Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
10 lutego 2010
Tłusty Czwartek
Anna Hudyka

„Tłusty Czwartek” zwany inaczej „Combrowym” jest w kalendarzu chrześcijańskim ostatnim przed Wielkim Postem. Jego druga nazwa pochodzi najprawdopodobniej od nazwiska surowego wobec miejscowych handlarek i przekupek XVII-wiecznego krakowskiego wójta Combra, który zmarł wspomnianego dnia. Ucieszone kobiety dla uczczenia smutnych okoliczności, co roku na rynku urządzały liczne zabawy. Polegały na dokuczaniu mężom i zmuszaniu ich do wykonywania nieprzystających temu stanowi zadań, przed którymi mogli się wykupić monetą.

Jeszcze inną nazwę dnia są "Zapusty". Tradycyjnie w tym czasie "dozwolone" jest obżarstwo. Najpopularniejsze są pączki i faworki w wielu regionach Polski nazywane chrustami. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu przygotowywano również kiełbasy, kasze, słoninę, skwarki i inne tłuste potrawy. Zwyczaj „obżarstwa” wziął się stąd, że podczas tzw. przednówku nie było czym karmić domowych zwierząt, które trzeba było zabić a następnie zjeść, żeby mięso się nie zepsuło.

Tłusty Czwartek rozpoczyna ostatni tydzień karnawału. Dawniej był początkiem tzw. „Tłustego Tygodnia” i wstępem wielkich zabaw i bali. Najhuczniej bawiono się ostatniego dnia „Zapustów”, były: polowania, kuligi, uczty i biesiady. Zabawy szlachciców były inne niż chłopskie. Te drugie w odróżnieniu od eleganckich balów, których uczestnicy mieli na twarzach maski cechowało większe równouprawnienie i swojski klimat. Karczmy i gospody rozbrzmiewały głośną muzyką, przy której tańcowano. Każdy chłop- nawet najbiedniejszy wydawał czasem ostatni grosz a nawet się zapożyczał.


Zdarzały się przypadki, gdy w radosnej zabawie uczestniczyły tylko kobiety. Wszystkie tańczyły jak najwyżej, ponieważ miało to zapewnić urodzaj lnu i konopi. Bawiły się też w kółku uważając, by do ich grona nie dostała się jakaś panna. Gdyby tak się stało pozostałe musiałyby jej zrobić czepiec ze słomy, w którym pozostałaby do końca.

Również po wsiach i miasteczkach chodzili przebierańcy. Przywdziewali odzienia symbolizujące różne miłe wydarzenia- np. nadejście wiosny. Czasami też udawali niedźwiedzia, wilka, kozę lub czarownice, które jednych miały śmieszyć a innych straszyć. Chłopcy i młodzieńcy stukali do okien, zaglądali do domów i tańczyli w karczmach. Chcąc zwiększyć zabawę malowali sobie oraz przechodniom twarze węglem, zakładali maski i całowali się ze wszystkimi na wyścigi, aby wyprzedzić zbliżający się post.


„Tłusty Czwartek” tak jak wiele innych ważnych dat był związany z różnymi przesądami. Według jednego z nich, jeśli ktoś w tym dniu nie zjadł ani jednego pączka mógł być pewien, że w trwającym roku nie będzie się mu wiodło. Panował zwyczaj, że w tym dniu Zapust przyjmował postać człowieka i zjawiał się w ostatkowy wtorek koło północy. Był znakiem, że czas zakończyć radosną karnawałową zabawę. Ubierał się w kożuch odwrócony wełną na wierzch a na głowie miał czapkę przystrojoną wstążeczkami i gałęzią choiny. W reku trzymał oznakę swej władzy drewniany toporek z dzwonkiem. Miał ze sobą sługę i razem rozpoczynali obchód wsi kończąc go w karczmie. Tam wraz z wybiciem północy wyrzucał wszystkich za drzwi.

Gdy wspomniana postać wchodziła do domu najpierw przedstawiała się, że jest „mantuańskim księciem” idącym ze swojego kraju, w którym „psy ogonami szczekają”. Następnie zwracał się do gospodarza chwaląc Boga i prosił o jajka, krupy i misę jagieł przepowiadając, że to przyniesie szczęście domowi i mieszkańcom. W każdym regionie przychodził inaczej. W Lubelskim był wystrojonym Bachusem wraz ze swoimi towarzyszami opasanymi powrósłami i z maskami na twarzy, którzy wozili go na beczce. Na Podlasiu żądał tzw. „włóczebnego” grożąc skąpcom nieurodzajami. W Wielkopolsce natomiast podtykał duży rożen, na który trzeba było nadziewać mięso i słoninę.


