nowa książka Jana Tomasza Grossa – „Fear” – ukazała się właśnie w polskiem przekładzie, nakładem wydawnictwa „Znak” w Krakowie. I od razu stała się przedmiotem kontrowersji, zresztą uzasadnionych. Autor znany jest od dawna z antypolskich namiętności, jeszcze z okazji publikacji naciąganej historii o Jedwabnem.

I w swoich antypolskich stwierdzeniach Gross idzie dalej, jak zacietrzewiony bokser wymierza cios za ciosem, ale są to ciosy poniżej pasa. Dyskwalifikują go one jako autora rzekomo poważnych opracowań historycznych, a za takiego Gross się oczywiście uważa. Tymczasem jego publikacje, dalekie od obiektywizmu, stawiają pod znakiem zapytania naukowe podejście do tematu, a nawet kompromitują jego tytuł profesorski.

Profesurę w sferach znanych dobrze Grossowi można jednak uzyskać bynajmniej nie za faktyczne zasługi intelektu czy dorobek oparty na rzetelnych badaniach, lecz właśnie dzięki układom. Można też posługiwać się tytułem „profesora” – jak świadczy o tym przypadek innej osoby – choć nie posiada się nawet stopnia magistra!

Książka „Strach” ukazała się wcześniej w wersji angielskiej, zatem być może warto było przedstawić ją rodakom w spolszczeniu, aby przekonali się sami jak to Gross „przyprawił im gębę” i jak bardzo jego antypolskie insynuacje zniekształcają obraz stosunków polsko-żydowskich.

Prezes „Znaku” – Henryk Woźniakowski – wolał jednak podać inne powody broniące decyzji wydania „Fear” po polsku. Zdaniem jego książka ma się przyczynić do poznania przeszłości, rzeczowej debaty historyków oraz do przezwyciężenia…pokutujących w społeczeństwie pozostałości antysemityzmu!

W tym jednym zdaniu sporo jest nonsensów. Po pierwsze „Strach” – jako książka zupełnie nieobiektywna, a nasycona antypolskim jadem – nie może służyć poznaniu przeszłości. Po drugie – nie może zatem być podstawą rzeczowej debaty historyków, gdyż nie jest oparta na badaniach obiektywnych. Co najwyżej może się przyczynić do rzeczowej krytyki ze strony historyków, to z pewnością. A czy przezwycięży owe rzekome pozostałości antysemityzmu ? Z pewnością nie, albowiem kalumnie rzucane przez Grossa na Polaków mogą wyłącznie oburzać, a zatem powiększyć liczbę ludzi niechętnych Żydom.

Oskarżanie Polaków o powszechny antysemityzm jest zresztą historycznym kłamstwem, absurdem na niespotykaną miarę. To właśnie w Polsce znaleźli Żydzi schronienie, gdy prześladowano ich w całej Europie. Od średniowiecza garnęli się do nas korzystając z przywilejów przyznanych im przez polskich królów. W Izraelu powinien stanąć pomnik dla Polski za to, że dzięki niej naród żydowski przetrwał tyle stuleci w prawie komfortowych warunkach.

Ten polski liberalizm krytykował na synodzie we Wrocławiu ( 1268) legat papieski Gwido, ostro domagając się ograniczeń praw dla Żydów. Chciał widzieć ich w gettach, noszących spiczaste czapki czy inne ośmieszające znaki. Domagał się zakazu zadawania się z nimi, a nawet zasiadania do stołu. Te przepisy stosowano w innych krajach katolickich, ale w Polsce je pomijano. Dlatego specjalne pismo papieskie karciło nas za nadmiar liberalizmu, za swobodne przestawanie z Żydami. Przypomniał to np. P.Jasienica w „Polsce Piastów” ( str.165). A nieliczne pogromy w XIV-tym wieku, które wybuchły po zarazie w 1348 r., zdarzały się tylko w miastach rządzonych przez patrycjat niemiecki ( Wrocław, Poznań, Kalisz, Kraków).

