Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
4 maja 2010
"Sercem Polak" - opowieść o życiu Chopina
ilustrowana zdjęciami znakomitego "szopenisty" Krzysztofa Małka

Pierwszym nauczycielem Fryderyka Chopina gry na fortepianie był stary Czech - Wojciech Żywny. Mały uczeń miał lat 7, gdy ta dziwaczna i niezwykła postać pojawiła się w jego życiu. Odziany w zielony surdut, z którego nieodmiennie zwisała potężna czerwona chustka, w przekrzywionej peruce i nosem koloru chustki, purpurowym od potężnych dawek tabaki, będzie Żywny listy do swego pupila podpisywał: "Pozostaję z prawdziwą miłością i poważaniem - Twój wierny przyjaciel". Wszyscy badacze żywota Fryderyka podkreślają, że ten dziwaczny staruszek odkrył Chopinowi wielkość Jana Sebastiana Bacha i - jak pięknie napisał Jarosław Iwaszkiewicz - "zapewnił sobie nieśmiertelność, żyje w muzyce swego wielkiego ucznia".

Drugim pedagogiem wpisanym w biografię Chopina był Józef Elsner, rektor i założyciel Szkoły Głównej Muzyki w Warszawie - jednego z pierwszych konserwatoriów muzycznych w Europie. Już jako dwunastolatek Chopin pobierał u Elsnera lekcje harmonii i kontrapunktu, a od września 1826 roku był jego studentem. Pedagogiczne zasady nauczyciela określają znawcy słowem: wspaniałe, doceniając jego elastyczność i szacunek dla indywidualności ucznia wyrażające się w przekonaniu: "Nie tylko trzeba, żeby uczeń zrównał się z mistrzem swoim i przeszedł go, ale żeby jeszcze miał i coś własnego, czym by także mógł świetnieć".

Marzeniem Elsnera było "świetnienie" Fryderyka Chopina jako twórcy opery narodowej - gatunku, w którym sam celował, tworząc pierwsze polskie opery historyczne. Autor cennej rozprawy "O metryczności i rytmiczności języka polskiego" po ostatnim egzaminie Chopina skreślił słowa przynoszące mu zaszczyt: "Chopin Fryderyk - geniusz muzyczny".


Best Sound of Music Presents Krzysztof Malek in Recital. The Independent, North Sydney, 1st of May 2010. All photos Tom Koprowski




"Błyszczący meteor"

"Najukochańsi Rodzice i Siostry moje (...) przydyliżansowaliśmy do tego za wielkiego miasta" - zaczyna Fryderyk list datowany z Berlina 16 września 1828 roku. Przybył tu w dość osobliwym towarzystwie profesora Feliksa Jarockiego, autora rozprawy o... pająkach, który udawał się na kongres przyrodników przybyłych z całej Europy. Fryderyk umiarkowanie zainteresowany pająkami miał w planach przede wszystkim koncerty i opery, jak później doniesie bliskim - "łaziłem tylko i gawroniłem się po pięknych ulicach i mostach", zwiedzał fabryki fortepianów i rozczarował się urodą wystrojonych "berlinek" - "same gołe szczęki alias gęby bez zębów...".

Na uroczystym przyjęciu dla dostojnych przyrodników siedział obok profesora botaniki z Hamburga: "Zazdrościłem mu jego paluchów. Żabka takie miał łapeczki jak niedźwiedź". Udało mu się posłuchać wielkich oratoriów muzycznych, wśród których tylko kompozycja Haendla "zbliżała się do ideału".

Ale największym przeżyciem Fryderyka stała się chwila, gdy w bibliotece berlińskiej zobaczył "własnoręczny list Kościuszki" i pomógł tłumaczyć treść młodemu bibliotekarzowi z Drezna, który właśnie pracował nad biografią Naczelnika. I tym polskim akcentem zakończyła się berlińska "waguska" Chopina.

