Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
12 kwietnia 2010
Dopisani do katyńskiej listy
Jan „Skarga” Dydusiak
Zamknęli oczy by inni mogli je otworzyć

Jest sobota 10 kwietnia. Powracam z wnukami z całodziennej wycieczki. O 4.56 pm otwieram bramę. Dokładnie w tym samym czasie, jest godzina 8.56 w Warszawie, 10.56 w Smoleńsku. Samolot prezydencki kosi wierzchołki drzew. Staje w płomieniach. Rozbija się zaledwie kilkaset metrów od pasów lotniska Siewiernyj. Prezydent, jego Małżonka, cała świta dostojników, parlamentariuszy, osobistości giną na miejscu. Ten sam czas, a jakże inny epilog powrotu.

W godzinę później otrzymujemy pierwsze telefony z kraju. Osłupiali wsłuchujemy się w słowa naszych rozmówców. Mówią naszym niby językiem a znaczenia słów nie pojmujemy. Nie! Niemożliwe! Znowu Katyń! Za chwilę, na stronach internetu, znajdujemy jednak potwierdzenie tej, jakże tragicznej, kolejnej czarnej karty w kalendarium naszego narodu. A później.... A później w dziennikach, wiadomościach, w tv, w internecie z rozedrganym sercem, ze łzami obserwujemy potoki ludzkich tłumów. Rodaków pochylonych w żałobie, pogrążonych w bólu. Przybywających pod pałac prezydencki, napływających pod Krzyż na placu Piłsudskiego. I widzimy strumienie łez, dywany kwiatów, morza płonących zniczy. Wiszące, powleczone kirem flagi. Obraz zamarłej w szoku - po niewyobrażalnej tragedii - Ojczyzny.

Katyń po raz kolejny powołał przed oblicze Pana crème de la crème: świata polskiej polityki, elit inteligencji, dowództwa sił zbrojnych. Lecieli by oddać hołd poległym a oddali swe życie. Oddali je by zaświadczyć prawdzie. By prawda ta dotarła w najodleglejsze zakątki ziemi. By przypomniała, że tam w katyńskim lesie, spoczywają tysiące ofiar straszliwej kaźni. Tysiące Tych, których nić życia została przerwana bandyckim aktem okrucieństwa systemu stalinowskiego.

Teraz, gdy emocje biorą górę, gdy serce zranione po stracie, wciąż zadajemy sobie pytania: dlaczego? Dlaczego tak okrutna dla nas jest smoleńska ziemia? Dlaczego świadectwo musi być dokumentowane po raz wtóry. Dlaczego ponownie krwią najwybitniejszych Polaków. Dlaczego?!

Nie potrafimy odpowiedzieć na te pytania. Nie potrafimy zrozumieć losu opatrzności. Ale czyż nie jest prawdą, że Ci co lecieli prezydenckim TU154, po to by oddać cześć poległym bohaterom: Katynia, Miednoje, Ostaszkowa, Charkowa – że CI, Prezydent ze swą świtą - w naszym pojęciu ziemskim polegli - że ONI dotarli do celu. Dobili do oczekujących ich tam żołnierzy. Że razem stanęli, ramię w ramię, serce w serce, że pokłonili się przed maszerującymi szeregami TYCH, którzy 70 lat wstecz ginęli zabijani strzałem w tył glowy tylko za to, że byli Polakami.

Nie wiem, nie potrafię jak większość z nas objąć swym pojmowaniem okrutnej ironii, tragicznej dla nas tamtej; katyńskiej i smoleńskiej ziemi. Ale może - ta śmierć – tak nagła, tak nieoczekiwana, tak odbijająca się tragicznym echem po świecie a nade wszystko po polskiej i rosyjskiej ziemi, da owoce. Będzie impulsem ku nowemu. Że ziarno zasiane w grobach ofiar roku 1940, teraz wzbogacone świeżą krwią elit kolejnego pokolenia, Tych którzy dołączyli do czuwających na wiecznej warcie, że razem wydadzą plon. Plon który wzmocni na zawsze, tak wątłe, tak napięte więzi. Zmieni tak tragiczną historię obu naszych narodów. Narodów okaleczonych przez ten sam zbrodniczy, stalinowski totalitaryzm. Że te białoczerwone goździki złożone pod smoleńskim lotniskiem, że te łany kwiatów pod polską ambasadą w Moskwie, te prezentowane przez najwyższe władze jak i te składane przez zespół chóru Aleksandrowa, przez modlących się, palących znicze moskwiczan - są nie tylko chwilowym znakiem współczucia, sympatii ale symbolem rozpoczęcia nowej ery w stosunkach dwóch braci, dwóch słowiańskich plemion. Dwóch narodów spiętych ze sobą w wiecznej, często bratobójczej walce.

Że wielka determinacja niezłomnego, stojącego na straży zasad: Bóg, Honor, Rodzina i Ojczyzna (wzbudzającego u ludzi o odmiennych poglądach burzliwe kontrowersje) Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który poświęcił życie służbie Polsce, który za cel wyznaczył szczytne idee honorowania pamięci Tych co oddali - za naszą i waszą wolność - swe życie, że teraz, w tej chwili, w morzu wylewanych łez, idee te zaświecą blaskiem brylantów. Że Prezydent, o którym w obliczu Jego śmierci mówi jeden z jego największych adwersarzy red. GW A.Michnik; odszedł wpaniały Polak, na wskroś prawy, wielki patriota – złoży raport przed obliczem Najwyższego: Panie wybacz, że krwią tak wielu, lecz spójrz w dół, na oba żyjące w zgodzie i prawdzie narody. Oto nasze dzieło.

Wczoraj, w niedzielę 11-go kwietnia w samo południe, zamarła cała polska ziemia. Od Bałtyku po Tatry, od Bugu po Odrę rozdzwoniły się parudziesięciotysięcznym echem kościelne dzwony, biło serce Zygmunta, wyły dziesiątki tysięcy syren, setki tysięcy jeśli nie miliony klaksonów. Przerwaliśmy na te 2 jakże symboliczne minuty naszą rozmowę z rodziną w Tomaszowie M. Zamarli, wsłuchani w ten jakże trwożący, budzący lęk, lecz być może sygnalizujący nową epokę sąsiedzkich relacji - głos.

Jaki będzie epilog Katynia? Czy ewentualna lista zysków przeważy listę poniesionych w dniu 10.04. strat? Czy podejmiemy pozostawione nam dziedzictwo? Czy tak nieoczekiwaną schedą będziemy mądrze gospodarzyc? Budować pokój? Czy może znów znajdą się wśrod nas Ci, którym spokój i cisza i męka i ból - stoją solą w oku. Ci którzy na zgliszczach, na mogiłach muszą budować swe kariery, wizerunki. Którym nie wystarczy podwójna danina katyńska. Nie wiem. Ostateczny epilog dopiero się pisze. Ale powtórzę za arcybiskupem Nyczem: „Niech z tej śmierci zrodzi się dobro” i z podobną nadzieją za anonimowym internautą: „Zamknęli oczy by inni mogli je otworzyć”.

Jan „Skarga” Dydusiak

Matraville, 12. 04.2010

Ps. Rozmyślnie nie podejmuję spekulacji przyczyn katastrofy, nie obarczam, nie winię i co więcej, nie szukam winowajców tej być może na „życzenie” tragedii. Sądzę, że obecnie najistotniejsza jest zagospodarowana – oby mądrze – dobrosąsiedzka przyszłośc obu naszych narodów.