Od setek lat dni te uważano i praktykowano wśród prostego ludu jako szczególny czas do kojarzenia małżeństw i zaznajamiania młodych ludzi. Kto był opieszały i nieskory do małżeństwa musiał ponieść karę. Wesołkowie zapustni przywiązywali drewniany kloc do jego nogi tak, aby wytrwał z nim przed innymi. Obyczaj trwał bardzo długo, jednak z czasem kloc stawał się mniejszy albo przypinano głowę śledzia lub strzępek sukna. Ludowa tradycja nakazywała przyczepić szybko i zręcznie, aby osoba tego nie zauważyła. Kolejnym zwyczajem sięgającym czasów rzymskich były popularne pączki. Ostatnie dni karnawału w starożytnej Italii uważano za czas zabawy i obfitego jedzenia i picia. Wszyscy spożywali tłuste potrawy a szczególnie wspomniane pączki. W Polsce zaczęto je smażyć w XVI wieku i nie przypominały obecnych. Pieczono je z chlebowego ciasta nadziewanego słoniną i smażono na smalcu. Najpierw pojawiły się na stołach mieszczańskich. Dopiero później przybrały postać racuchów, blin, pampuchów a cukiernicy XVII i XVIII wieku zaczęli się nimi i chrustem chlubić.


Dzisiaj uważa się, że idealny pączek powinien być pulchny, ale lekko zapadnięty w środku, co ma świadczyć o dobrej konsystencji ciasta. Robi się je z drożdży, mąki i jaj. Znawcy twierdzą, że najlepiej smakują, gdy są jeszcze ciepłe a smaży się je kilkadziesiąt sekund dzięki czemu tłuszcz nie wsiąka do środka. Ciastka mogą być nadziewane nie tylko marmoladą, ale likierem, budyniem, serem a nawet bitą śmietaną. Dawniej czasem zawierały także migdał lub orzech. Wierzono, że kto na nie trafi będzie miał w życiu szczęście. Pączkami i chrustami chlubili się przede wszystkim warszawscy cukiernicy. O tych pierwszych mówili, że powinny być: "tak pulchne, że ścisnąwszy je w ręku znowu rozciągają się do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby je z półmiska". Pączki wiejskie nie były tak lekkie, ale twarde i dobrze wypełnione marmoladą.

Dziś „Tłusty Tydzień” ogranicza się jedynie do „Tłustego Czwartku”. Nie opychamy się słoniną tylko pączkami i faworkami. Większość ludzi kupuje je w cukierniach. Jednak są domy - zwłaszcza w małych miastach i na wsiach, gdzie kultywuje się tradycję i samodzielnie z własnych przepisów przyrządza się wspomniane łakocie.


Czas zwany w naszym kraju „Zapustami” jest obchodzony w wielu częściach Europy i świata. Jednak w innych regionach przybiera inną postać niż my jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Przykładem jest np. Francja, gdzie „Tłusty Czwartek” powinien być nazwany ”Tłustym wtorkiem”, ponieważ ma miejsce przed Środą Popielcową. Nazywa się go „Mardi Gras”. Francuzi zamykają czas karnawału nosząc np. balowe maski. W niektórych regionach narodziły się tradycje, że młodzi ludzie biegają po ulicach rzucając w siebie jajkami i sypiąc dookoła mąką. Oficjalnie „Mardi Gras” zaczyna się w Święto Trzech Króli, ale prawdziwa gorączka wybucha tydzień przed Środą Popielcową, kiedy odbywają się uliczne parady a wszyscy w radosnej atmosferze fiest obdarowują się koralikami.

W Finlandii ludzie zasiadają przy suto zastawionych stołach. Obowiązkowo pojawia się zupa groszkowa, małe naleśniki gryczane zwane blini oraz słodkie bułeczki z bitą śmietaną i dżemem albo pastą migdałową podawaną na ciepłym mleku. Różnią się również pączki. W poszczególnych krajach są smażone innym sposobem a nadziewa się je - zwłaszcza na Zachodzie - owocami, dżemem i kremem. Ale nie tylko, bowiem różnica wynika także z używania specjalnej mąki. Niemieckie łakocie zawierają mniej tłuszczu niż nasze, a na Węgrzech są bez nadzienia, bo podaje się je na osobnym talerzu. W kulturze amerykańskiej mają natomiast postać pierścienia z dziurką w środku.

Anna Hudyka