Następny wojaż za granicę miał nastąpić za rok - w sierpniu 1829 roku. Fryderyk wyruszył do Wiednia i tamże 11 sierpnia wystąpił "na teatrze cesarsko-królewskim". Grał swoje Rondo a'la Krakowiak, a potem - improwizował. "Wybrałem Chmiela, co zelektryzowało publiczność, nieprzyzwyczajoną do takich pieśni. Moje parterowe szpiegi zaręczają, że aż skakano na ławkach" - doniósł z satysfakcją w liście. Ów "Chmiel" - to obrzędowa pieśń śpiewana na wiejskich weselach: "Oj, żebyś ty chmielu na te tyczki nie lazł, to byś nam nie robił z panieneczek niewiast".






Namówiony przez zachwyconych jego koncertem muzyków zagrał Chopin po raz drugi 18 sierpnia. "Na los szczęścia dałem się na koncert namówić (...). Moim Rondem ująłem sobie wszystkich z profesji muzyków (...), tylko zakamieniałym Niemcom nie wiem, czylim dogodził (...). Jeżeli w gazetach mię tak wychłoszczą, że nie będę mógł się więcej światu pokazać, zdecydowałem się malować pokoje...".

Recenzje są rewelacyjne i Chopinowi nie grozi zawód malarza pokojowego. "Wienertheater Zeitung" oceniał: "Chopin wprawił wszystkich w zdumienie. Odkryliśmy w nim piękny, wybitny talent". W "Allgemeine Musikalische Zeitung" pisano: "Pan Chopin, fortepianista z Warszawy, dał się poznać od razu jako mistrz pierwszorzędny. Przedziwna delikatność jego uderzenia, nieopisana biegłość techniczna, jego doskonałe cieniowanie, jasność i przejrzystość interpretacji, jego nacechowane wzniosłą genialnością utwory muzyczne - pozwalają w tym wirtuozie uznać artystę, który zjawia się na muzykalnym horyzoncie jako jeden z najjaśniej błyszczących meteorów".




Po sukcesach wiedeńskich błyszczący meteor zostaje zaproszony do pałacu księcia Antoniego Radziwiłła w Antoninie, gdzie spędził jesienią 1829 roku tydzień na ziemi wielkopolskiej u księcia, namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego i kompozytora, obdarzonego uroczymi córkami. "Były tam dwie Ewy, młode księżniczki, nadzwyczaj uprzejme i dobre, muzykalne, czułe istoty. Napisałem alla polacca z wiolonczelą (...). Chciałem, żeby księżniczka Wanda się nauczyła. Niby jej przez ten czas dawałem lekcje. Młode to, siedemnaście lat, ładne i dalipan aż miło było ustawiać paluszki" - tak pisał do przyjaciela od serca - Tytusa Wojciechowskiego. "Chciałeś mego portretu - żebym mógł ukraść jeden księżniczce Elizie, to bym go Tobie posłał. Dwa razy mię w sztambuchu zrobiła i ile mi ludzie gadali, bardzo podobnie".






Subtelną kreską nakreślone przez księżniczkę Elizę portrety Fryderyka były jedynym znaczącym dobrem, które wynikło z kontaktów z książęcą rodziną, mimo że pan Mikołaj Chopin wiele sobie obiecywał po tej wizycie, wierząc, że Radziwiłł otoczy mecenatem jego genialnego syna. Fryderyk oceniał to bardzo trzeźwo: "Były bowiem oświadczyny i słowa piękne - ja jednak żadnej w nich nie widzę korzyści (...), bo już to niejedna łaska pańska, którą na pstrym koniu widziałem". Polubił bardzo obie księżniczki, ale...

"Zielono mam w głowie, ale w sercu największy upał"

"Ja już może na nieszczęście mam mój ideał, któremu wiernie, nie mówiąc z nim, już pół roku służę, który mi się śni, na którego pamiątkę stanęło adagio mojego koncertu... O tym nikt nie wie prócz Ciebie" - tak pisał Fryderyk Chopin 3 października 1829 roku swemu przyjacielowi i powiernikowi Tytusowi Wojciechowskiemu. Niestety, jedyny zachowany portret "ideału" pochodzi z epoki znacznie późniejszej, jest ciemny, smutny i w niczym nie przypomina owej "dorodnej jasnowłosej dziewicy o szafirowych oczach", jaka objawiła się dziewiętnastoletniemu Chopinowi kwietniowego dnia roku 1829 na "świetnym wieczorze muzykalnym" warszawskiego konserwatorium.

