Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
26 marca 2008
Tomek i Lech Makowieccy - rodzinny ring
Sonia Ross

Tomek Makowiecki. Muzyk, wokalista, założyciel zespołu Makowiecki Band. Jego trzecia płyta dostała nominację do Paszportów „Polityki”. Mój ojciec zawsze był nadopiekuńczy. Gdy dorosłem do stołu,poobijał gumą wszystkie narożniki. Okno zablokował sznurkiem tak (mieszkaliśmy na VI piętrze), żeby nie zmieściła się w nim moja głowa. Zanim wysłał mnie na kolonie nad jezioro, uczył mnie pływać do upadłego. Dał mi taki wycisk, że nie utopiłbym się nawet wtedy, gdyby w środku nocy wrzucono mnie do wody śpiącego. Samochód prowadzić mogłem dopiero wtedy, gdy wyjeździłem z ojcem jako pasażerem pięćdziesiąt dwie godziny.

Buntowałem się. Najbardziej wtedy,gdy chodziłem do szkoły muzycznej. Tata chciał, żebym ćwiczył, ale pilnowała mnie mama. Mówiła: „Tomek, siadaj i graj to, co masz zadane”. A ja na to: „A co mam zadane?”. Wykręcałem się od ćwiczeń, byłem zły. Koledzy za oknem kopali piłkę, ja siedziałem jak na szpilkach. Tata, mimo że mnie kontrolował, to jednak żył trochę w swoim świecie. Niby był, ale głównie komponował, pisał teksty, grał. Chodził z głową w chmurach.

Gdy dostałem się do „Idola”, rodzice nie ucieszyli się, tylko zmartwili.Wiedzieli, że śpiewanie to niepewny fach. Dlatego wtedy, gdy porzuciłem fortepian, namówili mnie na naukę przedmiotów ścisłych. Zamiast pianisty zobaczyli we mnie informatyka, inżyniera. A ja, jak na złość, znów wróciłem do muzyki. Ojciec był zły: „Masz maturę, nie możesz teraz śpiewać.Weźmiesz udział w kolejnej edycji”. Uprosiłem ich, obiecałem, że się na mnie nie zawiodą. Maturę zdałem. Stworzyłem zespół, zacząłem wydawać płyty.

I wtedy pojawił się konflikt. Bo tata bardzo chciał mi doradzać. Znał branżę. Jako tekściarz, kompozytor, twórca zespołów miał wiedzę, której ja nie miałem. Pragnął mnie uchronić przed błędami. Sugerował swoją pomoc w dobrej wierze. Ale ja jej nie potrzebowałem.Wkurzał mnie jego dydaktyzm, takie „mądrowanie”. Kłóciłem się z nim, bo miałem własną wizję swoich płyt. Ojciec za wszelką cenę chciał jakoś uczestniczyć w tym, co robię. Dlatego szczególnie ścinaliśmy się w czasie, kiedy raz na dwa lub trzy tygodnie wpadałem do domu. Tata chciał gadać ze mną o mojej pracy, koncertach, planach muzycznych. Ja miałem wszystkiego dość. Marzyłem tylko o tym, żeby odpocząć, spotkać się z przyjaciółmi, pójść na spacer z psami. A ojciec był bardzo ciekawy, co u mnie. Mówił: „A co myślisz o tym?”. I puszczał mi jakąś płytę. Albo: „Gdzie będziesz koncertował? Masz plany co do nowych utworów?”. To było męczące, ale teraz rozumiem, że brało się z troski o mnie, zainteresowania moim życiem. Wtedy rzadko rozmawialiśmy, tata był chyba tym rozczarowany. Ostatnio znów mnie napominał.

Gdy niespełna dwa tygodnie temu nurkowałem w Malezji, ojciec dzwonił do mnie: „Tylko nie dokarmiaj rekinów” – usłyszałem. Natychmiast na przekór popłynąłem na rafę. Na głębokości sześciu metrów zetknąłem się z ogromnym żarłaczem. Gnając do brzegu, w duchu dziękowałem ojcu, że tak dobrze nauczył mnie pływać.


Ojciec i syn.Foto: Magazyn Rodzinny


Lech Makowiecki.Inżynier budowy okrętów, wokalista, tekściarz, lider popularnego w latach 70. zespołu Babsztyl. Teraz gra w zespole Zayazd. Z Zayazdem zjeździliśmy całą Polskę. Zabieraliśmy ze sobą Tomka, nasiąkał muzyką od najmłodszych lat. Jego babcia śpiewała w Warmii, dziadek grał na perkusji, mama była wokalistką. Dlatego posłaliśmy go do szkoły muzycznej. Znienawidził fortepian. Gdy odebrał świadectwo, symbolicznie zatrzasnął jego klapę. „Nareszcie koniec!” – wykrzyknął. Nie chciał grać, postawiliśmy więc z żoną na informatykę, ekonomię, angielski.

Ale gdy już nie musiał ćwiczyć gam, zatęsknił do muzyki. Nauczył się grać na gitarze, stworzył zespół. Pojechał na eliminacje do „Idola”. Dostał się. Nie byliśmy zadowoleni – „Nie ma mowy! Teraz masz maturę”. Ubłagał nas. Obiecał, że wszystko zda, byle tylko być w programie. I zdał. Zaskoczył nas. Nie mieliśmy pojęcia, że potrafi tak śpiewać. Podpisał z wytwórnią kontrakt na pięć płyt, właśnie wydał trzecią. Gdy zbierał materiał do pierwszej, doradzałem mu, podpowiadałem. Mówiłem, że jego muzyka powinna być dla szerszej publiczności. Chciałem nakłonić go do wyprodukowania hiciora, myślałem wyłącznie o komercyjnym sukcesie. Teraz sam się tego wstydzę.

A Tomek był nieprzejednany. Przypomniał mi moje słowa: „Szczególnie przy pierwszej płycie trzeba samodzielnie podejmować decyzje, nie słuchać doradców”. No i nie posłuchał. Nawet mnie. Zabolało. Proponowałem, że coś dla niego napiszę. Krzywił się. „Twoje teksty są zbyt grzeczne, zbyt poetyckie. Teraz pisze się językiem ulicy, ty za bardzo dbasz o rymy i rytm. Posłuchaj Staszewskiego, Myslovitz”.

Jego trzeci krążek dostałem prawie gotowy „Co o tym myślisz? Zależy mi na twoim zdaniu”. Byłem zachwycony. Na taką muzykę namawiałem go od początku. Te nasze kłótnie i tarcia zaowocowały świetną płytą.

Wysłuchała Sonia Ross

www.polska.pl Polska. Magazyn Rodzinny z 22 marca 2008 r.