Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
12 sierpnia 2009
Era Nowe Horyzonty 2009
Zofia Górka

Foto: Era New Horizons (link)
To była bardzo udana edycja festiwalu – zgodnie orzekli wszyscy moi rozmówcy – znajomi, z którymi przyjechałam do Wrocławia, a także nieznani mi dotychczas uczestnicy Ery Nowe Horyzonty, których napotykałam w drodze na seans, na wrocławskim Rynku lub w kolejkach przed kinowymi salami.

Ponieważ w zestawieniu z zeszłoroczną edycją program festiwalu nie uległ zbyt dużym zmianom (dodano jedynie kilka nowych sekcji, m.in. Dokumenty/Eseje i Filmy o Sztuce), w swojej relacji skupię się na dziesięciu najważniejszych dla mnie filmowych odkryciach, jakich dokonałam podczas tegorocznych Nowych Horyzontów.


Foto: The Guardian (link)
1. Biała wstążka (reż. Michael Haneke)

Zdecydowanie największa rewelacja festiwalu, tegoroczny zdobywca Złotej Palmy w Cannes. Akcja filmu osadzona jest w małej niemieckiej wiosce tuż przed wybuchem I wojny światowej. Wraz z narratorem, dobrotliwym nauczycielem, przyglądamy się życiu mieszkańców i dostrzegamy różnego rodzaju niepokojące zdarzenia, których pośrednie przyczyny mogą być jednocześnie korzeniami nazizmu, co film zdaje się delikatnie sugerować.

Mistrzostwo Hanekego opiera się na bardzo precyzyjnej konstrukcji scenariusza, koncertowym aktorstwie, a także na porażającym skontrastowaniu niewinności (a przynajmniej tego, co zwykło za nią uchodzić) z okrucieństwem. Wstrząsający obraz, o którym nie sposób szybko zapomnieć.

2. Piętno na umyśle! (reż. Guy Maddin)

Kolejnym ważnym odkryciem tegorocznego festiwalu okazała się dla mnie retrospektywa filmów Kanadyjczyka Guy’a Maddina; filmów garściami czerpiących z prozy Bruno Schulza. Najbardziej reprezentatywnym tytułem w filmografii Maddina jest bez dwóch zdań „Piętno na umyśle!”, w którym reżyser w żartobliwy sposób rozlicza się ze swoim dzieciństwem. Znajdziemy w tym obrazie wszystkie charakterystyczne cechy stylu Maddina: stylizację na filmy nieme, szaleństwo, mnóstwo czarnego humoru i fantazji, niezwykłą intensyfikację emocji, wręcz szaleńczo szybkie tempo narracji, nietypowe trójkąty miłosne i oczywiście dzieciństwo, mocno rzutujące na dalsze życie bohaterów.

Filmy Guy’a Maddina cieszyły się dużą popularnością wśród festiwalowiczów i w pełni zasłużenie otrzymały miano kultowych.

3. Twarz (reż. Tsai Ming Liang)

Muszę przyznać, że do tej pory nie byłam zagorzałą fanką filmów Tsai Ming Lianga i sądzę, że to właśnie dlatego nakręcona na zamówienie Luwru „Twarz” tak bardzo mnie zauroczyła. Jest to zdecydowanie najbardziej pogodny, a także wysmakowany wizualnie obraz w dotychczasowej twórczości Tajwańczyka. Pojawiają się w nim elementy często goszczące w kinie Tsaia, takie jak kiczowate musicalowe wstawki, postać alter ego reżysera, jak zwykle odgrywana przez Lee Kang Shenga, czy nawiązania do Fracois Truffauta – tutaj szczególnie wyraźne ze względu na umiejscowienie akcji filmu w Paryżu i udział takich aktorów jak Jeanne Moreau, Fanny Ardant czy Jean-Pierre Leaud.

Film składa się z kilkunastu scen-perełek (rozmowa Chińczyka i Francuza przeprowadzana w języku... filmowym [sic!], piękna scena miłosna z brzęczącym telefonem komórkowym w tle, podjadający jabłka duch matki głównego bohatera, zmysłowy taniec aktorki odtwarzającej rolę Salome i wiele, wiele innych), które tworzą pełną uroku całość.


Foto: (flavorpill.com)
4. The Time we killed (reż. Jennifer Reeves)

Kolejna bohaterka tegorocznej retrospektywy i kolejne ważne odkrycie. „The Time we killed” to rodzaj filmowego pamiętnika, prowadzonego przez wrażliwą, inteligentną młodą kobietę, która cierpi na agorafobię. Kreacyjne czarno-białe zdjęcia z miejscami prześwietloną taśmą, pojawiające się fragmenty utworów poetki Lisy Jarnot, dobrany z dużym wyczuciem podkład muzyczny – to wszystko odzwierciedla sposób, w jaki główna bohaterka postrzega świat. Dodajmy – bohaterka, z ktorą miałoby się ochotę zaprzyjaźnić.

Twórczość Jennifer Reeves w pełni zasługuje na miano nowohoryzontowej. Co jednak najważniejsze, nie skupia się ona jedynie na (imponującym!) eksperymentowaniu z formą – dla reżyserki równie ważna jest treść. Ujmujący film.