Panna Konstancja Gładkowska, córka burgrabiego, czyli intendenta Zamku Królewskiego, w którym aktualnie rozsiadł się moskiewski namiestnik - uchodziła za jedną z najbardziej utalentowanych uczennic zarozumiałego Włocha Carlo Solivy, przygotowującego panny do operowego debiutu. Rówieśniczka Chopina otoczona rojem przystojnych oficerków, wśród których nie brakowało Rosjan ze świty wielkiego księcia Konstantego - słusznie zwanego przez Warszawę "schizofreniczną małpą z Belwederu" - nie zwracała uwagi na milczącego adoratora, drobnego młodzieńca z dużym nosem...

Żalił się Tytusowi: "Nie uwierzysz, jak dla mnie Warszawa teraz smutna. Jak to niegodziwie, kiedy coś ciąży, a nie ma gdzie tego złożyć. Fortepianowi gadam to, co bym Tobie powiedział...". Z owych zwierzeń czynionych fortepianowi narodziło się owo adagio, czyli Larghetto z Koncertu f-moll, które Jarosław Iwaszkiewicz nazwie - "odbiciem jasnego, wzruszającego uczucia, od pierwszego akordu As-dur, który brzmi jak otwarcie bramy do jakiegoś przybytku miłości i spokoju".

Spotykał swą ukochaną na Mszach św. w kościele i wymieniali czułe spojrzenia. "Jeśli coś mam przed oczyma, co mię interesuje, mogą mię i konie rozjechać i nie będę wiedział. W niedzielę, uderzony jednym niespodzianym spojrzeniem w kościele właśnie w chwili jakiegoś lubego odrętwienia, natychmiast wyleciawszy, z kwadrans nie wiedziałem, co się ze mną stało. Taki czasem wariat się ze mnie robi, że strach. Zielono w głowie, ale dalibóg, że w sercu największy upał".

Od "ideału" uzyskał już bardzo wiele. Ofiarowała mu nawet wstążkę ze swych jasnych włosów. Dla niej biega do opery. I delektuje się jej śpiewem... "Nie będzie drugiej Gładkowskiej co się tyczy czystości i intonacji i czucia wyższego, jakim jest przejęta na scenie, jednej nutki wątpliwie nie wzięła...".

Wpisała mu do sztambucha, myśląc o planowanym wyjeździe Fryderyka z Ojczyzny:
Przykre losu spełniam zmiany
Ulegać musiem potrzebie
Pamiętaj niezapomniany
Że w Polsce kochają Ciebie.

Śpiewające drzewo

Warszawa przedlistopadowych dni z ich nieugasłym żarem. Poezji, muzyki, przyjaźni, konspiracji. Jest to czas, gdy w Wilnie toczy się proces promienistych przyjaciół Mickiewicza skazanych na zesłanie. Warszawa Chopinowskiej młodości to żar i brawura romantyzmu, ale także dławiący smutek niewoli. To chwile tak straszliwe jak ten październikowy dzień roku 1824 (Fryderyk ledwo wrócił z sielskich wakacji w Szafarni), gdy kat w czerni zrywał szlify oficerskie i zakuwał w kajdany majora Waleriana Łukasińskiego, twórcę Towarzystwa Patriotycznego. W tłumie warszawiaków żegnających Łukasińskiego pchającego taczki, do których go przykuto, unoszącego wysoko ogoloną przez kata głowę - stał podchorąży Piotr Wysocki, pod którego dowództwem będą gotować się do walki przyszli zdobywcy Belwederu 29 listopada 1830 roku.

W grudniu 1825 roku, po śmierci cara Aleksandra w Warszawie urządzono wielką żałobną manifestację. Kajetan Koźmian, zwolennik uległości wobec moskiewskich okupantów, napisał: "O zgrozo! Jedni akademicy (...) ubrawszy się w historiańskie szaty z czapkami polskimi na bakier, zaczęli przebiegać szeregi, psuć ład i ubliżać miną wesołą i szyderczą".