Teza Grossa o jakimś powszechnie panującym antysemityźmie w Polsce jest więc fałszywa w świetle historycznym, a także prymitywna na gruncie socjologicznym. We wszystkich krajach, w których żyli Żydzi panował mniej lub bardziej akcentowany antysemityzm, podczas gdy w Polsce jego natężenie nigdy nie było wysokie, co przyznają nawet historycy żydowscy jak np. prof.dr.H.Graetz : „Ku Polsce też, jako pewnemu schronieniu, zwracały się oczy Żydów prześladowanych w innych krajach” ( „Historia Żydów”, tom VII, str.156). Prof. Graetz podaje więcej szczegółów o dobrym położeniu Żydów w Polsce, lecz ograniczają nas ramy felietonu. Warto byłoby jednak zacytować dłuższe fragmenty z jego pracy przy innej okazji.

Wypada zgodzić się z opinią LPR-u, że Gross „szkaluje w ordynarny sposób naród polski” tak jakby nie wiedział, że najwięcej drzewek w Izraelu za ratowanie Żydów mają właśnie Polacy. Insynuacje o grabieniu mienia ofiar holokaustu po wojnie są też naciągane, albowiem w UB pracowało tylu Żydów, że nie pozwoliliby oni na taki proceder. Za to żydowscy prokuratorzy czy sędziowie wydawali wyroki śmierci na polskich patriotów walczących z reżimem komunistycznym. A kielecki pogrom był akcją inspirowaną przez NKWD w celu skompromitowania Polski w oczach świata, by nikt nie ujął się za narodem zniewalanym właśnie przez Sowiety.Gross celowo pomija ten istotny aspekt.

Wydanie książki „Strach” zbiegło się też z wystawą IPN-u na krakowskim rynku, która przypomina, że tylko w samej Małopolsce hitlerowcy rozstrzelali 350 Polaków i Polek za pomaganie czy ukrywanie Żydów w czasie okupacji. Ukrywano ich z powodzeniem też w mojej rodzinie. A zdarzało się, że za karę rozstrzeliwano całe rodziny, łącznie z dziećmi. Te fakty najlepiej przeczą krzywdzącym pomówieniom Grossa. Powinien on przeprosić naród polski, przyznać się do błędu.

Słusznie podsumował tę odrażającą książkę kardynał Stanisław Dziwisz, w liście do prezesa „Znaku” : „Zadaniem wydawnictwa jest krzewienie prawdy o historii, a nie budzenie demonów antypolskości i antysemityzmu jednocześnie”. Słuszna jest też obawa kardynała, że taka książka może doprowadzić „do napięć narodowościowych w naszej Ojczyźnie.” Podobnie wyczyny młodzieży izraelskiej podczas marszów żywych, demolowanie hoteli, agresja wobec ludności polskiej na ulicach, w tym również agentów „ochrony”. Są to chyba prowokacje obliczone na wywołanie kontrakcji polskiej młodzieży, by potem obwieścić światu rzekomy polski antysemityzm.

Broniąc decyzji wydania „Strachu” prezes „Znaku” przyznał, iż Gross koncentruje się wyłącznie na mrocznej stronie stosunków polsko-żydowskich i że nie aspiruje do przedstawiania ani całokształtu tych stosunków, ani panoramy powojennej Polski. Ba, skoro tak – to po co wydawać książki z góry zafałszowane, jaskrawo stronnicze a także unikające pełnego kontekstu wydarzeń ? Taki profil książki odsłania jej antynaukowy charakter, a tytuł profesora do czegoś zobowiązuje! Strata papieru niewątpliwa, ale może jednak firmie „Znak” chodziło o obnażenie i kompromitację prof.Grossa w oczach polskich czytelników ?

Marek Baterowicz

Przeczytaj, co napisano w New York Times. Takich recenzji w zachodnich mediach jest dużo - wystarczy wejść na Google