5. Sweetgrass (prod. Ilisa Barbash, zdj. Lucien Castaing-Taylor)

Film obowiązkowy dla miłośników przyrody i świata zwierząt. Pełen uroku dokument (zaprezentowany w ramach nowopowstałego cyklu Dokumenty/Eseje) o życiu współczesnych amerykańskich pasterzy. Kamera towarzyszy im podczas strzyżenia owiec, odbierania porodów, sprzątania, wreszcie – podczas kilkumiesięcznego pobytu ze stadem w górach.

Jest w tych pozbawionych odautorskiego komentarza obrazach coś niemalże medytacyjnego... Wspaniały filmowy relaks.

6. Rerberg i Tarkowski. Odwrotna strona Stalkera (reż. Igor Maiboroda)

Dokument zagłębiający się w spór, jaki wywiązał się na planie „Stalkera” pomiędzy reżyserem Andriejem Tarkowskim a operatorem Georgijem Rerbergiem. Fascynujący obraz, jednak czy aby na pewno obiektywny? Reżyser Igor Maiboroda jako przyjaciel Rerberga wyraźnie trzyma jego stronę; poświęca też postaci operatora o wiele więcej uwagi niż Tarkowskiemu. Również większa część rozmówców reżysera zdaje się sympatyzować z Rerbergiem... Zarzuty kilku z nich, głównie pod adresem Łarisy, żony Tarkowskiego, są naprawdę poważne i sprawiają wrażenie wyolbrzymionych.

Film zdecydowanie pozostawia po sobie więcej pytań niż odpowiedzi (przynajmniej w moim odczuciu), ale dla miłośników talentu Tarkowskiego i Rerberga jest to pozycja obowiązkowa.

7. Parque Via (reż. Enrique Rivero)

Bohaterem meksykańskiego „Parque Via” jest sześćdziesięcioparoletni mężczyzna, od wielu lat pracujący jako stróż luksusowej posiadłości. Spędził w tym miejscu niemalże połowę swojego życia, więc kiedy właścicielka oznajmia mu, że zamierza sprzedać dom, nasz bohater zaczyna odczuwać niepokój... Oglądając ten film aż ciężko uwierzyć, że jest on dziełem debiutanta. Przemyślana konstrukcja scenariusza, pełne ciepła spojrzenie na głównych bohaterów, subtelne poczucie humoru, wreszcie szokująca, skłaniająca do refleksji konkluzja - takiego filmu nie powstydziłby się doświadczony mistrz!


Foto: (montrealfilmjournal.com)
8. Ona chce chaosu (reż. Denis Cote)

Film z cyklu Kino Kanady. Nastrojowa, pełna niedomówień opowieść o „smutnej dziewczynie” (jak charakteryzuje ją jeden z drugoplanowych bohaterów), dorastającej w otoczeniu brutalnych mężczyzn na opuszczonej farmie w Quebecu, i jej dramatycznej próbie wyrwania się ze świata przesiąkniętego przemocą i gnuśnością.

Świetnie poprowadzona odtwórczyni głównej roli i dotrzymująca jej kroku reszta obsady, fascynujący portret młodej kobiety, powolne tempo narracji, atmosfera niedomówień i tajemnic, bardzo subtelne elementy czarnego humoru, przepiękne czarno-białe zdjęcia. Jeden z moich największych tegorocznych faworytów.

9. Wir (reż. Istvan Gaal)

Zaprezentowany w ramach cyklu „Złota era kina węgierskiego. Lata 60-70” „Wir” to film wyraźnie zainspirowany „Przygodą” Michelangelo Antonioniego. Mała węgierska mieścina, ostatnie tygodnie wakacji. Grupa zanjomych, którzy wkrócte porozjeżdżają się na studia, wybiera się nad rzekę. Beztroska atmosfera, żarty, wygłupy – wszystko to zostaje brutalnie przerwane z chwilą utonięcia jednego z nastolatków. Przez pozostałą część filmu obserwujemy, jak owo wydarzenie wpłynęło na młodych przyjaciół chłopca.

Poruszający film z wiarygodnym aktorstwem.


Foto: (The Guardian)
10. Katalin Varga (reż. Peter Strickland)

Zdumiewająco dojrzały debiut – zarówno reżysera, Brytyjczyka Petera Stricklanda, jak i niezwykle utalentowanej Hildy Peter, odtwórczyni tytułowej roli. Katalin Varga wędruje z dziesięcioletnim synem przez malowniczą Transylwanię w poszukiwaniu biologicznego ojca chłopca, mężczyzny, który kiedyś ją zgwałcił. Kobieta ma zamiar dokonać aktu zemsty, jednak konfrontacja z dawnym oprawcą okaże się zupełnie inna od wyobrażeń Katalin...

Reżyser w przemyślany, pozbawiony taniego moralizatorstwa sposób ukazuje, jak jeden akt zła zatacza coraz szersze kręgi; rodzi kolejne zło, które będzie się rozprzestrzeniać.

Rewelacyjna rola Hildy Peter, ważny, przedstawiony w poruszający sposób, temat, niepokojąca, pozbawiona patosu muzyka i zapierające dech w piersiach kadry, wyraźnie inspirowane filmami Wernera Herzoga – oto największe atuty „Katalin Vargi”.

O Peterze Stricklandzie będzie jeszcze głośno!