Porównajmy to z opisem pogrzebu Stanisława Staszica zimą 1826, gdy - jak napisze Chopin: "...akademicy nieśli go od Świętego Krzyża aż do samych Bielan, gdzie chciał być pochowanym, trumnę jego obdarli z miłością i entuzjazmem i na pamiątkę i ja mam kawałek kiru". Takie były talizmany młodych Polaków. Gdy państwo Chopinowie zamieszkali w lewym skrzydle Pałacu Krasińskich - właśnie trwał Sąd Sejmowy nad konspiratorami z Towarzystwa Patriotycznego, który stanie się hańbą generała Wincentego Krasińskiego, ojca Zygmunta. Generał będzie jedynym głosującym za uznaniem oskarżonych za winnych zbrodni stanu. Wołał do sędziów Maurycy Mochnacki: "Senatorowie! Choćby nawet przyszło stracić tę Polskę, jaką dzisiaj macie, to ją lepiej stracić, niżeli byście mieli skazać na rusztowanie sam zamysł odbudowania całej i niepodległej".

Stefanie, serce mdleje
Warszawscy dwaj muzycy
Tych nocy czarodzieje
Szopenek i Maurycy

- tak wspomina tamte burzliwe dni Bohdan Zaleski, autor dumek i śpiewów niosących szum stepów. "W okresie odradzającej się poezji polskiej przed powstaniem listopadowym ze Stefanem Witwickim często gościliśmy to u Fryderyka Chopina, to u Maurycego Mochnackiego, przysłuchując się ich popisom na fortepianie. Chopin wesoły, młodziuchny (którego zwaliśmy wszyscy Szopenkiem), wygrywał nam cudne swoje utwory...".

Maurycy Mochnacki. Krytyk, polityk, publicysta, pianista, fenomen inteligencji i przyszłe natchnienie Powstania Listopadowego, autor słynnego studium "O literaturze polskiej wieku XIX", które stało się triumfalnym powitaniem romantyzmu polskiego: "Wszystkie liście na drzewie tak długo skamieniałym i niemym ojczystej poezji zaszumiały. Piękny to instrument śpiewające drzewo!"

Stefan Witwicki to poeta, do którego słów Chopin skomponował wiele pięknych pieśni, a wśród nich tak popularne, jak: "Hulanka" - "Szynkareczko, szafareczko bój się Boga, stój!" i "Życzenie" - "Gdybym ja była słoneczkiem na niebie...", które śpiewała cała Warszawa. Witwicki i Zaleski dochowają przyjaźni Chopinowi i w Paryżu będą mu najbliżsi. Witwicki zgodnie z marzeniami Elsnera będzie przekonywał Fryderyka:

"Koniecznie musisz być twórcą polskiej opery, mam najgłębsze przekonanie, że zostać nim potrafisz i że jako polski narodowy kompozytor otworzysz dla swego talentu pole niezmiernie bogate! Obyś tylko ciągle miał na uwadze: narodowość, narodowość i jeszcze raz narodowość. Jest ojczysta melodia jak klima ojczyste. Góry, lasy, wody i łąki mają swój głos rodzinny!".

Przy okazji warto sprostować powtarzający się w prasie, a bardzo zaszczytny dla Stefana Witwickiego błąd polegający na przypisaniu Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II wiersza Stefana "Do sosny polskiej". Wszyscy trzej przyjaciele: Maurycy, Bohdan i Stefan wezmą udział w Powstaniu Listopadowym. Chopina z nimi nie będzie.


Gościem na koncercie Małka był wybitny pianista australijski holenderskiego pochodzenia Gerard Willems

"Tęsknotę mi zostawiły Twoje pola"

17 marca roku 1830 w Teatrze Narodowym, który znajdował się na placu Krasińskich w Warszawie, odbywa się pierwszy uroczysty publiczny koncert Fryderyka Chopina w Warszawie. Gra Fantazję alla Polacca i swój pierwszy Koncert f-moll. Dyryguje sam Karol Kurpiński - dyrektor Opery Teatru Narodowego, w którego diariuszu znajdujemy następujący wpis: "Z rana próba koncertu fortepianowego pana Chopin. Wieczorem liczna publiczność, bo nawet zapełniła miejsca orkiestry, z wielkimi oklaskami przyjmowała kompozycję i grę młodego artysty...".

Chopin napisze z satysfakcją: "Kurpiński uważał tego wieczora nowe piękności w moim koncercie. Sypnęło się mnóstwo recenzji. 'Dziennik Urzędowy' takie głupstwa poklicił. Utrzymuje, że jak Mozartem Niemcy, tak Polacy mną szczycić się będą. Nonsens bardzo jasny".

W prasie ukazuje się sonet "Do Fryderyka Chopin grającego koncert na fortepianie":

Dusza siłą tych pieśni
porwana do góry,
Na skrzydłach harmonii
w niebiosa ulata,
Aby się tam pobratać
z anielskimi chóry.

11 października 1830 roku Fryderyk Chopin gra swój pożegnalny Koncert e-moll w Teatrze Narodowym. Napisał Stefan Witwicki: "Jest to utwór geniusza. Oryginalność i wdzięk myśli, bujność imaginacji, talent instrumentowania, mistrzowska egzekucja zachwycały słuchaczów". Sam Chopin wyznaje: "Adagio z Koncertu e-moll jest romansowe, spokojne, melancholiczne, powinno czynić wrażenie miłego spojrzenia w miejsce, gdzie stawa tysiąc lubych przypomnień na myśli... Jest to jakieś dumanie w piękny czas wiosenny, ale przy księżycu..."




Organizator koncertu Marek Kamma - przy kamerze


Przesympatyczni konferansjerzy

W koncercie pożegnalnym Chopina występuje panna Konstancja Gładkowska, jak doniesie Fryderyk Tytusowi Wojciechowskiemu: "Biało, z różami na głowie do twarzy prześlicznie ubrana, odśpiewała cavatinę tak, jak jeszcze nigdy nie śpiewała - 'Ileż łez wylałam przez Ciebie'...". Fryderyk żegna się z Ojczyzną. Jeszcze odwiedzi Tytusa w jego majątku pod Hrubieszowem i napisze doń melancholijnie: "Tęsknotę mi zostawiły Twoje pola..."

Jeszcze zażartuje: "Partycje pooprawiane, chustki do nosa poobrębiane, nowe spodnie przymierzone. Tylko się żegnać, a to najprzykrzejsze. Nuty w tłumok, wstążeczka do duszy, dusza na ramieniu i w dyliżans. Łzy jak groch padać będą ze wszech stron wzdłuż i wszerz miasta...". Ale z goryczą doda: "Myślę, że wyjeżdżam po to, żebym na zawsze zapomniał o domu, myślę że jadę umrzeć - a jak to przykro musi być umierać gdzie indziej - nie tam, gdzie się żyło".

Konstancja wpisze mu do sztambucha drugi wiersz:
Ażeby wieniec sławy
w niezwiędły zamienić
Rzucasz lubych przyjaciół
i rodzinę drogą
Mogą Cię lepiej
obcy nagrodzić, docenić!
Lecz kochać bardziej od nas
- nigdy Cię nie mogą!

Po miesiącach, gdy panna Gładkowska poślubi zamożnego ziemianina, Fryderyk dopisze do tych słów jak pasażyk szyderczego scherza: "Mogą... Mogą...". I doda: "Myślałem, że to był anioł. A to była zwykła Konstancja".

Opuszczał Polskę 2 listopada roku 1830, gdy płonęły zniczami zadusznymi warszawskie cmentarze. Na rogatkach Warszawy chór pod dyrekcją Józefa Elsnera zaśpiewał mu proroczo:
Choć odjeżdżasz w obce kraje
Lecz serce Twoje
pośród nas zostaje!

"Sercem Polak" - opowieść o życiu Chopina. Autor: Barbara Wachowicz

Nasz Dziennik.pl

Recenzja z koncertu Krzysztofa w North Sydney - już wkrótce!!!